Nie
mam bladego pojęcia, jak długi czas upłynął od dnia, kiedy zamieściłem tu swój
ostatni tekst, sprawdzać się boję, natomiast muszę wszystkich zapewnić, że
nawet gdyby to był tylko tydzień, i tak dręczyłyby mnie wyrzuty sumienia.
Czemu? Przez to mianowicie, że cokolwiek się dzieje i cokolwiek się jeszcze
wydarzy, jak zawsze będę miał poczucie nigdy nie spłaconego obowiązku w
stosunku do znacznej części czytelników tego bloga. A wiedząc, że wielu z nich
zagląda tu codziennie, licząc na to, że trafią na coś tylko dla siebie, przez
każdą dłuższą – a tą już szczególnie – przerwę czuję się naprawdę okropnie.
Jest jednak jak jest, a ja mogę się tylko wytłumaczyć w ten sposób, że przez
ostatnie tygodnie, wobec zalewu zdarzeń w sposób tak oczywisty i zupełnie
jednoznacznie moralnie oburzających, nie byłem w stanie znaleźć słów, które
mogłyby wnieść coś nowego do tego, co i tak przynajmniej każdy z nas i tak bez
mojego udziału rozpoznaje. Przy okazji, mam wrażenie, że oferta jaką nam
przedstawia dzisiejszy świat, czy to w wymiarze lokalnym, czy też światowym,
stała się dramatycznie ograniczona, czy może bardziej - skondensowana. O ile
jeszcze ledwie rok temu mogliśmy rzucić kamieniem w którąkolwiek stronę, a
trafilibyśmy w coś wartego osobnego komentarza, to dziś całe jego zło, wydaje
się, że zwarło szyki i atakuje w gromadzie i z jednego kierunku. A ja? Jak mogę
komentować wciąż tę samą plazmę?
Ktoś powie, że mogę machnąć ręką na to co
podłe i głupie i pisać o rzeczach pięknych. No ale tu sytuacja jest też
podobna. W tej wojnie bowiem między złem a dobrem, dobro również skoncentrowało
się na jednym kierunku i też się broni w całej swojej masie. Więc i tu, o czym
tu można opowiadać, gdy mamy już tylko naszą Wiarę, nasze życie, nasze rodziny,
i naszą Polskę, a więc coś o czym nam nikt nie może nic nowego powiedzieć?
Jeśli jednak dziś tu jestem i piszę, to
znaczy że coś się wydarzyło. Szedłem sobie mianowicie wczoraj przez ten mój
park z psem i już z daleka zobaczyłem panią z czwórką dzieci. Czemu już z
daleka? Nie wiem, ale może przez to, że oni lśnili. Zwyczajnie lśnili. Dzieci
były w wieku od może dwóch lat do sześciu, siedziały na ławce, jadły lody i
wszyscy razem wyglądali naprawdę przepięknie, tak przepięknie, że podszedłem do
tej pani i powiedziałem jej to co czułem, a więc że wyglądają prześlicznie. Ona
się uśmiechnęła, podziękowała mi i powiedziała, że ona na co dzień, kiedy tak
sobie wszyscy idą na spacer, słyszy raczej szyderstwa. Wtedy spostrzegłem, że
ona jest w ciąży i powiedziałem, że jak pojawi się kolejne dziecko, będzie
musiała znosić jeszcze więcej tych upokorzeń, na co ona wzruszyła ramionami i
powiedziała, że im bardziej oni będą z niej szydzić, tym więcej ona będzie
miała dzieci.
Ale to jeszcze nie wszystko. Otóż na
przeciwko nas jest kościół i na jednej z jego ścian jest wykuta wnęka, a w
niej, za kratą, duża figura Matki Boskiej. A ja po wspomnianej przygodzie wróciłem
z psem do domu i pomyślałem, że wyskoczę jeszcze do sklepu po drobne zakupy i kiedy
już z tymi zakupami wracałem, pod wspomnianą kratą wpadłem na tę samą rodzinę. A
oni wszyscy stali w równym rządku i wszyscy, od najmniejszego do największego,
bardzo starannie robili znak krzyża. Tak było, a ja czułem ową słynną moc,
której bramy piekielne nie przemogą.
