środa, 28 sierpnia 2013

O patriotyzmie ze szkoły mistrza Goka

Nie chciałem o tym pisać wcześniej, bo to i temat zbyt poważny, żeby sobie z niego stroić żarty, i trzeba też mieć szacunek dla ludzkiej wrażliwości, która przecież nie musi koniecznie odpowiadać naszej, czy wreszcie nieładnie jest się czepiać czegoś, czego znaczenie obiektywnie wykracza poza nasze drobne pretensje. Tak się jednak złożyło, że kilka dni temu, zupełnym przypadkiem, wpadłem na trop barda-patrioty Andrzeja Kołakowskiego, skrytykowałem pewną jego piosenkę, i za ten postępek zostałem wpisany na listę wrogów Polski, Kościoła, no a przede wszystkim, prostego człowieka. W tej sytuacji wygląda na to, że teraz już, cokolwiek napiszę, ani mi nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Najwyżej tych, co mnie nienawidzą, umocnią w przekonaniu, że albo jestem jeszcze bardziej podły, niż się wydawało, albo jeszcze bardziej tchórzliwy i zakłamany.
Otóż ledwo co wczoraj, po raz drugi w życiu, obejrzałem – tym razem z moją córką – kultowy już film, wyprodukowany przez TVP, pod tytułem „Inka 1946”. Ja zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że każdy pojedynczy los każdego pojedynczego bohatera naszej walki o wolność, to osobna historia, osobna tragedia, osobne cierpienie i wreszcie często osobna śmierć, niemniej, z chyba jednak oczywistych powodów, śmierć Danusi Siedzikówny robi wrażenie szczególne. Z powodów, jak sądzę porażająco oczywistych, ani udręczenie i śmierć generała Fieldorfa, ani rotmistrza Pileckiego, ani majora Łupaszki, ani żadnego z tych wybitnych rycerzy nie robi takiego wrażenia, jak udręczenie i śmierć tego dziecka. Stąd – i znów, przy całym szacunku dla powagi każdej męczeńskiej śmierci – każda krytyka kolejnej artystycznej próby oddania czci tamtym ludziom, choćby nie wiadomo jak brutalna, może być jakoś tolerowana. Jak idzie o Siedzikówną – tego zwyczajnie zaczepiać nie wypada. I to znów, niezależnie od tego, jak bardzo mamy do czynienia ze zwyczajnym nadużyciem.
Ponieważ jednak, jak już wspomniałem, i tak jestem na czarnej liście wrogów Ojczyzny i Prostego Człowieka, pozwolę sobie na parę dodatkowych uwag w kwestii oddawana czci Pomordowanym. Na początek dygresja. Otóż moje dziecko jest, jak idzie o wspomniane wartości, osobą histerycznie wręcz zanurzoną w owe emocje. I to ona akurat należy do największych krytyków tego, co ja tu piszę i niekiedy kieruję w stronę tak zwanych „naszych”. To ona dostaje autentycznej cholery, ile razy przeczyta u mnie jakiekolwiek złośliwości, choćby nie wiadomo jak usprawiedliwione, pod adresem tych, których jej zdaniem należy zachowywać pod pełną ochroną. I to niezależnie od tego, czy chodzi aż o pieśniarza Kołakowskiego, czy tylko o dziennikarza Feusette. Oglądaliśmy jednak wczoraj ten film i to ona pierwsza wyraziła swoje oburzenie.
W czym rzecz, pomijając oczywiście to, co zawsze, a więc fakt, że ten film jest zwyczajnie do bani? Że on, pod względem realizacyjnym, jak idzie o scenariusz, no i, jak zawsze, o poziom prezentowanego aktorstwa, jest gorszy od wszystkiego, co się nam zdarza oglądać na co dzień. Otóż wszyscy wiemy, jak wyglądała Danuta Siedzikówna. Tych zdjęć oczywiście dużo nie ma, ale wystarczy wpisać w grafikę Googla to nazwisko i wszystko mamy jak na dłoni. Kto gra Siedzikówną filmie „Inka 1946”? Niejaka Karolina Kominek-Skuratowicz – blond cizia o błękitnym spojrzeniu, od początku do końca w ciężkim make-upie – która z Inką, jaką znamy z archiwalnych zdjęć, nie ma wspólnego dokładnie nic. Realizatorzy tego filmu posunęli się wręcz do tego, by już nawet w finałowych scenach tego filmu, Skuratowicz miała zaróżowione policzki i świeżo umyte włosy, i żeby nawet ta nieszczęsna rozbita warga wyglądała odpowiednio pociągająco.
