wtorek, 21 lutego 2023

English speak good

 

      Niedawno, w opublikowanym na portalu i.pl felietonie, wspomniałem o ludziach tak głęboko przekonanych o swojej biegłości w języku angielskim, że pasją ich stało się najpierw tropienie, a następnie wyszydzanie głownie polityków, choć nie tylko, z powodu ich rzekomych językowych niedostatków. Nie był to pierwszy raz, jak ową kwestię poruszyłem, bo od dłuższego już czasu stanowi ona dla mnie swego rodzaju obsesję i ile razy trafię na ów rodzaj agresji, zwyczajnie nie wytrzymuję. A wszystko, o ile dobrze pamiętam, zaczęło się od akcji przeprowadzonej przez stację TVN24 jeszcze w roku 2011, kiedy to red. Arleta Zalewska pojawiła się w Sejmie i w języku angielskim zaczęła prowokować wybranych posłów, by popisali się swoimi językowymi umiejętnościami. Wyglądało to tak, że red. Zalewska podeszła do posła PiS-u Mariusza Kamińskiego i zadała mu następujące pytanie: „Hałs jor politikal partaj kolt?” Kamiński najpierw zdębiał, a potem odpowiedział właściwie dość poprawnie, że to zależy od tego, o co ona pyta, i jak najbardziej sensownie poprosił, żeby mu uściśliła, o co jej chodzi. Wówczas pracownica TVN-u pokazała paluszkiem na wiszącą obok na ścianie pisowskie logo i wystękała: „Łot is zis nejm? Prawo i Sprawiedliwość is in polisz. End in inglisz?

     Dobre? No, wręcz fantastyczne, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że wspomniana Arleta Zalewska po tych 12 latach jest wciąż jednym z pierwszorzędnych pracowników stacji. To co jednak odkryłem w tych dniach wygląda na coś jeszcze ciekawszego. Oto, proszę sobie wyobrazić, coraz większą karierę na youtubie robi pewna pani nazwiskiem Asia Domagała, która na swoim kanale pod nazwą Angielski Kompas regularnie publikuje wybrane angielskie wypowiedzi znanych z telewizji osób i ocenia je pod względem wymowy, bogactwa językowego i gramatyki. Tych odcinków jest już dziś dużo za dużo, tłum wokół nich gromadzi się coraz większy, ale pierwszy z nich, owszem, obejrzałem w całości, a tam pani Asia zajęła się kolejno Patrykiem Jakim, premierem Morawieckim, Radkiem Sikorskim, Rafałem Trzaskowskim, Michałem Kamińskim i – jakże by inaczej – prezydentem Dudą. Oczywiście najprościej by było zwrócić się teraz do owej pani, by przede wszystkim odpieprzyła się od prezydenta Dudy bo wyszydzanie kogoś, komu nagle, zupełnie naturalnie, zabrakło słowa, czy dwóch jest zarówno niskie jak i zwyczajnie głupie, natomiast ja tym razem chcialbym poznęcać się nad samą Domagałą i to nie tylko ze względu na jej kompetencje gdy chodzi o język angielski, ale również, i to przede wszystkim, język polski. Oto, proszę sobie wyobrazić, przez całe swoje wystąpienie, zamiast słowa „dzwięk”, owa ekspertka używa słowa „samogłoska”. Słowo daję, można sprawdzić i zobaczyć, choćby jak ona komplementuje Premiera: „Morawiecki wymawia te samogłoski, te dzwięki, które powinien”.

        Ale to oczywiście nie wszystko. Tu znów, od początku do końca swojej wypowiedzi, gdy ona wspomina o tym, że któryś z nich ma kłopoty ze stosowanie przedimków, używa określenia „zaimki”. Ktoś powie, że to nie jest jeszcze najgorzej, bo mogłaby tak bardziej z niemieckiego określać przedimki słowem „rodzajniki”, no ale faktem jest to, że dziś chyba nie ma ani jednego ucznia liceum ogólnokształcącego, który by nie wiedział, że angielskie „the”, „a”, czy „an” to nie zaimki, lecz właśnie przedimki. No ale Asia – tak się zresztą przedstawia – tego nie wie i się tym popisuje.

