czwartek, 19 listopada 2009

O jednej kropli i o jednej skale

Mój wczorajszy wpis o nowoczesnym kłamstwie informacyjnym, zaprojektowanym na nowoczesne czasy i na rzecz nowoczesnych społeczeństw, w paru wypadkach spotkał się z pewnym niezrozumieniem. Szczerze powiem, że tego akurat nie do końca rozumiem, bo byłem przekonany, że to co mi chodziło po głowie, przedstawiłem wystarczająco jasno i w sposób maksymalnie pełny. W dodatku, jeśli uznałem, że pretensje kierowane pod moim adresem są szczere i wynikają wyłącznie z nieporozumienia, dołożyłem pewna porcję wyjaśnień jeszcze w postaci komentarzy. I dziś, choć mój naturalny optymizm każe mi wierzyć, ze teraz już wszystko powinno być ostatecznie wyjaśnione, doświadczenie wali mnie kijem po głowie i mówi, że tych drzew jest wciąż więcej niż mogłoby się wydawać.
Z czego to się bierze? Nieskromnie uważam, że ja akurat jestem tu bez winy. Mam głębokie przekonanie, że problemem, który tak często uniemożliwia nam porozumienie jest to, że jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni do tego, co już odkryliśmy i co już zdążyliśmy nazwać, że każdą nową wiadomość, która nam może nasz obraz zakłócić – nawet go niekiedy znacznie wzbogacając – traktujemy z nieufnością, czy wręcz z agresją. W mojej dotychczasowej pisaninie, kilka razy zdarzyło mi się, że kiedy zbyt mocno uszkodziłem coś, co wielu z nas już układało się w pełną informację, zostałem posądzony o co najmniej nadmierny ekscentryzm. Tak się działo w przypadku sprawy zbrodni wołyńskiej, w sprawie księży-kolaborantów, a ostatnio w sprawie komunizmu jako znaku i symbolu. Teraz okazuje się, że niektórzy załamują nade mną ręce, bo rzekomo uważam TVN za porządne, bezstronne i uczciwe medium informacyjne. I co ja mam zrobić poza apelowaniem o większe otwarcie? Oczu, uszu, rozumu, a przede wszystkim serc.
Polska od 20 lat wchodzi z histeryczną wręcz prędkością w świat nowej cywilizacji i nowej kultury. Jak jest komentowany ten postęp? Dwojako. Jedni mówią, że to co się z nami dzieje jest zjawiskiem absolutnie cudownym. Skończyło się bowiem całe to komunistyczne nieszczęście i w jednej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zostaliśmy obdarowani dobrobytem, wolnością, dostępem do świata, bezpieczeństwem. Każdy człowiek ma w domu paszport, za oknem sklep z wszelkimi możliwymi produktami, na biurku komputer z dostępem do Internetu, a kiedy wyjdzie z domu, to albo wsiada do pięknego samochodu, albo idzie pięknymi ulicami, które jeśli gdzieniegdzie wyglądają mało przyjaźnie, to wyłącznie dlatego, że akurat prowadzone są na nich prace drogowe, które mają tylko je jeszcze bardziej upiększyć. Są też jednak i tacy, którzy tego wszystkiego nie widzą, bo ów obraz przysłania im kłamstwo, korupcja, niedożywione dzieci, ogłupiała inteligencja, zubożałe rodziny, a niekiedy jeszcze wszechobecny System, którego celem jest wszystko co jeszcze pozostaje normalne, zniszczyć. Oczywiście – i bardzo naturalnie – obie te strony są ze sobą w ustawicznym sporze i nie ma żadnego sposobu, żeby powstało na tej linii jakiekolwiek porozumienie. Jedni bowiem nie widzą tego całego bogactwa, a inni nie widzą tej całej rozpaczy. Czasem tylko przyjdzie ktoś, kto – oczywiście strasznie mądrze – będzie się starał pokazać, że „prawda, jak zwykle leży pośrodku” i obok tej nędzy, są też sukcesy i teraz jedyne co nam pozostaje to się pogodzić i wspólnie dbać o to, by było lepiej. I tak to się zamyka podstawowa scena debaty.