I znów muszę zrobić to zastrzeżenie, od powtarzania którego już mi się chce zwyczajnie rzygać, ale, jak widać, nie mam innego wyjścia. Ja wiem, że historia Inki Siedzikówny jest czymś tak upiornie wstrząsającym, że nawet największa artystyczna tandeta nie jest w stanie jej do końca zniszczyć, jednak bardzo się mocno zastanawiam, co szkodziło realizatorom tego filmu do tego ich geszeftu wynająć dziewczyny, która by choćby bardzo powierzchownie przypominała Siedzikówną? Dziewczyny, która przynajmniej nie byłaby wypindrzoną blondynką? Jaka chora myśl stała za tą ich przedziwną decyzją?
Oczywiście, jest bardzo prawdopodobne, że wśród tysięcy stojących w kolejce o jakąkolwiek robotę polskich aktorek, dziewcząt o urodzie Siedzikówny zwyczajnie nie ma, i to do tego stopnia, że jest kompletnie bez znaczenia, kogo się do tego ostatecznie wynajmie. A zatem, jeśli padło na Skuratowicz, to bez żadnego merytorycznego powodu. Jest też jednak prawdopodobne, i jak sądzę tu właśnie leży odpowiedź, że autorzy filmu o Ince uznali, że skoro ten film ma być przeznaczony dla prostego człowieka, który ma proste serce i jeszcze prostsze wymagania, Inka musi być – w oczywiście najbardziej prostackim ujęciu – „śliczna”. Moim zdaniem, oni uznali, że gdyby tu wzięli jakąś nierzucającą się w oczy dziewczynę z ulicy, prosty człowiek by się zwyczajnie nie wzruszył, a tym samym, film by się nie sprzedał. W końcu krew też nie zawsze wygląda tak samo dobrze.
Ja naprawdę bardzo się staram swoje uczucia do filmu „Inka 1946” ograniczyć do kwestii technicznych, a więc stwierdzić fakt, że to jest jeszcze jedna polska produkcja dramatycznie związana obiektywnymi trudnościami kulturowymi i budżetowymi, widzę jednak tę Skuratowicz, jak świeżo wymyta i upudrowana stoi przed plutonem egzekucyjnym i zadaje szyku tymi swoimi błękitnymi oczyma, i czuję swąd zwykłego, starego jak świat, kłamstwa i pogardy. I niestety, nie głupoty.
Ale jest jeszcze coś. Otóż ja nawet jestem w stanie przyjąć, że się tu mylę; że oni mieli oczywiście paskudny gust, za to dobrą wolę, i chcieli nam tę Inkę przedstawić najlepiej, jak tylko mogli sobie to wyobrazić. Tam jest jednak moment, który, moim zdaniem, załatwia wszystko ostatecznie. W pewnym momencie ubecy wprowadzają – czy raczej wciągają – Inkę do pokoju, gdzie ona ma być przesłuchiwana, i jej na ułamek chwili odsłaniają biust. Raz, że to jest zabieg w sposób oczywisty technicznie i merytorycznie zupełnie niepotrzebny, a dwa, że to jest naprawdę tylko jeden krótki moment w całym filmie, ja mam wrażenie, że on jest wynikiem bardzo szczególnego procesu intelektualnego. Otóż, moim zdaniem, każdy polski film jest ostatnio obłożony zastrzeżeniem ze strony producenta, że musi być, jeśli nie dupczenie, to przynajmniej kawałek cyca. Bo to gwarantuje dodatkowe parę punktów procentowych, jak idzie o oglądalność. I tu jest cała tajemnica produkcji takiej, jak „Inka 1946”. To co naprawdę boli, to fakt, że nie tylko.
Dyskusja, jaka potoczyła się w Salonie24 nad moim tekstem o piosence Kołakowskiego, w znacznym stopniu skoncentrowała się na tym, że ponieważ Kołakowskiego ze ściśniętym sercem słuchają prości ludzie, mój atak na te piosenkę, to w rzeczywistości atak na tych ludzi. Na tych ludzi i ich prawo do własnych emocji i własnych łez. Dziś rozmawiamy o filmie „Inka 1946”, filmie, który, tak już na marginesie, kupiłem w lokalnym oddziale IPN-u, i na którym, jestem pewien, tysiące bardzo prostych ludzi w całej Polsce szczerze płakało, bardzo bym chciał, żeby to, co czuję, jak idzie o tak zwany szacunek do owego prostego człowieka i, z drugiej strony, kierowaną w jego stronę pogardę, znalazło jakieś sensowny odzew.
Jednak boję się, że wszystko skończy się tak jak zawsze. Cześć z nas oczywiście smutno pokiwa głową i powie mi, że to wszystko jest tak oczywiste, że nie ma nawet o czym gadać, natomiast większość dostanie na mnie ciężkiej cholery, że dopieprzam się bez sensu do jednego z najwybitniejszych świadectw polskiego patriotyzmu i w ten sposób tylko dostarczam argumentów wrogom Ojczyzny. Zwłaszcza gdy się okaże, że ta Kominek-Skuratowicz w wolnym od zajęć ściśle zawodowych czasie śpiewa po kościołach piosenki o majorze Łupaszce. Oczywiście wyłącznie dla ludzi prostych.

