czwartek, 8 sierpnia 2013

Jeszcze o liściu, i to niekoniecznie siedmiokilogramowym

Kiedy jeszcze oglądałem telewizję, zdarzało mi się – przyznaję, że wcale nie tak rzadko – zaglądać do kultowej audycji propagandowej reżimu o nazwie „Szkło Kontaktowe”, a tam już, bez końca zafascynowany, obserwowałem w akcji dziennikarza, nazwiskiem Grzegorz Miecugow.
Osobiście w życiu miałem szczególną przyjemność tylko z jednym funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, i przyznać muszę, że, choć oczywiście zrobił na mnie, wówczas jeszcze stosunkowo młodym człowieku, pewne wrażenie, nie ma sposobu, by on chocby się przymierzał do konkurowania z Miecugowem.
Oczywiście nie chcę tu nawet sugerować, że dziennikarz Miecugow miał kiedykolwiek cokolwiek wspólnego ze Służbą Bezpieczeństwa, bo jak o to idzie, do dyspozycji mam tylko swoją, zawodną przecież, intuicję, natomiast tak mi się jakoś porobiło, że ile razy widzę Miecugowa w telewizji, ani na moment nie opuszcza mnie przekonanie, że mam do czynienia z funkcjonariuszem w wymiarze wręcz karykaturalnym.
Nie wiem, czy za tym moim przekonaniem stała jakaś niezidentyfikowana obsesja, czy może jakieś nigdy nierozpoznane doświadczenie, ale ile razy próbowałem sobie wyobrazić wzorowego esbeka, przed oczyma duszy stawał mi ktoś dokładnie taki jak Miecugow, a więc z jednej strony przede wszystkim najbardziej okrutny i bezwzględny idiota, a z drugiej ktoś o tak nieprawdopodobnym – być może autystycznym wręcz – talencie, który mu pozwala, jeśli tylko sytuacja sprzyja i nie dzieje się nic niespodziewanego, odgrywać rolę człowieka nieskończenie opanowanego, kulturalnego i w pewnym sensie może i inteligentnego.
Co to były za sytuacje, kiedy z Grzegorza Miecugowa wychodziła jego prawdziwa istota, a więc i ów dureń, dokładnie taki sam, jak tysiące innych, o istnieniu których nawet nie mamy pojęcia, ale też, może przede wszystkim, ktoś modelowo nieludzki? Otóż, oglądając swego czasu dosyć uważnie owo „Szkło Kontaktowe” zwróciłem uwagę, co się dzieje z tym człowiekiem, ile razy do studia zadzwoni ktoś, kto mu sprawia kłopot, a kogo on nie jest w stanie zwyczajnie ośmieszyć, i to nie dzieje się czasami, ale zawsze, z idealną wręcz regularnością. Ile razy jemu się zdarzało trafić nie na jakiegoś wariata, którego jest łatwo zlekceważyć, a następnie przegonić, on się w jednej chwili zmieniał tak dramatycznie, że przed sobą mieliśmy już tylko kogoś, kto, gdyby tylko czasy i fizyka na to pozwalały, albo by kazał tego człowieka w jednej chwili zastrzelić, albo by już nikogo nie fatygował, tylko sam by to z przyjemnością załatwił. A więc w ten sposób zawsze widziałem Grzegorza Miecugowa, człowieka przy którym nawet ktoś taki jak Grzegorz Piotrowski znacząco łagodniał.
I to właśnie, jak sądzę, dzięki tej mojej przedziwnej intuicji, czy może nieodgadnionemu doświadczeniu, ile razy miałem okazję oglądać Grzegorza Miecugowa w którymkolwiek z jego wydań, prześladowała mnie jedna jedyna myśl: co on by zrobił, gdyby tak do niego podejść i dać mu zwyczajnie w łeb. Nie w jakiś szczególny sposób – ot tak, nawet z pewną niedbałością, fangę w nos, z liścia w pysk, czy zwykłą rakietą w pałę. Co on by zrobił? Jak by zareagował? Czy wyjąłby pistolet i napastnika zastrzelił, czy by zemdlał z tego szoku, czy może by zwyczajnie od tego zwariował?
Nie będę więc się wykręcał i próbował ukrywać oczywistego wręcz faktu, że, kiedy się dowiedziałem, że ktoś skorzystał z pierwszej nadarzającej się okazji i dał Miecugowowi parę razy po tej jego pale, zareagowałem entuzjastycznie, ale już w kolejnej chwili rzuciłem się do youtube’a żeby obejrzeć jego bezpośrednią reakcję.
