Miniony weekend spędziłem w miejscowości Milówka na ślubie i weselu mojego syna chrzestnego. Pomijając jednak jedzenie przeróżnych weselnych frykasów, większość tego czasu upłynął mi na rozmowie z pewnym dawno niewidzianym kolegą, który kiedyś, jak pamiętam, był bardzo dogmatycznym liberałem, a dziś… no, nie powiem, że jest socjalistą tak jak ja, ale owszem – rozmawiało nam się bardzo dobrze.
Ktoś złośliwy – niewykluczone, że będzie to mój kumpel Michał Dembiński – od razu mi powie, ze trafił swój na swego, jednak każdego chętnego muszę na samym początku zawieść. Otóż nic z tego. Kolega o którym wspominam to ktoś, kto z minionego dwudziestolecia wyciągnął niemal same korzyści. Ma dom, dwa mieszkania, bardzo dobrą pracę, zero długów i święty spokój. No i twierdzi, że to do czego Polska po tych dwudziestu już ponad latach doszła to czarny syf, który musi się skończyć jakimś nieszczęściem. Musi. Po prostu musi. Przed nami wybuch.
Dziś cała blogosfera żyje tekstem Roberta Mazurka o tak zwanych lemingach, który on opublikował – jakże by inaczej – w „tygodniku autorów niepokornych” „Uważam Rze”, a w którym próbuje on przedstawić typowego wyborcę Platformy Obywatelskiej jako zamieszkującego Warszawę durnia, zatrudnionego w jakiejś poważnej firmie, na wakacje jeżdżącego do ciepłych krajów, natomiast tu na miejscu wydającego swoje ciężko zarobione pieniądze na pozorne przyjemności, i patrzącego z pogardą na wszystkich, którym się nie udało. Otóż z moich obserwacji – a mam ich kilka – wynika, że nie ma nic bardziej bzdurnego. Ludzie którym w nowej Polsce się udało – udało naprawdę i na dobre – pomijając bandę gangsterów, którzy i tak każdego dnia drżą o to, by nie trafić na listę kolejnych samobójców, to ludzie, którzy świetnie wiedzą jak jest. A jeśli się nie ujawniają ze swoimi poglądami, to tylko ze strachu przed agresją rozwścieczonych zawistników. Lemingi, na temat których próbuje się mądrzyć Mazurek, są zupełnie gdzie indziej i wyglądają zupełnie inaczej, niż to się jemu w jego durnej pale wyrodziło.
Ale wracajmy do tematu. Cała blogosfera żyje tekstem Mazurka i wszyscy się strasznie cieszymy, że Mazurek tak sprytnie zdiagnozował nasz kłopot. Otóż nieprawda. On niczego nie zdiagnozował. Ludzie o których on pisze, nie istnieją, natomiast ludzie o których chciał napisać wcale nie sa lemingami. Oni, jak już wspomniałem, wszystko świetnie wiedzą. I kiedy przyjdą kolejne wybory, jeśli w ogóle, będą głosować na PiS. Jednego z nich niedawno miałem okazje spotkać. Co ja mówię, jednego? Kilku.
A zatem wiadomo, że ten cały liberalizm nie wypalił. Że to cale gadanie o wędce, o możliwościach, o talentach, o wysiłku to gówno, które można sobie potłuc o kant siedzenia. Nie ma żadnej wędki, a co gorsza, nie ma nawet ryb, które ci co je już dawno zjedli i tak złowili na prąd, a nie na jakąś głupią wędkę. A zatem, doszliśmy wszyscy do bardzo ciekawego momentu, gdzie zdecydowanie bardziej kompromitującą rzeczą jest głosić pochwałę kapitalizmu, niż zwykłą lewicową wrażliwość. W tej sytuacji, z wysoko podniesioną głową, chciałem zwrócić uwagę na to, cośmy dostali wraz z tymi pieprzonymi paszportami w każdej szufladzie, telewizorami, które się da przykleić do ściany i sklepami pod fikuśnymi nazwami „Krasnoludek” (to ten zagraniczny) i „Biedronka” (też zagraniczny, tyle że po polsku).
