środa, 13 czerwca 2012

Facebook, czyli wszystko

Zdjęcie, które zamieściłem pod wczorajszą notką - podobnie zresztą, jak film, który pojawi się na sam koniec tego tekstu - otrzymałem od mojej córki, która znalazła je na Facebooku w parę sekund po zakończeniu meczu Polska-Rosja. Kiedy piszę „parę sekund”, wcale nie przesadzam. To w istocie było parę sekund. A to oznacza, że faktycznie, mecz się skończył, a moja córka w jednej chwili pobiegła do swojego pokoju i włączyła swojego Facebooka. O, tak!
Mamy w domu trzy komputery i jeden laptop. Laptop należy do pani Toyahowej, i tam Facebook nie istnieje. Komputer przy którym siedzę na co dzień również jest od Facebooka wolny. Dwa pozostałe, dzielone między troje dzieci, od rana do wieczora mają pootwierane dziesiątki tak zwanych kart, a każda z nich w ten czy inny sposób prowadzi albo do Facebooka, albo od Facebooka. Ostatnio, kilka razy zauważyłem, że już nawet ten komputer jest zatrzymany na stronie logowania Facebooka. Wtedy, jeśli chcę tu coś napisać, muszę się ponownie zalogować.
O ile sobie dobrze przypominam, kiedy poprzednim razem pisałem tu o Facebooku, wspomniałem rozmowę, jaką odbyłem z którymś z moich dzieci na temat tego, co takiego jest w tym Facebooku, co sprawia, że dla każdego z nich wynalazek ten to właściwie całe życie. A było tak, że ja – z żaden sposób nie potrafiąc pojąć tej fascynacji – zadałem proste pytanie: „Co tam jest takiego, od czego nie można się choć na chwilę oderwać?”, na co otrzymałem odpowiedź: „Tam jest wszystko”. Zdziwiła mnie ta informacja, bo przez, przyznaję, że niezbyt długi okres, kiedy to sam z Facebooka korzystałem, wydawało mi się, że zabawa ta polega głównie na dopisywaniu kolejnych nazwisk do listy swoich znajomych, no i wyrażaniu zgody na to, by nasze nazwisko znalazło się na innej liście. Raz też zdarzyło się, że pewna moja dawna uczennica coś do mnie na tym Facebooku napisała, a ja jej odpisałem, po to tylko zresztą, żeby dalszą część tej wymiany odbyć już telefonicznie. Raz też, pamiętam, zauważywszy jakimś cudem, że wśród „zespołów które lubię”, jest też coś co się nazywało Crime And The City Solution, odezwał się do mnie Simon Bonney, wokalista grupy i mnie pozdrowił. No i to tyle. A tu tymczasem, moje dziecko mi mówi, że „tam jest wszystko”.
Od tamtej rozmowy minęło już dość dużo czasu, a ja z coraz większym smutkiem stwierdzam, że moje dzieci – podobnie zresztą, jak bardzo wiele osób z ich pokolenia, a może i z pokoleń sąsiadujących, na całym świecie – od Facebooka stają się autentycznie uzależnione, a co gorsza, zauważam przy tym, że ja już chyba zaczynam rozumieć, co to znaczy, że „tam jest wszystko”. Otóż wygląda na to – mogę się oczywiście mylić, ale tak to w istocie wygląda – że wszystko, dokładnie wszystko, czym żyje każde z nich, a więc piosenki, wiersze, powieści, sztuka, plotki, polityka, różnego rodzaju ciekawostki, światowe sensacje – tego wszystkiego oni się dowiadują z Facebooka. Nagle sobie uświadomiłem, że to co dotychczas uważaliśmy za Internet z całym swoim bogactwem, skumulowało się właśnie na Facebooku. Że doszło do sytuacji, gdzie Internet, okazawszy się jako całość zbyt duży, zbyt rozległy, zbyt pojemny, stał się im potrzebny wyłącznie jako dostarczyciel Facebooka. A sam Facebook, przez swoją intensywność i to niezwykłe wręcz „stargetowanie”, stał się czymś, co sprawiło, że wszystko inne stało się zwyczajnie niepotrzebne.
Mam kolegę, który też ma dzieci, tyle że od moich starsze. Dzieci te są bardzo dobrze wykształcone, bardzo inteligentne, no i życiowo dość zaradne. Opowiadał mi kolega – jeszcze przed laty, kiedy nie bardzo wiedziałem, co to takiego ten Facebook – że kiedy jego syn przychodzi do nich ze swoją żoną na niedzielny obiad, oni wszyscy najpierw siadają do stołu, grzecznie jedzą, równie grzecznie podtrzymując rozmowę, następnie wstają od stołu, po czym syn i jego żona wyciągają po laptopie, siadają w fotelach i zaczynają załatwiać swoje facebookowe sprawy. Jak mówię, wtedy historia ta wydała mi się bardzo egzotyczna, z tego choćby względu, że i sama nazwa Facebook funkcjonowała w mojej świadomości jako coś bardzo egzotycznego. Dziś jednak widzę to bardzo jasno tuż pod samym swoim nosem.
