Zbliża się doroczny turniej w
Wimbledonie i nawet jeśli ktoś nie interesuje się tenisem, to wie że to właśnie
tam w Londynie brytyjski rząd, a za nim dyrekcja turnieju, zdecydowały że w tym
roku w turnieju nie wystąpią tenisiści z Rosji i Białorusi, przez co światowe władze tenisa ogłosiły że
skoro ktoś zechce wystąpić w turnieju pod nieobecność rosyjskich i białoruskich
tenisistów, to droga wolna, ale niech nie liczy na jakiekolwiek punkty. Jeśli
spytać o zdanie samych tenisistów, to tu jest podobnie: z wyjątkiem dosłownie
kilku, głównie zawodników z Ukrainy i naszej Igi Świątek, wszyscy albo zachowali
milczenie, albo poparli decyzję władz i ogłosili w ten czy inny sposób, że nie
można karać sportowców za decyzje rządów, bo sport stoi poza polityką i za nią
w żaden sposób nie odpowiada.
Wśród komentarzy w mediach natomiast co jakiś czas pojawia się argument, że dotychczas nigdy w historii sportu nie zdarzyło się by sportowcy byli w ten sposób karani; nigdy działania rządów nie były podstawą do tego, by uniemożliwiać Bogu ducha winnym sportowcom rywalizowanie w zawodach sportowych, a polityka i sport zawsze stały osobno. A ja oczywiście – w sumie ciekawe, że z tego co widzę, jak dotychczas, chyba tylko ja – doskonale pamiętam jak przez wiele długich lat biali sportowcy z Republiki Południowej Afryki nie mogli występować na jakichkolwiek zawodach poza krajem w którym się urodzili, co prowwadziło wręcz do tego, że wielu z nich – często osób nadzwyczaj zdolnych – decydowało się na zmianę obywatelstwa i emigrację. No ale wygląda na to, że tu jestem jedyny, a reszta robi wrażenie jakby nie miała o niczym pojęcia. Ale mam też świadomość różnicy, jaka była między tamtymi pływakami, a sportowcami kiedyś sowieckimi, a dziś rosyjskimi. RPA to nie było imperium, oni nie mieli ambicji by podbijać świat i zaprowadzać tam swoje porządki, nie wysyłali wojsk do obcych krajów, by tam wyrzynać kobiety i dzieci. Krótko mówiąc, byli u siebie i tak jak żyli, żyli od setek lat, a ich sportowcy reprezentowali praktycznie tylko siebie i swoje umiejętności. A mimo to, z powodu państwowych ustaw uderzających w czarną większość, światowe federacje sportowe sportowców RPA z rywalizacji wykluczyły. Nie zabroniły im występowania pod flagą RPA, ale zwyczajnie wyrzuciły ich na dobre.
Obejrzałem wczoraj na Netflixie dokument
zatytułowany „Icarus” o tym jak to przed zimowymi igrzyskami w Soczi Putin przy
pomocy KGB stworzył system dzięki któremu rosyjscy sportowcy przez cały okres
trwania zawodów mogli bezkarnie stosować doping, co umożliwiło Rosji osiągnięcie
pamiętnego sukcesu w igrzyskach. Wielu z nas pamięta ów rok 2014, głownie przez
to że, z jednej strony, od tego to czasu rosyjscy sportowcy nie mogą występować
w międzynarodowych zawodach pod rosyjską flagą, a literki RUS nie są wyświetlane na koszulkach i na tablicach, a z drugiej, że niemal natychmiast po owym wielkim sportowym sukcesie
Rosja po raz pierwszy napadła na Ukrainę i dokonała aneksji jej wschodnich
regionów. Główny bohater filmu „Icarus”, człowiek który przez wiele lat był
dyrektorem laboraorium Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) w Moskwie, który
w kluczowych latach kontrolował ów proces fałszowania wyników badań, i wreszcie
ten który ostatecznie ujawnił cały ten proceder, w pewnym momencie filmu
przynaje, że jedną z rzeczy, których nie może sobie darować to to, że to własnie
on, swoim zaangażowaniem w ów straszny przekręt, pośrednio doprowadził do
napaści Rosji na Ukrainę. Jego zdaniem, co przynaje bardzo jednoznacznie, gdyby
nie ów sportowy sukces rosyjskich sportowców na igrzyskach w Soczi, Putin nie
miałby wystarczającego społecznego poparcia dla militarnej agresji na Ukrainie.
W filmie „Icarus” bardzo jasno jest pokazane, jak bardzo owe medale zdobyte
przez Rosję w Soczi umocniły popularność Putina wśród Rosjan i jednocześnie wzmocniły
jego władzę. Przyznam szczerze, że choć oczywiście, podobnie jak wielu z nas,
wiedziałem bardzo dobrze jak wielkie znaczenie dla imperialnej polityki Rosji
ma sport i jak wiele Kreml potrafi zrobić, by wygrywać dla Rosji wszystko co
jest do wygrania, to chyba nigdy wcześniej nie zobaczyłem tak wyraźnie, w jaki
sposób owe zwycięstwa realizują się w praktyce.
Niedawno odezwał się słynny
rosyjski łyżwiarz figurowy, jeden z niesławnych bohaterów igrzysk w Soczi, Jewgienij
Pluszczenko i oficjalnie poparł Putina i napaść na Ukrainę. Wystąpił również
zdecydowanie przeciwko stosowaniu sankcji wobec rosyjskich sportowców,
argumentując, że spowodują one w Rosji spadek zainteresowania sportem. W kwietniu 2022
roku zorganizował rewię łyżwiarską w Tule, która miała być promocją
rosyjskiego łyżwiarstwa, a okazała się pro-wojennym wydarzeniem ku wsparciu
Putina i rosyjskiej armii.
A ja się już tylko zastanawiam, jak to
jest, że taki Pluszczenko wie, a niby mądrzejsi od niego nie wiedzą. Dziś na Ukrainie toczy się
straszna wojna i mimo bohaterskiej obrony, losy kraju i narodu są bardzo
niepewne. By zachować władzę, a jednocześnie podtrzymać przy życiu ów gnijący
system, Putin musi zanotować jakiś sukces, który zostanie zauważony i doceniony przez
Rosjan. Jeszcze parę miesięcy tego co szczęśłiwie dziś mamy, i bardzo możliwe
że sami Rosjanie zaczną na jego widok rzygać. Tym bardziej, gdy została im
odebrana ostatnia szansa, by poczuć dawną wielkość – czyli sport. Nie mam najmniejszej
wątpliwości, że podobnie jak oczywiste wspieranie Rosji przez prezydenta Macrona,
kanclerza Stoltza i jeszcze paru innych, owo kretyńskie powtarzanie w kółko kłamstwa,
że nie należy mieszać sportu z polityką, w największym może stopniu przyczynia
się do tego, by Ukraina, a za nią może i kolejne kraje, zostały przez Rosję
pożarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.