Kiedy pojawiła się telewizja satelitarna, najpierw kupiliśmy antenę satelitarną i prosty dekoder, no i z prawdziwą radością oglądaliśmy sobie stacje Sky News i Sky Sport. Po pewnym czasie, z jakiegoś powodu to się skończyło i zainstalowaliśmy się w firmie Wizja TV, która następnie, jako Cyfra+ została przejęta przez francuski Canal+. Kiedy nas ta Cyfra zaczęła denerwować, poszliśmy do Polsatu, a kiedy Polsat okazał się jeszcze bardziej nie do zniesienia, trafiliśmy do Telewizji N, z którą obecnie się męczymy.
Jak być może większość czytających ten tekst wie, miniona sobota i niedziela, ale również kilka dni poprzedzających, upłynęły nam na podziwianiu sportowych wyczynów polskich siatkarzy i Agnieszki Radwańskiej. Kiedy piszę „upłynęły nam” mam na mysli oczywiście tylko tych, którzy akurat trafili na ofertę Polsatu, bo dzięki nowym rynkowym regulacjom, czasy w których, jak za Gierka, czy Jaruzelskiego, cała Polska mogła się emocjonować sukcesami polskich sportowców należą do przeszłości. Dziś jest tak, że mimo bardzo bogatej – czasem wydawałoby się niepotrzebnie aż tak bogatej – oferty, możliwości są znacznie ograniczone. Efektem tego jest na przykład to, że dwa największe w ostatnich latach sukcesy polskiego narodowego sportu, czyli finału Wimbledonu z udziałem Agnieszki Radwańskiej i zwycięstwa polskich siatkarzy w Lidze Światowej abonenci Cyfry+, N, oraz ci wszyscy, którzy akurat satelity nie mają. Ta niezwykła satysfakcja była dostępna tylko dla tych, którzy mają podpisaną umowę z Polsatem. Dlaczego? Jak to dlaczego? Bo jest kapitalizm. Jest wolny rynek. Jest wolna konkurencja. Polsat sobie kupił prawa do transmisji, więc ma to, za co zapłacił. Kupił sobie Polsat te prawa, i w dodatku zapłacił tyle, by nikt kto nie ma podpisanej umowy z Polsatem nie znalazł śladu tych pojedynków nigdzie. Jak kto chce, niech płaci Polsatowi, to też będzie miał. Też sobie obejrzy jak siatkarze leją Amerykanów, a nasza Agnieszka Radwańska dzielnie walczy z tak bardzo niefortunnym katarem i z Sereną Williams. To w tym roku. A w przyszłym? Się zobaczy. Wszystko zależy od tego, jak się stacje umówią. Być może w przyszłym roku Wimbledon trafi w ręce Eurosportu, a więc będzie dostępny powszechnie. A może nie. Wszystko weźmie znów Solorz. Się zobaczy. Zdecyduje pieniądz. Rynek.
A zatem, ja świetnie sobie zdaję sprawę z tego, na co się narażam, kwestionując odwieczne prawo rynku, że oto własność przede wszystkim. I, powiem uczciwie, że do końca nie mam pewności, czy stoją za mną jakiekolwiek argumenty. Jednak jest coś, na co chciałbym zwrócić uwagę. Otóż wczoraj powszechnie dostępny– a więc nie transmitujący ani walki Radwańskiej, ani zwycięstwa siatkarzy – Polsat Sport News pochwalił się, że oto oni odniesli wielki komercyjny sukces, ponieważ obie transmisje obejrzało ponad milion widzów. A to bardzo dużo. Az 16 procent z tych, co z reguły oglądają Polsat. A ja się zastanawiam, ile osób obejrzałoby ów tryumf polskiego talentu, polskiego wysiłku, polskiej wielkości, gdyby nie owe fantastyczne prawa rynku, gdzie, jeśli coś chcesz, masz zapłacić? No ile? Pięć milionów? 10 milionów? Ile osób oglądało sukcesy Małysza w ogólnodostępnej TVP? Tyle że kogo to obchodzi.
