sobota, 20 lutego 2010

Gwiazdy na progu nerwowego załamania



Wczoraj wieczorem, kiedy Justyna Kowalczyk po raz kolejny na tej Olimpiadzie nie zdołała udowodnić, że jest najlepszą biegaczką świata, przypomniałem sobie, jak po jej największych sukcesach medalowych któryś z dziennikarzy zapytał ją o pieniądze, jakie ona dzięki swojemu talentowi zarabia. Kowalczyk z takim nerwowym błyskiem w oku powiedziała, że jest ich akurat tyle, żeby miała czym płacić za leczenie, kiedy skończy karierę. Mocne, prawda?
Wczoraj też dowiedziałem się, że Petra Majdic, kiedy biegła po swój brązowy medal w sprincie, miała złamane cztery żebra i uszkodzoną opłucną. Wieczorem Hanka pokazała mi na youtubie dekorację tych medalistek. Majdic była tak obolała, że nie umiała nawet unieść tego swojego pięknego medalu. Ani nie umiała unieść rąk do góry, ani w ogóle się za bardzo cieszyć. Przypuszczam, że wszyscy wiedzą, jak boli złamane – lub choćby tylko stłuczone – żebro. I że domyślają się, co to jest opłucna. Ona, biegnąc z czterema złamanymi żebrami, zdobyła ten brąz, na mecie padła z wymęczenia i może bólu (choć tego nie wiem – w końcu oni mają tam coś z pewnością lepszego niż Apap) i została wyniesiona na rękach przez któregoś z członków słoweńskiej ekipy.
Moja córka emocjonuje się bardzo sportem. Podobnie jak mój teść i jeszcze paru znajomych. Bardzo sportem też podnieca się Salon24. Proszę uprzejmie. Wasza sprawa. Widocznie jest to Wam do czegoś potrzebne. Ja akurat wolę już patrzeć na żrących się polityków. Oni od tego najwyżej zwariują. Ale przecież wiadomo, że zwariować można od wszystkiego. Nawet od muzyki czy seksu. O – seksu! Po biednej Kowalczyk, która najwyraźniej jest już tak roztrzęsiona, że na zmianę tylko płacze z żalu albo krzyczy z radości, oglądałem program w TVN24, jak co wieczór podsumowujący dzień. Zaczęło się oczywiście od „naszej Justyny”, potem była polityka, a na końcu, jako klamrę chyba, pokazano nam Nataszę Urbańską. Kim jest owa Urbańska? Nie bardzo wiem. Ja ją znam wyłącznie dzięki jej mężowi, Januszowi Józefowiczowi – tancerzowi, choreografowi, reżyserowi i znanemu bufonowi, który w młodości obejrzał film All That Jazz i uznał, że w końcu czemu nie, że on właściwie też tak może. A jeśli dziś pamiętam tego Józefowicza to wyłącznie przez wspomniany już tu parę razy jego wywiad (ja tu mam obsesję porównywalną z obsesją niektórych na punkcie „profesury” Bartoszewskiego), w którym on opowiadał jak za komuny kradł w sklepach w Szwecji, bo nie mógł znieść tego upokorzenia, że ci Szwedzi mają tyle pieniędzy, a on musi dziadować.
A więc mamy tę żonę Józefowicza i cały ten seks, czyli Nataszę Urbańską. TVN24, podsumowując miniony dzień, wysłało do Urbańskiej ekipę, żeby opowiedziała nam wszystkim, co u niej słychać. Jeśli ktoś myśli, że ja żartuję, to zapewniam, że nie. Sprawa jest jak najbardziej poważna. Otóż swego czasu Natasza Urbańska wzięła udział w sztandarowym programie TVN-u pod tytułem Taniec z gwiazdami, którego idea polega na tym, że znani ludzie z telewizji tańczą z zawodowymi tancerzami i chodzi o to, żeby zatańczyć jak najlepiej i wygrać trofeum. Otóż ta Urbańska wystartowała w konkursie, ale miała tego pecha, że obok niej wystąpiła aktorka Mucha (M jak miłość) – a więc sam Wojewódzki, a nie jakiś Józefowicz – i jej to trofeum sprzątnęła spod nosa. Okazuje się więc, że po tej porażce Natasza Urbańska wpadła w taką depresję, że zamknęła się w sobie na całe długie miesiące. Dziś TVN24, który chyba czuje, że z tą Muchą jakoś nie bardzo wyszło, próbuje Urbańskiej wynagrodzić ten ból. A więc jedzie do niej, robi z nią ten niezwykły reportaż i pokazuje ją ludziom w takim świetle, jakby to nie była jakaś telewizyjna gwiazdka, ale co najmniej, zdemolowana przez dawne – jeszcze pracujące w butach CBA –żona Czarka Pazury.
