wtorek, 24 listopada 2009

O czarach, lekkich słów parę

Osobiście staram się zawsze lekceważyć wszelkie informacje oparte na tzw. numerologii, czy – ogólnie rzec biorąc – na popularnie lansowanych znakach i symbolach. To znaczy, bawić się mogę, ale mowy nie ma, bym pozwolił temu wszystkiemu wpływać na mój ogląd świata. Dlatego też, informacja, że oto minęły dwa lata, jak Donald Tusk został premierem ma dla mnie o tyle znaczenie, że nie wyobrażam sobie, by intensywność tego zidiocenia, którego jesteśmy niemymi świadkami, mogła nie eksplodować jeszcze przez kolejne dwa lata. Dwa lata, to wartość, którą możemy ocenić wyłącznie w odniesieniu do całego kontekstu, a tu kontekst jest taki, że, z jednej strony, to zaledwie połowa, a z drugiej jakby całe życie. No i jeszcze jedno. Ja akurat, mimo że żyję na tym świecie już bardzo wiele lat, nie umiem sobie przypomnieć dwóch lat, które można by było równie uczciwie podsumować zdaniem: „I starczy”. No bo, jeśli spojrzymy na wszystko to, cośmy otrzymali wraz z tym przedziwnym projektem, to co nas jeszcze może czekać nowego? Czy jest coś, czegośmy jeszcze nie widzieli? Wszystko co mi przychodzi do głowy jest już tak głupie, że nawet nie warto tego tematu kontynuować. Toż to nawet pythonowskie konie nie dadzą temu z czym mamy dziś do czynienia sprawiedliwości.
Mimo to, wciąż słyszę, że dwa lata to okres symboliczny. Że dwa lata, to dla każdego rządu punkt przełomowy i jednocześnie kryzysowy. Że dla tego rządu, te dwa lata, to swego rodzaju koniec bajki. Że teraz, to już może być tylko gorzej. I że to gorzej już nawet widać. Jak już wspomniałem na samym początku, nie uważam, żeby obiektywnym problemem tu akurat były te dwa lata. Natomiast nie wykluczam, że akurat w tym wypadku, te dwa lata mogły się w przedziwny sposób zracjonalizować. A stać się to mogło w ten sposób, że – o czym jestem osobiście głęboko przekonany – ten rząd jest od samego swojego początku napędzany wyłącznie przez ów wymiar irracjonalny. Mam silne wrażenie, że oni w tych ministerstwach i w tych swoich gabinetach właściwie wyłącznie albo leją wosk, albo układają pasjanse, czy wręcz biegają od ściany do ściany i wypowiadają zaklęcia. Biorę pod uwagę, że jestem silnie uprzedzony, niemniej nie mogę ani na chwilę pozbyć się wrażenia, że żaden z tych ministrów, czy posłów, czy dyrektorów gabinetów nie jest w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji bez wcześniejszego przeliczenia wszystkich cyfr na kartce kalendarza i że jeśli tam leci jakaś muzyka, to wyłącznie black metallub ten nowy pogański pop.. Jestem pewien, że nawet to – słynne już – odwoływanie się do sondaży, też w gruncie rzeczy jest wynikiem tego obłąkania. W końcu cóż oni mają ponad te numerki?
A więc, jeśli te dwa lata mogą mieć dla mnie jakieś znaczenie, to tylko w ten sposób, że ja wiem, a przy okazji widzę, że owa dwójka ma znaczenie przede wszystkim dla nich. Widzę bardzo wyraźnie, że w momencie jak ta dwójka wyskoczyła im przed oczami, oni zaczęli się zachowywać, jakby po prostu zwariowali ze strachu. I myślę sobie, że to może tak być. Są ludzie, którzy idą ulicą i widzą czarnego kota, albo kominiarza i zmieniają wszystkie swoje plany. Są tacy, którym mleko wykipi, albo sól rozsypie i zaczynają odpływać. Dziś myślę sobie, że Donaldowi Tuskowi ktoś pewnego ranka powiedział, że to już dwa lata i on się udławił z przerażenia. Pobiegł natychmiast na boisko i zaczął kopać piłkę – nic. Popędził na samolot do Sopotu, wpadł do domu, położył się na swojej ulubionej wersalce – nic. Wypił butelkę wina i zapalił cygaro – nic. Nawet w głowie nie zaszumiało. Zadzwonił do pana od wizerunku – a ten, okazuje się, równie przerażony wali z drugim w ping ponga. I w tym momencie postanowił, że jedynce co mu pozostaje, to zaktywizować się jako premier i jako poważny polityk. Tylko jak? Ani nikt go dotychczas tego nie uczył, ani nie powiedział, że to się może kiedyś przydać, a przede wszystkim, nie wiadomo, co ludzie powiedzą? A co, jeśli się zaczną śmiać? No i najważniejsze – wciąż wszędzie wisi ta dwójka!