Kiedy polscy siatkarze wrócili z Bułgarii ze swoim tryumfem, prosto z lotniska pojechali do Donalda Tuska na obiad. I to jest zrozumiale. Ich zwycięstwo to sprawa narodowa. Ich sukces i ich radość, to nasz sukces i nasza radość. Prezydent śle depeszę, a Premier przyjmuje na uroczystym obiedzie. No a przy tym, ów sukces Polsatu. Ponad milion widzów. Przepraszam bardzo, ale czy jest może coś, czego ja nie rozumiem? Czy ktoś mnie może pyta, co zrobić skoro, jak wiemy, wszystko jest na sprzedaż? Proszę uprzejmie. Chętnie odpowiem. Można zmienić priorytety. Część z tej oferty wyłączyć, a inną część można wystawić na tak zwany sale. Zróbmy tak, że każde tego typu narodowe wydarzenie będzie dostępne w przestrzeni od początku do końca publicznej, natomiast jeśli komuś się zrobi przykro z tego powodu, że rynek został narażony na straty, niech ów obiad w Kancelarii Premiera, połączony z deklamacją adresu Prezydenta będzie transmitowany wyłącznie przez stację „N Sport”. Ja to przeżyję. Zwłaszcza że zawsze jest szansa, że podczas przekazywania slow Bronisława Komorowskiego, któryś z siatkarzy lektorowi doprawi zabawne rogi.
Dziękuję wszystkim za wsparcie, jakie otrzymaliśmy w związku z ambicjami mojej córki. Proszę zostac z nami i być. Po prostu być.
Marzy mi się, ze kiedyś przy podobnej okazji jakiś nasz siatkarz wyrazi publicznie ubolewanie " Szkoda tylko, Panie Premierze, że tak niewielu mogło oglądać nasz sukces" :(.
OdpowiedzUsuńJak to się mówi, marzenia trzeba mieć :)
Po raz n-ty uprzejmie wyjaśniam, że kapitalizm nie jest ustrojem, a wyłącznie metodą finansową. Nie jest bowiem integralnie związany z żadną aksjologią. Technicznie biorąc, możliwy jest przy każdej. Kto wątpi, niech popatrzy na Daleki Wschód.
OdpowiedzUsuńInną jest zaś sprawą, przy jakiej, konkretnej aksjologii kapitalizm jest najbardziej twórczy i najwydajniejszy. Na pewno nie przy liberalizmie, bo ten metodę finansową używa wyłącznie do zużywania gospodarki i więzi społecznych, a nie do ich rozwoju.
Inne (poza finansowymi) rzędne życia zbiorowego i gospodarki liberalizm umyślnie odrzuca. Nie dlatego, że są zbędne, ale dlatego, że mu samemu przeszkadzają (choć nie metodzie kapitalistycznej jako takiej!).
Pod powyższym względem, związek liberalizmu z kapitalizmem jest zaprzeczeniem racjonalności związanej z postulatem intensywnego gospodarowania. Liberalizm jest aksjologią ekstensywnej eksploatacji. Kto nie wierzy, niech popatrzy na Unię.
Tam, gdzie obserwujemy dziś rzeczywisty rozwój, liberalizm nie ma z danym rozwojem nic wspólnego. Wręcz przeciwnie. Oczywiście, mowa tu o rozwoju, a nie o wzbogacaniu się kosztem rozwoju.
Wydaje się, że rozmówca Toyaha dobrze te paradoksy zrozumiał. Wolny rynek polega na powszechności transakcji korzystnej wymiany. Zatem istnieje tym bardziej, im więcej ludzi w wymianie uczestniczy z korzyścią dla siebie. Gdy w korzyściach, jak w liberalizmie, uczestniczą tylko nieliczni, rynek się zwija, a nie rozwija. Wystarczy popatrzeć na obecnie marnowaną Polskę.
"Ma dom, dwa mieszkania, bardzo dobrą pracę, zero długów i święty spokój. No i twierdzi, że to do czego Polska po tych dwudziestu już ponad latach doszła to czarny syf"
OdpowiedzUsuńMoże się wyprowadzi na Białoruś czy do Petersburgu - czy nawet do Londynu. Albo konkretnie przymierzy się żeby zmienić Polską na lepszą. A nie marudzić. Bo marudzenie od dobrze sytuowanych ludzi nie wzbudza u mnie szacunku.
"If you can do something about a situation - do it; if you can't - don't moan"
- Michał Dembiński, 1989.