Nie wiem, jaka szersza wizja przyświecała człowiekowi nazwiskiem Zuckerberg, kiedy tworzył dzieło swego życia. Na poziomie podstawowym wszystko wydawało się proste. Chodziło o to, by stworzyć portal społecznościowy dla studentów Harvardu, tak by mogli oni podtrzymywać stare znajomości i wymieniać się zdjęciami. Czy ów Zuckerberg wiedział, co jest na końcu tej drogi? Może tak, może nie. To akurat jest tu bez znaczenia, bo czy on w tym wszystkim był ręką, czy zaledwie narzędziem, nie zmienia faktu, że dziś setki milionów osób, takich jak moje dzieci, czy dzieci mojego kolegi, zostały pozbawione szansy spędzania czasu w taki sposób, by móc dokonywać wyboru. A tym samym, zostały pozbawione czegoś, co się powszechnie nazywa wolnością.
Od kilku dni, próbuję przekonać mojego syna, by wykonał ten gest udowodnił, że jest mężczyzną, i wyrejestrował się z Facebooka. Żeby, jako jedyny ze swojego towarzystwa, pokazał że jest człowiekiem wolnym. I wiem, że ile razy na ten temat rozmawiamy, on słyszy, co do niego mówię, i mnie rozumie, albo przynajmniej zrozumieć się mnie próbuje. Wiem to choćby stąd, że w pewnym momencie on sam – bez żadnej mojej sugestii – przyznał, że, kiedy się nad tym zastanawia, dochodzi do wniosku, że Facebook tak naprawdę nie przyniósł mu dotychczas jednej wymiernej korzyści. Zero. Facebook go tylko uzależnił. Tylko go zniewolił. Facebook, z pewnego punktu widzenia, doprowadził go do sytuacji wręcz tragicznej – do stanu, gdzie on nawet nie jest w stanie zwyczajnie, po ludzku się ponudzić. Do sytuacji, gdzie on – ja już nie mówię o tym, by sobie włączyć telewizor, czy wziąć do czytania książkę – nie jest w stanie zwyczajnie siąść w fotelu i bezmyślnie pogapić się w sufit. Facebook tę część naszego życia skutecznie zlikwidował. Dzięki Facebookowi już nikt nigdy nie będzie się nudził. A jeśli i nawet to akurat uczucie się od czasu do czasu pojawi, to też wyłącznie w ramach samego Facebooka. Człowiek wejdzie na „fejsa”, zacznie ziewać, jęknie: „Ale nudy!”, i poczuje że życie jest do niczego.
Czy Mark Zuckerberg, tworząc ów projekt, wiedział, że tak to się skończy? Jak mówię, może wiedział, może nie wiedział. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego dzisiejszy sukces w dużym stopniu opiera się właśnie na tym. Na skutecznej likwidacji nudy. Na takim przetworzeniu rzeczywistości, że wszelka ewentualna nuda zostaje ograniczona właśnie do tamtego wymiaru, do świata realnego\, a jeśli jakimś cudem pojawi się i tu, to wyłącznie na zasadzie jakiejś awarii.
Szedłem dziś rano do pracy, i jak co dzień, wokół mnie rozdawano gazetę „Metro”. Na pierwszej stronie, zdjęcie piłkarza Blaszczykowskiego i wielki tytuł „Kuba Boski Blaszczykowski”. Chodzi o to, że Blaszczykowski w meczu z Rosją zdobył dla Polski bramkę – to już jest druga polska bramka na tych mistrzostwach! – i dzięki tej bramce… właściwie, nie wiadomo, co dzięki tej bramce, bo sytuacja w grupie jest taka, że nawet gdyby tej bramki nie było, nic by to nie zmieniło. I tak trzeba nam wygrać z Czechami, co może się okazać trudne. No ale ten tytuł właśnie taki jest. Na drugiej stronie tego samego „Metra”, kolejny wielki tytuł „Kuba znaczy kapitan”. Jeszcze wczoraj, w telewizji pokazano polskich kibiców, jak stoją pod hotelem, w którym mieszkają polscy piłkarze i skandują „Dziękujemy! Dziękujemy! Dziękujemy!” Jeszcze wcześniej, w programie „Kropka nad i” Monika Olejnik wystąpiła w ogromnym biało-czerwonym kapeluszu, a na wtorkowym posiedzeniu rządu ministrowie założyli szaliki i odśpiewali piłkarski hymn. Patrzę na ten film, widzę, że przed każdym z ministrów stoi laptop. A ja już się tylko zastanawiam, czy oni wszyscy są zalogowani.