Tradycyjnie, bardzo proszę wszystkich, którzy lubią tu przychodzić i mają z czytania tych tekstów jakąś satysfakcję, o wspieranie tego bloga pod podanym (niestety wciąż dopiero na samym dole strony) numerze konta. Dziś, to jest autentycznie jedyne źródło naszego codziennego utrzymania. Dziękuję.




19 komentarzy:

  1. @All
    No i proszę. Wkleiłem ten tekst i strona się natychmiast uporządkowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. @toyah

    Coryllus pewnie by powiedział, że cała ta sytuacja jest spowodowana budżetem. Ci, którzy są patriotami, budżetu nie mają i w tej sytuacji mogą sobie tylko pomarzyć o porządnym filmie dotyczącym Inki, bądź Fieldorfa. Ewentualnie – jeśli marzenia im nie wystarczają – mogą wystąpić o środki na realizację filmu (lub jakiegokolwiek innego projektu) do tych, którzy budżet mają. Jeśli zaś to uczynią, to stają oko w oko z Systemem. I w tym momencie, patrioci są postawieni przed wyborem: albo pozostają przy swych marzeniach, kontentując się co najwyżej produkcją na miarę talentu pana Kołakowskiego (zakładamy oczywiście w tym miejscu całkowitą niezależność tegoż pana od Systemu), albo też wykorzystując pragnienie Systemu, by target patriotyczny mieć pod kontrolą, zawierają z tymże Systemem dil. A w dilu, jak to w dilu: trochę się zyskuje, trochę się traci, ale summa summarum się opłaca. Opłaca się, bo dzięki pieniądzom Systemu jest większy sznyt i choć poziom niewiele jest wyższy niż produkcja Kołakowskiego, to dzięki oprzyrządowaniu można ściemnić, że to prawdziwy profesjonalizm i wyższa kultura. Oczywiście, trzeba za to wrażenie Systemowi zapłacić i o tym właśnie dziś pan nam napisał: dajemy wam „Inkę”, ale musi być goły cycuszek i „blond cizia o błękitnym spojrzeniu”. Tego rodzaju transakcji jest pewnie wiele (np: dajemy wam „tv republika” z tym, że w tle musi być pan Solorz), ale ponieważ jesteśmy bardzo spragnieni treści i produkcji patriotycznych, przymykamy na to oczy i cieszymy się, że jest nie tylko Kołakowski z Piekarczykiem, ale także Kominek-Skuratowicz z Goćkiem i Ziemkiewiczem.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Don Paddington
    Jak idzie o Gabriela, to ja nie sądzę, zeby on tu był taki wyrozumiały. Oczywiście on ma okresy łagodniejsze, ale generalnie chyba uważa, że to wszystko jest jedno towarzystwo. Ja z kolei myślę, że nawet jeśli oni należą do dwóch różnych światów, i za każdym razem muszą coś negocjować, to z pewnością to co ich łaczy, to niezmierzona pogarda do ludzi, i ten punkt jest zawsze odhaczany, jako pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Toyah
    O filmie pierwsze słyszę,a to już film niemłody. Aktorki też nie znam. Jak czytam w wikipedii(za "Rzeczpospolitą" i "Naszym Dziennikiem"):
    "Bardzo naturalnie odegrała postać głównej bohaterki maltretowanej i zamordowanej przez UB. Jej Inka, to delikatna, krucha i bezbronna dziewczyna, która w najtrudniejszych sytuacjach potrafiła zachować przyzwoitość, bo taką zasadę wyniosła z domu rodzinnego. Nie ma w tej roli żadnego fałszywego tonu".