@Michael
OdpowiedzUsuńLudzie zadowoleni z tego jak akurat mają nie wynaleźliby nawet koła.
Liberalizm żąda zgody na zastane warunki. Preferuje tylko tych, którzy na zastanych warunkach żerują. Żerowanie wymaga utrwalania żerowiska i metod żeru. Dlatego liberalizm jest gwarancją społecznego niepowodzenia w dłuższym okresie. To już widać.
Każdy przytomny ekonomista wie już dzisiaj, że w obszarze preferowanych narzędzi gospodarki, wymiana keynesizmu na monetaryzm była szkodliwa, zaś argumenty za tą zamianą polegały na nieporozumieniach. Ukrytym motywem było zaś odrzucenie hamulców, zwłaszcza zawartych w czymś, co się nazywało social responsibility.
Ta współodpowiedzialność włączała management, business, korporacje itd. we wspólnotę. Przynajmniej taki był kierunek, a teraz?
Ze zbiorowego punktu widzenia, powodzenie osiągają te społeczności, które stosują liberalizm na zewnątrz ze skutkiem niszczenia swojej konkurencji. Natomiast do wewnątrz trzymają się zasad współodpowiedzialności.
Moim zdaniem, kto Polsce życzy dalszego trwania liberalizmu, życzy jej źle. Może sobie życzy dobrze, ale Jej na pewno źle.
Z tym, że Polska, jako pewna wartościowa idea społeczna jest wieczna, co jako pierwsi spostrzegli co mądrzejsi Anglicy (np. Chesterton).
Tę falę niszczenia Polska też przetrzyma. Ale inni? Nie wiadomo.
@Mike
OdpowiedzUsuńAleż on nie jęczy nad swoim losem. On jęczy nad losem tych, którzy mają przesrane. A niewykluczone że trochę też nad Twoim. Uwierz mi wreszcie, że zadowolonych ludzi sukcesu, takich jak Ty, jest z każdą chwilą coraz mniej. I że już niedługo będziecie stanowić wyalienowaną, nicnierozumiejacą grupę dziwaków. I że to właśnie ci niezadowoleni wezmą sprawy w swoje ręce i swój sukces przemienią w dobro publiczne. A Wy będziecie musieli żyć ze świadomością, że kiedy to wszystko się działo, staliście z boku, zapatrzeni we własne, pięknie wysportowane brzuchy .
@toyah
OdpowiedzUsuńMichael chyba nie rozumie, że są różne poziomy zadowolenia z życia.
Znam wielu ludzi, którzy osiągnęli sukces finansowy i zawodowy, ale nie mogą się z niego cieszyć, kiedy widzą naokoło nędzę, głodujące dzieci i uczciwych przedsiębiorców zrujnowanych przez państwo i cwaniaczków z dużych koncernów.
Można się od tego odgrodzić w strzeżonym osiedlu, oglądając TVN i słuchając o sukcesach z ust premiera, ale chyba nawet najwięksi zwolennicy PO wiedzą, że to nie jest prawdziwe życie.
Ludzie sukcesu chcą żyć w normalnym państwie, w którym chroni się najuboższych, zapewnia się przestrzegania prawa i równych reguł gry.
Co mi po osobistym sukcesie, jak widzę totalny upadek państwa i niesprawiedliwość na każdym kroku.
Do tego jeszcze aparatczycy w stylu Dworaka, przez których nie będę mogła oglądać tego, co mnie interesuje.
@Marion
OdpowiedzUsuńPomyśleć tylko że to jest takie proste.
@Marion @toyah
OdpowiedzUsuńTo jest proste, dopóki jeszcze wierzymy Arystotelesowi, że Człowiek jest zwierzęciem społecznym.
Jednak obecnie, coraz więcej ludzi pretendujących do rozumu wierzy, że człowiek jest zwierzęciem.
Stąd te kwiprokwa, kwa, kwa.
-----------
Skoro wcześniej ogólnie przypomniałem Chestertona, to teraz przypomniała mi się taka jego wypowiedź, w której kategorycznie ustalił, że ilekroć ktoś deklaruje nienawiść do Polski i polskości, ten zawsze w końcu okaże się łajdakiem.
