Nie wiem, czy ci z nas, którzy w Salonie24 bywają rzadko, znają blogera podpisującego się nickiem Lestat. Ja na niego zwróciłem uwagę, kiedy któregoś dnia, parę już lat temu, przeczytałem jego tekst zatytułowany „Dziewczynka z tutką i anioły, nie licząc misia”. Dziś nie będę akurat poświęcał uwagi samej tej notce, choćby z tego względu, że każdy, kto chce, może wejść na stronę Salonu i sobie ją przeczytać – również, jak najbardziej dzisiaj – natomiast chciałbym przede wszystkim przyznać, że, kiedy pierwszy raz ten tekst przeczytałem, wpadłem w autentyczny zachwyt. To było coś tak poruszającego, że ja natychmiast uznałem tego Lestata za „swojego człowieka”.
Druga jednak rzecz, jaką muszę tu powiedzieć, to to, że, co się okazało już po niedługim czasie, ów tekst był jedynym wartym uwagi tekstem Lestata, by nie powiedzieć, że niemal każdy z pozostałych był wręcz irytująco nie do zniesienia.
Stało się jednak coś jeszcze. Otóż, jak się okazało, samemu Lestatowi ów tekst tak się spodobał, że on postanowił go na swoim blogu wklejać rok w rok, co najmniej raz, a diabli wiedzą czy nie częściej. I to jest oczywiście coś, co, przynajmniej dla nas, zamyka sprawę Lestata na zawsze… i pewnie by ją zamknęło ostatecznie, gdyby nie pewien problem.
Otóż ja dziś wspominam tamten tekst wyłącznie ze względu na sytuację, w jakiej sam się znalazłem, i która mnie mocno męczy. Rzecz mianowicie w tym, że, jak niektórzy pamiętają, parę tygodni temu zamieściłem tu tekst zatytułowany „Bucik”, który wprawdzie nie wywołał jakiej szczególnie wyraźnej bezpośredniej reakcji czytelników, ale przede wszystkim sprawił, że sam poczułem się niezwykle z siebie dumny, a poza tym, to tu to tam, pojawiły się jednak głosy świadczące o tym, że nie tylko ja go ma do niego stosunek wyjątkowy.
Na czym polega problem? Na tym mianowicie, że od czasu gdy poznałem menela, któremu poświęciłem ów tekst, ja go spotykam niemal codziennie, codziennie z nim sobie rozmawiam, i, jak by na to nie patrzeć, to on mi właśnie dostarcza każdorazowo nowej porcji bardzo poważnych inspiracji. I oczywiście, ja mógłbym charakter tego bloga w jednej chwili zmienić z dotychczasowego, a więc polityczno-społecznego, na opisujący moje codzienne relacje z menelem Krzysiem, i próbować w ten sposób robić wrażenie na czytelnikach, ale wiem, że są granice bezczelności, i nawet jeśli przede mną przekroczył je bloger Lestat, to ja już tego akurat robić nie muszę. A mimo to, jest mi naprawdę bardzo trudno o nim nie pisać.
Proszę więc posłuchać. Miałem dziś naprawdę marną noc. Najpierw przydarzył mi się autentyczny koszmar i kiedy próbowałem dojść do siebie i już prawie zasypiałem, za oknem rozległy się śpiewy wracającej z całonocnej zabawy bandy młodocianych idiotów. Piosenka, którą oni śpiewali na znaną nam wszystkim melodię, brzmiała następująco: „Dobry Jezu a nasz Panie, daj nam siłę jebać Anię”. I tak w kółko. Ostatecznie, oni z jakiegoś powodu zatrzymali się pod naszymi oknami, i tak skandowali bez końca.
Nie bardzo potrafiłem już później zasnąć, więc ta sobota jest dla mnie dość ciężka. No ale, jak to często bywa, żona moja wysłała mnie na ciężkie zakupy, no i pod naszym lokalnym marketem spotkałem Krzyśka. Siedział sobie Krzysiek na ławce, przywitaliśmy się, ja na chwilę obok niego usiadłem, a on mnie zapytał, czy nie mógłbym mu kupić ćwiartki wódki. Po krótkich negocjacjach, które ja oczywiście na czysto przegrałem, opowiedziałem mu o mojej nocnej przygodzie. On pokiwał smutno głową, i już się nie odezwał, dopóki nie wróciłem do niego z tą flaszką. I wtedy on powiedział do mnie tak: „Siądź sobie na chwilę, Krzysiu, to pogadamy”. Siadłem, dałem mu tę flaszkę, a on mi na to mówi tak: „Zły dziś jestem jak cholera”. Pytam: „Dlaczego?” Na co on: „Zaraz ci powiem, tylko się napiję” Napił się łyczka i mówi do mnie: „Musisz wiedzieć, że ja mam bardzo dobrą pamięć. Co mi powiesz, to ja zapamiętam już na zawsze. No i zapamiętałem to, co mi powiedziałeś o tych małolatach: ‘Dobry Jezu a nasz Panie, daj nam siłę jebać Anię’. Ja to już zapamiętam na zawsze. I powiedz mi tylko, Krzysiu, jak to jest, że, ja nie mówię, żeby któremuś z nich w łeb walnął od razu piorun, ale żeby chociaż kamyk spadł z nieba? Jeden kamyk. Chuj tam kamyk – niechby chociaż zaczęło padać. A tu nic. Taka piękna pogoda i ani kropli deszczu”.