    "Reżyser Koryncka-Gruz podkreśla walory osobowościowe aktorki – godność, uduchowienie, dzięki którym teatralna "Inka" jest bardzo wiarygodna i autentyczna"
    Prasa i reżyserka, jak widać mają odmienne zdanie co do roli aktorki. Ja, znając kondycję polskiego kina w ciemno jednak biorę Twoją opinię.
    Co do dalszej kariery KK-S, to tu także możesz mieć rację. Ona "po Ince" grała u Sasnala, u Piekorz i u Zalewskiego. Kościelne katakumby stoją zatem otworem.
    P.S.
    Gok Wan?! Ta ciota wymiata!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kujesz tą lawę póki gorąca. Jest w tym siła. Don Paddington wyłożył technikalia, których brakło na S24. Proste jak budowa cepa i działające jak cep. Ale jak widać albo ludzie tego nie rozumieją albo starają się nie widzieć. Wychodzą z założenia, że lepszy dil z czerwonymi niż nic. I tak mamy od dekad. I każdy się tym podpiera, od zwykłej zakłamanej szui po człowieka, który chce coś zrobić ale nie ma możliwości. Jeśli się przyłoży takie gęste sito to poza materiałami czysto dokumentalnymi mało co przechodzi. Sam nie wiem co. Wszędzie jest czerwona pieczęć. Jedną ręką dają dwoma zabierają. Idąc takim tropem dochodzę do wniosku, że organizacja tych rekolekcji na stadionie i sprzedaż z nimi płyt w GaPolu to podskórny atak na TRWAM. To są takie operacje przed którymi praktycznie nie mamy się jak obronić. I oni to wiedzą, dlatego to bezczelnie stosują.
    Jeszcze co do starszych osób, które są w dużej części odbiorcami tego wszystkiego to atakujący Cię od tej strony tak naprawdę wcale nie brali pod uwagę tych właśnie starszych osób. Nie brali pod uwagę, że oni połowę swojego życia spędzili na kulcie najgorszych swołoczy jakie być może wydał nasz Naród. Na kulcie pod przymusem dodajmy. I tu nagle po latach doczekali się na starość takiego Kołakowskiego czy filmu o Ince. Oni myślą, że jest lepiej i będzie lepiej a my widzimy ewolucję Systemu i kolejne pochłaniane i trawione przez ten System zdobycze. I powolne mentalne przechodzenie naszych na drugą stronę. Konwergencja w rozkwicie. To co piszesz to pozycja skrajnie trudna do obrony. Bo nawet jak wygrasz z tym czy z tamtym przekonując go do swoich racji to en masse będzie to niezrozumiałe. A im ktoś jest bardziej "prosty" tym trudniej mu się przed tym bronić. To jest tak, że wychodzi taki prosty chłop gdzieś w pełnej auli przed oblicze grona profesorów a oni go pytają ile jest dwa dodać dwa, on mówi że cztery i zostaje wyśmiany i odstawiony do kąta, bo oni mają teorie w których niezbicie udowadniają, że jest zupełnie inaczej. I cała sala tańczy z nami ...czwóreczkami. Tak to jest pogarda ale ten co to robi i jest tego świadomy to ma już łeb czarny od środka jak fabryczny komin. Bo to jest już satanizm na wskroś. Piszę o tych, którzy takie rzeczy robią cynicznie i na zimno. I nie wiem czy warto się na to godzić. Bo to jest jak wzięcie kredytu gdzie odsetki przekraczają wielokrotnie jego wartość.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja już dzisiaj się boję co oni zrobią z filmem o Powstaniu...

