środa, 18 czerwca 2008

Demokracja we władzy ciemności

Właściwie, wobec dzisiejszej, a może jeszcze wczorajszej, śmierci tego niewinnego dziecka, traci sens pisanie nawet o Lechu Wałęsie, a co dopiero o innych codziennych potyczkach.
Niestety nowe czasy przyzwyczaiły nas do tak przeróżnych barbarzyństw, że nic tu nie zmieni ani jakakolwiek powszechna demonstracja, ani pojedynczy nawet gest.
Jedyne, co można zrobić, to uczcić to smutne wydarzenie, pisząc o zjawisku, które stanowi początek i jednocześnie koniec tego samego sznura, czyli o demokracji, jednak demokracji szczególnej, bo demokracji we władzy ciemności.
Dziś Rzepa, po raz już któryś, relacjonuje rozpaczliwe ruchy wokół sytuacji w Europie po irlandzkim referendum. Już sam tytuł artykułu wieści ciekawą przyszłość: Czy Irlandię można wyrzucić z Unii.
Chodzi o to, że niejaki Martin Schultz – niemiecki socjalista – zaproponował, że jeśli Irlandia okaże się jedynym państwem, które nie ratyfikuje traktatu, trzeba będzie być może Irlandię z Europy pogonić.
Wprawdzie nie zostaliśmy poinstruowani, co zrobić, jeśli będą te państwa dwa, ale za to odezwał się inny prawdziwy, znowu jednak niemiecki, Europejczyk, który powiedział, że może nie będziemy Irlandii wyrzucać, ale niech Irlandczycy coś zaproponują.
Wprawdzie nikt nie powiedział, że jeśłi w następnych wyborach w Polsce motłoch wybierze PiS, to niech motłoch zaproponuje co z tym fantem zrobić, ale żeby nie było tak, że to tylko Niemcy popadli w histerię, odezwał się jeden Czech i powiedział, że trzeba zmienić zasady. Mianowicie, demokracja powinna funkcjonować dalej, owszem, tyle, że troszkę zmodyfikowana.
I teraz jest tak, że ja się na Europie znam mało. To znaczy wiem, gdzie leży jaki kraj i pamiętam, że jeszcze niedawno były niemieckie marki, francuskie franki i włoskie liry, natomiast nie wiem, co Europa kombinuje.
Z tego, co dotychczas usłyszałem, wnioskuję, że plan był taki, że najważniejsze kwestie uchwalamy wspólnie, bo jesteśmy jednością i chcemy dawać przykład. Jeśli ktoś natomiast będzie miał inne zdanie, niż wszyscy inni, to się będziemy zastanawiać tak długo, aż wymyślimy, żeby było lepiej.
Ja oczywiście spodziewałem się, że ten głupkowaty pomysł jest tylko strzałem na wiwat i nawet nie narobi większego huku. Co ciekawsze jednak, wiedziałem też, że wszystko będzie dobrze, dopóki i ja i oni i każdy będziemy demokratycznie chcieli tak, jak chcą ci, którzy o tym, co należy chcieć, decydują. W momencie, jak ktoś zechce inaczej, to dostanie po uszach. Bo demokracja, jak wiemy, jest okay, pod warunkiem, że pozwala decydować tym, którzy wiedzą lepiej.
W telewizji niedawno widziałem posła Niesiołowskiego, który się pieklił, że nie może być tak, żeby paręset tysięcy ludzi decydowało o losach Europy. Ja oczywiście się z nim zgadzam, tylko pragnąłbym się dowiedzieć, kto to taki i z jakiego powodu na samym początku wymyślił system, w którym paręset tysięcy będzie decydowało?
Więc kto to wymyślił, nie wiem, bo aż tak głęboko w ciemność moja głowa nie sięga. Natomiast wiem, po co. Po to mianowicie, żeby można było tym alibi o nazwie demokracja całej wystawionej do wiatru Europie machać pod nosem.
Demokracja jest oczywiście jakimś tam rozwiązaniem, nawet jeśli wynikającym z chwilowego kaprysu historii, i nawet jeśli wolelibyśmy coś bardziej absolutnego, a przez to bardziej oświeconego, niż rządy tłumu, czy (w rzeczywistości rządy bezwzględnych manipulatorów), to akurat to nie my jesteśmy tymi, którzy demokracją gardzą.
W rzeczywistości, to są ci, którzy kiedyś wpadli na pomysł, że najlepszy będzie system, w którym przy pomocy najróżniejszych technik najpierw ogłupi się społeczeństwa, a potem pozwoli im się rządzić zgodnie z wolą ich przedstawicieli – oczywiście przedstawicieli starannie wyselekcjonowanych.
Kiedy od czasu do czasu okazuje się, że ci dziwni inżynierowie jak zwykle za bardzo się przejęli swoimi możliwościami i, jak wiele razy wcześniej, nie docenili siły ludzkiego ducha, to my wszyscy musimy z zażenowaniem obserwować, jak w efekcie tej swojej chorej kalkulacji ci wszyscy panowie i panie raz po raz wybuchają gniewem, bo demokracja im nie działa.
Tak jest oczywiście na całym świecie, że przedstawiciele tej – w ich własnej opinii – mądrzejszej i bardziej światłej części społeczeństwa, męczą siebie i innych nieustannym i notorycznym zawodzeniem skierowanym na pozostałą część grupy, w której przyszło im żyć. I wciąż bezwstydnie krzyczą: “Daliśmy wam tę demokrację, a wy jesteście tacy niewdzięczni”.
Ten dziwaczny stan mamy też, owszem, i w Polsce od początku tzw. władzy ludowej, a potem solidarnościowej i wreszcie post-ludowej by skończyć na post-solidarnościowej.
Wygrał Wałęsa – naród głupi; wygrał AWS – naród nie zasługuje; wygrał PiS – naród odrzucił demokrację; wygrał Kaczyński – coś chyba z tą demokracją trzeba zrobić. Dlaczego? No jak to dlaczego? Bo naturalnie decyzję tłumu zagrażają demokracji.
No i żyjemy w tym pseudodemokratycznym chaosie, gdzie demokracja jest piękna i zła i głupia i niebezpieczna i upragniona i jedyna i najgorsza. A jej jedyny stały, niezmienny i potężny efekt to ten, że raz do roku, a jak trzeba, to i kilka razy do roku, można wypuścić na ulicę bandę poprzebieranych onaninistów, a jak komu przyjdzie ochota, to zabić w majestacie prawa jakieś dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...