       Ja nie chcę jakoś szczególnie znęcać się nad Asią „Angielski Kompas” Domagałą, ale muszę zwrócić uwagę uwagę na pewne kwestie  z prostej troski o  popularną świadomość tego czym się dziś zajmujemy. Domagała, wytykając temu czy owemu to, że ten – swoją drogą osobiście nie wiem, o co jej chodzi – „myli ‘a’ z ‘e’”, sama nieustannie, mówiąc w swoim, jak rozumiem, rodzimym języku, stosuje wymowę „som”, czy „tom”. W dalszej kolejności, któremuś z nich zarzuca, że ten ubezdźwięcznia „k”, które – jak to „k” – jak chyba wszyscy wiemy, jest same w sobie bezdźwięczne i tam nie ma nic do ubezdźwięczniania. Ale to nie koniec. W tym jednym jedynym odcinku, gdzie ona ma czelność oceniać poziom języka angielskiego u sześciu polityków, nie wie, że kiedy chce się przejść do rzeczy, mówi się „Ale do rzeczy”, a nie „Ale do brzegu”. Ona też nie wie,  że posługiwać się można „angielskim”, a nie „z angielskim”. Jeszcze coś?

        No i wreszcie mamy prezydenta Dudę, którego ta banda bezczelnych oszustów ostatnio wzięła na tapet. O ile potrafię ocenić znajomość języka angielskiego przez prezydenta Dudę – a sądzę, że potrafię – on w tym zakresie jest wystarczająco sprawny. Jedyny kłopot, jaki Prezydent ma na tym poziomie – swoją drogą, podobnie w języku polskim – to to, że w pewnych sytuacjach się zacina. Mówi, mówi, mówi... i nagle stop. Będąc nauczycielem z długim doświadczeniem, miałem w życiu okazje trafić na wielu uczniów, którzy posługiwali się językiem znakomicie, tyle że od czasu do czasu, diabli wiedzą czemu, się zacinali... i stop. Raz nawet miałem jedną maturzystkę – absolutnie wybitną –  która mówiła, mówiła, mówiła, w pewnym momenci się zatrzymała i koniec. Asia Domagała prezentuje dwie wypowiedzi Andrzeja Dudy, gdzie ten, owszem, utknął, i informuje wszystkich, że to jest pełna kompromitacja gdy chodzi o każdy wymiar kompetencji językowych, a słownictwo jakiego Andrzej Duda używa, jest na poziomie podstawowym. A co my słyszymy?

         Pragmatic approach”, My own experience”, In general”, I don’t agree”, Look at the perspective of the last thirty years”, I believe in the 360 degree policy”… Oto słownictwo nieadekwantne?

         To jest słownictwo nieadekwatne do funkcji pełnionej przez Andrzeja Dudę? Tylko przez to, że raz czy dwa Andrzej Duda – czy to przez zmęczenie, czy zwykły brak koncentracji – się zaciął to w ten sposób powstał popularny mem? Przecież ta kobieta – przypominam, że ostatnio hit na youtubie – to w sposób oczywisty osoba zuchwała i bezczelna.

          Ktoś powie, że mamy do czynienia z kolejną wariatką, żyjącą w nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości, i to jest oczywiście prawdopodobne. Jest jednak coś, co świadczy o tym, że ona jest przy okazji jednak językowo dramatycznie niekompetentna. Otóż pojawia się Radek Sikorski, który w pewnym momencie mówi, że sytuacja Polski jest inna od sytuacji krajów Zachodu, bo myśmy byli pod okupacją sowiecką, a oni nie, i swoją myśl wyraża następująco: „We have been occupied by the Soviet Union”. Na to przychodzi Asia Domagała i zaczyna nam tłumaczyć, że Radek Sikorski popełnił błąd, bo okupacja sowiecka już dawno minęła, więc on powinien był powiedzieć „We were occupied”. Bo „We have been occupied” oznacza że wciąż jesteśmy okupowani, a przecież nie jesteśmy.

