Ostatni numer tygodnika „Uważam Rze” – ten sam, w którym redaktorzy niepokorni deklarują, że histeria, którą System nadmuchał wokół mistrzostw w piłce nożnej jest naszą osobistą histerią i władzy nic do tego – jest wypełniony tak nieprawdopodobnie wielką liczbą, równie jak ich autorzy niepokornych tekstów, że jeszcze dziesięć lat temu, do obrobienia tego wszystkiego trzeba by pewnie z dziesięć numerów magazynu „Ozon”, nie mówiąc już o wcześniejszych „Spotkaniach” czy „Nowym Państwie”. A zatem jest „okładkowa” historia o tym, że histerii nie oddamy, jest Feusette o Korze i jej zaćpanej suczce, jest Lisicki bezlitośnie gnojący samego Wojciecha Maziarskiego, jest Ziemkiewicz rozprawiający się bezlitośnie z Platforma Obywatelską i Karnowscy wypuszczający Naimskiego na opowieści o tym jak to Polska od 20 lat znajduje się we władaniu obcych służb, mamy też Cenckiewicza o komunistycznej bezpiece, Warzechę w jego stałym kabarecie o głupim Tusku, i jak najbardziej, Łysiaka, jak zawsze o sobie, i wiele wiele innych.
I wśród tych wielu wielu innych, jest też tekst o niejakim Marianie Pękalskim. Przyznaję bez bicia, że nazwisko to – podobnie jak towarzyszące mu drugie, o czym za chwilę – słyszę po raz pierwszy w życiu. Oczywiście może być tak, że z jakiegoś powodu coś przegapiłem i pozostaje to wyłącznie winą moją i mojego braku uwagi, jednak sądzę, że nie. Że ja jednak wszystko to co można było zauważyć, a co zauważyć wypadało, zauważyłem. I że zawsze byłem odpowiednio czujny. A zatem, nazwisko Pękalski – podobnie jak to drugie – w świadomości publicznej ani nigdy nie zaistniało, ani nie istnieje. I, należy się obawiać, że istnieć nigdy nie będzie.
Historia tego Pękalskiego jest tak wstrząsająca w swej intensywności, że nie mam żadnego sposobu, by ją opisać w tekście siłą rzeczy tak zwięzłym. A więc najbardziej krótko opowiem, o co chodzi. Otóż Pękalski od roku 1974 był funkcjonariuszem peerelowskiej bezpieki, a jego talenty i rosnąca z każdym rokiem pozycja w esbeckiej hierarchii sprawiła, że w pierwszych miesiącach stanu wojennego otrzymał on nową tożsamość, i już pod nazwiskiem Kotarski wszedł w struktury podziemnej „Solidarności”, gdzie ostatecznie stał się postacią bardzo ważną. Jego podstawowa działalność sprowadzała się do kierowania tak zwana Oficyną Wydawniczą „Rytm”, która miała za cel obsługiwanie druku prasy podziemnej, w tym, między innymi „Tygodnika Mazowsze”.
Wraz z końcem PRL-u, Pękalski, wciąż używając nazwiska nadanego mu przez Służby, jako Kotarski zalegalizował „Rytm” i został wydawnictwa tego już faktycznym, choć nieformalnym właścicielem. Nieformalnym, ponieważ wedle oficjalnych zapisów, właścicielem całości akcji firmy jest żona Pękalskiego, natomiast jego córka pełni tam funkcję sekretarki dyrektora, obie występujące pod nazwiskiem Pękalska. „Rytm”, wedle tego co piszą niepokorni autorzy „Uważam Rze”, jest wydawnictwem jak najbardziej „naszym”. Wydaje wyłącznie literaturę o tematyce historycznej, o bardzo patriotycznym nastawieniu, i w środowisku polskich patriotów uchodzi za bardzo cenne dzidzictwo naszej walki o wolność.
Kotarski, już jako Pękalski, zameldowany jest dziś na jednym z resortowych osiedli w Warszawie, i, również jako Marian Pękalski, major SB w stanie spoczynku, otrzymuje comiesięczną resortową emeryturę.
