Od pewnego czasu, kiedy tu próbujemy z uporem – jak mi się coraz częściej
wydaje – godnym lepszej sprawy komentować politykę, powraca wciąż jedno i to
samo pytanie: Dlaczego? Dlaczego we wszystkich sondażach tak zwana Koalicja
Obywatelska – wbrew wszelkiej dostępnej białemu człowiekowi logice – niezmiennie
uzyskuje te swoje 26 procent poparcia? Dlaczego na spotkania z Donaldem Tuskiem
przychodzą było nie było tłumy i praktycznie żaden z nich nie podejdzie do
niego i strzeli mu w ten zakłamany pysk? Dlaczego wreszcie, mimo całej naszej
dzisiejszej wiedzy na temat tego czym jest Rosja i kim jest Władimir Putin, tak
wielu z nas wciąż pozostaje w szczerym przekonaniu, że to Jarosław Kaczyński
kazał swojemu bratu lądować w Smoleńsku, i stąd też się bierze owo niezapomniane
do samej naszej śmierci nieszczęście?
Wpatrujemy się jak zaczarowani w to
co się tam, po tamtej stronie bajora, dzieje i wciąż niezmiennie jako jedyne
wytłumaczenie owego pomieszania zmysłów pojawia się nienawiść. Pierwotna
nienawiść, której już chyba nigdy nic nie odmieni.
Oglądałem wczoraj fragment
wystąpienia Róży Thun w Parlamencie Europejskim, wsłuchiwałem się w słowa Bodnara
na temat tego jak Europa powinna potraktować Polskę i bardzo chciałem to wszystko
jakoś skomentować i – jak to często ostatnio bywa – uznałem, że od dłuższego
czasu brakuje nowych słów i najlepiej będzie przypomnieć coś co powiedziałem
przed wielu, wielu laty i co nieszczęśliwie bardzo do dziś pozostało aktualne.
Bardzo więc proszę, wróćmy wspomnieniami do roku 2008. Dziś to już 14 lat. Czyż
to nie przeraża?
Może zabrzmi to jak fikcja, niestety jest najczystszą prawdą.
Otóż spotkałem niedawno pewnego obywatela. Pełny standard: wyższe
wykształcenie, rodzina, samochód, porządna praca, bardzo miła powierzchowność,
niewymuszona uprzejmość. W pewnym momencie obywatel ów poskarżył mi się, że od
pewnego czasu Onet nie chce umieszczać jego postów i że jego zdaniem robi to ze
względu na słowo “ścierwo”. Pisze on bowiem tekst zaczynający od słów „Wy
piso-bolszewickie ścierwo” i Onet tego nie puszcza. Chodzi teraz o to, żeby owo
„ścierwo” zastąpić czymś innym, tylko czym?
Rozmawialiśmy dłużej i mój znajomy powiedział, że jemu osobiście jest
wszystko jedno, kto będzie rządził i w ogóle jest mu ogólnie wszystko jedno,
ale ma jedno marzenie. Chce zobaczyć Kaczyńskich, Ziobrę, Gosiewskiego,
Girzyńskiego, Szczygłę w kajdankach, a potem już z radością przeżywać każdy
dzień, wiedząc, że wszyscy oni gniją w więzieniu.
Kiedy mu powiedziałem, że jak już PiS przestanie istnieć, to trzeba będzie
się pozytywnie za czymś opowiedzieć, odpowiedział spokojnie i bez śladu emocji,
że od czasu rządów Mazowieckiego on osobiście nie obstawia nikogo szczególnie,
ale chce, żebym zrozumiał, że to wszystko jest nieistotne, wobec tej jednej
jedynej emocji:
„Niech pan
zrozumie. Jak już będą wreszcie wieszać Kaczyńskiego, to ja będę pierwszy,
który z radością wykopie spod niego ten taboret. Bo ja nie mówię o polityce, o
rządzeniu, o tym czy oni coś tam zrobili dobrze, czy źle. Ja ich po prostu
nienawidzę”.
