piątek, 10 czerwca 2022

Powrót do teraźniejszości, czyli o wykopywaniu taboretu

 

Od pewnego czasu, kiedy tu próbujemy z uporem – jak mi się coraz częściej wydaje – godnym lepszej sprawy komentować politykę, powraca wciąż jedno i to samo pytanie: Dlaczego? Dlaczego we wszystkich sondażach tak zwana Koalicja Obywatelska – wbrew wszelkiej dostępnej białemu człowiekowi logice – niezmiennie uzyskuje te swoje 26 procent poparcia? Dlaczego na spotkania z Donaldem Tuskiem przychodzą było nie było tłumy i praktycznie żaden z nich nie podejdzie do niego i strzeli mu w ten zakłamany pysk? Dlaczego wreszcie, mimo całej naszej dzisiejszej wiedzy na temat tego czym jest Rosja i kim jest Władimir Putin, tak wielu z nas wciąż pozostaje w szczerym przekonaniu, że to Jarosław Kaczyński kazał swojemu bratu lądować w Smoleńsku, i stąd też się bierze owo niezapomniane do samej naszej śmierci nieszczęście?

  Wpatrujemy się jak zaczarowani w to co się tam, po tamtej stronie bajora, dzieje i wciąż niezmiennie jako jedyne wytłumaczenie owego pomieszania zmysłów pojawia się nienawiść. Pierwotna nienawiść, której już chyba nigdy nic nie odmieni.

  Oglądałem wczoraj fragment wystąpienia Róży Thun w Parlamencie Europejskim, wsłuchiwałem się w słowa Bodnara na temat tego jak Europa powinna potraktować Polskę i bardzo chciałem to wszystko jakoś skomentować i – jak to często ostatnio bywa – uznałem, że od dłuższego czasu brakuje nowych słów i najlepiej będzie przypomnieć coś co powiedziałem przed wielu, wielu laty i co nieszczęśliwie bardzo do dziś pozostało aktualne. Bardzo więc proszę, wróćmy wspomnieniami do roku 2008. Dziś to już 14 lat. Czyż to nie przeraża?

 

Może zabrzmi to jak fikcja, niestety jest najczystszą prawdą.

Otóż spotkałem niedawno pewnego obywatela. Pełny standard: wyższe wykształcenie, rodzina, samochód, porządna praca, bardzo miła powierzchowność, niewymuszona uprzejmość. W pewnym momencie obywatel ów poskarżył mi się, że od pewnego czasu Onet nie chce umieszczać jego postów i że jego zdaniem robi to ze względu na słowo “ścierwo”. Pisze on bowiem tekst zaczynający od słów „Wy piso-bolszewickie ścierwo” i Onet tego nie puszcza. Chodzi teraz o to, żeby owo „ścierwo” zastąpić czymś innym, tylko czym?

Rozmawialiśmy dłużej i mój znajomy powiedział, że jemu osobiście jest wszystko jedno, kto będzie rządził i w ogóle jest mu ogólnie wszystko jedno, ale ma jedno marzenie. Chce zobaczyć Kaczyńskich, Ziobrę, Gosiewskiego, Girzyńskiego, Szczygłę w kajdankach, a potem już z radością przeżywać każdy dzień, wiedząc, że wszyscy oni gniją w więzieniu.

Kiedy mu powiedziałem, że jak już PiS przestanie istnieć, to trzeba będzie się pozytywnie za czymś opowiedzieć, odpowiedział spokojnie i bez śladu emocji, że od czasu rządów Mazowieckiego on osobiście nie obstawia nikogo szczególnie, ale chce, żebym zrozumiał, że to wszystko jest nieistotne, wobec tej jednej jedynej emocji:

Niech pan zrozumie. Jak już będą wreszcie wieszać Kaczyńskiego, to ja będę pierwszy, który z radością wykopie spod niego ten taboret. Bo ja nie mówię o polityce, o rządzeniu, o tym czy oni coś tam zrobili dobrze, czy źle. Ja ich po prostu nienawidzę”.