Co skłoniło redakcję „Uważam Rze” do zajęcia się sprawą Mariana Koterskiego- Pękalskiego, nie dowiemy się pewnie nigdy. Natomiast przynajmniej pozorną przyczyną, dla której oni wzięli te sprawę na warsztat, jest niedawno odbyta w Warszawie impreza zorganizowana na rzecz promocji wydanej przez „Rytm” książki Krystyny i Grzegorza Łubczyków „Pamięć II. Polscy uchodźcy na Węgrzech 1939-1945”. Żeby nie uronić nic z nastroju, pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment wspomnianego artykułu:
„Wśród kilkuset uczestników promocji znaleźli się m.in. kardynał Kazimierz Nycz, posłowie i senatorowie RP, dyplomaci, kombatanci II Wojny Światowej. Wybitny aktor Olgierd Łukaszewicz odczytał list gratulacyjny od Bronisława Komorowskiego, adresowany do wydawcy. Oficynę Wydawniczą Rytm reprezentował jej dyrektor Marian Kotarski, który był bohaterem dnia i odbierał liczne gratulacje. Od 1990 r. wydał setki książek historycznych i był laureatem wielu ważnych nagród, m.in. w 2001 r. z rąk ówczesnego ministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego otrzymał medal ‘Za zasługi dla Obronności kraju’, a w tym samym roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi republiki Węgierskiej. Nosi honorowy tytuł Rycerza Klio. Rytm jest dotowany przez szereg instytucji państwowych III RP. Zyskał prestiż, a jego historyczny związek z podziemną ‘Solidarnością’ podkreśla logo firmy pisane charakterystyczną solidarycą”.
Z mojego punktu widzenia, cała sytuacja jest jasna jak słońce, i właściwie ten moment jest chwilą idealną, by już nie powiedzieć ani jednego słowa więcej. Jednak znam życie i wiem, że na pewno znajdą się wśród nas tacy którzy mnie spytają, o co mi do jasnej cholery znowu chodzi? „Uważam Rze” ujawnia wielką aferę, w dodatku aferę, która – co sam przyznaję – dotychczas pozostawała głęboko ukryta, a ja, zamiast im przyklasnąć, bez sensu się pienię. A zatem, zamiast schować się najgłębszym kącie i już tylko płakać z rozpaczy nad tą naszą Polską, muszę tłumaczyć. Proszę więc bardzo. Otóż uzwzgledniając skalę tej afery, jej wielowarstwowość i wieloznaczność, czy wreszcie jej wartość symboliczną – a jak wiemy, nie ma nic ponad znaki – nasi Rycerze Niepokornego Słowa nie ujawniają nic. Oni wyłącznie starają się wypełnić kolejny numer swojego tygodnika. Oni, postępując jak postępują, doskonale wpisują się w najbardziej nowoczesne metody uprawiania propagandy, które sprowadzają się do realizacji jednego prostego zalecenia: Zarzućmy ich taką ilością informacji, żeby to wszystko ich zwyczajnie zadusiło. Spójrzmy bowiem na ten numer „Uważam Rze”. Tu mamy Feusette nabijającego się z Kory, tam Warzechę z Tuska, tu Ziemkiewicza z Platformy, tam Lisickiego z Maziarskiego, i gdzieś między tym wszystkim jakiś smutny tekst o jakimś nikomu nieznanym… nawet niewiadomo kim, Kotarskim, czy Koterskim. A może Pękalskim. Diabli go tam wiedzą. Jakiś ubek podobno. I czarno-białe zdjęcie jakiegoś starego peerelowskiego dyplomu.
Proszę łaskawie zechcieć to zrozumieć. Oto w jednej maleńkiej pigułce mamy całą polską historię minionych trzydziestu lat, historię, która w żaden sposób się jeszcze nie zakończyła, ale rozwija się z coraz większym hałasem. A jednocześnie mamy większość odpowiedzi na wszystkie te pytania, które nas od tylu lat tak okrutnie dręczą. A my to traktujemy jak część codziennej publicystyki, o której już w najbliższy poniedziałek, jeden ślad nie pozostanie. Dlaczego? Dlatego mianowicie, ze ci, których obowiązkiem jest nas wszystkich jakoś przez tę straszną informację przenieść sami nie uważają jej za jakoś szczególnie istotną. Tego jestem pewien w stu procentach. Zarówno dla Ziemkiewicza, jak i Lisickiego, jak i dla obu Karnowskich, to jest tylko dobry temat, i nic ponad to. Jestem przekonany, że gdybym ja jakimś cudem spotkał Cezarego Gmyza, który jest współautorem tego opracowania, i powiedział mu, że jestem wstrząśnięty, że to jest coś absolutnie strasznego, że trzeba coś zrobić, on by spojrzał na mnie uprzejmie i powiedział, że przeprasza, ale się spieszy na spotkanie. I tyle.
