Do faktycznego rozpoczęcia Euro zostało jeszcze trochę czasu, jednak już można zobaczyć co się kroi, jak idzie o walkę władz o to, by te mistrzostwa albo zakończyły się organizacyjnym sukcesem, albo – jeśli sukcesu nie będzie – żeby wiadomo przynajmniej było, kto za tę porażkę odpowiada. Dziś Coryllus w swoim absolutnie fantastycznym wpisie na blogu zwrócił uwagę na jeden z aspektów tej sprawy, a mianowicie planowany przemarsz rosyjskich kibiców przez Warszawę. To jest tekst tak intensywny i tak pełny, że więcej już na jego temat ani słowa. Proszę sobie zajrzeć i się otworzyć. Bo naprawdę jest na co.
Ja natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, co się już u nas dzieje dziś, jeszcze zanim będziemy mieli do czynienia z najazdem, nie tylko rosyjskich przecież, kibiców. Otóż, jak może część z nas wie, drużyny występujące na mistrzostwach, jeszcze w ciągu nadchodzącego tygodnia, planują zorganizować dla siebie pewną liczbę treningów, a jeśli ktoś ma szczęście, może na te treningi zdobyć dla siebie wejściówkę. Z tego co wiem, wszystkie dotychczasowe próby zorganizowania punktów odbioru owych wejściówek zakończyły się, z różnych powodów, kompletną porażką. Wczoraj na przykład w Gdańsku zaczęto rozdawać wejściówki na trening Niemców, po 10 minutach ogłoszono, że to już koniec, a kiedy część chętnych poszła sobie zawiedziona, okazało się, że jednak trzeba było czekać.
Ktoś pewnie już sobie pomyślał, że ja właśnie oszalałem i postanowiłem zacząć się na tym blogu zajmować już tylko doraźnymi interwencjami w równie doraźnych sprawach. Otóż tych wszystkich ewentualnych strażników poziomu, chciałbym poinformować, na czym sprawa polega. Otóż kibice piłkarscy to tacy ludzie, których przede wszystkim jest bardzo dużo, i dla których poza tym coś takiego jak udział w treningu ważnej europejskiej drużyny to sprawa niemal życia i śmierci. Proszę więc sobie wyobrazić, jak większość z nich zareaguje na informacje, że oto gdzieś w Gdańsku, Gdyni, czy w Krakowie, następnego dnia o godzinie 9 rano, można sobie odebrać darmową wejściówkę. Proszę też sobie od razu wyobrazić, z jaką to demonstracją mamy już następnej nocy do czynienia. I nie mówimy tu o demonstracji polegającej na tym, że 10 tysięcy osób ze sztandarami i transparentami chce przejść z jednego miejsca w mieście do drugiego, trochę pokrzyczeć, a następnie rozejść się do domów. Tu chodzi o demonstrację ludzi, których jest, niech już zostanie tych powiedzmy 10 tysięcy, a ową wejściówkę dostanie powiedzmy co dziesiąty z nich, i teraz tylko chodzi o to, by być pierwszym.
Moja najstarsza córka od wielu lat jest prawdziwym kibicem piłkarskim, i od samego niemal początku jej ulubioną drużyną jest FC Liverpool, ulubioną ligą – Premiership, a z narodowych drużyn, to poza Polską oczywiście, Anglia. Kiedy dowiedziała się, że w Krakowie będą rozdawać wejściówki na trening Anglików w przyszły piątek, o 2 w nocy wsiadła w pociąg i pojechała do tego Krakowa. Kiedy dotarła na miejsce, było tam już jakieś pięćset osób, pomyślała więc sobie „dobra nasza” i ustawiła się grzecznie w kolejce. O godzinie ósmej, gdy do otwarcia tych kas pozostała jeszcze godzina, kolejka liczyła wiele, wiele tysięcy osób, i wtedy ktoś rzucił hasło: „Biegniemy!”, i cały ten tłum ruszył do przodu. Po chwili, kolejki już nie było, a zamiast niej kłębił się wielotysięczny podenerwowany jak cholera tłum ludzi nie znających ani swojego miejsca, ani sytuacji. No i najważniejsze – ani śladu policji. Starsza Toyahówna dziś opowiada mi z płaczem, jak to w pewnym momencie ten tłum był tak gęsty, tak wielki i w stanie takiego wzburzenia, że ona w strachu o życie, zwyczajnie stamtąd uciekła. Opowiadała mi moja biedna córka też, jak obok niej stał jakiś pan z synkiem, i płacząc tak jak ona, dzwonił na policję, żeby ktoś tam przyjechał; i zobaczył co się dzieje, ale mu odpowiadali, że policja jest na miejscu, i że wszystko jest pod kontrolą.