Mój rozmmówca ani się nie denerwował, ani nie używał brzydkich słów, ani nie miał szczególnie złej miny. Po prostu chciał mi wytłumaczyć swój stosunek do, jak to określał, „piso-bolszewii”. Nie dyskutował, nie przekonywał, nie był ciekawy moich opinii – po prostu najuczciwiej na świecie tłumaczył swoją społeczno-polityczną postawę.

Przyznam, że osobiście nie sądzę, żeby onet.pl specjalnie ignorował mojego znajomego, urażony słowem „ścierwo”. Jeśli się czyta codzienne komentarze internautów, trudno się słowem „ścierwo” poczuć szczególnie dotkniętym. Nienawiść – czysta, żywa, najszczersza nienawiść do wszystkiego, co reprezentują bracia Kaczyńscy – ubierana jest na forum Onetu w tak fantazyjną retorykę, że tu nie może chodzić o kolejne słowo. I nie o słowach chcę pisać. Chodzi mi mianowicie o ogólne podejście.

Wszyscy jesteśmy okropnie rozdyskutowani, wielu z nas uważa, że ma rację i że ta nasza racja jest tak szczera, że wystarczy krok, a uda się osiągnąć choć minimalne zbliżenie. Jest jednak przy tym tak – i część z nas zdążyła tego boleśnie doświadczyć – że niekiedy po przeciwnej stronie zamiast argumentu spotykamy jedynie prostą, czystą niechęć. Niechęć ta manifestuje się różnie; czasem jest to zdanie typu „A wam tam w PiSie ile płacą za te komentarze?”, a czasem jasne i proste: „Pisiory, zamknąć dzioby”.

Po rozmowie z moim znajomym nagle uzmysłowiłem sobie, że oto po raz pierwszy z taką uczciwością i szczerością zostałem skonfrontowany z całym sednem obecnego sporu. Mój rozmówca nie obrażał mnie, nie złościł się na mnie, nie lekceważył mnie kąśliwymi docinkami. Zwyczajnie przedstawiał stan rzeczy. Chodzi mianowicie o nic innego, jak o najzwyklejszą, najdoskonalszą nienawiść i tyle. Reszta to już tylko tak zwany PR, czy jak mu tam. Gdzie więc miejsce na rozmowę? Gdzie czas na szukanie porozumienia i zgody? Wszędzie może, ale nie w tym temacie.

Mądrzy komentatorzy, znawcy przedmiotu, analitycy bardziej i mniej obiektywni starają się rozpoznać scenę polityczną i społeczną w kraju. Ośrodki badania opinii publicznej mierzą stosunek społeczeństwa do tego czy innego polityka, tego czy innego zdarzenia, a doświadczeni eksperci przedstawiają swoje analizy i proponują rozwiązania. Ostatnio wszyscy zajmujemy się niską oceną społeczną pana Prezydenta. Okazuje się bowiem, że 50% społeczeństwa uważa, że Prezydent powoduje konflikty, 21%, że nie wpływa na nic, 46%, że jest gorszy od prezydenta Kwaśniewskiego, 21%, że zdecydowanie źle wpływa na wizerunek Polski, 58%, że nie reprezentuje godnie Polski, etc. etc. I wszyscy zastanawiamy się, dlaczego, oraz co można i trzeba zrobić, żeby nie było tak źle.

Mnie natomiast wśród pytań sondażowych brakuje jednego, podstawowego: jaki procent z osób badanych i badających żyje od rana do nocy jednym, pięknym marzeniem: by być w końcu tym pierwszym, który wykopie taboret?

 


1 komentarz:

  1. Jest jeszcze jeden aspekt - konieczność przyznania się do błędu.
    Tu wykorzystywana jest ludzka słabość(dotycząca każdego), że przyznanie się do błędu jest bardzo bolesne, pierwszą reakcją ludzką jest ucieczka w krzaki, zamiast przyznania się że zawaliłem, pomyliłem się itp. .
    Wiadomo, że ludzie którzy podpuszczeni propagandą całe lata uważali Kaczyńskiego za najgorsze zło, muszą się w pewnym momencie przyznać, że dali się podpuścić, pomylili się i to jest ten punkt. Dopóki nie przyznają się(choćby przed samym sobą) dopóty będą brnąć dalej wbrew wszelkiej logice.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...