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja już dzisiaj się boję o to, co oni zrobią z filmem o Powstaniu. Premiera w przyszłym roku, w siedemdziesiątą rocznicę...

    OdpowiedzUsuń
  8. @Don Paddington
    Widzi Ksiądz, jak to działa? Jeden Księdza komentarz i od razu koledzy się aktywizują.

    OdpowiedzUsuń
  9. @crimsonking
    To że im Telewizja Trwam siedzi w gardle jak ość, to fakt poza dyskusją. Oni wszyscy są przekonani, że wystarczy, że się pozbędą ojca Rydzyka, świat staje otworem.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Peregrin Tuk
    Ja dziś dostałem wiadomość mailem:
    http://natemat.pl/71069,miasto-44-powstancy-krytycznie-o-filmie-miasto44
    To wprawdzie ten pieprzony na temat, ale jakoś mnie to nie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Don Paddington & @toyah

    W kwestii utwora Kołakowskiego, już podrzuciłem swoje stanowisko minimalnie określone wymaganiem: "Majestat". On wymaga pewnego poczucia stosowności. W tym zakresie odrzucam tyżprawdę, o której mowa w tym grepsie, jak to, bodaj Styka, malował Matkę Boską na kolanach i usłyszał od Niej: "Ty mnie nie maluj na kolanach. Ty mnie maluj dobrze".

    Ale pewnych tematów nie da się namalować dobrze bez, przynajmniej, zgięcia kolana. A w ogóle co zrobić, gdy ani na kolanach, ani dobrze? To właśnie byłby przypadek wiadomego utwora wiadomego barda.

    Wspomniane poprzednio poczucie stosowności nie bierze się z nikąd. Z pewnością powinno tkwić w uformowaniu kulturowym. Cóż z tego, gdy powstało według poetyki właściwej np. Dialogom na cztery nogi i cóż z tego, gdy pojawiają się motywacje silniejsze. Na przykład według poziomu potrzeb telewidowiska wypychających majestat i odpowiadające poczucie stosowności.

    W rezultacie: rynek kosztem prawdziwości Inki. Nie ma co jednak ukrywać, że film omawiany przez Toyaha rozpowszechnił wiedzę o Ince. Toyah ma jednak rację, że z prostego szacunku dla niej można było (bez szkody dla telewidowiska i niewielkim kosztem) zadbać o większą zgodność ikonograficzną. Tak niewiele po Ince zostało ...