Słów nie pamiętam, ale sens był taki.
On to stwierdził jeszcze przed wyniesieniem Hitlera, a co dopiero mówić o wyniesieniu leberałów, czy lemingów.
Niech się sami wynoszą! Za oknem grzmi.
O już mam:
OdpowiedzUsuńprzedruk za:
http://pl.wikiquote.org/wiki/Gilbert_Keith_Chesterton
Zawsze byłem stronnikiem polskiej idei, nawet wtedy, gdy moje sympatie opierały się wyłącznie na instynkcie (…) Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych sądów – i metoda okazała się niezawodną.
Może rozplakatować Jeziorek nie wyłączając?
@Orjan
OdpowiedzUsuńZawsze mnie zastanawia bezrefleksyjność tych upajających się własnym sukcesem.
Rozumiem, że można nie być zwierzęciem społecznym i pozostawać nieczułym na niesprawiedliwość i nędzę innych. Ale przecież żyjąc w naszym państwie nie można być niczego pewnym. Na myśl dostania się w szpony polskiego wymiaru sprawiedliwośći, choćby się było najuczciwszym człowiekiem na ziemi, skóra cierpnie. Podobnie jest ze służbą zdrowia (nie wszystkie terapie można sobie kupić), z systemem podatkowym, nie mówiąc już o nieuczciwych kontrahentach, którzy mogą człowieka zrujnować zupełnie bezkarnie. Dlatego dziwi mnie, że ci samozadowoleni wierzą, że ich pomyślność jest wieczna i zależy od nich samych.
Z samej radości, że udało mi się po tak długim czasie niemożności zalogować, napiszę o Mazurku. Co za cholerny przykład, ile stron można w gazecie napisać, pomijając całe meritum sprawy. Najlepsze były rysunki, które z rozpaczy długo kontemplowałem. Gdyby nie jedno zdanie, to, że największym majątkiem hipstera jest kredyt we frankach, ani razu bym się nie uśmiechnął.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam moherowo
Ps. wyraz moherowo ładnie mi podświetla na czerwono. Lemingi chyba naprawdę istnieją i umieją ciąć ze słownika
@SilentiumUniversi
OdpowiedzUsuńCo z tym logowaniem? Bo nikt mi nic nie meldował.
Co do Mazurka, nie chce znowu narażać się na zarzuty, że zżera mnie pycha, ale muszę to powiedzieć. Jedno dowolne hasło z mojego Elementarza jest wielokrotnie głębsze, zabawniejsze i lepiej napisane, niż ta żenada.
Z logowaniem nie badałem sprawy, po prostu nie potrafiłem, i tyle (loguję się przez konto Google). Pisało mi rutynowy komunikat o niemożliwości zalogowania się. Po paru próbach, dawno, dawno temu poddałem się. Pewien wpływ na mnie miały pewnie wcześniejsze walki z S24, gdzie mniej więcej po miesiącu musiałem prosić o nowe hasło, stare traciło ważność. Myślałem, że tu też tak jest. Komentuję z doskoku, a stary komputer działał w tempie zdychającego ślimaka, to czułem się tym bardziej zdemotywowany. Teraz mam nowy, tak faktycznie to jeszcze starszy, ale znacznie szybszy. Da się.
OdpowiedzUsuńZ rozpędu pominąłem jeszcze jeden dziwny mazurkowy szczegół: czemu on tak podkreśla (kilka razy), że młodzi, wykształceni z wielkich miast są ze wsi? Dlatego, że wieś na Kaczafiego głosuje? A może miało być dużymi literami?
Jeszcze raz pozdrawiam
@toyah
OdpowiedzUsuńJa o Mazurku.
Sadzę, że Mazurek zakupił twój Elementarz i postanowił spróbować - z miernym skutkiem.
Może jednak "Uważam Rze" zaczyna poranek od czytania Twojego bloga?
Jeżeli nie cała redakcja to przynajmniej Mazurek ostatecznie poświęciłeś mu trochę Twojej twórczości.
Choć w Elementarzu byłeś dla niego i tak delikatny
@SilentiumUniversi
OdpowiedzUsuńMazurek to alien. Jak większość z nich.
@raven59
OdpowiedzUsuńTak by to wyglądało.