Zanim obejrzymy sobie to coś, bardzo wszystkich proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, no i zapraszam do księgarni Coryllusa, gdzie można kupić obie moje książki. Szczerze polecam.


16 komentarzy:

  1. wczoraj rozmawiałem z kolegą o ciekawej sytuacji z dziedziny fizyki, mianowicie okazuje się, że kazda rzecz, każdy materiał ma określoną częstotliwość, na którą reaguje, fizycznie wygląda to tak, że pobudzając dany materiał ściśle mu odpowiadającą częstotliwością zaczyna on się wzbudzać, np. szkło można doprowadzić do pęknięcia itd. facebook jawi mi się właśnie jako taka perfekcyjnie dobrana częstotliwość do określonego materiału, w tym wypadku interfejs do przeciętnej umysłowości, skuteczność tego g. jest porażająca

    dla mnie osobiście najbardziej znaczace jest to spłaszczenie relacji międzyludzkich do ikonek i kliknięć typu: ten teraz został twoim przyjacielem (jedno kliknięcie), albo: teraz to co wystawiłeś ma dwa lajki, a to na przykład ma 200 lajków, byłoby komiczne gdyby nie było przerażające jak to się koduje we łbach
    p.s.
    polecam film Finchera "Social network" daje on wgląd w kulisy i postać założyciela twarzoksiążki, nieciekawa postać

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja opowiem jak to byłem na fejsbuku.
    Miałem tam konto i wdałem się z pyskówkę z jakimiś ludźmi którzy założyli grupę w celu urządzenia jakichś brewerii na Krakowskim Przedmieściu (czasy Krzyża)
    Żeby móc to robić musiałem się do nich "zapisać".
    Po iluś tam wymianach tekstów z obu stron moje konto zostało zlikwidowane.
    Bez ostrzeżenia, jakiegokolwiek sygnału - ciach i koniec.
    Po prostu w pewnym momencie nie można się zalogować bo system mówi że jest błędny login lub hasło.
    Założyłem drugie konto (z fałszywymi danymi) i po pół godzinie to samo.
    Zrezygnowałem zatem z mojego udziału w tym... czymś.

    Najciekawsze jest to że po takim usunięciu użytkownika znika wszystko co ten użytkownik wytworzył czyli zdjęcia i wszystkie wpisy we wszystkich dyskusjach.
    Zupełnie jak w "1984".
    I dyskusja w której się brało udział wygląda tak że ludzie coś piszą ale nie wiadomo o co im chodzi bo nie ma moich odpowiedzi.

    I dziś moi znajomi czasem o czymś mówią a ja nie wiem o co chodzi, a dlatego nie wiem bo "to było na fejsbuku".

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie stwierdzenie, że na Twarzoksiążce "jest wszystko" oznacza, że tak naprawdę tam nic nie ma.
    FB odbieram jako stronę informacyjną, możliwość kontaktu i wymiany myśli ze znajomymi, z którymi kontakt fizyczny jest utrudniony.

    Myślę, że to także kwestia mody. Nasza Klasa też była na fali a dziś chyba mało kto tam zagląda.
    FB też kiedyś się skończy i problemem będzie z osobami, które żyją w tym świecie wirtualnych kontaktów.

    OdpowiedzUsuń
  4. @tomak
    Widziałem ten film. oczywiście, że to nieciekawa, jak piszesz, postać. Natomiast jak idzie o Facebooka, ja na początku sądziłem, że to chodzi tylko o te kliknięcia. A jednak nie. Nie tylko. Tu dochodzi do tego, ze onisię boja, że jak stracą Facebooka, stracą kontakt ze światem.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Remo
    A to ciekawe, bo ja słyszałem, że te dane nigdy nie zostają usunięte. Może Ty nie masz do nich dostępu, ale one tam są.

    OdpowiedzUsuń
  6. @birofil
    Też myślę, że to się skończy. Tyle że zamiast tego powstanie coś nowego. Tu pustki oni tolerować nie będą.

    OdpowiedzUsuń
  7. @toyah
    Pewnie tak jest że tego tylko nie widać ale jest to zarchiwizowane.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah
    "pozbawione szansy spędzania czasu w taki sposób, by móc dokonywać wyboru"
    Nie bardzo rozumiem co masz na myśli? Mne sie wydaje, że wybór jest zawsze. O ile oczywiście organizm da nam sygnał, że coś jest z nami nie tak. A wierzę, że da i wtedy rodzi się refleksja, a za nią dokonanie wyboru.
    Piszesz, że dla użytkowników FB="świat". I oni boją się jego utraty. Mnie nurtuje jednak co stało się z realem, że ileśtam osób(celowo nie pisze "wielu", bo nie mam pojęcia o skali tego zjawiska)wybiera virtual.