    OdpowiedzUsuń
  12. Pogarda? Ależ oczywiście, że pogarda. Nie pisałem o tym, jako o pewnej oczywistości.
    Jeśli jednak zwrócił pan na to uwagę, to warto zauważyć pewne niuanse odróżniające – przynajmniej na pierwszym etapie – pogardę którą odczuwa System, od pogardy którą odczuwają „nasi”.
    Otóż wydaje się, że System gardzi nami przede wszystkim dlatego, ponieważ jesteśmy dlań kłopotliwą masą, którą trzeba kontrolować, ale tak naprawdę nie wiadomo co z nią zrobić (obrabowana już jest, stłamszona także, więc pozostaje chyba tylko eksterminacja). Mamy więc tutaj pełną jasność i żadnych złudzeń co do intencji.
    „Nasi” natomiast gardzą nami przede wszystkim dlatego, ponieważ – tak się przynajmniej wydaje – chcą nas uszczęśliwić. Jest w tym jakiś rewolucyjny zapał, który jest wprost proporcjonalny do oporu, który stawiają uszczęśliwiani.
    Pamiętam taką sztukę Bogusława Schaeffera, p.t.: „Zorza”. Plącze się w niej po scenie jakiś nawiedzony wizjoner (chyba tramwajarz, albo kolejarz), który wygrażając pięścią do publiczności, ryczy gromko: „Zgnoję was chamy, a uszczęśliwię!”
    Dlaczego trzeba nas zgnoić, by uszczęśliwić? Bo nie wszyscy rozumiemy i doceniamy jak wielkie szczęście nas spotkało, że bardem naszym jest pan Kołakowski, ideowym przywódcą pan Ziemkiewicz, a najbardziej bezkompromisowym dziennikarzem pan Sakiewicz. Skoro nie rozumiemy i nie doceniamy, to napluć nam w gębę jest najmniejszą karą, która może nas spotkać.
    Tyle tylko, że to wszystko (i pogarda Systemu i pogarda „naszych”) jest teatrem – także owo plucie w gębę. Bo kiedy zorzę zasłoni już kurtyna, to wtedy odsłania się (w sercu Systemu i w sercu „naszych”) ta najzwyklejsza, mało skomplikowana pogarda, której obiektem są ci, którzy owemu uszczęśliwianiu w ogóle się nie sprzeciwiają, a mówiąc ściśle są wręcz zachwyceni, że ktoś ich „Inką”, „nową endecją”, czy „czaszką Łupaszki” uszczęśliwia. Pogarda ta jest efektem prostego zdziwienia, że tak łatwo można ludźmi manipulować i tak łatwo można nad nimi uzyskać przewagę. I jak tu wtedy, w takiej sytuacji, przedstawiciel Systemu, lub przedstawiciel „naszych” ma nie westchnąć: „Toż to chyba jakieś bydło bezmyślne jest. Jak można poważnie traktować takie byle co? Można im wcisnąć dowolny kit, a oni się cieszą i proszą o jeszcze. No normalnie bydło!”

    OdpowiedzUsuń
  13. @Don Paddington
    No, w tej sytuacji, to ja już nie bardzo jestem w stanie powiedzieć coś na oczekiwanym poziomie. Poza tym oczywiście. że jak to dobrze jest tu Księdza mieć.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Don Paddington

    Co do pogardzających, to pełna zgoda. Nawet wtedy, gdy pogarda jest nieumyślna, ale dany pogardzający powinien był w danych okolicznościach wyczuć, iż taki efekt spowoduje. Wtedy lepiej milczałby. Brak nastawienia na takie, empatyczne wyczuwanie uchyla bowiem dobrą wiarę w zamiarze twórczym.

    Natomiast z pogardzanymi jest - według mnie - inaczej. Najczęstsza jest sytuacja spragnionego na pustyni. Pragnienie wody przechodzi do porządku nad zagadnieniem jej czystości. Bywa, że i zatrutą przyjmie. Z pragnienia.

    W tym właśnie kontekście pogardzani przyjmują pewne, rozpowszechniane utwory (czy wypowiedzi). Należy jednak, zaraz po zaspokojeniu pierwszego pragnienia, zapytać: ale dlaczego ktoś ją pobrudził. Właśnie o to zapytał Toyah. Smutne, jak bardzo pytał na puszczy. Smutne, jak szeroki powstał front obrony trucicieli, czy obrony choćby papraków paprających wodę. Zwłaszcza tę, która powinna być święta (Majestat).

