Kilka z minionych dni spędziliśmy
relaksując się w Gdyni i okolicach i choć mógłbym bardzo chętnie podzielić się
paroma ciekawymi myślami na ten czy inny temat, opowiem o jednej rzeczy, kitóra
całkiem niespodziewanie zrobiła na mnie wrażenie szczególne. Otóż na
restauracyjnym telewizorze podczas śniadania serwowano nam reglularnie coś co
nosi nazwę „Śniadanie z TVN”, a czego osobiście nigdy dotychczas nie miałem
nieszczęścia poznać i od czego gorszy może być już chyba tylko rozdawany przez
sieć drogeryjną Rossmann magazyn „Skarb”. I oto podczas jednego ze śniadań, zza
pleców dobiegła mnie najpierw informacja, że gościem programu będzie były ambasador Platformy Obywatelskiej w USA, Ryszard Schnepf, który, jako doświadczony „dyplomata”
opowie nam o prezydencie Bidenie, no a potem był już tylko sam Schnepf.
Co ów Schnepf mówił, nie wiem, bo po
pierwszych kilku zdaniach przede wszystkim złośliwie go postanowiłem nie
słuchać, no a poza tym, znacznie bardziej niż jego syk intresowało mnie to, co
nam tak naprawdę chciała zademonstrować stacja TVN, decydując się na to, by akurat
dziś, gdy wszyscy tak bardzo żyjemy rosyjską agresją na Ukrainę, wrzucić nam na
talerz tego strasznego kacapa. Mamy tę wojnę, a wraz z nią wciąż powracający temat
owej wieloletniej, tak strasznie niesławnej, kolaboracji państw, rządów,
polityków, mediów z ową azjatycką dziczą reprezentowaną dziś przez Putina i owo demoniczne Z, a tu
nagle z dziesiątek możliwości oni wybierają wręcz symbol owej zdrady i walą nim
jak kijem po klatce z tygrysem.
Ja mam owego Schnapfa na oku od czasu gdy
on został ambasadorem w Waszyngtonie, przez różnego rodzaju wybryki zarówno
wtedy, po wszystkie jego kroki już po tym jak on wrócił do Polski, i oczywiście nie spodziewam
się po nim niczego dobrego. Dlatego też, kiedy sterczał mi on nad talerzem
podczas tamtego śniadania, zatkałem sobie na niego uszy. Nie zdziwiłoby mnie
też oczywiście zaproszenie go do TVN-u, czy nawet na zjazd Platformy
Obywatelskiej – no ale, na Boga, nie dziś, gdy każdy Ruski, jest powszechnie
traktowany jak śmierdzące jajo, albo coś nawet znacznie gorszego. Tymczasem nagle
on wchodzi na scenę i jak gdyby nigdy nic, zaczyna się puszyć.
Popatrzmy więc może z kim mamy do
czynienia. Zacznijmy od końca:
„Maksymilian
Schnepf podczas II wojny światowej był żołnierzem Armii
Czerwonej a następnie wstąpił do 1 Polskiej Dywizji Piechoty im.
Tadeusza Kościuszki, sformowanej w 1943. Brał udział w walkach o
Stalingrad, bitwie pod Lenino, walkach o warszawską
Pragę, walkach o Warszawę, operacji berlińskiej. Następnie służył
w ludowym Wojsku Polskim od 3 czerwca 1946 do 2 września 1950. W
lipcu 1945 w stopniu porucznika dowodził pododdziałem złożonym z
dwóch kompanii w sile ok. 110-160 żołnierzy z 1 Praskiego pułku piechoty,
wspierających wojska sowieckie w operacji określonej później mianem ‘obława
augustowska’. Od 3 września 1951 do 24 sierpnia 1954 w
stopniu podpułkownika pełnił funkcję szefa I Oddziału Zarządu II
Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Studia wyższe ukończył na Akademii
Sztabu Generalnego uzyskując tytuł magistra. Uzyskał tytuł oficera
dyplomowanego.
Był
długoletnim kierownikiem Studium Wojskowego na Uniwersytecie Warszawskim.