A tymczasem my wszyscy widzimy, jak bardzo
tamci się starają. Oto Jerzy Owsiak realizuje swój business plan, tym razem, jak
każdego roku w sierpniu, pod nazwą Poland Rock. Wśród zaproszonych przez
Owsiaka gości znalazł się oczywiście też popularny tu i ówdzie satanista Adam
„Nergal” Darski i wygłosił następującą deklarację:
„Dzisiaj
mam takie najważniejsze rzeczy dla mnie, to jest koniec wojny w Ukrainie i
wygrana Ukrainy. To jest pierwsza rzecz. Druga rzecz to są prawa kobiet, które
są regularnie gwałcone nie tylko przez nasz rząd, ale wielu krajów Europy i
świata. Dla kobiet, dla ludzi LGBT, to bym zmienił na pewno. Na pewno
skróciłbym, albo w ogóle eksterminował hegemonię Kościoła Katolickiego w Polsce”.
I tu mnie, wbrew pozorom, nie tyle
zainteresowała owa „eksterminacja”, ale sam zestaw pragnień tego dziwnego
człowieka, ze szczególnym naciskiem na wojnę na Ukrainie. Już wiele razy
wcześniej zauważyłem, że gdy chodzi o popularne media, nie wyłączając z tego
Twittera, czy Facebooka, to one wręcz się prześcigają w jak najbardziej
agresywnym eksponowaniu swego poparcia dla walczącej Ukrainy. Gdy chodzi o
Twitter, na którym aktualnie spędzam stosunkowo najwięcej czasu, nie mogłem nie
zauważyć, że owe poparcie najbardziej aktywnie demonstrują osoby znane
powszechnie ze swojej równie aktywnie przeżywanej nienawiści do PiS-u, Kościoła
i Polski. Nie ma wśród nich praktycznie jednego konta, gdzie w jego opisie nie
znalazłaby się ukraińska flaga. Jest też oczywiście flaga Unii Europejskiej,
błyskawica strajku kobiet, tęczowa flaga, charakterystyczne osiem gwiazdek,
hasło Silni Razem, ale na pierwszym miejscu jak najbardziej flaga Ukrainy. A tu nagle
mamy tego Nergala, który wprawdzie ograniczył się swojej deklaracji zaledwie do
Kościoła, Ukrainy, LGBT i praw kobiet, ale gdyby miał więcej czasu, to pewnie
wymieniłby jeszcze prawa zwierząt i uchodźców, Polskę w Unii Europejskiej, czyste
powietrze, weganizm i walkę z przeludnieniem. Rzecz bowiem w tym, że każdy z
tych tematów, zarówno on, jak i ogromna większość tych którzy go słuchali na
owsiakowym festiwalu, to dla każdego z nich wyłącznie alibi dla walki z wrogiem
pierwszym i jedynym – Kościołem. Oni wszyscy, niezależnie od tego czy się
gromadzą pod sceną w Czaplinku, czy w społecznościowych mediach, czy pojawiają
się to tu to tam na naszej drodze, uchodźców, prawa kobiet, zwierząt, czy
wreszcie Ukrainę mają w głębokiej obojętności. Tak naprawdę, to wszystko jest
po to tylko, by kiedy oni wspomną coś na temat potrzeby eksterminacji Kościoła,
nikt im nie zarzucił, że są dziećmi Szatana. Oni są ludźmi wrażliwymi, pełnymi
miłości i troski o drugiego człowieka i świat w którym wraz z owym człowiekiem przyszło
im żyć, ale też dzięki owej wrażliwości tym bardziej widzą zło jakie kreuje religia,
w tym przede wszystkim religia katolicka. Ostatnio mam wrażenie, że tak
naprawdę ci wszyscy, którzy się dekorują ukrytym w ośmiu gwiazdkach hasłem
„Jebać PiS”, gdyby tylko okazało się, że zadeklarowanie poparcia dla Jarosława
Kaczyńskiego pozwoli im uzyskać lepszą pozycję w walce o zniszczenie Kościoła, uczyniliby
to bez wahania. Oni nawet byliby gotowi wykorzystywać każde napotkane dziecko płci
żeńskiej nie tylko w dyskrecji koncertowej trasy, ale jak najbardziej
publicznie.
Takie to ogarnęły mnie dziś myśli i to
one właśnie pozwalają mi wrócić do początku dzisiejszych refleksji. Walka toczy
się już tylko między Nergalem i jego wojskiem i tą panią z czwórką dzieci
żegnających się pod figurą Matki Boskiej. Cała reszta, a więc z jednej strony Donald
Tusk z jego niemieckimi kłamstwami, a z drugiej rząd premiera Morawieckiego z
codzienną walką o Polskę, to tylko pochodna tego co się dzieje na głównej
scenie. A ja stoję wciąż przed tym samym dylematem. Ile razy można pisać wciąż o
tym samym pojedynku, nie dość że się nie powtarzając, to jeszcze dostrzegając
coś nowego, dotychczas niezauważonego.
Jednak, jak wszyscy wiemy, i mam
nadzieję, że również dziś widzimy, starać się zawsze trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.