czwartek, 15 maja 2008

The Prisoner, czyli "Człowiek nie jest numerem"

Właśnie mija czterdziesta rocznica, jak angielska telewizja wyemitowała pierwszy z siedemnastu odcinków serialu The Prisoner.
W Polsce film ten jest kompletnie nieznany, podczas gdy w samej Wielkiej Brytanii i na świecie otoczony jest kultem, który trudno porównać z czymkolwiek podobnym.
Dlaczego nie znamy Uwięzionego tu w Polsce? Częściowo dlatego, że, gdy serial władał umysłami miłośników filmu w krajach Zachodu, w Polsce wyświetlany być nie mógł, a później, gdy już można go było pokazać, to był zbyt archaiczny, a przez to pewnie, z punktu widzenia przeciętnego widza, nie interesujący.
O czym jest The Prisoner? Utrzymany troszkę w konwencji ówczesnych seriali sensacyjnych, typu Święty, opowiada historię agenta specjalnego, który z jakiegoś powodu postanawia zakończyć swoją działalność. Natychmiast po złożeniu rezygnacji, zostaje porwany przez nieznaną organizację i przeniesiony do miejsca o nazwie The Village.
Całość akcji filmu toczy się właśnie w Wiosce. Były agent, grany przez Patricka McGoohana, zostaje skonfrontowany z sytuacją, której kompletnie nie jest w stanie zrozumieć. Znajduje się w miejscu, które z zewnątrz wygląda, jak pastelowa kraina z bajki, pełna cukierkowo kolorowych ścieżek, domków, pałacyków, fontann.
No i tabliczek z napisami. Napisami, jak żyć, żeby było lepiej. Po Wiosce przechadzają się szczęśliwi na pozór ludzie, uśmiechnięci, życzliwi, spokojni, zamożni.
Od czasu do czasu tylko z głośników dobiegają komunikaty o pogodzie, albo o jakichś bardziej ważnych dla lokalnej społeczności wydarzeniach. Komunikaty, z rzadka przerywane są wezwaniem do chwilowego pozostania w bezruchu, bo oto pojawia się tajemnicza ogromna mydlana bańka, która likwiduje jednego z obywateli.
Patrick McGoohan nie wie, gdzie się znalazł, dlaczego się tam znalazł, nie wie też do kogo się zwrócić. Kupuje w sklepie mapę, ale piękna, kolorowa mapa pokazuje wyłącznie The Village, a wokół jedynie The Mountains, The Mountains, The Mountains i The Mountains.
W końcu zostaje skonfrontowany z kimś, kto wie więcej, niż zwykli mieszkańcy Wioski i dowiaduje się, że z Wioski ucieczki nie ma, ale żeby się nie martwił, bo ma tu wszystko, czego może pragnąć: miłych ludzie, przesympatyczne sklepy, a nawet coś w rodzaju domu kultury, gdzie może miło spędzić czas. Co więcej, raz na jakiś czas odbywają się wybory do władz lokalnych, więc jest nawet i demokracja.
No i ma numer. Wcale nie tak niski. Ale o tym za chwilę.
Jeśli idzie o cel jego pobytu w Wiosce, chodzi mianowicie o to, że on ma wielką wiedzę i powinien się tą wiedzą podzielić. Przede wszystkim powinien odpowiedzieć na pierwsze pytanie: Dlaczego zrezygnował?
I teraz kwestia numeru. Otóż Patrick McGoohan dowiaduje się, że każdy obywatel Wioski ma przydzielony numer identyfikacyjny i powinien tego numeru stale używać. On ma też swój jedyny, niepowtarzalny numer.
Człowiek, który wprowadza naszego agenta w życie Wioski, na pytanie "Who are you?" odpowiada "I am Number Two".
McGoohan pyta więc: “Who is Number One?”
I wówczas pada odpowiedź: "You are Number Six".
W pewnym momencie, w świecie, gdzie wszyscy mają tylko numery; numery pozwalające się wzajemnie rozpoznawać pod względem zarówno samej tożsamości, jak i zajmowanej pozycji, Patrick McGoohan krzyczy: “I am not a number, I am a free man!”
. . .
Oczywiście zdaję sobie sprawę z proporcji i koncentruję się tu jedynie na jednym, bardzo niewielkim, choć uniwersalnym, aspekcie problemu.
Pragnę jednak powiedzieć Ci, że gdy obserwuję to, co się obecnie dzieje w Kraju, mam smutne przekonanie, że niebezpiecznie znaczna liczba obywateli, po wszystkich stronach barykady, na wszelkich możliwych stanowiskach, bardzo dba o to, żeby nie utracić swojego numeru.
Mam głębokie przekonanie, że satysfakcja u wielu moich rodaków z posiadania mocnego numeru jest tak wielka, że nawet jeśli od czasu do czasu upadnie obok nas wielka mydlana bania, to zdecydowanie bardziej wolimy zawołać “Sorry. Life is brutal”, niż “I am not a number, I am a free man!”
Trochę głupio, nie?
A film polecam. Jest wielki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...