    OdpowiedzUsuń
  15. Chcę jeszcze mocniej dodać, że świątynię od obory rozróżniamy zwłaszcza po sposobie przekroczenia progu.

    Coś tam zewnętrznego (w zależności od świątyni: czapkę, buty, itd.) należy na progu zostawić. Odsłonić natomiast należy odpowiednią do danej świątyni wewnętrzną gotowość serca.

    Wchodząc do obory - niekoniecznie. Bucior naprzód i już!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jako już tylko narracyjną ciekawostkę podam prakseologiczną wykładnię wkraczania buciorem. Polegam tutaj na pamięci lektury sprzed jakichś 40 lat, więc możliwe, iż coś pokręcę. Ale nie istotę.

    Otóż R. Graves, w swoich Mitach Greckich, wskazał przepowiednię kluczową dla mitu o Jazonie, iż królobójcą okaże się młodzieniec, który wejdzie do miasta w jednym bucie. Padło na Jazona, który przed podejściem do bram, brodząc w potoku zgubił jeden but. Tu uwaga: zgubił but prawy a ostał mu się lewy.

    Graves wyjaśniał, iż jest w tym obrazie szersze a istotne echo. Otóż wkraczanie lewą, obutą stopą zwyczajowo uważane było za akt wrogi, zapowiadający czyny gwałtowne. Dlatego też, dziedzicząc z dawno zapomnianego źródła, żołnierze do dziś rozpoczynają marsz z lewej nogi.

    Wzięło się to zaś z potrzeb ściśle praktycznych, że antyczni żołnierze walczyli w szyku falangi w postawie: lewy bok osłonięty tarczą, a pod tarczą lewa noga. Zatem ta lewa musiała być uzbrojona dla jej ochrony i do kopania wroga spod tarczy. Natomiast prawa noga, służyła do zapierania się w tył, a bosa stopa lepiej trzyma się terenu (przynajmniej wtedy).

    Takie smaczki są niezmiernie ciekawe i w sam raz dla Coryllusa. Ten potrafiłby przyrządzić z tego niejedną potrawę. Natomiast my, tutaj zadowólmy się prostą, wręcz wytrychową diagnozą: gdy w utworze czujemy nacisk buciora, to z całą pewnością jest on lewy. W każdym tego słowa znaczeniu. Bez względu na prawe maskowanie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo kino to najważniejsza ze sztuk.

    Takie pytanie (bo nie widziałem tego filmu).
    Jak czuje się duch człowieka-widza po obejrzeniu tego filmu?
    Czy rośnie? Czy idzie w kierunku depresji?

    Bo opracowałem metodę oceny takich produkcji.
    Ostatnio oglądałem film "Pearl Harbor" 2001.
    I stwierdzam że to świetny film.
    Oczywiście postacie są jednowymiarowe a akcja przewidywalna do bólu.
    Ale na końcu widz czuje się dobrze.
    Japońce trochę nam dowalili ale potem mogliśmy zbombardować ich stolicę i ich zniszczyć.
    Nawet murzyn który całe życie gary zmywa może dostać medal za odwagę w walce - to jest super.
    Jesteśmy odważni, bohaterscy i dowcipni a amerykańska flaga powiewa dumnie.
    Nikt nam nie podskoczy.

    Oglądałem ten film w towarzystwie człowieka z US, biały, urodzony w Minnesocie.
    I on mi powiedział że oglądał film "Katyń" (Wajda)
    I po tym filmie wpadł w depresję.
    To mu wytłumaczyłem że po to są filmy Wajdy - żebyś wpadł w depresję. I że te filmy to shit.
    On się dziwił bo myślał że w Polsce wszyscy Wajdę cenią, to się dowiedział że nie wszyscy.

    Bo kino to najważniejsza ze sztuk.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Remo
    Masz 100% racji. Dobrze, że napisałeś ten komentarz. Bądź zdrów.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...