No i teraz mogę się spodziewać kolejnego pytania, mianowicie czego ja oczekuję po nich, po tych naszych niepokornych autorach? Cóż oni mogą? Otóż oni mogą wszystko. Oni mają, wbrew pozorom, tak potężną zawodową i środowiskowa pozycję, że mogą wszystko. Oni mogą to wszystko roznieść w drobny pył. Ale oni tego nie zrobią, z tego prostego powodu, że to by stanowiło dla nich zbyt duże ryzyko, w dodatku okupione zbyt poważną stratą czasu na rzeczy, które ich zajmują w stopniu naprawdę minimalnym.
Uważam że bardzo znacząca jest sama końcówka omawianego tekstu. Otóż autorzy piszą, że próbowali się skontaktować z tym Pękalskim-Kotarskim, ale on im powiedział, że nie bardzo ma ochotę na rozmowę z nimi i zanim podejmie decyzję, musi się poważnie zastanowić. Jak na to reagują ci niepokorni państwo? Czy obiecują, że jeśli on się nie zgłosi w ciągu tygodnia, to oni go zniszczą? Że oni w tej sytuacji użyją wszystkich swoich wpływów, by go zrujnować? Jego i tych wszystkich, którzy go karmią. Ależ skąd! Oni robią to co potrafią. Bardzo stanowczo zapowiadają, że oni jeszcze wrócą do tematu. Pod warnikiem oczywiście, że Kotarski-Pękalski się odezwie. Bo jeśli nie – to nie. Po co? Otóż to – po co? Znajdźmy jeden dobry powód. Po co?
Wszystkich, którym ten tekst w jakikolwiek sposób zaimponował, proszę serdecznie o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Przy okazji informuję, że w najbliższy wtorek, w Poznaniu u Karmelitów na ulicy Działowej odbędzie się spotkanie z Coryllusem i ze mną – autorami Zeszytów Karmelitańskich. Spotkanie będzie połączone ze sprzedażą naszych książek. Zapraszam serdecznie.
bardzo watpie,ze ci wszyscy ktorzy go wspierali i nagradzali przez te wszystkie lata nie wiedzieli z kim naprawde maja do czynienia.
OdpowiedzUsuńSzczegolnie mam na mysli ludzi zwiazanych z Komorowskim.Oni sa wyjatkowo dobrze poinformowani.To samo,z natury rzeczy,dotyczy srodowska arcybiskupa.
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńAleż to jest jasne że wiedzieli. Oni wiedzieli. Tyle że teraz uznali, że można nam coś tam chlapnąć.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTa historia to jedno z kolejnych potwierdzeń tego, że III RP jest bezpośrednim przedłużeniem PRLu.
Zmieniły się osoby na pierwszej linii, natomiast na zapleczu są ci sami.
I dobrze pilnują by nic się nie zmieniło.
A ta informacja to jeszcze przypomnienie - choćbyście się nie wiem jak napinali to i tak my jesteśmy parę kroków z przodu.
Cóż pozostało niezlustrowanym dziennikarzom?
Pilnować własnych kredytów i zagospodarowywać każde "skrzydło".
Ot - sposób na życie...
Przeciętny człowiek ma złudzenie wolności i codzienne borykanie się by przeżyć kolejny dzień, cóż się dziwić że wielu ma taką wolność w dupie.
@raven59
OdpowiedzUsuńI ta bezczelność. Prawda? Mocni są.
@toyah
OdpowiedzUsuńO tak, w bezczelności trudno ich przegonić, w tym są naprawdę mocni.
W sumie to przerażające i właśnie o to chodzi.
Nam pozostaje wiara w moc Bożą i Bożą sprawiedliwość.
Zacytują zakończenie homilii O. Aleksandra Jacyniaka (jezuity) wygłoszonej w Katedrze p.w. Św. Jana 10 czerwca:
"...Nas chrześcijan ożywia nie tylko wielka nadzieja, ale wręcz pewność, że – jak zaznaczono w dzisiejszym 2 czytaniu –
gdy „zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga,
dom nie ręką ludzką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie” (2 Kor 5, 1).
Najpóźniej tam i na pewno tam objawi się pełnia wszelkiej prawdy, także tej, do której teraz z takimi utrudnieniami podążamy.
I tam też trzeba będzie zdać przed Bogiem sprawozdanie z każdego naszego wysiłku poszukiwania prawdy, ale także i z każdego naszego grzechu.
Można oszukiwać ludzi.
Boga nikt nie oszuka."
@raven59
OdpowiedzUsuńJezuici są fajni. Jak już się trafi wojownik, to prawdziwy.
@toyah
OdpowiedzUsuńMoja parafia to parafia ojców jezuitów - sąsiednia zresztą też, sanktuarium Św. Andrzeja Boboli.
Na szczęście nie wszyscy są tacy jak pewien "Mądrala" z Krakowa
@raven59
OdpowiedzUsuńTen akurat to żaden mądrala. Zwykły satanista.
