wtorek, 19 czerwca 2012

Awesome, czyli jak się sfajdać w pozycji na kolanach

Moje zainteresowanie tak zwanymi żartami rysunkowymi sięga czasów tak głębokich, że praktycznie nie jestem w stanie ich określić. Wiem, że od początku lat 70-tych, a więc od czasu gdy miałem 15 lat namiętnie czytałem toeplitzowskie „Szpilki” w znacznym stopniu przez to, że oni przedrukowywali absolutnie fantastyczne żarty z brytyjskiego „Puncha”, „Private Eye”, czy amerykańskiego „New Yorkera”. Jednak z całą pewnością i wcześniej, gdzie tylko mogłem – a wbrew pozorom można było – zwracałem uwagę na te rysunki. I tak jest do dziś. Wprawdzie już może nie z taką jak kiedyś intensywnością – w końcu młodym nie jest się wiecznie – ale wciąż, ile razy mam okazję, oglądam sobie te rysunki.
To chyba była robota Gary Larsona, choć pewności nie mam. Oto właśnie gdzieś na jakiejś farmie wylądował pozaziemski pojazd, po drabince wychodzą z niego jacyś cudaczni kosmici, tymczasem obok pod płotem stoją dwaj wieśniacy z grabiami i widłami i patrzą z zaciekawieniem. Nagle jeden z kosmitów spada z tej drabinki na mordę. Na to jego kolega kosmita mówi jakoś tak (uwaga – będzie po angielsku): ”It looks like we somehow didn’t manage to install in them a feeling of awe”.
Za chwilę, tym wszystkim, którym jest to potrzebne, wytłumaczę, o co chodzi. Ale najpierw opowiem o owym bardzo szczególnym angielskim słowie „awe”. Ono nie ma odpowiednika w języku polskim. Wprawdzie próbowano je już tłumaczyć jako „bojaźń”, co nie jest tłumaczeniem najgorszym, ale jednak wciąż niepełnym. Chodzi o to, że owa bojaźń stanowi tylko fragment tego co w tym słowie się faktycznie zawiera. Angielskie „awe” bowiem to zarówno bojaźń, jak i poddańczy podziw. „Awe” to jest coś co normalni ludzie mogą czuć w stosunku do Jezusa na przykład, który im się nagle ukazał, a ludzie nienormalni, na widok przechodzącego nagle ulicą Kuby „Boskiego” Błaszczykowskiego. A zatem, „awe” to lęk, nabożny podziw, a może i miłość i oddanie.
Wróćmy teraz do wspomnianego wcześniej obrazka. Kiedy ów niezgrabny kosmita zlatuje z tej drabiny, jego zmartwiony kumpel, z tym moim tu zastrzeżeniem, że „bojaźń” jest słowem dobrym, ale nie najlepszym, mówi mniej więcej coś takiego: „Wygląda na to, że jakoś nie udało nam się wzbudzić w nich poczucia bojaźni”. Jasne, prawda? No i, moim zdaniem, bardzo zabawne.
Od rzeczownika „awe” pochodzi przymiotnik „awesome”. Ten już jest dość popularny, a jego popularność, tak jak to zwykle bywa, bierze się to stąd, że to jest określenie bardzo często używane przez dzieci, które chcą powiedzieć, że coś jest tak fantastyczne, że aż zatyka dech w piersiach, a więc często występujące na przykład w amerykańskich filmach. Jakieś dziecko dostaje piękną zabawkę i woła: „Mom, this is awesome!”, czyli „Mamo, to jest nie-sa-mo-wite!” O ile się orientuje, słowo „awesome” nie jest używane w dyskursie poza-dziecięcym i poza, że tak powiem, zorientowanym na kontakty z celebrytami. A więc nie ma takiej możliwości, bym ja na przykład powiedział o swoich dzieciach, swojej żonie, czy o swoich uczniach, że oni są „awesome”. No, może jedynie w przypadku jakiegoś szczególnego szoku, gdy na przykład moja żona zrobi sobie ładną fryzurę, a ja krzyknę: „You look awesome!” I to też tylko w przypadku, gdybyśmy ze sobą rozmawiali po angielsku. Czego nie robimy.
