piątek, 28 czerwca 2013

Pluskwa i cebulka, czyli o ukrytych talentach naszej prawicy

Nie wiem, czy to jest coś, co wciąż pamiętamy, czy może w natłoku najróżniejszych, starszych i nowszych, anegdot rozpłynęło się to wspomnienie wraz całym szeregiem innych, ja jednak pamiętam. Otóż był sobie za PRL-u taki dowcip: Przychodzi człowiek do restauracji i na talerzu, wśród ziemniaków, surówki i mięsa, znajduje zasuszoną pluskwę. Woła kelnera, kelner przychodzi, grzecznie się kłania, zdejmuje pluskwę z talerza, zjada ją, i z bezczelnie pewną siebie miną oświadcza: „Cebulka”.
Co się stało, że dziś akurat przypomniał mi się ten stary dowcip? Parę rzeczy. O jednej z nich – wbrew pozorom, wcale nie najbardziej dla nas istotnej – wspomniałem w notce zamieszczonej w Salonie24, a mam tu na myśli rozmowę, jaką dla tygodnika „Do Rzeczy” z Moniką Jaruzelską przeprowadził Rafał Ziemkiewicz. Mamy tu jednak z jednej strony tego Ziemkiewicza, a z drugiej – tak, tak – komunistyczną księżniczkę, i praktycznie wszystko jest jasne. Jasne w tym sensie, że nikt niczego nie udaje. Ziemkiewicz – prawicowy dziennikarz i legenda myśli konserwatywnej – zaprasza do rozmowy swoją dawną, szkolną miłość, Monikę Jaruzelską, córkę generała Jaruzelskiego i czołową gwiazdę popularnej kultury, i coś tam plotą, tak, by część publicznej opinii, którą nazywamy „prawicową”, uznała, że jedynym dla nas rozwiązaniem jest powszechna zgoda wokół tego, czym dla nas wszystkich jest Polska. To jednak, co wprawia mnie w nastrój, powiedziałbym, wyjątkowo ponury, to seria wydarzeń, które towarzyszą tej rozmowie niejako z boku, a które w pewnym sensie wręcz przebijają ją pod względem bezczelności wręcz modelowej. Bezczelności opisanej tak fantastycznie w owym starym dowcipie o cebulce.
Oto we wspomnianym Salonie24 znajduję notkę zamieszczoną przez Jarosława Gowina, który postanowił wreszcie się wyemancypować spod kurateli Donalda Tuska, ogłosił bardzo ambitne plany – o których w szczegółach, ze względu na szacunek do czytelnika, nie będę wspominał – i, zapewne w celu spopularyzowania owych planów wśród tak zwanej „internetową nędzy”, założył bloga w Salonie24. Oczywiście, nie pierwszy on i nie ostatni. Każdy, kto tu jest odrobinę dłużej, doskonale wie, jak ten przekręt działa. Pojawia się jakaś poważna okazja do załatwienia paru zaległych spraw, więc człowiek uderza w tak zwane „blogi”. Mieliśmy tu i Kazimierza Kutza, i Jarosława Kaczyńskiego, i Janusza Palikota, że już nie wspomnę o takiej nędzy, jak Zbigniew Girzyński. Ci czterej jednak, a z nimi jeszcze paru mniej istotnych, działali w czasie, kiedy ci bardziej może naiwni z nas wierzyli, że Internet to jest jakaś oferta, więc ich obecność tu mogła robić jakieś wrażenie. Dziś mamy tego Gowina, który przyłazi na te nasze blogi i z jak najbardziej poważną miną zaprasza nas do dyskusji, w której on sam oczywiście nawet przez krótką chwilę udziału brać zamiaru nie ma i nigdy nie miał. Nikt go oczywiście nie słucha, ale niemal w tym samym momencie pojawia się Igor Janke, i ogłasza koniec tradycyjnego dziennikarstwa, bo oto władzę przejmują blogerzy oraz politycy, tacy jak właśnie sam Jarosław Gowin. I on to pisze tak, jakby sądził, że dla nas cała ta sytuacja jest czymś nieskończenie poważnym.
Mamy więc tego Gowina, tuż za nim nadchodzi Igor Janke, a przecież nie sposób w tym kontekście zapomnieć o – również ledwo co wspomnianym przez mnie – Janie Pietrzaku. Tygodnik „Sieci” zamieszcza z Pietrzakiem wywiad, a całość zdobi najbardziej tandetnym, niemal jarmarcznym zdjęciem Pietrzaka z elektryczną gitarą i w wypasionych ray-banach – po ciężką, na Boga, cholerę! –zupełnie bezwstydnie przyznając, że zarówno gitara, jak i okulary, zostały wypożyczone z paru warszawskich sklepów na potrzeby sesji, a tym samym przyznając, że ani ów Pietrzak, ani cały ten przekaz nie jest w najmniejszym stopniu autentyczny; że to jest najbardziej tandetny przekręt przeprowadzony na potrzeby tych, których oni uważają za ostatnich durniów. A więc nas.