    OdpowiedzUsuń
  9. @zawiślak
    Ględzisz, człowieku.
    W tzw. realnym świecie nie ma tak, że "wybór jest zawsze", bo to w ogóle nie jest żaden problem. I w tzw. przyrodzie nie występuje jeden model dochodzenia do reakcji, opisany przez Pana jako: "organizm daje sygnał", co za pośrednictwem "zrodzonej refleksji" wywołuje "dokonanie wyboru".
    Ten model nie jest wcale oczywisty. Więcej, nawet nie jest idealny. Za to z całą pewnością jest wydumany. A w konsekwencji do niczego nie przydatny.

    Pytanie o to stało się z realem ma błędną podstawę faktyczną, bo zakłada, że przed epoką internetu to panie, były czasy, nie to co dziś. Nic się nie stało z realem, nudy bywały, tak jak i teraz.

    Toyah w tym strumieniu świadomości opisuje zjawisko, ktore wstrząsneło Leszkiem Milerem. System coraz doskonalej wypełnia przestrzeń, przez romaitych pośredników wchodzi w coraz bardziej intymne rejony, brutalnie modyfikując relacje. I to wygląda groźnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. @zawiślak
    Oczywiście, że wybór jest zawsze, tyle że w świecie realnym. Jeśli Twój świat jest zamknięty w Facebooku, wyboru nie masz. Bierzesz to co dostajesz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jednak nawet na facebooku każdy wybiera co i kogo "lubi" i od kogo chce cokolwiek dostawać. No i może też dodawać coś od siebie. Z tym, że to wszystko jest w granicach zakreślonych przez rządzących facebookiem. A te granice z czasem będą się zapewne coraz bardziej zacieśniać. Jeśli dla kogoś facebook jest całym światem, to już ma dość wąski ten świat i jeszcze bardzo mu się ten świat może zawęzić z czasem. Co gorsza większość pewnie tego nie zauważy.

    A gol Błaszczykowskiego dał nam tyle, że nie przegraliśmy z Rosją. Może mała rzecz, ale zawsze trochę cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  12. @don esteban
    Widzi Pan, mógłbym Panu przedstawić swoje poglądy na temat możliwości podjęcia wyboru, uwarunkowań ku temu koniecznych i w ogóle wolnej woli. Ale nie zrobię tego z dwóch powodów. Po pierwsze, z tonu Pańskiego posta wynika wyraźnie, że oczekuje Pan, bym wdał się w polemikę, w której Pana wypowiedzi miałyby sprawić wrażenie głęboko filozoficznego dyskursu rodem z wiedeńskiego salonu początku XX wieku. A co do treści wpisu, to mam nieodparte wrażenie, że Pana wiedza w temacie filozofii jest na poziomie pierwszego tomu „Historii filozofii” Tatarkiewicza, i to tylko w zakresie tego, co profesor napisał przed częścią pierwszą. To oczywiście nie najgorzej, jednak zbyt mało. Do tego jeszcze ten tzw. Leszek Miler...
    Po drugie, teraz naprawdę nie mam na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Sizar
    Z tym Facebookiem to jest tak jak z jedzeniem, czy piciem. Masz pełną lodówkę, lub barek, zaopatrywane codziennie we wszystko co lubisz. I tylko w to co lubisz. To co lubisz najbardziej. I teraz mi powiedz: jaki masz wybór?
    Co do Boskiego Kuby, mam nadzieję, że go nie zrobią honorowym doradcą minister Muchy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Facebook to dla mnie platforma wymiany kulturalnej między znajomymi. Generalnie ci moi znajomi mają dobry gust, więc naprowadzą mnie na fajną muzykę czy teledysk, kolega fotograf czasem wstawi inspirujące zdjęcie. A i ja mogę pochwalić się im jakąś wyszperaną egzotyką typu teledysk wprost z Libanu (znaczy z Youtuba - tam dopiero jest wszystko!).
    30 min w ciągu dnia starcza na ogarnięcie Fejsa. Nie rozumiem tej całej fascynacji tą usługą.

    OdpowiedzUsuń
  15. @ERWO
    A co robisz, jak się okaże, że ktoś Ci przysłał jakieś fajne zdjęcie, albo klip, już po upłynięciu tych 30 minut? Czekasz do następnego dnia? Czemu?

    OdpowiedzUsuń
  16. @Toyah
    A czemu nie?

    Zdarza się jednak, że ktoś wrzuci jakiś utwór, który jest na tyle fajny, że leci w tle nie przez pół godziny lecz przez pół dnia... i jak to rozliczać? Praktycznie z fejsa nie korzystam w tym czasie nic tam nie robię, nawet nie rzucę okiem, bo np. zmywam... albo gapię się w sufit. A tak jakbym korzystał.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...