Jeśli zechce nam się na chwilę rzucić okiem
na stan owej walki w kisielu, jaka toczona jest między władzą a totalną opozycją,
to, jak wszyscy mogliśmy zauważyć, przygasł nieco temat respiratorów, podobnie
mało ostatnio słyszymy o wyborach kopertowych, a jakby tego było mało, to nawet
nie za bardzo wiadomo co się dzieje z księdzem Szydło, swego czasu zaszczutym
przez rosyjskie i niemieckie media. Natomiast, owszem, o jakiejkolwiek próżni
mowy być nie może i obecnie tematem numer 1 są te dziesiątki, czy może setki,
czy najlepiej miliony ryb zatrutych rtęcią przez Jarosława Kaczyńskiego i
Mateusza Morawieckiego.
Słucham kolejnych doniesień na temat owej katastrofy,
ze szczególnym naciskiem na te dłonie Bogu ducha winnych rybaków, przeżarte do
kości przez rtęć, czy co to tam aktualnie w Odrze pływa, i myślę sobie, że nie
mam najmniejszych problemów ze skomentowaniem tego – pardon me french – skurwysyństwa,
które się tu dokonuje, natomiast ów
komentarz będzie zaledwie parozdaniowy, bo wszystko co ponad to będzie musiało
eksplodować z zażenowania. Otóż ja dziś nie mam najmniejszej wątpliwości co do
tego, że gdyby z jednej strony pojawiła się nagle informacja, że rzeka Odra
jest czysta jak złoto, a z drugiej na scenę wszedł sam Kusy i zwracając się do
przywódców wspomnianej wcześnie totalnej opozycji zaproponował im, że za duszę
każdego z nich on jest w jednej chwili sprawić, że rzeka Odra zamieni się w siedlisko
zarazy, które zabije każdą osobę w promieniu 50 kimmetrów, włącznie z kobietami,
dziećmi, nie zapominając o psach, to czy to Donald Tusk, czy Leszek Miller,
dziennikarz Onetu Kamil Dziubka, czy setki tysięcy zwykłych kibiców, przyjęliby
wszystkie warunki bez gadania. Dlaczego? Bo oni są gotowi się zgodzić nawet na
to, by Polska zamieniła się w kupkę popiołu, byle na dnie tego popiołu znalazło
się spopielałe ciało Jarosława Kaczyńskiego. Oni już w roku 2010 pokazali na co ich stać, gdy gotowi byli poświęcić nawet swoich najbliższych kumpli, byle by poczuć ten dreszcz szczęścia.
To o czym ja tu piszę brzmi być może
nieco frywolnie, jednak sprawa jest jak najbardziej poważna. Otóż mamy do
czynienia z sytuacją – i szczerze powiem, że nawet ja nie do końca wiem, skąd
się ona wzięła – jak najbardziej poważną, a wręcz poważną dramatycznie. Oto
bowiem znaleźliźmy się jako kraj i naród w stanie, w którym bardzo znaczna część
owego narodu jest gotowa zgodzić się nawet i na to, by w kraj ten uderzył jakiś
większy meteoryt, byle by pierwszymi ofiarami tego uderzenia byli... politycy,
których oni nie lubią. I to, jak mówię, jest problem. Rzecz bowiem w tym, że
kiedy ja mówię o setkach tysięcy kibicow, to staram się być bardzo oszczędny,
bo jest całkiem prawdopodobne, że ich nie są tysiące, ale miliony. Miliony
ludzi na takim poziomie szaleństwa, że dopiero gdy wokół siebie zobaczą już
tylko zgliszcza zaczną drapać się po łbach i zadawać sobie pytanie, a
przepraszam bardzo, ale co to się stało.
Jak już wspomniałem na początku, mamy tę rtęć i legion osób spod wszelkich możliwych gwiazd modlących się o to, by owa rtęć okazała się faktem, a najlepiej faktem razy 50. Co będzie potem dziś jest bez znaczenia, bo liczy się tylko tu i teraz. Po tej stronie rzeki natomiast jesteśmy my i tak naprawdę jedyne co nam pozostaje, to – zgodnie z przykazaniem Poety – być wiernym i iść. A ja nie mam wątpliwości że po raz kolejny damy radę.
Mimo wszystko mam nadzieję, że ta grupa z "krwią skażoną rtęcią" ogranicza się tylko do tych najbardziej sfanatyzowanych internetowych krzykaczy, a w rzeczywistości jest stosunkowo wąska.
OdpowiedzUsuńSądzę, że wojna na Ukrainie wielu ludziom jednak oczy otworzyła.