Parę dni temu wracałem do domu z pomidorami. Ponieważ w tych marketach, z jakiegoś niezbadanego powodu, kilogram pomidorów idzie za niewiele ponad złotówkę, żona moja wysłała mnie, żebym ich kupił dziesięć kilo. Na przeciery. Na jesień i zimę.
Wracam z tymi pomidorami, a na ławce siedzi Krzysio z kolegą. Krzysio, jak Krzysio, natomiast kolega znacznie młodszy, menel taki bardziej początkujący. Przywitaliśmy się, uścisnęliśmy sobie ręce, a ja mówię, że niosę dziesięć kilo pomidorów, po żona mi kazała kupić…
Wprawdzie mi tu nie bardzo wypada pisać, że mi brakuje słów, jednak tak to właśnie jest. Ja nie jestem w stanie znaleźć słów, by opisać to wzruszenie, jakie obu w jednej chwili ogarnęło. Jednego i drugiej jakby raził ów kamyk, którego tak nam czasem brakuje. Jeden i drugi natychmiast stali się śmiertelnie poważni, i niemal w jednym momencie obaj zapytali: „Na przeciery?”
Daję słowo, że ja, poza tym jednym słowem „spoważnieli”, nie umiem znaleźć odpowiedniego sposobu, by opisać tę ich reakcję – tę tęsknotę; ten żal; to poczucie utraty. Później, kiedy już wróciłem do domu, opowiedziałem Toyahowej sytuację, a ona, jak to ona, wzruszyła ramionami i powiedziała: „Widocznie przypomniał im się dom i mama robiąca przeciery”.
A więc tak. Są rzeczy wieczne, których nie zniszczy nic. I to jest naprawdę coś cudownego. I tylko czasami przychodzi ta myśl – żeby choć jeden kamień; choćby jedna kropla deszczu. A tu nic.
Bardzo wszystkich proszę o wspieranie tego bloga, na tyle, na ile kogo tam stać. Bez tego nie damy rady. Dziękuję.
Bardzo wszystkich proszę o wspieranie tego bloga, na tyle, na ile kogo tam stać. Bez tego nie damy rady. Dziękuję.
Ja dzis pierwszy raz czytalem tekst Lestata, niech on sobie go przetlumaczy na niemiecki i do jakiejs gazety posle.
OdpowiedzUsuńNiech pan tylko nie odpali po przecierze dla panow meneli, bo im czar prysnie.
Kolejny swietny tekst.
Abdullah
@gorli
OdpowiedzUsuńPewnie można by spróbować, tyle że ja bym się nie zdziwił, gdyby się miało okazać, że z tym jego tekstem jest jakaś nie do końca czysta sprawa. No ale mogę się mylić. Może to rzeczywiście był jakiś niesłychany wybuch geniuszu.
Z menelami natomiast obiecuję zachować pełną ostrożność. I to na poziomie przecieru, jak i każdym innym.
Wolna wola jest. Dostaliśmy za free i nie ma co się denerwować, choć czasami maczeta się w kieszeni otwiera. A przecier to piękne słowo, ma w sobie dużo treści. Ma zapach i smak i tą gęstość. Może oni też mieli swoje rodziny i kobiety wysyłały ich po pomidory? Życie menela to taki rodzaj więzienia na wolnym powietrzu. Każde nawet drobne wspomnienie może rwać serce na strzępy.
OdpowiedzUsuńDo Ani śpiewał też Kazik ale dużo lepiej. Dzieciaki słuchały na przemian Kultu i Kukiza i tak im wyszło w praniu.
@crimsonking
OdpowiedzUsuńObawiam się, że jak idzie o tych, to oni słuchali Perfectu.