          Ponieważ wszystko staje się już żałośnie oczywiste – nawet dla tych, którzy, podobnie jak ja, Radka Sikorskiego całym sercem nie znoszą – będę kończył i do osób bardziej dociekliwych kieruję pytanie: Jeśli policjant zatrzymuje kierowcę, widzi że ten jest na podwójnym gazie i mówi mu „You have been drinking” to znaczy, że ten ktoś ma w pysku flaszkę? Nie? Nie mam ochoty dociekać, jak by na to pytanie odpowiedziała nasza ekspertka, i szczerze powiem, że mnie to nie koniecznie zajmuje, natomiast po raz enty epeluję przynajmniej do czytelników tego bloga: dajcie sobie spokój z tym angielskim, to jest wyłącznie narzędzie i nic więcej. Tak korkociąg, czy śrubokręt.



   

 

 

 

     

 

 

 

5 komentarzy:

  1. To jest wyłącznie narzędzie ale - dodałbym - użytkowe, a nie ceremonialne. Nie może być zresztą inaczej, skoro nawet między amerykańskim a angielskim są różnice także na poziomach tzw. języków literackich. A co dopiero w okolicach, gdzie dla tamtejszych potrzeb wewnętrznych język angielski pełni role lingua franca. Weźmy tu choćby Indie i tamtejszy Hindi-English. Albo więc mamy przydatne narzędzie, albo rezygnujemy z potrzeby przydatności.

    Na uwagę zasługuje też dzisiejsza ewolucja języka angielskiego dziejąca się gdzie indziej, dla jak najbardziej narzędziowych potrzeb obsługi różnych twiterów, czy tiktoków, hiphopów, rapów i czego tam jeszcze. Tam się nawet wykształcają odrębne ceremonie językowe.

    W końcu wszystko redukuje się do jednego: Albo chcesz wysłuchać co drugi do ciebie mówi, a mówić tak, aby on zrozumiał, albo chcesz wobec niego popisywać się swoją urojoną wyższością a wobec osób trzecich wyszydzać go za jego rzekomą niższość.

    Tu wypada przypomnieć nie pamiętam teraz czyją o kim diagnozę: "Znał wiele języków, lecz w żadnym nie miał nic istotnego do powiedzenia". W przyjaznym nastroju rozpoznanie to dedykuję bohaterom tutejszego felietonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś ktoś tam puścił informację, że Trzaskowski udzielił wywiadu dla CNN i Amerykanie są zachwyceni tym jak on pieknie mói po angielsku. I to już jest kompletny idiotyzm. Ani Amerykanie, ani Brytyjczycy nie zwracają najmniejszej uwagi na to jak ładnie ktoś mówi po angielsku, bo dla jednych i drugich to że cały świat posługuje się tym językiem jest całkowicie naturalne. W Eurosporcie tenis komentują Szwed, Austriaczka i Hiszpan, a niekiedy i Niemiec. Jedni mówią bez akcentu, inni z akcentem, a inni z ciężkim akcentem i kogo to w ogóle obchodzi? Czy oni układają sobie jakieś rankingi? W CNN czy w BBC wciąż pojawiają się jacyś Polacy, Ukraińcy, czy Rosjanie, którzy mówią po angielsku bardzo sprawnie i co? Oni nagle zachwycili się Trzaskowskim? Co za absurd!

      Usuń
    2. To staje się wyjątkowo delikatną sprawą. W świetle ostatnich coming-outów okazuje się bowiem, że gdy ktoś jest ponadprzeciętnie uzdolniony w jakiejś poniżejprzeciętnej umiejętności, a poza tym ledwo sapiens, to należy zbadać, czy nie zachodzi przypadek autyzmu.
      Upadł już chyba pogląd, że "to" widać po wyrazie twarzy. W każdym razie nie widać u polityków. Na przykład pani Sylwia Spurek doprowadziła do wikipedii wiadomość, że niedawno odkryła u siebie autyzm i dzięki temu wstecz zrozumiała wszystkie koleje i osiągnięcia swojego życia.

      To z pewnością jest znak, a nie przypadek. Ja bym tego nie lekceważył.

      Usuń
  2. Też o tym myślałem. Zwłaszcza gdy chodzi o osoby, które chwalą sie płynną znajomością kilku pięciu, sześciu, czy jeszcze jakichś, języków. Na przykład ja jestem pełen podejrzeń gdy chodzi o ambasadora Magierowskiego. Moim zadniem, tak się normalnie nie da.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba tym pytaniem nie udało się jej przebić mojego szkolnego kolegi, który w połowie lat siedemdziesiątych na pytanie "How do You do?" odpowiedział "Yes, I how". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...