Co jest niezwykłego w tym reportażu? Przede wszystkim jest on nadawany nie w osobnym programie o polskich filmach, gwiazdach i serialach, lecz w podstawowym programie informacyjnym i jest przy tym długi jak cholera. Nie liczyłem im czasu, ale tak na moje oko, to trwało pewnie z 15 minut. Możliwe że mniej, ale robiło wrażenie czegoś zdecydowanie za długiego. No i zawartość. Okazuje się, że Natasza Urbańska, po tym ciosie, jaki otrzymała od Muchy, była w takim stanie, że aż musiała wyjechać do Brazylii, żeby się tam uspokoić. Wróciła i powoli zaczęła odbudowywać swoją pozycję artystyczną. Oglądamy więc tę Urbańską jak siedzi, jak chodzi, jak patrzy, jak odgarnia włosy, jak się uśmiecha, no i też jak płacze. Bo ona oczywiście wciąż pamięta tamten dzień, pamięta tamte łzy, więc i pewnie jeszcze dziś sobie czasem popłacze. Tyle że jest już silna i wie, że cele też są już nowe. Zwłaszcza że ona nie jest byle kim. To nie jest już byle jaka gwiazdka, W komentarzu TVN24 sugestia jest jednoznaczna. Urbańska będzie podbijać świat. Ona w Polsce osiągnęła już „wszystko co mogła osiągnąć”. Tu już na nią nie czeka nic ciekawego. Ona się podniosła i teraz jest wolna i silna jak wiatr. Oto wiadomość dnia. Ze Natasza Urbańska w Polsce już osiągnęła wszystko. Przepraszam bardzo za to porównanie, ale to chyba już niemal jak Justyna Kowalczyk. Czyż nie?
Po co o tym piszę? Ot tak. Jest sobota, postanowiłem jak najdłużej nie włączać telewizji, szczególnie że wiem, co tam się w tej chwili dzieje, więc sobie piszę. Poza tym, przypominam, zacząłem od Kowalczyk a nie od żony peerelowskiego gwiazdora kradnącego po sklepach. A wbrew pozorom, problem wcale nie jest taki mały. Mam bowiem wrażenie, że bardzo powoli, ale niezwykle skutecznie, uwaga publiczna – jak za najlepszych komunistycznych lat – zostaje odciągana od tego co ważne na to co kompletnie bez znaczenia. I uważam, że to bardzo dobrze. Pisałem już o tym, że sytuacja jest taka, że nic nie jest za darmo. Jeśli ma wygrać Polska, to ktoś musi zidiocieć. Trudno. Może kiedyś przyjdą czasy, że będziemy mogli się zacząć wygrzebywać z tego nieszczęścia, ale dziś sprawy pozostają w rękach wspomnianych też już tu owych 10%. Cała reszta niech już może faktycznie zajmuje się karierą Nataszy Urbańskiej, względnie zagryza wargi patrząc, jak Justyna Kowalczyk zbiera na przyszłe leczenie.
Bo to jest blog polityczny. I więc też tekst jak najbardziej polityczny. Ostatnio zdarza mi się coraz częściej spotykać ludzi, dotychczas niezwykle zainteresowanych polityką, może nawet – patrząc na ich emocje – bardziej niż nawet ja, i słuchać jak mówią, że to wszystko nie ma sensu i że to wszystko robi się już po prostu nudne. Ż ich polityka przestaje interesować. No więc dobrze. Jest dobrze. Wszystko się układa jak należy. Wiem wprawdzie, że Ksiądz wolałby, żeby to wszystko się odbywało bardziej świadomie, bardziej jak Pan Bóg przykazał. Ale przecież, zgodzi się z mną Ksiądz, że Pan Bóg nie może wszystkiego robić za nas, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...