środa, 8 czerwca 2022

Dlaczego Minister Sportu Rosji jest najbliższym przyjacielem Władimira Putina

 

         Zbliża się doroczny turniej w Wimbledonie i nawet jeśli ktoś nie interesuje się tenisem, to wie że to właśnie tam w Londynie brytyjski rząd, a za nim dyrekcja turnieju, zdecydowały że w tym roku w turnieju nie wystąpią tenisiści z Rosji i Białorusi,  przez co światowe władze tenisa ogłosiły że skoro ktoś zechce wystąpić w turnieju pod nieobecność rosyjskich i białoruskich tenisistów, to droga wolna, ale niech nie liczy na jakiekolwiek punkty. Jeśli spytać o zdanie samych tenisistów, to tu jest podobnie: z wyjątkiem dosłownie kilku, głównie zawodników z Ukrainy i naszej Igi Świątek, wszyscy albo zachowali milczenie, albo poparli decyzję władz i ogłosili w ten czy inny sposób, że nie można karać sportowców za decyzje rządów, bo sport stoi poza polityką i za nią w żaden sposób nie odpowiada.

       Wśród komentarzy w mediach natomiast co jakiś czas pojawia się argument, że dotychczas nigdy w historii sportu nie zdarzyło się by sportowcy byli w ten sposób karani; nigdy działania rządów nie były podstawą do tego, by uniemożliwiać Bogu ducha winnym sportowcom rywalizowanie w zawodach sportowych, a polityka i sport zawsze stały osobno. A ja oczywiście – w sumie ciekawe, że z tego co widzę, jak dotychczas, chyba tylko ja – doskonale pamiętam jak przez wiele długich lat biali sportowcy z Republiki Południowej Afryki nie mogli występować na jakichkolwiek zawodach poza krajem w którym się urodzili, co prowwadziło wręcz do tego, że wielu z nich –  często osób nadzwyczaj zdolnych – decydowało się na zmianę obywatelstwa i emigrację. No ale wygląda na to, że tu jestem jedyny, a reszta robi wrażenie jakby nie miała o niczym pojęcia. Ale mam też świadomość różnicy, jaka była między tamtymi pływakami, a sportowcami kiedyś sowieckimi, a dziś rosyjskimi. RPA to nie było imperium, oni nie mieli ambicji by podbijać świat i zaprowadzać tam swoje porządki, nie wysyłali wojsk do obcych krajów, by tam wyrzynać kobiety i dzieci. Krótko mówiąc, byli u siebie i tak jak żyli, żyli od setek lat, a ich sportowcy reprezentowali praktycznie tylko siebie i swoje umiejętności. A mimo to, z powodu państwowych ustaw uderzających w czarną większość, światowe federacje sportowe sportowców RPA z rywalizacji wykluczyły. Nie zabroniły im występowania pod flagą RPA, ale zwyczajnie wyrzuciły ich na dobre.

     Obejrzałem wczoraj na Netflixie dokument zatytułowany „Icarus” o tym jak to przed zimowymi igrzyskami w Soczi Putin przy pomocy KGB stworzył system dzięki któremu rosyjscy sportowcy przez cały okres trwania zawodów mogli bezkarnie stosować doping, co umożliwiło Rosji osiągnięcie pamiętnego sukcesu w igrzyskach. Wielu z nas pamięta ów rok 2014, głownie przez to że, z jednej strony, od tego to czasu rosyjscy sportowcy nie mogą występować w międzynarodowych zawodach pod rosyjską flagą, a literki RUS nie są wyświetlane na koszulkach i na tablicach, a z drugiej, że niemal natychmiast po owym wielkim sportowym sukcesie Rosja po raz pierwszy napadła na Ukrainę i dokonała aneksji jej wschodnich regionów. Główny bohater filmu „Icarus”, człowiek który przez wiele lat był dyrektorem laboraorium Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) w Moskwie, który w kluczowych latach kontrolował ów proces fałszowania wyników badań, i wreszcie ten który ostatecznie ujawnił cały ten proceder, w pewnym momencie filmu przynaje, że jedną z rzeczy, których nie może sobie darować to to, że to własnie on, swoim zaangażowaniem w ów straszny przekręt, pośrednio doprowadził do napaści Rosji na Ukrainę. Jego zdaniem, co przynaje bardzo jednoznacznie, gdyby nie ów sportowy sukces rosyjskich sportowców na igrzyskach w Soczi, Putin nie miałby wystarczającego społecznego poparcia dla militarnej agresji na Ukrainie. W filmie „Icarus” bardzo jasno jest pokazane, jak bardzo owe medale zdobyte przez Rosję w Soczi umocniły popularność Putina wśród Rosjan i jednocześnie wzmocniły jego władzę. Przyznam szczerze, że choć oczywiście, podobnie jak wielu z nas, wiedziałem bardzo dobrze jak wielkie znaczenie dla imperialnej polityki Rosji ma sport i jak wiele Kreml potrafi zrobić, by wygrywać dla Rosji wszystko co jest do wygrania, to chyba nigdy wcześniej nie zobaczyłem tak wyraźnie, w jaki sposób owe zwycięstwa realizują się w praktyce.

      Niedawno odezwał się słynny rosyjski łyżwiarz figurowy, jeden z niesławnych bohaterów igrzysk w Soczi, Jewgienij Pluszczenko i oficjalnie poparł Putina i napaść na Ukrainę. Wystąpił również zdecydowanie przeciwko stosowaniu sankcji wobec rosyjskich sportowców, argumentując, że spowodują one w Rosji spadek zainteresowania sportem. W kwietniu 2022 roku zorganizował rewię łyżwiarską w Tule, która miała być promocją rosyjskiego łyżwiarstwa, a okazała się pro-wojennym wydarzeniem ku wsparciu Putina i rosyjskiej armii.

      A ja się już tylko zastanawiam, jak to jest, że taki Pluszczenko wie, a niby mądrzejsi od niego nie wiedzą. Dziś na Ukrainie toczy się straszna wojna i mimo bohaterskiej obrony, losy kraju i narodu są bardzo niepewne. By zachować władzę, a jednocześnie podtrzymać przy życiu ów gnijący system, Putin musi zanotować jakiś sukces, który zostanie zauważony i doceniony przez Rosjan. Jeszcze parę miesięcy tego co szczęśłiwie dziś mamy, i bardzo możliwe że sami Rosjanie zaczną na jego widok rzygać. Tym bardziej, gdy została im odebrana ostatnia szansa, by poczuć dawną wielkość – czyli sport. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że podobnie jak oczywiste wspieranie Rosji przez prezydenta Macrona, kanclerza Stoltza i jeszcze paru innych, owo kretyńskie powtarzanie w kółko kłamstwa, że nie należy mieszać sportu z polityką, w największym może stopniu przyczynia się do tego, by Ukraina, a za nią może i kolejne kraje, zostały przez Rosję pożarte.

       


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...