niedziela, 26 czerwca 2022

Kogo się boi Jan Maria Rokita?

 

      Praktycznie od początku wojny na Ukrainie staram się, co wydaje się dość oczywiste, śledzić sposób w jaki przebieg zdarzeń oraz roztaczające się perspektywy komentują tzw. eksperci, w tym ci związanie ze służbami wywiadowczymi to tu to tam. Jednocześnie jednak, co też jak sądzę jest zrozumiałe, w stosunku do tych doniesień pozostaję z każdym dniem coraz bardziej zdystansowany. Czemu tak? Otóż odnoszę wrażenie, że mimo iż, owszem, z owych analiz można się czegoś dowiedzieć, to one często są tak niekonsekwentne i wzajemnie sprzeczne, że nie ma większego sensu wyciągać z nich poważniejszych wniosków. Oto dowiaduję się że służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych poinformowały, że Rosja rzuciła na front ostatnie już swoje siły i prawdopodobnie w ciągu najbliższych tygodni nastąpi ukraińska kontrofensywa, która bieg wojny kompletnie odmieni. Chwilę później okazuje się, że brytyjskie służby poinformowały, że Władimir Putin jest umierający w szpitalu i prawdopodobnie w najbliższym czasie na Kremlu nastąpi kluczowa dla przyszłości Europy zmiana. W następnej już chwili jednak okazuje się, że wedle analiz niemieckiego wywiadu, wojna może potrwać jeszcze wiele lat i będzie to wojna na wyniszczenie. I oto nagle inny ośrodek informuje, że Rosja jest gotowa przeprowadzić atak nuklearny na kraje wschodniej Europy i w tej sytuacji może dojść do III Wojny Światowej. A za wszystkimi tymi informacjami niezmiennie stoją jak najbardziej poważne wywiady jak najbardziej poważnych państw.  

      Jak mówię więc, od dawna już z docierających do mnie tego typu informacji staram się nie wyciągać radykalnych wniosków i jeśli mam być szczery, to równie dużym, czy może bardziej małym, zaufaniem darzę komentarze zwykłych telewizyjnych ekspertów w osobie takich czy innych choćby i  generałów, tu w Polsce, czy tam w stacji BBC, czy CNN – zwłaszcza gdy nie wiem, w jakim stopniu oni wszyscy mówią to co im leży na sercu, a w jakim to, co uzyskali mniej lub bardziej bezpośrednio od służb kremlowskich. I oto, proszę sobie wyobrazić, w tym całym informacyjnym chaosie odezwał się nie kto inny jak Jan Maria Rokita, czołowy polityczny komentator tygodnika „Sieci”. Pisałem niedawno o Rokicie w tonie jednoznacznie szyderczym, a to po tym jak ten, w odstępie zaledwie trzech tygodni, przedstawił zupełnie na poważnie dwie całkowicie sprzeczne ze sobą analizy, dotyczące perspektyw jakie w obliczu rosyjskiej agresji stoją przed Ukrainą. Tuż po wizycie prezydenta Bidena w Polsce, w dramatycznie pesymistycznym tonie, przedstawił Rokita opinię, że Ukraina przez Amerykę i Zachód została pozostawiona sama sobie, a wszystko co ewentualnie możemy obserwować to działania czysto pozorowane, o czym zresztą najlepiej świadczyła ponura mina prezydenta Dudy w wywiadzie dla TVN24, już po odjeździe Bidena. Nie minął miesiąc, jak Rokita zmienił swoje oceny o 180 stopni, z najwyższym entuzjazmem ogłaszając, że oto Ameryka nie dość że zaangażowała się po stronie Ukrainy, to jeszcze owo zaangażowanie robi wrażenie długofalowej strategii, której celem jest doprowadzenie do zniszczenia Rosji jaką znamy i przedefiniowanie układu sił w Europie i na świecie. Wyszydziłem więc odpowiednio Rokitę i jego analityczne talenty i tak naprawdę jedyne pytanie jakie mi na koniec zostało, to to, ile Karnowscy mu za idiotyzmy które on wypisuje płacą.

