poniedziałek, 27 lutego 2023

O lemingach i skutecznej ich hodowli

        Od wyjazdu prezydenta Bidena minęło już kilka dobrych dni, rozpoczął się kolejny tydzień, a wraz z nim już chyba ostatecznie zdechła ogólnopolska debata, której pierwszym celem było ustalenie, ile konkretnie czasu poświęcił Joe Biden na rozmowę z – w kolejności alfabetycznej – z Tomaszem Grodzkim, Rafałem Trzaskowskim oraz Donaldem Tuskiem, no i jakie konkretnie były wyniki wspomnianych rozmów. I jeśli ktoś jeszcze sądzi, że skuteczne rozwiązanie owej zagadki nie nastąpiło, jest w błędzie. Otóż nie dość że dziś już wszyscy wiemy, że kolejka chętnych do wspólnego zdjęcia z Prezydentem była długa, obejmowała nawet osoby spoza bezpośredniej polityki, a w związku z tym na każdego ze szczęśliwców siłą rzeczy przypadło około 40 sekund, wiemy też że skutkiem zawiązanego przez Rafała Trzaskowskiego spisku, Donald Tusk został bez pamiątkowego zdjęcia, a on sam złapał Bidena tak mocno za rękę, że ten – w końcu człowiek już starszy wiekiem – nie był mu się w stanie wyrwać i ostatecznie panowie, wbrew interwencjom prezydenckiej ochrony, pozostawali przyklejeni do siebie przez całą minutę, by w końcu Rafał Trzaskowski mógł z wysokości swojego słynnego już wzrostu rzucić pożegnalne „Hi guys” i oddać, niestety skrócony o owe skradzione 20 sekund, brzeg sceny swojemu serdecznemu kumplowi Donaldowi.

      Ale wiemy też coś jeszcze. Otóż tonąc w histerii spowodowanej tym, że nawet jego najwierniejsi słudzy zaczęli już pomrukiwać po kątach, że może on się z Bidenem tak naprawdę w ogóle nie spotkał, były król Europy uderzył do samego ambasadora Brzezińskiego, by ten sprawdził, czy gdzieś tam u nich nie zawieruszyło się jego zdjęcie z Bidenem, a jeśli tak, to żeby mu je przesłał przez kogoś umyślnego. Wreszcie więc Donald Tusk mógł zamieścić na swoim twitterowym profilu ów dowód na to, że on tam również wino pił i lulki palił, a by rangę owego sukcesu dodatkowo podkreślić, dodał jeszcze, że Jarosław Kaczyński to znany idiota, no a my wszyscy dziś, dzięki owym rozstrzygnięciom, jesteśmy gdzie jesteśmy.

      I można by było w ten żartobliwy sposób opis całej tej dziwnej sprawy zakończyć, gdyby nie dwie jeszcze rzeczy. Pierwsza z nich to ta, że Rafał Trzaskowski, najwyraźniej uznając, że zwycięstwo wymyka mu się z rąk, postanowił pokazać swoje przywództwo i opublikował – już nie na głupim Twitterze, ale na samym Facebooku – list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym pokazuje Tuskowi, jak się rozmawia z wrogiem i w niemal 1200 słowach udowadnia Prezesowi i jego wyborcom, że Prawo i Sprawiedliwość to partia faszystowska, a on sam jest nowym, kaczym Fuhrerem. Druga jest już znacznie bardziej poważna od wszystkiego tego, o czym tu pisałem, a mam mianowicie na myśli reakcję najtwardszego elektoratu, reprezentującego tak zwany antypis. Gdy po tygodniu owej straszliwej wręcz autokompromitacji polskiej opozycji, po tym gdy z dania na dzień, z oczywistością jasną jak nigdy dotąd, ujawniło się, że ludzie którzy tworzą jej elity to banda ciężko zakompleksionych durniów, którym nie można powierzyć zadania przypilnowania psa pod sklepem, bo go albo zgubią, albo sprzedadzą, albo zjedzą, komentarze wspomnianego elektoratu pozostają entuzjastyczne jak chyba nigdy wcześniej. Zupełnie jakby oni wszyscy, widząc jak się zrobiło źle, uznali że nie pozostaje im nic innego jak zacząć dąć w trąby i walić w bębny, tak by zagłuszyć tę prawdę, która już nie przestanie krzyczeć. A to jest sytuacja bardzo poważna, bo pokazuje nam wszystkim, że wszelkie próby ucywilizowania tych ludzi, a przynajmniej wyprowadzenia ich z obłędu w jakim dali się pogrążyć nie mają najmniejszego sensu. I moim zdaniem już wkrótce wszyscy zobaczymy na czym tak naprawdę polega bycie lemingiem.   


 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...