Muszę przyznać, że kiedy i do mnie dotarła wiadomość o
zaginięciu pewnej Wiktorii z Sosnowca, ogarnęły mnie myśli najczarniejsze.
Przede wszystkim zaniepokoiło mnie to, że i ze zdjęć, jakie się pojawiły w
mediach, ale też z szybkości z jaką służby, a za nimi media, podjęły temat,
musiałem uznać, że owa Wiktoria to nie jest dziecko, które sprawia regularne kłopoty
i od czasu do czasu idzie w tak zwaną długą, a zatem musiało dojść do autentycznej
tragedii. Im większe zatem były moje obawy, tym większa też radość spowodowana
wiadomością kolejną, że dziecko to zostało odnalezione żywe i zdrowe. Niegdysiejszy
chłopczyk uprowadzony z placu zabaw w tym samym Sosnowcu, zgwałcony i
zamordowany, to i tak zbyt dużo jak na moje sterane życiem serce.
O tym co się stało po tym gdy mała
Wiktoria wyszła z domu wyrzucić śmieci, co się z nią działo przez te dwa dni,
gdy jej rodzice umierali z rozpaczy, i w jaki sposób została odnaleziona, służby
nie informują i w rzeczy samej wiadomośc jest tylko jedna i podstawowa:
dziewczynka żyje i jest bezpieczna. Media i informatorzy z wszystkich stron jednak
działają i mamy jakieś tam szczegóły. Przede wszystkim, wiadomo już, że w związku
ze zniknięciem dziewczynki została zatrzymana jedna osoba, no i – uwaga uwaga –
dziecko to zostało odnalezione w województwie Zachodniopomorskim.
Ja mam świadomość, że przypadki się zdarzają,
jednak wydaje mi się, że to byłby przypadek nie z tej ziemi, gdyby się miało okazać,
że w minioną sobotę wieczorem jednastoletnia dziewczynka z Sosnowca znika w
niewyjaśnionych okolicznościach i na drugi dzień zostaje odnaleziona na drugim
końcu Polski, gdzie akurat, zupełnie przypadkowo, odbywa się organizowany pod hasłem miłości,
wolności i walki z faszyzmem festiwal Pol’and’Rock.
Powiedzmy tu może parę słów na temat tego
festiwalu. Wydarzenie to, będące uzupełnieniem dorocznej akcji pod nazwą Wielka
Orkiestra Świątecznej Pomocy, w żaden sposób nie przypomina festiwali typu gdyńskiego
Openera, czy Off Festiwalu w Katowicach. Oczywiście i jedno i drugie otacza aura
pewnej pokoleniowej, czy czasem wręcz ideologicznej manifestacji, niemniej
jednak i tu i tam chodzi przede wszystkim o muzykę. Pol’and’Rock, podobnie jak
wcześniejszy Woodstock, to przede wszystkim właśnie – i to wynika z wciąż
powtarzanych deklaracji Jerzego Owsiaka – manifestacja wspomnianych wcześniej miłości,
wolności i walki z faszyzmem, a zatem mamy do czynienia przede wszystkim z
ideologią. Jeśli się jedzie do Gdyni, czy do Katowic, to przede wszystkim po
to, by pobyć i posłuchać muzyki; na festiwalu Owsiaka przede wszystkim należy
być, by zademonstrować swoje przywiązanie – oczywiście w sposób bardzo
uwspółcześniony – do wszystkiego tego, co tak dobitnie wyraził w swoim „Imagine”
John Lennon, a dziś – jak o tym pisałem w poprzednim tekście – do tego co nam
sprzedaje pewien Koreańczyk z firmy Nuga Best, szczęścia, miłości i wolności. Młodzi
oraz młodzi podobno z całej Polski przybyli do Czaplinka głównie po to, by
poczuć ów „vibe”, a przy okazji wytaplać się w błocie, najlepiej nago i poczuć
tę wolność, miłość i wszechobecne kolory, a jeśli przy okazji będzie coś grało,
to tym lepiej. O tak zwanej Akademii Sztuk Przepięknych nie wspominam, bo to
akurat nie interesuje nikogo poza kilkoma politykami i ich sympatykami.
I oto wracamy do Wiktorii z Sosnowca,
która, jak podejrzewam, bardzo marzyła, by pojechać do Czaplinka, ale rodzice
jej nie pozwolili i w tym momencie przypomina mi się coś sprzed wielu już,
bardzo wielu, lat. Ponieważ było to naprawdę dawno temu, nie pamiętam, czy to
miało miejsce jeszcze w PRL-u, czy już w nowej Polsce, ale bardzo dobrze
pamiętam, że był to czas jeszcze zanim Jerzy Owsiak wpadł na pomysł swojej
Orkiestry i nadawany był radiowy program w którym ten sam Owsiak gadał
dokładnie tak samo jak dziś, puszczał piosenki i odbierał telefony od młodych
słuchaczy. Któregoś dnia zadzwoniła do niego jakaś dziewczynka i poskarżyła
się, że chciałaby bardzo pojechać na festiwal w Jarocinie, ale rodzice jej nie
pozwalają. I proszę sobie wyobrazić – a ja to pamiętam równie dobrze – Owsiak
jej odpowiedział: „Twoi starzy są popierdoleni”...
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że Jerzy
Owsiak powszechnie kojarzy się dziś ze swoim hasłem „Róbta co chceta” i to z
jego powodu jest przez jednych uwielbiony, a przez innych znienawidzony. Gdy
chodzi jednak o mnie, to ja, ile razy go widzę, a już zwłaszcza słyszę,
przypominam sobie tamte słowa sprzed lat: „Twoi starzy są popierdoleni”.
Teraz jednak, kiedy Wiktoria z Sosnowca sprawiła,
że wszystkim nam skamieniały serca, by już po chwili szczęśliwie powrócić do
życia, myślę sobie, że między tamtym „Twoi starzy są pierdolnięci”, a nieco
późniejszym „Róbta co chceta”, ale też i dzisiejszym, ledwie co upieczonym, „Kurwa,
jesteście piękni” nie ma zbyt wielkiej różnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.