czwartek, 4 lipca 2013

Polski czwartek, czyli lejemy Lisickich

Oczywiście, nie żeby jakoś specjalnie, ale zawsze trochę, zastanawiało mnie, dlaczego właściciele mediów tak bardzo dbają o to, by gdzie się tylko da publikować najróżniejszego rodzaju ankiety. I od razu przyznam, że jestem bezradny. O ile, bowiem, domyślam się, o co chodzi w sondażach partyjnych, za cholerę nie umiem zgadnąć, po co komu wiedza na temat tego, co ludzie sądzą – że się odwołam do bieżącej ankiety w Salonie 24 – na temat konieczności zmiany Konstytucji, czy, tym bardziej, o szansach tenisisty Kubota na półfinał Wimbledonu, czy na temat dylematu, do jakiego klubu trafi piłkarz Lewandowski.
A mimo to, owe sondaże pojawiają się ze zdumiewającą częstotliwością, i nie ma tak trywialnego, nicnieznaczącego, niepotrzebnego pytania, którego by nam nie zaserwowano. Jak mówię, nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, ale mam pewne podejrzenie, którym chciałbym się tu podzielić. Otóż wydaje mi się, że za tym może stać autoryzowane na najwyższych piętrach Systemu zalecenie, by utrzymywać społeczeństwa w nieustannym przekonaniu, że ich głos się liczy, że Systemowi tak naprawdę bardzo zależy, by zwykły człowiek mógł wyrazić swoją opinię na każdy temat, i że System z tą opinią się jak najbardziej liczy. A zatem, z jednej strony cały plan sprowadza się do tego – pisałem o tym już wielokrotnie – by człowieka zmusić do jak najcięższej, jak najdłuższej i możliwie źle płatnej pracy, z zapewnieniem mu niedzielnego spełnienia w lokalnej galerii handlowej, a z drugiej, wbijać mu nieustannie w mózg przekonanie, że jego głos się jak najbardziej liczy; że to, co on sobie na dany temat uważa, organizatorów całego tego przedsięwzięcia bardzo, ale to bardzo obchodzi. I to jest wszystko, z czym tu mamy do czynienia.
Przedwczoraj chyba, bloger o nicku Polakoczerwoni zorganizował ankietę, czy raczej cykl ankiet, gdzie postanowił sprawdzić preferencje obecnych w Salonie24 internautów, jak idzie o poszczególne blogi. I znów, ktoś mógłby się zapytać, po co ta akcja, a ja pewnie ze smutkiem bym odpowiedział, że po nic; że tu, tak jak w każdym z pozostałych przypadków, chodzi o to, by dać nam, ludziom piszącym na blogach, poczucie sensu tego, co robimy i ową złudną świadomość, że to, co my sobie myślimy, kogokolwiek interesuje. Jednak tym razem tak nie odpowiem, bo wydaje mi się, że w tym akurat przypadku może chodzić o coś bardzo konkretnego, a mianowicie o przewartościowanie pewnej hierarchii i wskazanie przy pomocy grubego czarnego flamastra, jak bardzo ta obecna jest zafałszowana i przez to fikcyjna. I to, uważam, byłoby z pożytkiem dla nas wszystkich.
A to przecież i tak są zaledwie blogi, a więc coś, co już z samej zasady stanowić ma jedynie tak zwany wentyl. Jest jednak coś, co nas mogłoby zainteresować dużo bardziej, hierarchia jak najbardziej zewnętrzna, reprezentowana choćby przez tak potężne środowiska medialne, jak „Sieci” braci Karnowskich, czy „Do Rzeczy” Lisickiego. Tu by dopiero było dobrze się dowiedzieć, kto jest lepszy; tu by dopiero się przydało przeprowadzić ankietę, który tytuł jest bardziej popularny, czy może bardziej zaspokający emocje środowisk przedstawiających się, jako prawicowe. Jak już wspomniałem, blogi to też jest coś, czego najlepszym dowodem może być to, że, jak słyszę, na wiadomość, że w ankiecie zorganizowanej przez blogera Polakoczerwoni, do konkursu stają Cezary Krysztopa I Rudecka-Kalinowska, Krysztopa natychmiast zaapelował do swoich zwolenników na Facebooku, prosząc ich o głosy, bo on „nie może przegrać z Rudecką”.
Rozmawialiśmy trochę z Coryllusem o tym nieszczęściu, i doszliśmy do wniosku, że może i my otworzymy dyskusję na temat, kto jest lepszy, a kto gorszy, tyle że na poziomie naprawdę istotnym, wyznaczanym mianowicie przez wspomniane wyżej tygodniki – „Do Rzeczy” i „Sieci”. Otóż rzecz w tym, że ja od pewnego czasu Coryllusowi, który z mainstreamową prasą ma kontakt ograniczony, tłumaczyłem, że „Do Rzeczy” jest od „Sieci” znacznie gorsze, i na to on kupił sobie jedno i drugie, i bez mrugnięcia okiem oświadczył, że jest wręcz odwrotnie – gorsze jest „Sieci”. No i postanowiliśmy skrzyżować szable.
