Gdy
nasza starsza córka zdała maturę, był rok 2006, a ponieważ ona od dziecka
interesowała się wszystkim co jest w jakikolwiek sposób związane z Życiem w
najszerszym tego słowa rozumieniu, i przy okazji tak się złożyło, że w tym akurat
roku na Uniwersytecie Śląskim otwarto kierunek o nazwie biotechnologia, ona w sposób
całkowicie naturalny zdecydowała się ową biotechnologię studiować. Ponieważ to
zawsze było bardzo poważne, solidne i pracowite dziecko, studia córka nasza
ukończyła w terminie, z wynikiem bardzo dobrym, i oto, kiedy wszyscy byliśmy
przekonani, że przed nią – a w przyszłości, kiedy już będziemy niedołężnymi
starcami, również i przed nami – przyszłość jasna i piękna, okazało się, że dla
niej nie ma absolutnie żadnej pracy. A kiedy mówię, że żadnej, to nie mam na
myśli tego, że przez nią wymarzonej, czy choćby tak zwanej „dobrej”, ale w ogóle
żadnej. Zero. Pomijając rozdawanie ulotek na ulicy 3 Maja – żadnej.
Szukała więc moja córka jakiejkolwiek pracy, w międzyczasie zatrudniając się tu i ówdzie jako opiekunka do dzieci, i któregoś dnia, a był to rok 2012, trafiła na informację że w Krakowie działa prywatna firma biotechnologiczna, o jak najbardziej odpowiedniej nazwie BioTe21, zajmująca się na zlecenie różnego rodzaju państwowych jednostek, od sądów przez prokuraturę po policję, badaniem wszystkiego tego, o badaniu czego ona zawsze marzyła. No i się zgłosiła. Została przyjęta na miesięczną darmową praktykę, z obietnicą, że po przejściu okresu próbnego, zostanie odpowiednio oceniona i ewentualnie zatrudniona w owej firmie na pełen etat.
Mieszkamy
w Katowicach i dziś do Krakowa pociągiem jedzie się nieco ponad godzinę.
Wówczas były to niemal dwie godziny, i przez kolejny miesiąc moja córka
wstawała dzień w dzień wcześnie rano, wsiadała w pociąg, jechała do Krakowa, cały
dzień badała te wszystkie próbki, sporządzała raporty a następnie wracała do
domu, by następnego dnia, licząc, że to tylko miesiąc, znów wstać rano i iść na
pociąg. To co ją jednak niemal od pierwszego dnia uderzyło, to to, że wśród osób, z
którymi pracowała – głównie to były, tak jak ona, młode dziewczyny po biotechnologii
– wszyscy pracowali za darmo, a jedyną osobą zatrudnioną na zwykły etat była
księgowa. No ale czas mijał, córka moja jeździła do Krakowa i z powrotem, i mimo
że jej entuzjazm powoli się wypalał, doznała szoku, kiedy minął miesiąc, pies
z kulawą nogą się do niej nie zwrócił o rozmowę i ona, nie otrzymawszy nawet
zaświadczenia o tym, że tam pracowała, jedyne co mogła zrobić to wstać od biurka i wrocić
do domu. Później jeszcze wysyłała tam jakieś maile, ale ponieważ nikt nigdy jej
nie odpowiedział, dała wreszcie spokój.
Mijały
kolejne lata, w końcu – niezbadanym wyrokiem Bożym – córka moja znalazła pracę,
najpierw jako asystentka pewnego profesora, a potem jako tzw Pani Dziekan na
Uniwersytecie Medycznym w Katowicach, a kiedy człowiek który ją promował
odszedł, to i ona odeszła i dziś, zapomniawszy o swoich tak dużych niegdyś zawodowych umiejętnościach, jako szczęśliwa żona i mama dwóch wspaniałych córeczek, zajmuje się domem i rodziną. I pewnie nie miałaby powodu, żeby tamte czasy
wspominać, gdyby wciąż w głowie nie miała tamtej upiornej nazwy BioTe21. I ja
również nie miałbym najmniejszego powodu, żeby pisać ten tekst, gdyby nie ów
temat bezrobocia, który ni stąd ni zowąd wypełnił naszą przestrzeń publiczną.
Szukam dziś w Sieci tamtej nazwy BioTech21 i faktycznie coś tam wyskakuje, i owszem w
Krakowie, nawet pokazuje się nazwisko właściciela, niejakiego Adama Mastera,
ale o ile się orientuję, to są jakieś dawne adresy, dziś już zupełnie
nieaktualne, jak ruiny po rządach koalicji Platformy Obywatelskiej i PSL-u.
Kiedy
wspominam dziś czas, kiedy to córka moja przez miesiąc pracowała dla któregoś z
nich, nie otrzymując ani zapłaty, ani podziękowania, ani choćby standardowego „skontaktujemy
się z panią”, myślę oczywiście przede wszystkim o moim znajomym Józku, który,
zanim odszedł z tego świata, pracował za darmo na budowie nie przez miesiąc,
ale pełne trzy, i jego los jest bez porównania straszniejszy i nie do opisania
niż tylko ta w gruncie rzeczy chwila, która i tak skończyła się bardzo
szczęśliwie. Ale myślę też o tych wszystkich ludziach, którzy dali jakoś radę i
dziś są tu z nami, zastanawiając się jak to będzie z naszą Polską. Ale też nie
mogę przestać myśleć o tych, którzy swego czasu zgotowali Polsce tamten los, a
dziś jak gdyby nigdy nic przychodzą do nas i z bezczelną miną oferują swoje
usługi.
Niech ich piekło pochłonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.