Na scenę wpadł ten – jak słyszę, od dawna mocno kopnięty – upeerowiec, ustawił karteczkę z napisem „TVN kłamie” i zaczął walić Miecugowa po łbie. I teraz, aby uczciwie zrelacjonować reakcję Miecugowa, trzeba nam wyjść kilka dni do przodu, poza tę akcję, i dowiedzieć się, że on postanowił złożyć oficjalną skargę do prokuratury na człowieka, który go szturchnął. Miecugow, mimo że w pierwszej chwili pozornie zachował pełny spokój, w dodatku, wspierany przez towarzyszącego mu komedianta Andrusa, próbował nawet sprawę zlekceważyć i zamienić w żart, tak naprawdę, psychicznie musiał być autentycznie rozbity. Ja już nie mówię, że jak na kogoś, kogo publiczna pozycja trzyma bardzo skutecznie od towarzystwa zwykłych ludzi, Grzegorz Miecugow w tej jednej sekundzie musiał poważnie pod uwagę, że oto za chwilę zostanie zamordowany, i w tym momencie nie zdziwiłbym się, gdyby on się najzwyczajniej w świecie zesrał, lub przynajmniej zsikał, ale – i tego jestem pewien – on niewątpliwie nie potraktował tego zdarzenia tak, jak to w pierwszej chwili mogło wyglądać. Z informacji, jakie dochodzą do nas dziś, można wnioskować, że Miecugow dziś już tylko chce widzieć tego upeerowca w kałuży krwi.
Oglądam po raz kolejny ową słodką chwilę, kiedy to Grzegorz Miecugow siedzi jak wryty, z tym swoim zawodowo wystudiowanym zamyśleniem na twarzy, ten go po tym zamyśleniu leje, i zastanawiam się, co się dzieje w jego łbie. Jakaż tam musi się odbywać kotłowanina czystego obłędu! A myśli te chodzą mi po głowie, już po tym, jak się dowiedziałem, że w swoim oświadczeniu Miecugowa wspominał coś na przykład na temat „ataku o charakterze antysemickim”. Co on musiał w tym momencie czuć, skoro, już przecież po kilku dobrych godzinach, nawet nie potrafił się powstrzymać przed wyciągnięciem na światło dzienne tego swojego żydowstwa? Co mu się musiało przewalać w tej jego pale, kiedy zgromadzona na wspomnianej imprezie młodzież skandowała w kółko to swoje obłąkane „przepraszamy”, a dla niego to było jedynie głupstwo bez znaczenia? Oni się darli: „przepraszamy, przepraszamy, przepraszamy”, a on siedział półprzytomny ze strachu i wściekłości i… no właśnie – co sobie wtedy myślał?
Bardzo to wszystko jest sympatyczne i napełniające nadzieją. Czy jednak, poza czystym walorem emocjonalnym, możemy uznać, że mamy z tego coś jeszcze? No nie wiem. Może po prostu od tego incydentu Grzegorz Miecugow zwyczajnie zwariuje i stopniowo zejdzie nam z oczu. Ale może też tego typu zabawa z waleniem w pysk innych funkcjonariuszy Systemu stanie się powszechnym zwyczajem? Może już niedługo, przy jakiejś okazji, ktoś przywali Kubie Wojewódzkiemu, a może i samemu Zbigniewowi Hołdysowi. Swego czasu pewna nasza koleżanka, kiedyś tu bywająca znacznie częściej, zapowiadała, że Hołdysowi właśnie, podczas którejś z imprez, zrzuci kapelusz, by wszyscy zobaczyli, co on tam ma pod spodem. Z tego co wiem, nic jednak z tych zapowiedzi nie wyszło. Ja sam wciąż sobie powtarzam, że jak tylko spotkam kiedyś na ulicy Kazimierza Kutza kopnę go w dupę, tyle że się trochę boję. Co będzie, jak się okaże, że on nosi pistolet, i mnie zastrzeli?
A więc, wygląda na to, że tak naprawdę tu możemy liczyć jedynie na starych dobrych wariatów, których nie brakuje na całym świecie. Czyhających z woreczkami z farbą, zgniłymi jajkami, czy choćby tylko z jakimś wesołym, a złośliwym okrzykiem. W końcu i tak, cała radość w obserwowaniu reakcji.