Ten artykuł to jest krok milowy niestety pokazujący ostatecznie, że już naprawdę nie liczy się przeszłość, nawet ta niedawna bezpośrednio na nasz oddziaływająca a coś dopiero ta, o której pisze Coryllus. A teraźniejszość to Oni już obrobią takimi narzędziami masowego rażenia, że ten skądinąd ciekawy blog to jak dzida przy tym. Tylko iść w kąt i zapłakać.
OdpowiedzUsuń@momidor
OdpowiedzUsuńNo, niestety tak to wygląda. na szczęście, trzyma nas nasza wyssana z mlekiem matki wiara w tryumf dobra.
"Cóż oni mogą? Otóż oni mogą wszystko. Oni mają, wbrew pozorom, tak potężną zawodową i środowiskowa pozycję, że mogą wszystko. Oni mogą to wszystko roznieść w drobny pył."
OdpowiedzUsuńMyślę, że przeceniasz siłę i możliwości Karnowskich, Lisickiego i całej reszty. Można ich oczywiście nie lubić, gdyż stanowią w jakimś stopniu element Systemu, o którym piszesz, ale - moim zdaniem - jakoś ten system podgryzają. Nie jest to huragan czy tsunami, ale jakaś kolejna kropelka, która drąży skałę. Być może jest to też skuteczne. "Uważam Rze" jest skierowane (jego targetem jest - tak to się teraz mówi?) do czytelnika niezadowolonego z obecnej władzy, ale nie do rewolucjonisty. Ten czytelnik nie jest skłonny by walić pięścią w stół czy wywracać stolik. Ten "target" myśli krytycznie, ale jeżeli tylko wyczuje większe zdecydowanie nazwie redaktorów "oszołomami" czy jakoś tam i cofni im swoje poparcie. Chodzi o to, by ten "target" powoli upewniał się w swoim niezadowoleniu z obecnej rzeczywistości, by mu podsuwać kolejne symptomy choroby, ale żeby do wniosków dochodził sam, w każdym razie, by tak myślał, że dochodzi sam. Jest nadzieja, że w miarę upływu czasu i coraz większego "utwierdzania się" w swoim braku akceptacji dla systemu "target" będzie się radykalizował.
Choć Twój, Toyahu stosunek do systemu jest mi bliższy, to jednak
nie potępiałbym tak tego Gmyza, Lisickiego czy Karnowskich. Robią jakąś część pracy (nie wiem czy świadomie), która w przyszłości może bardzo pozytywnie zaowocować.
A że są częścią systemu?
Gdyby nią nie byli pozostałoby im pisanie blogów, które wciąż - czy chcemy tego, czy nie - są niszą, która ma też swój bardziej radykalny, ale też mniej liczny "target".
A tak już poza tematem Karnowskich, tego Pękalskiego czy jak mu tam - to coraz częściej mam dziecinne marzenie, by Pan Bóg wreszcie się wkurzył i - mówiąc trywialnie - rozgonił to całe towarzystwo, które gnębi Polskę na cztery wiatry.
Inna sprawa, że nie wiem, czy na tę Bożą łaskę zasługujemy. W końcu i tak nam kiedyś pomógł, dając nam Jana Pawła II.
A co my - Polacy - z tym zrobiliśmy?
Czy zasługujemy na kolejną szansę?
@Jan
OdpowiedzUsuńMi tam bardziej pasują określenia takie jak: "wentyl", "oswajanie", "oportunizm" i takie tam podstawy organizacji trwania.
Trwa i trwa mać!
@Jan
OdpowiedzUsuńCo do politycznej części Twojego komentarza, uważam że jesteś w błędzie. Myślę o tym by na ten temat napisać osobny tekst.
Pan Bóg natomiast nie walnie pięścią, przynajmniej nie do momentu aż zobaczy, że my zrobiliśmy co się dało.
Niestety wewnętrzne dobro nie ma tu zastosowania bo wygląda na to, że po prostu czasy już dojrzały do tego by powiedzieć jak tam było. By wyartykułować, że "Tygodnik Mazowsze" wydawała esbecja po prostu. Czy też w końcu stwierdzić, że śmierć generała Policji Polskiej nic nie znaczy mówiąc, że zabił go czeczeński terrorysta, a Annę Politkowską polski złodziej samochodów. Czy tam powiedzmy odwrotnie, bo gotowe jest nowe pokolenie uformowane po 89 a dla nich nie ma to znaczenia. I dlatego właśnie można odpalać takie medialne race. Liczenie na wewnętrzne dobro skończy się po prostu rzezią dusz.
OdpowiedzUsuń