W telewizji właśnie poinformowano, że ostatecznie tych biletów, w obawie przed tragedią, nie zaczęto rozdawać i cały tłum został rozpuszczony do domów. W tym ludzie, którzy stali tam, cierpliwie i grzecznie, całą noc. Wejściówki na trening zostały przejęte przez policję, która je porozdawała z radiowozów przypadkowym przechodniom.
Siedzimy tu teraz bezpiecznie w domu i zastanawiamy się, co się stanie za tydzień, czy za dwa tygodnie. Już może nie koniecznie w Krakowie, ale powiedzmy, w Warszawie czy we Wrocławiu. I akurat niekoniecznie mam tu na myśli tych rosyjskich kibiców z sierpami i młotami na koszulkach, ale zwykłych ludzi, zwykłych kibiców, zwykłych przechodniów. Czytam publikowaną dziś w portalach internetowych rozmowę z Bogdanem Święczkowskim, jaka ukazała się w „Naszym Dzienniku”, gdzie Święczkowski mówi, iż „ani rząd, ani żadna inna instytucja publiczna nie są przygotowane do zapewnienia spokojnego i bezpiecznego przebiegu mistrzostw Europy w piłce nożnej […]. Mimo pięciu lat przygotowań, państwo jest w rozsypce, a wszelkie przygotowania to jedna wielka improwizacja w myśl hasła ‘jakoś to będzie’”.
A ja się zastanawiam już tylko nad jednym? Czy w tym szaleństwie jest metoda? I odpowiadam, sobie, że z całą pewnością tak. Metoda jest. Oni na sto procent mają bardzo starannie wszystko zaplanowane. Oczywiście nie jak idzie o organizację tych mistrzostw, ale o zarządzanie właśnie owym szaleństwem. Jak idzie o nich, w tym zawsze byli najlepsi. I są teraz dwie możliwości. Albo to Coryllus ma racje, kiedy pisze, że chodzi tylko o to, by wszystkich najpierw skutecznie postraszyć, a potem pokazać, że widzicie, jak się nam wszystko dobrze udało. Jak to dzięki sile państwa udało się nad wszystkim zapanować, nie dopuścić do tego by bandy chuliganów opanowały naszą wspólną europejską ojczyznę. Albo może to moje podejrzenia są słuszne. Może chodzi o to, by jednak doprowadzić do jakiejś wielkiej tragedii i odpowiedzialność za nią zrzucić na Starucha i Kaczyńskiego. No a przede wszystkim, żeby choć na jakiś czas udało się odciągnąć publiczna uwagę od tego co najważniejsze. Ja, jak zwykle, twierdzę, że to ja mam rację. Ale biorę też pod uwagę, że, choćby tylko w tym wypadku, obie wersje mogą być jak najbardziej słuszne. I w żaden sposób się nie wykluczają.
A w tej sytuacji, pozostaje nam się już tylko – jak najbardziej tradycyjnie – modlić słowami Psalmisty: „Niechaj odstąpią okryci hańbą, którzy mi mówią ‘Ha, ha’”.
Zachęcam wszystkich do kupowania książek, oraz do wspierania tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Jakoś cicho się zrobiło....
OdpowiedzUsuńMasz rację- niestety- obie wersje mogą być skuteczne. Główni reżyserzy dobrze znają nas, Polaków i wiedzą kiedy i jak reagujemy.
A patrząc z boku, na trzeźwo, to wydaje się,że naprawdę najlepiej by było, gdyby oni sami sobie tę imprezę robili,walczyli(lub nie) z tymi radzieckimi kibolami, organizowali jakieś przejazdy/ wyjazdy/podjazdy, to byłaby największa ich porażka. Wystarczy bowiem przejechać się w środku dnia po Warszawie- samochodem, metrem, tramwajem(w wielu miejsceach w ogólenie jeżdżą), to widać jak byk, że to jedna wielka katastrofa!Nie musimy w niczym pomagać. Obawiam się jednak, że będą chcieli posłużyć się nami - naiwniakami,którzy "zainspirowani" przez wiadomokogo niszczą to co może być taaakie piękne!
@Eliza
OdpowiedzUsuńNo niestety. Wygląda na to, ze tym razem nie trafiłem. Ciekawe tylko, że nigdy nie umiem tego przewidzieć.