     I oto dziś, jak wspomniałem, Rokita zabrał głos ponownie, a ja już mam pytanie dodatkowe: czy to faktycznie ci dwaj mu płacą, czy może ktoś inny? W czym rzecz? Otóż stało się tak, że w najnowszym numerze tygodnika „Sieci” Rokita przedstawił trzystronicowy tekst zatytułowany „Na co liczy Zełenski?”, w którym jednoznacznie zasugerował, że do końca tego nie wiadomo, pomijając jedną rzecz oczywistą: na pewno nie na zwycięstwo Ukrainy, która w sposób oczywisty skazana jest na porażkę. Skąd Rokita ma tę informację? Czyżby tak mu wyszło z jego pracowitych przemyśleń? Ależ skąd. Przeczytał mianowicie Rokita w angielskim „The Independent” rzekomy raport brytyjskiego wywiadu i ruszył w te słowa:

Jeśli kto jeszcze żywił jakieś złudzenia, to po wyciekłym (raczej celowo) raporcie brytyjskiego wywiadu powinien je porzucić. [...] Jego sens można streścić w pięciu punktach. Po pierwsze – od jakiegoś czasu na Ukrainie mamy do czynienia z ‘absolutną nierównowagą na polu bitwy i całkowitą dominacją wrogich samolotów w powietrzu’.  Po drugie – armii ukraińskiej skończyły się własne ciężkie pociski artyleryjskie, więc siła rażenia jej artylerii sięga 25 km, rosyjskiej zaś – 300 km. Ta przewaga rodzi skutki ‘katastrofalne’, wedle słów jednego z dowódców ukraińskich w Donbasie. Po trzecie – żołnierzy ukraińskich w niewoli rosyjskiej jest ok. 5,6 tys., a Moskali [to jest jedyna nomenklatura, jakiej Rokita, prawdopodobnie dla swoistego uwiarygodnienia się używa w stosunku do Rosjan] w niewoli ukraińskiej – 550. Jeśli się to wie, to się też łatwo rozumie, dlaczego praktycznie ustała wymiana jeńców w proporcjach 1:1, na co chętnie godzi się Moskwa, ale nie Kijów. Po czwarte – ‘poważnie demoralizujący wpływ’ na kondycję armii ukraińskiej wywiera rosnąca fala dezercji. Ten fakt z kolei współgra ze świeżo podanymi danymi polskiej Straży Granicznej, wedle których w Polsce schroniło się pół miliona Ukraińców w wieku poborowym. Wreszcie po piąte, jak formułuje to wywiad brytyjski – ‘oczywiste jest, że dotychczasowa wojna konwencjonalna nie może być przez Ukrainę wygrana’”.

       I to jest niemal wszystko z czym do nas dziś przyszedł Rokita. Cała reszta, a więc, jak mówię, bite trzy strony, to powtarzanie tego co powyżej własnymi słowami, ze szczególnym uwzględnieniem informacji podstawowej, że dalsza obrona Ukrainy nie ma najmniejszego sensu. Dwie jednak kwestie Rokita dodaje od siebie, a chodzi tu o dwa pytania, na które sam sobie zresztą udziela odpowiedzi. Pierwsze z nich, to to, czemu, skoro wojna już dziś jest przegrana, świat nadal wspiera Ukrainę i odpowiedź, że on to robi dlatego, by wojna trwała jak najdłużej, przez co być może uda się gospodarczo, politycznie i militarnie osłabić Rosję. Drugie pytanie, zawarte w tytule tego czegoś, czyli na co liczy Zełenski, broniąc przegranej sprawy. I tu proszę się łapać powietrza – otóż Zełeński, nawet gdyby chciał oddać Rosji to czego ona sobie życzy i ogłosić porażkę, to nie może, i tu cytat:

Mimo to jest całkiem prawdopodobne, iż Zełenski, sam z siebie może być skłonny do porozumienia się z Rosją, jest jednak zakładnikiem  głębokiego narodowego patriotyzmu Ukraińców i naturalnej nienawiści do Moskali, która musiały obudzić znane rosyjskie okrucieństwa. Jeśli tak jest, to Zełenski faktycznie nie podpisze żadnej zgody na częściowy rozbiór Ukrainy, świadom że w takiej sytuacji zostanie odrzucony przez naród albo i zabity przez jakiegoś fundamentalistę narodowca”.

     A już tylko jestem ciekawy czy Państwo widzą to co widzę ja. Czy widzą Państwo, że to co nam dziś chce powiedzieć Jan Maria Rokita w tygodniku „Sieci” to przekaz nawet jeśli nie bezpośrednio inspirowany przez Kreml, to jest w nim zdecydowanie to wszystko, co dociera do nas z Kremla od początku wojny. Pisze Rokita, że on się opiera wyłącznie na tym co znalazła w „poważnej gazecie The Independent, pozbawionej skłonności do tabloidalnych sensacji”, niestety nie ma tam równie mocnego zapewnienia, że pozbawionej też skłonności do wsłuchiwania się w głos rosyjskiej agentury, która, o czym wie już dziś każde dziecko, jest wszędzie. No i nie ma tam jeszcze czegoś, co dla nas dziś może się okazać kwestią najważniejszą, a mianowicie odpowiedzi na pytanie, na co liczy Jan Maria Rokita, lub bardziej precyzyjnie, kim on tak naprawdę jest.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...