Wczorajsze wpomnienie dawnego tekstu o
moim znajomym Józku i – nie bójmy się tego słowa – męczeństwie, na jakie go
skazał rząd Platformy Obywatelskiej i PSL-u, mnie samego poruszyło tak bardzo,
że uznałem za stosowne w najbliższych dniach pociągnąć wątek pracy, jako tej
części naszego życia, bez której w pewnych okolicznościach owo życie przestaje
mieć sens. Dziś, kiedy ten problem stał się dla nas tak odległy, że wielu z nas
nie dość, że o nim nie myśłi, to wręcz niekiedy może odnieść wrażenie, że on
nie istnieje i niegdy nie istniał. A więc, będziemy wspominać. Zanim jednak
przejdę do kolejnych refleksji przypomnę fragment tekstu już z roku 2018, w
którym poinformowałem, że Józek zmarł i swoje nieszczęście zabrał ze sobą na
tamten świat. I pomyśleć tylko, że między tekstem pierwszym, a drugim minęło
zaledwie 6 lat. Tyle wystarczyło. Proszę posłuchać:
Nie wiem, jak się sprawy mają w Polsce,
ale gdy chodzi o Katowice, to bezrobocie praktycznie nie istnieje, a jeśli
gdziekolwiek jeszcze pojawiają się jakieś dziury, są one skutecznie wypełniane
przez pracowników z Indii – to, gdy chodzi o korporacje typu IBM – lub z
Ukrainy – i tu mam na myśli poziom nieco bardziej przyziemny, czyli pracę rąk i
pleców. Powiedziałbym chętnie, że bardziej mnie dziś interesuje ta druga część sceny,
gdyby nie fakt, że naprawdę trudno jest określić, kogo widzimy tu więcej, Ukraińców,
czy Hindusów, jednak faktycznie spróbuję się tu skoncentrować na Ukraińcach.
Otóż w naszej najbliższej okolicy prowadzone są trzy, a do niedawna jeszcze
pięć budów, w tym jedna najbliżej nas, a mam tu na myśli naszą kamienicę.
Dodatkowo jeszcze sąsiad z góry do niedawna przeprowadzał kapitalny, a więc
taki ze zrywaniem tynków i podłóg, remont naprawdę wielkiego mieszkania.
I w każdym z tych miejsc dochodzi mnie glównie mowa ukraińska. Ponieważ mniej
więcej w tym samym czasie syn mój i jego żona potrzebowali ułożyć płytki w
łazience i bezskutecznie poszukiwali w tej sprawie solidnego fachowca,
spróbowałem rozejrzeć się dla nich za czymś po wspomnianej okolicy i okazało
się, że na najbliższe pół roku nie ma na co liczyć. Przy tej okazji
porozmawiałem sobie z jednym z tych ludzi – tu akurat Polakiem – który akurat
pracował na naszym balkonie i opowiedziałem mu o Józku. On mojej historii
wysłuchał uważnie, po czym wzruszył ramionami i poinformował mnie, że gdy
chodzi o niego, to on osobiście od paru lat nie przeżył jednego dnia bez pracy,
a ja pomyślałem sobie, że biedny Józek nie trafił w swój czas i już niestety
nie trafi.
Bo sprawy mają się tak, że dziś już
Józek nie żyje. Jak mnie poinformowała jego żona, zachorował na raka i zmarł w
miejscowym hospicjum, jako człowiek, który – jak już wspomniałem – nie trafił w
swój czas. Pomódlmy się zatem za jego duszę i zamiast wspólnie z Donaldem Tuskiem
i jego dawną ekipą budowlaną rwać sobie włosy z głowy z powodu tego, do czego
prowadzą nas rządy Prawa i Sprawiedliwości, cieszmy się razem z tym
kafelkarzem, który pracuje to tu to tam, dzień za dniem, a w weekendy wsiada w
samochód i jedzie odwiedzić swoje dzieci i żonę, wypoczywających gdzieś tu w
okolicznych lasach, których tu jest do wyboru i do koloru.
I nie zapomnijmy nigdy tego, co gdzieś
tam kiedy usłyszeliśmy, czy przeczytali, że wśród wielu naprawdę mniej i
bardziej znanych i opisanych przyczyn nowotworów, które zabijają jest i ta
związana z tym, że na człowieka spada niekiedy tak wiele zmartwień, że on traci
swoją dotychczas naturalną odporność i zwyczajnie nie ma siły by się bronić. Jak
widzimy, do tego by człowieka zatłuc jak psa, niektórym nie potrzeba pistoletu,
ani nawet kija bejsbolowego.
Tak refleksja przy okazji:
OdpowiedzUsuńTemat bezrobocia jest omijany przez wszystkich szerokim łukiem i nie jest opisywany w ogóle, a pisząc o bezrobociu nie mam na myśli braku pracy, ale również to co ja sobie nazwałem roboczo "pełzającym bezrobociem", czyli sytuacja kiedy człowiek może i jakąś pracę ma, ale jest ona daleko poniżej jego kwalifikacji(i nie chodzi tu tylko o formalne wykształcenie) albo jest to praca tak niestabilna(nie dająca pewności zatrudnienia), że ciężko mówić o zatrudnieniu, a bardziej o wegetacji i nie chodzi tylko o formy zatrudnienia tymczasowe, ale też o niestabilność wynikającą z podejścia pracodawcy i jego nieograniczonej niczym władzy nad pracownikiem u którego wystarczy, że się źle popatrzysz albo odmówisz robienia nadgodzin a już możesz wylecieć "za porozumieniem stron". Można tak jeszcze trochę wymieniać.
Niestety nie wielu(jeśli w ogóle ktoś) o tej patologii wspomina.