czwartek, 19 czerwca 2008

Niekończąca się opowieść o Bolku i Mietku, czyli będzie się działo

Jerzy Owsiak, albo wymyślił, albo gdzieś podsłyszał taką frazę: “Będzie się działo!”
Ja oczywiście czuję zakłopotanie, że przyszło mi na starość cytować kogoś takiego, jak Owsiak właśnie, no ale stało się... no a poza tym, faktycznie dzieje się.
Czekałem na te dni od roku 1992, nie wiedząc czy dożyję, ani też, czy ktokolwiek dożyje, no ale wreszcie, jak mówię, stało się no i dzieję się, a i tak przed nami może najciekawsze.
Minęło szesnaście lat od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że Lech Wałęsa współpracował z komunistyczną policją, a jeszcze dłużej od czasu, gdy tę smutną prawdę zaczęliśmy podejrzewać. Słowo Bolek stało się przez wszystkie te lata symbolem i hasłem, i co ciekawe – symbolem i hasłem perfekcyjnie ludowym.
Jest to tym bardziej godne zauważenia, że rzadko kiedy zdarza się tak, by naprzeciwko całego aparatu cenzury, fałszu, zakłamania i ogłupiania stanęła czysta, prosta, ludowa wrażliwość i żeby to ona wygrała.
Oczywiście, wspomniany aparat nie stał się tym samym bezrobotny, wręcz przeciwnie, pracuje na zwielokrotnionych obrotach, a przekonać się możemy o tym w każdej chwili tych ważnych dni. Czy to zakładając do telewizora, czy patrząc na pierwsze strony dzienników, czy choćby czytając niektóre wpisy i komentarze tu w Salonie.
Sytuacja obecna jest jednak radykalnie inna niż ta, z którą mieliśmy do czynienia przez minione lata. Po raz pierwszy mianowicie prawda zabrzmiała w pełni oficjalnie, i to na tyle oficjalnie, że bardzo trudno będzie teraz komukolwiek potraktować głos IPN-u, a tym samym głos całej oszukiwanej dotychczas części społeczeństwa tak, jak przez tyle lat traktowano głos tego właśnie społeczeństwa. Czyli jako nic nieznaczące pomruki.
Przyszedł czas, żeby opowiedzieć raz jeszcze – nie o latach siedemdziesiątych, bo to jest nic – lecz o początkach lat dziewięćdziesiątych, o okresie tuż przed wygraną Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich. Czas na to, by znów, tym razem już w bardzo publicznej domenie ponownie zabrzmiały te historie.
Dziś tylko jedna, pochodząca z książki Kim pan jest, panie Wachowski autorstwa między innymi Ingi Rosińskiej (sic!). Oto relacja sąsiadki Mieczysława Wachowskiego; relacja, która tym, co wiedzieć nie chcą i tak nic nie powie, jednak relacja znamienna i dla ludzi o otwartych umysłach porażająca.
Jakby ktoś nie pamiętał, Wachowski w czasach pierwszej solidarności był kierowcą Wałęsy. Po wprowadzeniu stanu wojennego, po internowaniach i po ostatecznym rozbiciu sierpniowej opozycji, Wachowski wyjechał za granicę i zniknął. Wrócił do kraju trzy dni po tym, jak Wałęsa oświadczył, że będzie ubiegał się o prezydenturę. Posłuchajcie:
Mietek o Wałęsie nie mówi i nie mówił dobrze. Znajoma wiedziała, że był blisko Wałęsy i spytała go, czy będzie głosował na Lecha. A on: “Co? Na tego głupola? Ja wam zaraz pokażę książkę, na kogo trzeba głosować”.
Następnego dnia poprosił sąsiada, żeby go zawiózł samochodem do Wałęsy. Kiedy wrócił, oświadczył, że już zaklepał sobie posadę sekretarza przy Wałęsie i robi mu kampanię. Kilka dni się z tego śmialiśmy, aż któregoś dnia zobaczyłam go w telewizji obok Wałęsy.
Więc tak to się zaczęło. Cała reszta, to już tylko pasmo ciekawych i bardzo ciekawych zdarzeń.
Będzie się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...