Obawiam się jednak, że w tym standardzie dyskusji brakuje już miejsca dla jakichkolwiek innych uczestników. Czyli, na przykład, dla kogoś, kto zechce twierdzić, że – owszem – rzeczywiście jest bosko, tyle że ta ‘boskość’ jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Że jeśli od tej ‘boskości’ nie ma już żadnych możliwych zwrotów i jeśli ona nie może już być w żaden sposób uczłowieczona, to już lepiej jest wybrać stare komunistyczne czasy. A co gorsze, że większość tych biednych i odrzuconych tak naprawdę nie marzy o niczym innym, jak o tym, żeby uzyskać akces do tego, co dla nich okaże się już prawdziwym nieszczęściem. Ktoś taki, zostanie w jednej chwili odrzucony przez obie strony, a już zwłaszcza przez tych, którzy uznali tego typu opinię za zdradę ideałów. A więc jedni kogoś takiego określą, jako duchowego komunistę, który wciąż jeszcze mentalnie nie wyszedł z czasów PRL-u, a ci drudzy, jako zaślepioną tym całym nowoczesnym blichtrem, ofiarę manipulacji. A wszystko bierze się stąd, że jedni w tej opinii zobaczyli tylko fragment potwierdzający, że „jest bosko”, a drudzy zwrócili uwagę, na inny, że otóż „za komuny było lepiej”.
Uważam nieskromnie, że to zjawisko dotyczy często właśnie refleksji pojawiających się na tym blogu. Kiedy wyraziłem opinię, że pojęcie „komunizm” zostało przez bezwzględnych manipulatorów zdeformowane w takim stopniu, że używanie go w jakiejkolwiek sensownej debacie straciło sens, zostałem oskarżony o to, że lekceważę czerwone zagrożenie. Kiedy napisałem, że nawet najgorszy, najbardziej zaprzedany i tchórzliwy ksiądz, mocą łask Bożych pozostaje dla nas, ludzi wierzących, jedyną nadzieją, kiedy na przykład będziemy prosić o ostatnie namaszczenie, wielu się na mnie obraziło, że usprawiedliwiam sprzedajny Kościół. Dawno już temu, płacząc nad strasznym losem pomordowanych przez Ukraińców Polaków, zasugerowałem, że, jak idzie własnie o Ukraińców, mamy wyłącznie dwa rozwiązania. Albo uznać ich za biedny naród bez historii, bez przeszłości, bez bohaterów, dla których poczucia dumy narodowej i patriotyzmu, jedynym rozwiązaniem jest czczenie morderców i – ponieważ jesteśmy wiecznymi sąsiadami – potraktować ich z pełną łagodności wyższością i zamknąć ten piekielny rozdział, albo – zerwać z nimi wszelkie stosunki, na granicy postawić zasieki i poinformować, że do czasu, aż oni zechcą wreszcie uznać swoją wieczną nędzę, nie istnieją dla nas jako partner. Co się wtedy stało? Zostałem wdeptany w ziemię, z jednej strony przez tych, którzy zarzucili mi, że traktuję z pogardą Ukraińców, a z drugiej, przez tych, którzy uznali, że jestem zdrajcą polskiej pamięci. Czemu tak się stało? Uważam, że nie z mojej winy. Jestem przekonany, że za tą całą agresją stały wyłącznie: lenistwo i zamknięte serca. Nie moje.
Moje poglądy są jasne dla wszystkich, którzy je znają. Każdy kto tu przychodzi i czyta te teksty, doskonale wie, że ja ani nie kręcę, ani się nie zasłaniam, ani nie robię uników. Każdy, kto tylko chce, wie, że jestem wojownikiem i że to właśnie Łukasz Warzecha – jakiekolwiek były jego intencje – miał rację, kiedy nazwał mnie Azraelem prawicy. Skoro już nie pod względem inteligencji, zgrabności pisania i uczciwości, to z całą pewnością, jeśli chodzi o waleczność, radykalizm i przejrzystość poglądów. A więc bardzo proszę, nie mówcie na mnie, że jestem kapusiem.
Czemu siadając dziś do tego tekstu, zacząłem od tych wszystkich osobistych akcentów? W najmniejszym stopniu nie przez to, że mój wczorajszy wpis spowodował jakąś klapę. Nie. Wręcz przeciwnie, mimo tych gorzkich refleksji, uważam, że został on, jak większość pozostałych, przyjęty bardzo dobrze. Jednak, ponieważ chodzi mi po głowie nowy temat, zacząłem się trochę obawiać, że znów ktoś może się zdenerwować podejrzeniami, że ja coś kombinuję. A bardzo tego nie chcę. Bo to po prostu nieprawda. O co chodzi? Otóż wczoraj TVN, w ramach tej właśnie polityki informacyjnej, o której wczoraj pisałem, postanowił się wziąć za banki, a konkretnie za tzw. Eurobank. Poszło o to, że jakiś człowiek, który się ciężko zapożyczył w tym właśnie Eurobanku, popadł w kłopoty i nie był w stanie regularnie i w odpowiedniej wysokości spłacać swojego zadłużenia. W związku z tym, bank skierował sprawę do windykacji i specjaliści o d mokrej roboty zaczęli nachodzić owego pana telefonicznie, traktując go jak szmatę. Pan klient wszystko nagrał, taśmy wysłał do TVN-u, a TVN sprawę nagłośnił.
