W ostatnich tygodniach zamieściłem tu
dwa teksty, które uważam za wyjątkowo ważne i z których jestem bardzo dumny, a
jeśli się nad sprawą zastanowić, to żaden z nich tak naprawdę nie był ściśle
związany z doraźną polityką. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że aczkolwiek
ten nasz blog ma od samego swojego początku charakter jak najbardziej
polityczny, to najbardziej wartościowe teksty jakie się tu ukazywały o politykę
jako taką zaledwie zahaczały, niemniej te dwa ostanie teksty jakoś szczególnie
chyba zapamiętam. Jeśli dziś jednak, po okropnie długiej przerwie, która dręczy
mnie w sposób zupełnie nieznośny, znów siadam by coś napisać, to wcale nie z
tego powodu, że oto coś mnie takiego zafrapowało, że postanowiłem się tym
podzielić z Czytelnikami. Otóż nic podobnego, jest wręcz przeciwnie. Rzecz w
tym, że, jak chyba nigdy wcześniej, od dłuższego już czasu mam poczucie, że to
co się wokół nas dzieje jest tak doskonale i po wielokroć skomentowane, a
jednocześnie przez swoją powtarzalność tak dramatycznie, wręcz – przepraszam bardzo
- do porzygania nieciekawe, że
zwyczajnie nie mam ani chęci, ani, co gorsza, sposobu by się przełamać i napisać
choćby kilka zdań.
No bo proszę spojrzeć. Na Ukrainie trwa
wojna i wszyscy mamy nadzieję, że Władimir Putin wraz ze swoim duchowym opiekunem,
patriarchą, czy jak mu tam, Cyrylem, solidarnie zdechną, i świat się zacznie
powoli z owego kryzysu podnosić, a ta garstka, która nam dokucza jak kamyk w
bucie, nie marzy o niczym innym jak o tym, żeby zanim świat dojdzie do jakiegoś
w miarę sensownego ładu, Mateusz Morawiecki poszedł śladami byłego, świeżo
zamordowanego, premiera Japonii. Ktoś powie, że ja tu próbuję się ratować
jakimiś tanimi sztuczkami, ale, przepraszam bardzo, z mojego punktu widzenia,
obecna sytuacja w Polsce ma się w ten właśnie sposób: rząd staje na głowie, by
nas wszystkich jakoś z tego nieszczęścia wyciągnąć, a wcześniej może
przynajmniej się nami odpowiednio zaopiekować, a to straszne zło modli się o
śmierć dla premiera Morawieckiego.
To jest sytuacja ogólna, ale każdy dzień
przecież przynosi cały szereg zdarzeń, wypowiedzi, gestów, które aż proszą się
o komentarz, a ja wobec nich stoję bezradny. Co ja bowiem mogę na to wszystko co się
wokół dzieje powiedzieć? Co ja mogę powiedzieć choćby na to, że Donald Tusk
zapowiada, że kiedy zostanie premierem, nie będzie potrzebował żadnych ustaw,
tylko osobiście wyprowadzi z gabinetu prezesa Narodowego Banku Polskiego? Co ja
mogę powiedzieć na to, że były minister Siemoniak, doprecyzowując publicznie myśl
Tuska, wyjaśnia, że to nie Tusk osobiście będzie Glapińskiego skopywał po
schodach, ale specjalnie do tej roboty wynajęci ludzie? Co ja wreszcie mogę
powiedzieć na to, że posłanka Leszczyna twierdzi, że obniżka podatku PIT do 12%
ma na celu wzbogacenie prezesa Obajtka, tak by ten mógł swoim majątkiem
sfinansować zbrodniczą politykę Prawa i Sprawiedliwości wobec zdychającego z
głodu społeczeństwa? Ja mam to komentować? A nie ma dnia, by tego typu
obłąkańczych zdarzeń nie pojawiało się dziesiątkami. I ja mam to komentować?
Przepraszam, ale nie mam siły.
Są wakacje i dzięki naszej całorocznej
pracy udało się nam na tyle przyoszczędzić, by sobie pozwolić na krótkie
wakacje. Tydzień temu spędziliśmy z dziećmi i wnukami kilka dni w Beskidzie
Żywieckim i było pięknie. Jutro z żoną jedziemy na tydzień, jak co roku, do
Kuźnicy na Półwysep Helski, i to jest nasze szczęście. Nie piszę tu ostatnio
zupełnie nic, bo, jak mówię, ani nie mam ochoty, ani przede wszystkim nie
potrafię. Zapewniam jednak wszystkich czytelników tego bloga o swojej wiecznej
wdzięczności, proszę o wyrozumiałość i obiecuję, że jak tylko pojawi się coś
godnego uwagi, to się odezwę.
W końcu wakacje są.
OdpowiedzUsuńChociaż ostatnio jedna rzecz mnie poruszyła, włączyłem fragment talk show który wyświetlił się w polecanych na youtube i kompletnie zaskoczyło mnie to co zobaczyłem. Spodziewałem się raczej czegoś rozrywkowego, a tu nagle zaproszona zaczęła gadać o aborcji, o tym jak "złe jest zabieranie kobietą podstawowych praw do opieki zdrowotnej" i prowadzącemu nawet brewka nie drgnęła, publiczność niemal owacje na stojąco odstawiła.
Oczywiście ja wiem, że w USA show-biznes przesiąknięty jest tzw. lewicowością do szpiku, że te gwiazdy podpisują lojalki na mówienie tych głupot nawet jak same nie wierzą w to co mówią, że to jest wyreżyserowane specjalnie itd., ale co innego gadanie o LGBT, feminizmie, heheszki z Trumpa itp., a co innego pełne poparcie dla zabijania nienarodzonych dzieci. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę, to jakiś kosmos, obca cywilizacja.
https://youtu.be/Por1MeYwKlU?t=93