sobota, 18 czerwca 2022

O postawie wyprostowanej i na kolanach

 

      Od wizyty Scholza i Macrona na Ukrainie minęły dwa dni i to właściwie wystarczyło, by zainteresowany tym wydarzeniem świat zrozumiał dwie rzeczy. Pierwsza z nich to ta, że owe cztery godziny podczas których obaj panowie zawracali prezydentowi Żeleńskiemu głowę to kompletna strata czasu, bo każdy pozostający przy zdrowych zmysłach obserwator wydarzeń na rosyjsko-ukraińskim froncie świetnie wie, że Ukraina, nawet gdyby bardzo chciała, dziś już nie ma praktycznej możliwości poddać tej obrony i ustąpić Rosji choćby na centymetr. Dziś sytuacja jest taka, że dziejowa szansa przed jaką stoi państwo ukraińskie i ukraiński naród wręcz zmuszają ich do tego, by tę wojnę albo wygrać na całej linii od Lwowa po most oddzielający Krym od Rosji, albo zniknąć w mrokach historii. I jeszcze jedno: ta wojna nie zakończy się przed śmiercią Putina, dlatego też wszelkie z nim rozmowy są pozbawione jakiegokolwiek sensu. I wydaje się że to wszystko, równie dobrze jak my, wiedział też prezydent Żeleński jeszcze zanim tych dwóch kombinatorów otworzyło usta. Bardzo zresztą znaczące jest tu ujęcie, jakie zrobiło pewną karierę w mediach, gdzie Żeleński ściska się z Macronem, jednocześnie patrząc prosto w kamerę wzrokiem, jakim, będąc jeszcze dziećmi, patrzyliśmy gdy kazano nam pocałować jaką obcą krewną na dzień dobry. Przepraszam bardzo, ale gdybym musiał oglądać tego typu obrazek z prezydentem Dudą czy premierem Morawieckim w jednej z głównych ról, to bym się zapadł pod ziemię ze wstydu.



      Do nich zresztą jeszcze wrócimy, natomiast teraz chciałbym zwrócić uwagę na drugą rzecz, jakiej dziś, po tych dwóch dniach, jesteśmy świadomi. Otóż zarówno premier Włoch, którego nazwiska – jak to ma miejsce we włoskiej politycznej tradycji – nikt na świecie nie zna, a tym bardziej prezydent Rumunii pełnili w owej rzekomo historycznej wyprawie rolę tak zwanego kwiatka do kożucha. Powiedzmy, że jeszcze dla zachowania jakichś tam pozorów, mających kogo się da zapewnić, że ta wizyta to w żaden sposób nie jest wspólny projekt Francji, Niemiec i Rosji, ale część planu ściśle europejskiego, wpuszczono do tego wagonika w Rzeszowie włoskiego premiera, natomiast sposób w jaki został przez świat polityki oraz światowe media potraktowany biedny prezydent Rumunii mówi nam bardzo wiele o tym, jak ważną rzeczą w tym strasznym towarzystwie jest utrzymywanie postawy niezmiennie wyprostowanej.

     I tu przejdę już do naszych polskich spraw. Jak wiemy, nie czekając nawet na wynik owych rozmów, media oraz politycy związani z totalną opozycją ruszyli z falą szyderstw, że oto wszystkie grzechy pisowskiej władzy jednocześnie eksplodowały, kiedy się okazało, że dziś nikt Polski jako adwokata Ukrainy, ale też członka europejskiej wspólnoty, nie potrzebuje. Gdy po raz pierwszy od lutego Europa jako siła moralna postanowiła wysłać potężny wspólny i jakże historyczny sygnał w kwestii rosyjskiej agresji na Ukrainę, okazało się że nawet taka Rumunia jest bardziej od Polski szanowana na europejskich salonach. I ja, ani pewnie nikt inny z nas, nie wie i wiedzieć już nie będzie, czy to Macron z Scholzem postanowili nie zabierać ze sobą do Kijowa prezydenta Dudy, lub premiera Morawieckiego, czy to Polska już na samym początku dała tym cwaniakom do zrozumienia, że nie ma mowy o tym, by faktyczny lider światowego oporu przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainie, miał brać udział w tym żałosnym cyrku. Biorąc pod uwagę to, jak oni wszyscy tam dziś nienawidzą Polski i polskiego rządu, domyślam się że im jednak musiało bardzo zależeć, żeby wpuścić nas na tę minę i gdyby tylko Jarosław Kaczyński był tak głupi jak niektórym z nich się wydaje, kto wie, jak byśmy się dziś czuli. No ale załóżmy, że to oni są jednak tak głupi, że – jak ten dyrektor szkoły, który „za karę” nie wysyła nielubianego przez siebie nauczyciela na szkolną wycieczkę – postanowili Polskę w ten sposób ukarać. Nie zmienia to jednak faktu, że Polska, umywając od tego nędznego przekrętu ręce, zachowała twarz i wspomnianą już wcześniej, tak bardzo ważną, postawę wyprostowaną.

      Wczoraj, w utrzymywanej do samego końca ścisłej tajemnicy, z wizytą do Kijowa przybył premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Nie wiemy o tej wizycie nic poza tym, że ona się odbyła. Nie wiemy, o której godzinie Johnson się tam pojawił, w jaki sposób tam dotarł, jak długo wreszcie i o czym z prezydentem Żeleńskim rozmawiali. Ja bym się natomiast nie zdziwił, gdyby się okazało, że pewną rolę w tym wydarzeniu odegrały dwa wojskowe helikoptery, jakie nad Rewalem wypatrzył pewien związany z Platformą Obywatelską hotelarz i uznał za stosowne o swoim odkryciu poinformować Kreml. Gdybym miał rację, to wszystko mam już do końca sklejone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...