Do czego zmierzam? Otóż wczoraj córka moja przyniosła mi wydanie „Metro” sprzed paru dni, z przedrukowanym adresem, jaki gdzieś w Internecie jacyś zamieszkali w Polsce ruscy patrioci skierowali do Rosjan, i w którym oni przepraszają za krzywdy jakie ze strony polskich kibiców spotkały rosyjskich kibiców, i gdzie deklarują oni swoją wieczną przyjaźń i lojalność. Adres jest sporządzony w języku angielskim – co przez redakcję „Metra” zostało z pełną powagą przetłumaczone – i jest napisany tak, że można by było właściwie skupić się tylko na tym i trochę się jeszcze pośmiać. Ale ponieważ całkiem niedawno zajmowaliśmy się tu już kwestią znajomości języka przez tak zwanych wykształconych Polaków, to całe „on the behalf of” sobie darujemy. Zwłaszcza gdy są rzeczy znacznie ciekawsze i ważniejsze. Chodzi więc o sam początek, a więc zwrot powitalny: „To our awesome friends who are visiting us during Euro 2012”.
Redakcja “Metra” przetłumaczyła ten początek w sposób następujący: „Do naszych wspaniałych przyjaciół z Rosji, którzy odwiedzają nas podczas Euro2012”. Otóż rzecz w tym, że to wcale tak nie wyszło. Możliwe że intencje były właśnie takie, ale, jak mówię, wyszło zupełnie nie tak. Ci durnie zwrócili się do swoich Rosjan w taki sposób jakby się zwracali do swoich panów. Jakby stali przed nimi z poczuciem podziwu i bojaźni. Jakby ujrzeli moc, która ich zatrwożyła, a ich oczy wypełniła łzami takiego wzruszenia, które można manifestować wyłącznie w pozycji klęczącej. A tu w dodatku, wszystko na to wskazuje, mamy do czynienia z ludźmi, którzy nawet gdyby ci kosmici z obrazka Larsena wszyscy pospadali z tej drabiny, posraliby się ze strachu. Jak oni sami lubią to określać – taka karma.
Co za czas! Oto czas znaków i symboli. Wczoraj ta chorągiewka, przedwczoraj tamta śmierć, to wręcz nieprawdopodobne wywiezienie z tych mistrzostw, na wspólnym wózku, tych dwóch akurat drużyn, tu znów to cudowne wręcz „awesome”. Czekajmy więc na dalszy rozwój zdarzeń. I, jak już wcześniej pisałem, śpijmy z jednym okiem otwartym.

Przypominam, że obie moje książki są do kupienia w księgarni u Coryllusa. Zachęcam uczciwie. Również proszę o bezpośrednie wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

5 komentarzy:

  1. @Toyah
    To nieco koresponduje z Twoją anegdotą.

    http://www.rp.pl/artykul/524935,889882-Komentarz-rysunkowy--List-do-Putina.html

    A Krauze dla mnie równie zabawny jak Larson.

    OdpowiedzUsuń
  2. @zawiślak
    Faktycznie dobre. Tyle że moja żona to wymyśliła i bez niego. W lepszej wersji. Że oni przepraszają Putina za porażkę z Czechami.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    To są te momenty, kiedy ruscy patrioci w Polsce muszą dać głos, bo straciliby posady. Oczywiście nie po rusku, bo by było zbyt widoczne, że to ich rodzimy język. Tak jak u Grasia, który zbytnio się wychylił.
    Myślę, że awesome w tym przypadku należy rozumieć "boscy".

    OdpowiedzUsuń
  4. @Marylka

    Raczej: "ubóstwiani".

    Kiem? cziem? - nami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @orjan
    Znaczit - obożestwliennyje nami.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...