Od razu muszę przyznać, że jeśli wziąć pod uwagę estetykę okładek, tu Coryllus ma niewątpliwą rację. „Sieci” jest najgorsze. Pod tym akurat względem, „Sieci” jest gorsze od wszystkiego, włącznie z najgorszymi niemieckimi magazynami dla idiotów. Jak idzie o stronę wizualną, „Do Rzeczy” prezentuje się tu, jak, co najmniej, jakiś „The Economist” przy „Przekroju”. Również – i tu jestem w stanie zgodzić się z moim kolegą Coryllusem – takie gwiazdy tygodnika „Sieci”, jak Łukasz Warzecha i Krzysztof Feusette nigdy nie dadzą się pokonać gwiazdom „Do Rzeczy”, że wymienię choćby Wildsteina, Semkę, czy Ziemkiewicza. Tu sprawa jest jasna – Warzecha i Feusette są zwyczajnie nie do pobicia.
Podobnie dwie ostatnie strony numeru w przypadku „Do Rzeczy” robią solidniejsze wrażenie. Z Łysiaka dziś wprawdzie zostało już tylko nazwisko, a Ziemkiewicz to niewykluczone, że dziennikarz skompromitowany jeszcze bardziej, niż Tomasz Wołek, jednak, co by nie mówić, zarówno profesor Zybertowicz, a tym bardziej człowiek nazwiskiem Świetlik, pozostają niezagrożeni.
Ktoś mi powie, że „Sieci” ma dziennikarkę Łosiewicz i kaskadera Potockiego, i to ów projekt determinuje ostatecznie. I ja to rozumiem. Jednak popatrzmy przez chwilę na „Do Rzeczy”. Proszę mi wybaczyć, że nie będzie żadnego komentarza, ale nie mam siły: Gociek z Gursztynem, Ludwik Lewin, Paweł Kukiz, Młodzi Wykształceni Z Wielkich Ośrodków, Wojciech Wybranowski, Marcin Wolski, Marek Magierowski, Eryk Mistewicz, czy wreszcie – last but not least – Tomasz Terlikowski! A gdzie tu jeszcze miejsce dla jakiegoś Chełminiaka, Tycnera, czy Kilian? Przepraszam Cię bardzo, Gabrielu, ale nawet to, że blogerka Kataryna najwidoczniej trafiła coś lepszego i na ten cały interes Lisickiego machnęła ręką, układu sił nie zmieni. Przepraszam Cię bardzo Coryllusie, ale nawet gdyby unieważnić wszystko to, co wyżej napisałem i zostawić na placu boju samego Terlikowskiego, kiedy rozmawia z tym smokiem z radia TOK FM, Wanat, sytuacja moim zdaniem byłaby bardziej niż klarowna. „Do Rzeczy” jest nie do pobicia.
No ale jest jeszcze coś, co – przy wszystkich moich zastrzeżeniach związanych z tym, że w czasach tak ciężkich, jakie dziś przeżywamy, naprawdę trudno jest odróżnić dobrych od złych – każe mi obstawiać „Do Rzeczy”, jako coś absolutnie najgorszego. Mam na myśli coś, co dla takiego Coryllusa akurat powinno mieć walor decydujący. Rzecz w tym, że takie „Skoki”, jak by na nie nie patrzeć, to coś jednak bardziej swojskiego, niż mafia z Dombasu, czy jak się nazywa to miejsce w ruskiej części Ukrainy. Jakkolwiek by nie patrzeć, „Skoki” to jednak nie jest to samo. Jeśli ja mam porównywać „Skoki” do tych gangsterów, to ja już wolę „Skoki”. Podobnie jak wolę nasze zwyczajne disco-polo od tych kretynek, co mam nadzieję, że wciąż jeszcze siedzą za obnażanie się w cerkiewnym kościele w Moskwie.
Zaczęliśmy od ankiet i konkursów. Zgadzam się, że to wszystko jest nic nie warte. Że celem większości tego śmiecia jest wyłącznie wbicie nam do głów tego okropnego kłamstwa, że to co nam się wydaje, ma jakiekolwiek znaczenie. Wydaje mi się jednak, że gdyby udało nam się w skali ogólnopolskiej przeprowadzić ankietę zatytułowaną „Który prawicowy tygodnik – „Sieci” czy „Do Rzeczy” – jest gorszy”, wyniki tego konkursu – niezależnie od ich wyników – przyniosłyby znacznie więcej korzyści, niż zwycięstwo Radwańskiej nad Lisicki. Na które, tak na marginesie, też bardzo liczę.

Lato w pełni, pracy nie ma, a żyć trzeba. Wszystkich, którzy są w możliwościach serdecznie proszę o wspieranie tego bloga. Bardzo dziękuję.

1 komentarz:

  1. Streszczenie dla Androidów (lub na inne smartfony)


    [Cel medialnych doniesień o sondażach]

    ... utrzymywać społeczeństwa w nieustannym przekonaniu, że ich głos się liczy ...

    ... celem większości tego śmiecia jest wyłącznie wbicie nam do głów tego okropnego kłamstwa, że to co nam się wydaje, ma jakiekolwiek znaczenie.



    albo plan aktu oskarżenia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...