wtorek, 14 lutego 2023

O tych co słyszą głosy

 

        Nie wiem, czy  ktoś poza mną zwrócił na to uwagę, ale ja owszem, od pewnego już czasu, zabawiając się na Twitterze, zauważyłem, że ile razy któryś dziesiątków tysięcy uczestników owego przedsięwzięcia, chcąc raz i na zawsze doprowadzić rząd Prawa i Sprawiedliwości do takiej kompromitacji, że po nim nie pozostanie nawet zeschła plama, wymyśli jakąś absurdalną historię na temat tego czy owego rzekomego postępku władzy, lub kogoś z władzą związanego, pod danym tweetem pojawi się natychmiast apel czy to Renaty Kim, czy – czyż to, swoją drogą, nie zabawne, również Renaty –  Grochal, czy któregoś z pozostałych robotników na farmie Tomasza Sekielskiego, by ów obywatel zechciał się zgłosić prywatnie do „Newsweeka”, a ten chętnie się dowie co i jak i zrobi z tego materiał na zbliżającą się szybkimi krokami kampanię wyborczą. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wielokrotnie zdarzyło mi się, że natrafiałem na jakieś kompletnie idotyczne i na kilometr śmierdzące kłamstwem plotki, pod którymi pojawiały się wspomniane apele ze strony redakcji „Newsweeka” i najuczciwiej jak potrafię mogę zaświadczyć, że nigdy, ale to nigdy ta bzdura nie pojawiła się w przestrzeni choćby minimalnie szerszej niż sam Twitter. Czy mnie to zdziwilo? Oczywiście że nie. W końcu, jak można się spodziewać, że któryś z bardziej ambitnych bojowników o wyzwolenie Polski od pisowskiego jarzma przekaże informację, że oto na przykład gdzieś w Polsce policja w sposób najbardziej okrutny pobiła jakieś dziecko za to, że rozwiesiło ono na pod swoim oknem plakat z napisem „Kaczyński = Putin”, i owa wiadomość zostanie potwierdzona? Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej kierowany przez Tomasza Sekielskiego tygodnik wciąż żyje nadzieją, że w końcu przyjdzie ten dzień, kiedy uda się coś upolować.

       Oto jak najbardziej na Twitterze zaprodukował się czlowiek nazwiskiem Marek Zagrobelny, swego czasu jeden z drobnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, który obraziwszy się na swoją partię rzucił ten cały interes w cholerę, wyjechał do Norwegii i stamtąd napisał książkę o tym, jak to o kiedyś był podłym pisowcem, ale dziś się opamiętał i wrócił do cywilizowanego świata, i w jednym skromnym tweecie, jeszcze ze stycznia tego roku, poinformował, że kiedy przed laty działał w PiS-ie, w aktywny sposób brał udział w fałszowaniu wyborów i chętnie by o tym dokładnie opowiedział, gdyby któreś z mediów zechciało go wysłuchać, ale obawia się, że do tego nie dojdzie bo za rządów PiS-u nikt się nie odważy ujawnić tej prawdy. I oto, prosze sobie wyobrazić, nastąpił przełom, bo haczyk połknęła rred. Grochal, zaprosiła Zagrobelnego do siebie, przeprowadziła z nim rozmowę, a Sekielski zamieścił wyniki redakcyjnego śledztwa na okładce kolejnego wydania „Newsweeka”, dzieląc się z czytelnikami sensacyjnym doniesieniem, że kontrolujący wybory pisowcy malowali sobie mazakiem na palcach krzyżyki, chuchali na nie i stawiali je na kartach oddanych na Platformę Obywatelską, tak by jak najwięcej z owych głosów unieważnić.

       Idiotyzm tej całej historii był oczywiście tak porażający, że już w ten sam dzień, kiedy wspomniane wydanie „Newsweeka” trafiło do kiosków, całość owej bzdury została ze wszystkich możliwych stron wyjaśniona, opisana i przede wszystkim wyszydzona, redakcja „Newsweeka” przedstawiona już nawet nie jako banda bezczelnych kłamców, ale zwyczajnych głupców, a reakcja na to wszystko ze strony czy to polskiego państwa, czy choćby samego PiS-u, tak obojętna jakby tam nikt nawet nie uznał, że warto się tym całym Zagrobelnym zajmować. A biorąc pod uwagę fakt, że oto publicznie pojawia się ktoś, kto przyznaje, że popełnił ciężkie przestępstwo, będące w dodatku częścią jeszcze większego oszustwa, wymierzonego w konstytucyjny porządek państwa, można by się było spodziewać, że służby jakoś zareagują. Widocznie uznano, że ścigać tego durnia po całej Norwegii jeszcze mniej się opłaca, niż zajmowanie się niesławnym Rafałem Gawłem. To już pewnie lepiej byłoby zachęcić Daniela Obajtka, żeby wykupił od Niemców „Newsweeka” razem z Grochnal, Kim i Sekielskim.

       Na koniec wypadałoby może bym podzielił się z Czytelnikami refleksją na temat tego, co ta cała Grochal nam usmażyła. A zatem proszę. Otóż moim zdaniem, a opieram swoje podejrzenia zaledwie w minimalnym stopniu na tym o czym wyżej wspomniałem, oni wszyscy, a więc „Newsweek”, „Wyborcza”, TVN24, Onet, Wirtualna Polska, „Polityka”, Marek Belka, Marcin Kierwiński, Leszek Balcerowicz, Roman Giertych, Donald Tusk, Tomasz Grodzki, Radek Sikorski, Leszek Miller,  Bartosz Arłukowicz, Kidawa-Błońska, Elżbieta Łukacijewska, Szymon Hołownia, Izabela Leszczyna, Magdalena Adamowicz, Marek Sowa, Kosiniak-Kamysz, Sławomir Nitras,  i wielu wielu innych, których nazwisk nawet nie warto pamiętać, są w stanie glębokiej psychozy, rozumianej nie jako obelga, lecz jako jednostka chorobowa, gdzie człowiek słyszy głosy i widzi obrazy, będące wyłącznie wytworem jego chorych wyobrażeń i umiera ze strachu, bo widzi i słyszy, a jednocześnie wie, że tego nie ma. I ten stan doprowadza go do niemal samounicestwienia.

        Nie złośćmy się więc na nich i przede wszystkim już nie pytajmy, kto to taki ten Marek Zagrobelny i czemu on robi to co robi. Jak twierdził Road Dahl, a my to przecież wiemy nie od wczoraj, Norwegia to wylęgarnia czarowników i czarownic. Nie ma czego zazdrościć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...