Ale jednak zaryzykował i zapowiedział, że będzie zmieniał Konstytucję. Zmienił już przepisy hazardowe, załatwił sprawę sejmowej komisji, Kamińskiego wypieprzył, zmienił numer telefonu, żeby broń Boże, Rysio czy Zbysio nie zadzwonili, a więc teraz zajmie się Konstytucją. No i, cholera, okazuje się, że ponad 90 procent (i to jeszcze tych z TVN-u) nie chce żeby cokolwiek ruszać i żeby zostało jak dotychczas. Do tego wszyscy się śmieją i jakoś tak dziwnie patrzą i wciąż coś gadają o tych dwóch latach. W telewizji to samo. Co jakaś debata, to wszyscy przeciwko. Nawet koledzy z PSL-u nabrali wody w usta. Olejnik zaprosiła Pawlaka. A co ona może od niego chcieć? I czemu się do niego uśmiecha? Aaaaaaaaaaa!!!
Powtarzam. Ja wiem, że jestem nieobiektywny i jeśli ktoś czytał moje poprzednie wpisy, to wie, że ja ten koniec widzę od samego początku. Tylko że są też dziś już fakty. Nie moje wyobrażenia, czy nawet nadzieje, ale fakty. Kiedy to wszystko się zaczynało, to przynajmniej była zakreślona jakaś perspektywa, Ziobro z Kamińskim mieli iść do więzienia, poparcie dla PiS-u miało spaść do 7 procent, minister Pitera zapowiadała, że pod koniec lutego nastąpi taki wstrząs, że po stronie ciemności zapanuje ciemność jeszcze większa, no a przede wszystkim wszyscy zobaczą, że to nie jest tak, że PiSjest zły (choćby dlatego że PiS-u już nie będzie), ale że to Platforma jest git. A co mamy dziś? Graś drży, że Urząd Skarbowy dłużej już nie będzie czekał, Niesiołowski, że trzeba będzie płacić Skrzypkowi, Pitera, że jednak Kamiński nie popuści, Sekuła, że tak się jednak do wiosny nie da, choćby dlatego, że wprawdzie Wassermann z Kempą się tylko śmieją, ale taki już Arłukowicz robi wrażenie zdeterminowanego przez marzenia o karierze. No i przede wszystkim już nawet w Szkle Kontaktowym przestali mówić, że Platforma jest fajna, ale tylko, że za PiS-u było gorzej, albo że nawet jeśli nie gorzej, to że ludzie tak to wciąż pamiętają. Nawet pan Andrzej Dzierżoniowa przestał dzwonić.
Włączam telewizor, a tam Olechowski. Panie ministrze, jak się panu podoba rząd? No wie pani, najlepszy nie jest, ale przynajmniej nie jest taki… no… jak tamten. Że niby jaki? No tamten był taki, no wie pani redaktor, tak człowiek nie najlepiej się czuł, bo to i ta nienawiść i tak w ogóle. Przyłazi Cimoszewicz. Panie premierze, czy zadowolony jest pan z tego rządu? No… tak do końca, pani redaktor, to oczywiście trudno być zadowolonym, ale przynajmniej człowiek nie musi się irytować bez przerwy. A wtedy się pan irytował? O tak! Nieustannie. Teraz też, ale już nie tak nieustannie. Panie Generale, a co pan nam powie na temat tego rządu? Ja, pani redaktor, uważam, że prezydent Lech Wałęsa jest prawdziwym bohaterem. Osobiście mam inne poglądy na różne sprawy od niego, ale jeśli mam porównywać, to oczywiście wolę jego, niż obecnego prezydenta. Panie Kaziku, a co pan sądzi, jako artysta? No, ja się przede wszystkim cieszę, że nie ma już tamtego rządu, bo oni to tak chodzili i tak… no… tak gadali… i tak… no nie wiem. A teraz, jest jak jest, oczywiście, ale przynajmniej nie ma tego tam… że oni tak… no… tak jakoś… no nie bardzo mi się podobali. No ale ja generalnie nie lubię faszyzmu. A pan, panie Andrzeju, co pan powie? Ja tam, no nie wiem, bo dziś jestem jakiś taki nie tego, ale tak ogólnie to na szczęście ludzie pamiętają wciąż jak to było wtedy, że tak te dwa trolle… i nie bardzo dało się żyć.
Ja to wszystko słyszę, i widzę, że to już się wszystko pomału zaczyna zwijać. I oczywiście jest mi bardzo przyjemnie. No ale najważniejsze jest to, że dla mnie te dwa lata, to i tak już o dwa lata za długo. Te dwa lata są jak siedem lat, albo trzynaście. Ale wiem, że czasu zmienić się nie da. Dwa to dwa. I, jak mówią najróżniejsi magicy, a ci, których już tak mam dość, w sposób najbardziej widoczny im wierzą, te dwa lata to już koniec. Wiem – a przede wszystkim widzę – że ta dwójka powoduje autentyczne torsje. Jednego tylko żałuję, że nie mogę z Donaldem Tuskiem siąść i posłuchać w telewizorze, jak generał Kiszczak, czy Włodzimierz Cimoszewicz tłumaczą, dlaczego PiS był zły, a Platforma jest ich zawiedzioną nadzieją. Zrobiłbym mu zdjęcie i miał na pamiątkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...