piątek, 4 marca 2016

O Matce Boskiej z Morgan Stanley

Przed nami najnowszy numer „Warszawskiej Gazety”, a w nim mój najnowszy felieton. Polecam.

Jak pewnie niektórzy z nas zauważyli, Lech Wałęsa oficjalnie potwierdził informację, przekazaną swego czasu przez żonę Danutę, jakoby pieniądze, jakie on w latach 70-tych systematycznie wydawał na różnego rodzaju luksusowy wówczas sprzęt domowy, pochodziły z wygranych w totolotka. A rzecz mianowicie miała się tak, że ile razy państwu Wałęsom brakowało na pralkę, lodówkę, czy nowy telewizor, Lech modlił się najpierw o światło Ducha Świętego, następnie wypełniał kupon totolotka, składał go w pobliskiej kolekturze… i bingo! Telewizor lśni, jak ta lala. „Lechu”, mówi Danuśka. „Przydałaby się nowa kuchenka. Idź no się może pomódl”. „Się robi”, odpowiada Lech i nie mija tydzień, jak w drzwiach stoją panowie z kuchenką.
I niech się nikomu nie wydaje, że to pojedyncze przypadki. Nic podobnego. Wedle słów samego pana prezydenta, owa metoda działała przez całe lata 70. Aż do czasu, gdy Lech Wałęsa został przewodniczącym Związku i zaczął odpowiednio zarabiać, a potem jeszcze dostał tę swoją Nagrodę Nobla i wtedy w ogóle cały ten Duch Święty ze swoimi typowaniami stał się mu kompletnie niepotrzebny. Dziś, jak opowiada dalej Wałęsa, on dalej gra, ale to już tylko tak dla psoty, no i oczywiście nie wygrywa już nic.
Ktoś zapyta, co nas może obchodzić Wałęsa i jego opętanie. Otóż rzecz w tym, że ów numer z Duchem Świętym typującym Wałęsie totolotka jest traktowany ze śmiertelną powagą przez zarówno wspierające go media, jak i polityków KOD-u, którzy, jak się wydaje, w obliczu powolnego, ale systematycznego wypalania się Ryszarda Petru, postanowili wziąć sobie Wałęsę na sztandary, jako patrona. Ja ostatnio parę razy słyszałem ową historię w telewizji i nie zauważyłem, żeby ktokolwiek się na to głupstwo choćby zmarszczył. Wręcz przeciwnie. On gada o tym, jak skreślał te totolotki, a z drugiej strony mamy czyste poruszenie.
Mało tego. Oto parę dni temu pokazano nam scenę, kiedy to Lech Wałęsa przekazywał Kijowskiemu sztandar Solidarności ze swoim autografem, na co ten niemal padł na kolana i oświadczył, że jedno i drugie będzie chronił „kak rielikwiu”. Co by już tylko potwierdzało ów religijny pierwiastek tego, co oni nam dziś szykują.
I oto, proszę sobie wyobrazić, dziś przeczytałem na internetowej stronie telewizji TVN24 informację, że oto pewien zagraniczny analityk, „założyciel firmy badawczej Ecstrat”, oraz „strateg w Morgan Stanley” nazwiskiem John-Paul Smith, przewiduje, że Polska wchodzi w okres ciężkiego kryzysu, ponieważ jej politycy „zmierzają w kierunku rządów autorytarnych”. Jak podaje portal, owego ostrzeżenia nie wolno lekceważyć właśnie ze względu na osobę owego proroka, który wcześniej, „jako jeden z nielicznych, trafnie przewidział załamanie na rynkach wschodzących”.
Myślę, że teraz już widzimy przynajmniej kierunek. Cuda, ikony, relikwie, a teraz prorocy. Autentyczni. Prosto z Ecstractu i Morgan Stanley. Czekajmy już tylko aż każdy z nich wepnie sobie w klapę znaczek z Matką Boską.

Zapraszam jak zawsze do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Bardzo różne, od polityki, przez muzykę, po język angielski. Szczerze polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...