Jeśli idzie o mnie, wiem doskonale o co chodzi. A ponieważ wiem o co chodzi, uważam, że TVN zachował się bardzo po obywatelsku i bardzo porządnie. Uważam że gdyby nie TVN, Eurobank i jego egzekutorzy mogliby jeszcze bardzo długo robić, co im się żywnie spodoba. Jestem głęboko przekonany, że TVN tu, w tej sprawie ma zasługi bardzo poważne. Jednocześnie jednak, nie ulega dla mnie wątpliwości, że cała ta akcja TVN-u jest całkowicie pozbawiona sensu i celu. Z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze dlatego, że tak naprawdę nie jest ona żadną akcją, lecz wyłącznie informacją, a po drugie z tej przyczyny, że – będąc wyłącznie informacją, a nie propagandą – pozostawia bez wyjaśnienia to, co w tym wszystkim jest najważniejsze i jednocześnie najstraszniejsze. To co zrobił TVN, może przynieść korzyść przede wszystkim temu człowiekowi, którego bank zgnoił, a który był na tyle sprytny i przytomny, że potrafił się bankowi odwinąć, no i wszystkim tym, co tę wczorajszą – i jeszcze trochę dzisiejszą – informację potrafią wykorzystać dla siebie. Cała reszta pozostaje nienaruszona. A przede wszystkim kondycja i samego Eurobanku, a – co najważniejsze – również całego Systemu, który pozostał niezidentyfikowany i nienazwany, choćby z tego powodu, że świetnie służy również samemu TVN-owi. Gdyby TVNtylko chciał, doprowadziłby Eurobank do takiego wstrząsu, że oni by się nie potrafili pozbierać jeszcze przez całe miesiące, ale również sprawiłby, że cały System – jak to mówi młodzież – by się posrał. Ale oczywiście tak się nie stanie, bo prawda jest taka, że i TVN i Eurobank w gruncie rzeczy stanowią część tego samego Systemu, a System w żaden sposób nie pozwoli na poważniejsze kłótnie w rodzinie.
O co chodzi z tym Eurobankiem? Otóż jest tak, że jego właściciele uznali, że będzie lepiej, jeśli oni zlecą egzekucję zobowiązań klientów zewnętrznej firmie windykacyjnej, która, działając jako bank, będzie skutecznie działała na ich rzecz. W efekcie jest tak, że jeśli ktoś weźmie z Eurobanku pieniądze, a w pewnym momencie spóźni się ze spłatą, lub spłaci za mało, jest natychmiast nękany bardzo niesympatycznymi telefonami, które wkrótce z zaledwie niesympatycznych, stają się po prostu chamskie. Do klientów dzwonią nie pracownicy banku, ani tym bardziej nie jacyś bardzo inteligentni specjaliści od wymuszeń, lecz zwykła, drobna hołota, która na szybkich kursach została nauczona, że rozmowy należy prowadzić na maksymalnie osobistym poziomie. Bank nie ma nic do tego, jego pracownicy w bezpośrednim kontakcie są uprzejmi, życzliwi i rozumiejący, natomiast, rozmawiając przez telefon, człowiek się dowiaduje, że jest durniem i nieudacznikiem, za którego jego najbliższa rodzina powinna się wstydzić i który prędzej czy później skończy w kryminale, lub na ulicy.
Ciekawe jest jednak jeszcze coś. Otóż ci telefonujący, z całą pewnością też są tylko zwykłymi ludźmi, którzy próbują zarobić jakieś marne grosze na spłatę swoich własnych kredytów, tyle że dobrze wiedzą, że muszą swoją robotę wykonywać dobrze i zgodnie z zaleceniami, bo inaczej będzie z nimi tak samo krucho, jak z tymi do których od rana do wieczora dzwonią i ich straszą i obrażają. Problem więc nie polega ani na tym, że ktoś nie ma pieniędzy na spłatę kredytów, ani na tym, że banki są bezwzględne w swoich pretensjach, ani nawet na tym, że w ogóle takie bezwzględne banki istnieją. Problem leży w tym, że powstał System, który bez tego wszystkiego nie jest w stanie się obejść i który własnie dzięki temu w ogóle jest w stanie funkcjonować. I dzięki któremu, też może funkcjonować to zło.