Serdecznie proszę o wspieranie tego bloga. Sierpień to miesiąc, gdzie każdego dnia stoimy nad przepaścią. Jesli tylko komuś akurat zbywa, bardzo bedę wdzięczny za jakąkolwiek pomoc. Dziekuję.

5 komentarzy:

  1. Dobry wieczór, Toyahu!

    Od wczoraj (bo mam kontakt z netem co kilka dni) chodzi mi po głowie Marvin Heemeyer. Znalazłem na youtubie jakiś program, gdzie pokazują ten jego rajd przez miasteczko a Marvin jest przedstawiony jako klasyczny ciężki psychopata.
    Tego miłego chłopca co wywalił z liścia Miecugowowi też potraktują jak co najmniej oszołoma.
    Z Systemem, jak wiemy, żartów nie ma.

    A Miecugow? Wiem, że kiedyś ciężko chlał. Nie wiem jak teraz ale, jak widać, z piekła do piekła, z piekła do piekła...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkła nie oglądam, chociaż prawdę mówiąc kiedyś poświęciłem kilka minut, żeby wiedzieć co zacz. Opowiem jednak pewną historyjkę z p. Miecugowem, której byłem świadkiem, i która to historyjka wyjaśniła mi kto jest w/w. Otóż stałem sobie kiedyś w kolejce do kasy w sklepie BOMI za p.Miecugowem, który kupował coś tam, coś tam. Koszyk miał pustawy, więc zakupów było niewiele. Pani kasjerka zliczyła należność, on dał kartę rabatową sklepu BOMI i kiedy kasjerka powiedziała "Ma pan 3% rabatu" on się spienił i powiedział "Dlaczego TYLKO 3%, powinno być 6%". Kasjerka mu odpowiedziała, że rabat wyższy przysługuje od sumy zakupów w ciągu roku powyżej 3000 PLN, a on na to "To skandal, złożę zażalenie do dyrekcji". A ja sobie pomyślałem, że może on taki oszczędny, ale chyba prędzej, że nie płacą mu zbyt wiele za te jego występy w Szkle.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. Wiki - "Ma pochodzenie ormiańsko-gruzińskie"
    ;-) Taki góral z góry Syjon :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. @Kozik
    Myślę, że dalej chleje. Niedawno ktoś puścił na youtubie filmik, gdzie on robi wrażenie, jakby nie wiedział, co się dzieje. Klasyka.

    OdpowiedzUsuń
  5. @PrzeKaz
    Pieniądze tu nie mają większego znaczenia. To jedynie kwestia charakteru. Ja znam historię o Lisie. Otóż Lis miał asystenta, który regularnie za swoje pieniądze Lisowi kupował u kobiety z wózkiem obiady. Kiedy ktoś mu wreszcie zwrócił uwagę, że dla tego chłopaka te parę dych dziennie to jednak jest duży wydatek, Lis postanowił mu to jakoś wynagrodzić i zabrał go do jakiejś ekstra knajpy na kolację.
    Jak już pojedli, kazał kelnerowi rozbić rachunek. Słyszałem, że to prawda.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...