Ponieważ w ostatnich dniach trochę wyjeżdżałem, minął weekend, a ja nawet nie zauważyłem, że zapomniałem wkleić najświeższy tekst z „Warszawskiej Gazety”. Nadrabiam dziś tę zaległość i mam nadzieję, że się ten króciutki felieton spodoba, a przede wszystkim doda nam wszystkim trochę nowej nadziei.
Spytano mnie niedawno, jakim cudem w roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało zarówno parlamentarne, jak i prezydenckie wybory. I nie chodziło o to, dlaczego wybraliśmy wówczas Lecha Kaczyńskiego, a nie Donalda Tuska, czy PiS zamiast PO – bo to akurat było oczywiste – ale jak System mógł zaniedbać coś tak istotnego, jak układ władzy w kraju, i choćby nie sfałszował tych wyborów tak, jak w roku 2010, przeciągając za uszy do owej nieszczęsnej prezydentury Bronisława Komorowskiego. Otóż, poszło o to, że skupiając się na celu podstawowym, a mianowicie odsunięciu od władzy komunistów, służby Systemu zwyczajnie się zagapiły, i kiedy okazało się, że to nie specjalnie na tę okazje szykowana Platforma Obywatelska przejmie w Polsce władzę, ale właśnie Prawo i Sprawiedliwość, na poważne – a każdy przyzna, że sfałszowanie wyborów to nie byle co – działania było za późno. I tak, System stracił całe dwa lata.
Opisując układ władzy w Polsce, użyłem parokrotnie określenia „System”. Mam nadzieję, że każdy czytelnik tych felietonów zdaje sobie sprawę, że nie miałem tu na myśli ani Donalda Tuska, ani Bronisława Komorowskiego, ani Adama Michnika nawet, czy choćby i całej redakcji TVN24, ale coś stojącego znacznie wyżej od każdego z nich osobno i wszystkich ich razem. Chodziło mi mianowicie o grupę – nieznanych nam oczywiście – osób, która, gdyby tylko chciała, wręcz z dnia na dzień, zmieniłaby w Polsce nie tylko rząd, ale zleciła usunięcie ze stanowiska prezydenta, i zastąpienie go kimkolwiek, że już nie wspomnę o czymś tak trywialnym, jak wymianie składu redakcji „Gazety Wyborczej”. Chodzi mi mianowicie o ów System.
Kiedy obserwuję najświeższe ruchy na polskiej scenie politycznej, nie mam wątpliwości, że coś na kształt wyżej wspomnianej – nazwijmy to „rewolucją” – stoi tuż przed nami. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa i czy przełom nastąpi raptownie, czy skutkiem demokratycznych wyborów, ale jest oczywiste, że powrót Prawa i Sprawiedliwości do władzy, i zapewne utrzymanie nowego status quo na co najmniej tyle lat, ile będzie potrzebne do skutecznego odbudowania stanu naszej państwowości, został już zadekretowany. Za jaką cenę? Korzyści są obopólne: z jednej strony obóz niepodległościowy musi otrzymać to, co mu się słusznie należy i z czego nie zrezygnuje, a więc SPRAWIEDLIWOŚĆ, natomiast System uzyska wreszcie warunki spokojnego działania w kraju w miarę normalnie funkcjonującym. I nie zżymajmy się, że to jest zło, kłamstwo i podłość. Lepiej już było, a my musimy nauczyć się ograniczać w naszych marzeniach.
Na pocieszenie mogę tylko powiedzieć jedno, odnośnie ostatniego wystąpienia Adama Michnika, który na łamach niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” wezwał do rozprawy z węgierskim i polskim faszyzmem. Nie przejmujmy się tym, co on gada w Polsce, w Niemczech, czy gdziekolwiek indziej na świecie. To jest zero. Cały ciąg zer bez najmniejszego znaczenia. Nasze życie rozstrzyga się zupełnie gdzie indziej.
Dziękując niezmiennie za stałe wsparcie, proszę nas nie opuszczać i w miarę możliwości przekazywać choćby drobne wpłaty na podany obok numer konta.
Dziękując niezmiennie za stałe wsparcie, proszę nas nie opuszczać i w miarę możliwości przekazywać choćby drobne wpłaty na podany obok numer konta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.