Był także kierownikiem Akademii Teatralnej i ASP. Był dyrektorem
w Żydowskim Instytucie Historycznym. Sprawował stanowisko dyrektora
administracyjnego w Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w
Warszawie. Działał jako publicysta Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego
Żydów w Polsce. Do końca życia był pułkownikiem dyplomowanym w stanie
spoczynku.
Zmarł 17
sierpnia 2003 w Warszawie. 22 sierpnia 2003 został pochowany na Cmentarzu
Wojskowym na Powązkach w Warszawie (kwatera EII-4-4).
Jego żoną
została Alicja z domu Szczepaniak, z którą miał
synów Ryszarda (ur. 1951, dyplomata) i Zygmunta”.
To teraz może Mama:
„W 1947
wstąpiła do Polskiej Partii Robotniczej. W 1949 została zatrudniona
w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu,
gdzie brała udział w walkach z podziemiem niepodległościowym, za co w latach
70. przyznano jej specjalną emeryturę, która została jej odebrana po 1989.
Następnie pracowała w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.
Podjęła
działalność w Polskim Towarzystwie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, w
którym objęła funkcję sekretarza Zarządu Głównego.
Jej mężem
był płk Maksymilian Sznepf (1920–2003), a ich synami
są Ryszard (ur. 1951, dyplomata) i Zygmunt”.
No i na koniec – prawie – jeszcze coś:
„Sekretarz
stanu w Kancelarii Premiera Ryszard Schnepf podał się do dymisji.
Rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz powiedział IAR, że premier przyjmie tę
rezygnację. Stanie się to prawdopodobnie jutro.
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Kamiński wyjaśnił, że Schnepf musi
odejść, gdyż bez porozumienia z premierem przedstawiał wizję polskiej polityki
zagranicznej. Kilka dni temu Schnepf powiedział ‘Rzeczpospolitej’, że rząd
zaproponuje udział Polski w budowie kontrowersyjnego gazociągu Rosja - Niemcy
po dnie Bałtyku. Premier w specjalnym oświadczeniu zdementował tę informację.
Michał Kamiński przyznał, że sytuacja jest przykra. Ryszard Schnepf jest bowiem
bardzo zdolnym ministrem, który ma wielkie osiągnięcia. Jednak, jak podkreślił
Kamiński, w każdym kraju jest tak, że jeśli minister zrobi coś bez uzgodnienia
z premierem, to podaje się do dymisji”.
A teraz parę konkretów. Otóż Sznepf
trafił do rządu Prawa i Sprawiedliwości jeszcze jako śmieć po ośmiu latach wladzy Platformy Obywatelskiej i został zagospodarowany przez premiera Marcinkiewicza.
Po tym gdy w „Rzeczpospolitej” ujawnił że Polska chcę wspólnie z Rosją i
Niemcami budować Nord Stream, wciąż jeszcze premier Marcinkiewicz wyrzucił go na zbity
pysk, zaklinając się na wszystkie świętości, że on nic takiego dla Polski nie planował, a europoseł
Michał Kamiński rozbeczał się nad Schnepfa odejściem.
A ja już się tylko zastanawiam, czy kiedy
Schnepf pobiegł do „Rzeczpospolitej” ze swoim newsem, to przez to, że musiał
się tym szczęściem ze swiatem podzielić, czy wręcz przeciwnie, chciał na
Marcinkiewicza naskarżyć, i myślę że oni wszyscy byli w jednej bandzie.
Włącznie oczywiście z Kamińskim.
Czytam te wszystkie informacje i z
przerażeniem stwierdzam, że to coś wciąż żyje i ma się najwyraźniej bardzo
dobrze. Alicja Schnepf za osiem lat dobije do setki, a gdy przyjdzie jej czas,
to jej syn wrzuci jej do trumny order, który jej swego czasu przyznał sam
prezydent Bronisław Komorowski. Co do wojny natomiast, to ona jest oczywiście
straszna i wszyscy modlimy się, by każdy ruski żołnierz, kiedy już szczęśliwie
wróci do kraju, miał obie nogi poprzestrzelane w jedną i drugą stronę. Jest
jednak coś co napawa nadzieją. Otóż przyjdzie już niedługo moment, gdy ów ruski
front załamie się również i tu u nas, w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.