Mój rozmmówca ani się nie denerwował, ani nie używał brzydkich słów, ani
nie miał szczególnie złej miny. Po prostu chciał mi wytłumaczyć swój stosunek
do, jak to określał, „piso-bolszewii”. Nie dyskutował, nie przekonywał, nie był
ciekawy moich opinii – po prostu najuczciwiej na świecie tłumaczył swoją społeczno-polityczną
postawę.
Przyznam, że osobiście nie sądzę, żeby onet.pl specjalnie ignorował mojego
znajomego, urażony słowem „ścierwo”. Jeśli się czyta codzienne komentarze
internautów, trudno się słowem „ścierwo” poczuć szczególnie dotkniętym.
Nienawiść – czysta, żywa, najszczersza nienawiść do wszystkiego, co
reprezentują bracia Kaczyńscy – ubierana jest na forum Onetu w tak fantazyjną
retorykę, że tu nie może chodzić o kolejne słowo. I nie o słowach chcę pisać.
Chodzi mi mianowicie o ogólne podejście.
Wszyscy jesteśmy okropnie rozdyskutowani, wielu z nas uważa, że ma rację i
że ta nasza racja jest tak szczera, że wystarczy krok, a uda się osiągnąć choć
minimalne zbliżenie. Jest jednak przy tym tak – i część z nas zdążyła tego
boleśnie doświadczyć – że niekiedy po przeciwnej stronie zamiast argumentu
spotykamy jedynie prostą, czystą niechęć. Niechęć ta manifestuje się różnie;
czasem jest to zdanie typu „A wam tam w PiSie ile płacą za te komentarze?”, a
czasem jasne i proste: „Pisiory, zamknąć dzioby”.
Po rozmowie z moim znajomym nagle uzmysłowiłem sobie, że oto po raz
pierwszy z taką uczciwością i szczerością zostałem skonfrontowany z całym
sednem obecnego sporu. Mój rozmówca nie obrażał mnie, nie złościł się na mnie,
nie lekceważył mnie kąśliwymi docinkami. Zwyczajnie przedstawiał stan rzeczy.
Chodzi mianowicie o nic innego, jak o najzwyklejszą, najdoskonalszą nienawiść i
tyle. Reszta to już tylko tak zwany PR, czy jak mu tam. Gdzie więc miejsce na
rozmowę? Gdzie czas na szukanie porozumienia i zgody? Wszędzie może, ale nie w
tym temacie.
Mądrzy komentatorzy, znawcy przedmiotu, analitycy bardziej i mniej
obiektywni starają się rozpoznać scenę polityczną i społeczną w kraju. Ośrodki
badania opinii publicznej mierzą stosunek społeczeństwa do tego czy innego
polityka, tego czy innego zdarzenia, a doświadczeni eksperci przedstawiają
swoje analizy i proponują rozwiązania. Ostatnio wszyscy zajmujemy się niską
oceną społeczną pana Prezydenta. Okazuje się bowiem, że 50% społeczeństwa
uważa, że Prezydent powoduje konflikty, 21%, że nie wpływa na nic, 46%, że jest
gorszy od prezydenta Kwaśniewskiego, 21%, że zdecydowanie źle wpływa na
wizerunek Polski, 58%, że nie reprezentuje godnie Polski, etc. etc. I wszyscy
zastanawiamy się, dlaczego, oraz co można i trzeba zrobić, żeby nie było tak
źle.
Mnie natomiast wśród pytań sondażowych brakuje jednego, podstawowego: jaki
procent z osób badanych i badających żyje od rana do nocy jednym, pięknym
marzeniem: by być w końcu tym pierwszym, który wykopie taboret?
Jest jeszcze jeden aspekt - konieczność przyznania się do błędu.
OdpowiedzUsuńTu wykorzystywana jest ludzka słabość(dotycząca każdego), że przyznanie się do błędu jest bardzo bolesne, pierwszą reakcją ludzką jest ucieczka w krzaki, zamiast przyznania się że zawaliłem, pomyliłem się itp. .
Wiadomo, że ludzie którzy podpuszczeni propagandą całe lata uważali Kaczyńskiego za najgorsze zło, muszą się w pewnym momencie przyznać, że dali się podpuścić, pomylili się i to jest ten punkt. Dopóki nie przyznają się(choćby przed samym sobą) dopóty będą brnąć dalej wbrew wszelkiej logice.