Jestem pewien, że większość czytających ten tekst doskonale zna sytuację wynikającą z tego, że są banki i te banki działają tak jak działają. I że większość czytających wie też, jak one działają. Nowe czasy, wśród tych wszystkich cudeniek błyskotek, którymi nas obdarzyły, dały nam też możliwość byśmy, przez nie otoczeni, ani przez chwilę nie mieli poczucia, że one nie są dla nas. Akcja została więc przeprowadzona w sposób najprostszy i najbardziej skuteczny. Otóż System wdarł się do naszych domów i powiedział jasno: Jesteś na dorobku, masz ambicje, masz pragnienia, chcesz zakosztować nowego, masz głowę i dwoje pracowitych rąk? Nie martw się. Jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc. Ile ci trzeba? Pięć stów na drobne wydatki? Proszę bardzo. Więcej? Ile? Pięć tysięcy? Żaden problem. Może być za 15 minut. Dwadzieścia tysięcy? Leżą tu, w szufladzie. Podpisz tylko parę kwitków. Ostatnio jest już nawet tak, że nie musisz się ruszać z domu. Oni ci przyślą do domu piękną kartę debetową na te 20 tysięcy. Masz tylko zadzwonić i potwierdzić chęć skorzystania. Umowa przyjdzie pocztą. Jest tak że nawet kiedy nie masz kłopotów finansowych i ani ci w głowie brać kolejny kredyt, oni i tak cię odnajdą i zaproponują pomoc.
Eurobank jest tu szczególnie agresywny. Agresywny, a jednocześnie przyjazny. Przyjazny, a jednocześnie bezwzględny i drogi jak cholera. Właśnie dlatego, że taki przyjazny. Mam wrażenie, że ze wszystkich banków, żaden nie jest tak bezczelny i bezlitosny, jak właśnie Eurobank. Oni ludzi wręcz błagają, by brali od nich pieniądze. Nie trzeba ani zaświadczeń, ani czystej kartoteki w BIK-u, ani żyrantów, ani czasu na sprawdzenie finansowej kondycji. Nawet nie trzeba mieć numeru konta, na który trzeba dokonać przelewu. Pieniądze dostaje się w pięknej kopercie prosto do ręki. Cała kupa pieniędzy w gotówce w ciągu kilku minut. Oczywiście do czasu. W końcu przyjdzie taki moment, że ci powiedzą, że cię nie znają i że to ty masz następnym razem już wrócić z pieniędzmi. A w międzyczasie cię zniszczą głosami tych biednych windykatorów. Ale do tego czasu, nie jesteś nawet spokojnie zacząć i zakończyć dnia, by w ten czy inny sposób nie wciskali ci tych swoich papierów. Oni są pewnie najgorsi, ale przecież i to wcale nie jest takie pewne. Bo System jest potężny i bardzo rozbudowany. No i się rozwija. I działa właśnie tak, bo inaczej działać nie może.
TVN pomógł (być może) jednemu z tych, których System nakarmił, a później zaczął go dręczyć. Zmusił również część tego Systemu, żeby przylazł do studia i przed kamerami przeprosił wszystkich za swoje złe zachowanie. System, w swoje szczodrości, nie dość że przeprosił, to jeszcze obiecał, że dwóm z tych osób, które zatrudnia do swoich brudnych akcji, da po mordzie i ich doprowadzi do ruiny. Czy obiecał, że przestanie się wciskać do naszych domów i nas naciągać? Nic mi o tym nie wiadomo. O tym już TVN nie poinformował. Czy może sam TVN obiecał, że spróbuje się zainteresować, dlaczego jest jak jest i co można z tym zrobić? Też nic podobnego nie zauważyłem. Czy może wszystkie te pozostałe banki, które rozpanoszyły się po tym pięknym kraju i z każdym dniem przepoczwarzają się w coś kolejnego i nowego, które płacą swoim prezesom ciężkie miliony na to żeby się już od tych pieniędzy porzygali, a swoim pracownikom drobne paręset złotych, żeby mieli na fryzjera i coś na zimę, które już oszalały od tego nieustannego rozglądania się za kolejnymi ofiarami, mają dziś jakiś kłopot? Nic z tych rzeczy. Jedynym efektem tej obywatelskiej akcji TVN-u jest to, że być może ten człowiek z taśmami coś tam uzyska, TVN poczuje się bardziej spełniony, a część widowni pomyśli sobie, że nie jest źle, skoro nowe czasy tez nam dały nową, skuteczną, obywatelską kontrolę nad drobnymi patologiami. Tyle. No i – mam nadzieję – jeszcze niektórzy z nas dowiedzieli się czegoś więcej.
A Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę…”
I byłoby naprawdę fatalnie, gdyby to było tylko to. Na szczęście jest jeszcze coś. Kropla drąży skałę. Pomaleńku. Niepostrzeżenie. Ale w końcu to wszystko poleci. Z jednej strony, nie chcę widzieć tego, co się będzie działo. A z drugiej, już się nie mogę doczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...