Ale jest jeszcze coś, co moim zdaniem jest już naprawdę groźne, choćby z tego względu, że się dzieje nie w owej skromniej przestrzeni między nami, a gazetą, czy ekranem komputera, ale zwyczajnie, na ulicy. Otóż w tym samym wydaniu tygodnika „Do rzeczy”, który zrelacjonował nam randkę po latach między Ziemkiewiczem, a Jaruzelską, jest tekst poświęcony postaci niejakiego Andrzeja Hadacza. Kim jest ów Hadacz? Otóż jest to, jak się okazuje, jeden z głównych, najbardziej radykalnych tak zwanych „obrońców krzyża”, który oto właśnie okazał się prowokatorem, opłacanym przez Janusza Palikota, jeśli nie przez kogoś stojącego znacznie jeszcze wyżej. Okazuje się, że to właśnie ów Hadacz, przez wiele miesięcy, czy już nawet lat, zjednywał sobie popularność wśród spragnionych prawdy Polaków zawołaniami w rodzaju: „rozliczyć tych skurwysynów”, „Tusk, albo Komorowski – w łeb”, czy wreszcie – przyznaję, że moje ulubione – „Jaruzelski powinien skończyć tak samo jak Ceausescu! Kula w łeb temu zbrodniarzowi! Dawać mi tego łobuza, mordercę!” I co my z tego wiemy? Dokładnie to samo, cośmy się właśnie dowiedzieli z rozmowy Ziemkiewicza z Jaruzelską, debiutu Jarosława Gowina w Salonie24, czy tekstu Igora Janke, w którym on nas informuje o tym, że to my przejmujemy władzę. To samo, co widzimy, jak się nam fantastycznie odbija w przepięknych ray-banach, które dla Jana Pietrzaka, bohatera naszej walki o sprawiedliwość wypożyczył redaktor Lisicki. Dokładnie to samo, co wypadło spod szarpanych palcami tego samego Jana Pietrzaka strun gitary, którą, podobnie jak te nieszczęsne ray-bany, a konto jeszcze jednego taniego grepsu dla nas, naiwnych patriotów, wyszarpał na parę godzin ów bohater naszej wiecznej walki.
O co chodzi? Otóż obawiam się – i temu dziś chciałem dać świadectwo – że jesteśmy manipulowani, jak nigdy dotąd. Z bezczelnością tak bezpośrednią, że ów stary peerelowsko-restauracyjny żart z pluskwą i cebulką jawi się nam, jako nie wart splunięcia bzdura. Ale jest w tym coś jeszcze znacznie gorszego. O ile wtedy, nie było takiej siły, by nam wcisnąć tę cebulkę, dziś do tego kłamstwa ustawiamy się wręcz w kolejkach. I niech no tylko ktoś się spróbuję wepchać przed nami!
Kiedy pisze się taki tekst, jak ten, a więc wypełniony czystą emocją, trudno jest się czasami zorientować, od którego momentu to, co się chciało powiedzieć na samym początku, jest jeszcze w wystarczający sposób przejrzyste. A zatem, jest całkiem możliwe, że kiedy zacząłem od tej pluskwy i cebulki, wszystko co pozostało z pierwszego wrażenia zostało skutecznie przykryte przez kolejną porcję tak zwanej polityki, reprezentowanej przez jakiegoś Lisickiego czy Gowina. W tej sytuacji, kto wie, czy zupełnie bez związku z tym, co tu się wydaje tak bez sensu sterczeć, chciałem powtórzyć po raz nie wiem już który, że zostaliśmy załatwieni równo i na czysto. A mnie pozostaje tylko urządzić konkurs pod hasłem: „Pluskwa czy cebulka”. Nagroda jest najskromniejsza ze wszystkich możliwych – czyste sumienie.

Wszystkim, którzy wspierają ten blog, czy to swoją obecnością, czy przez bardzo szczodre wpłaty na konto, bardzo dziękuję i zapewniam o swojej nieskończonej wdzięczności. Proszę nie odchodzić.

10 komentarzy:

  1. Niektórzy nasi tak bardzo nie rozumieją fałszu tych okładkowych przebieranek że nawet przekonują iż to jedyna droga. Cały PiS powinien zacząć zachowywać i wyglądać jak PO wtedy na pewno wygra.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Przemko
    To się nazywa pogarda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak z innej beczki. Dzisiaj zobaczyłem w TV występ Ireneusza Krosnego, który robił pokaz pod słynny hit "Ona tańczy dla mnie". Bardzo smutno mi się zrobiło. To już jest czarna rozpacz. To tak jakby ten kelner zobaczywszy karalucha usiadł w kącie i zaczął głośno szlochać. A naszych już nie ma, nasi się wzięli i rzucili z kamieniem do Wisły. Bo do onych nikt ich nie przyjmie. Zostali na środku ulicy po której pędzą ruskie tiry. Czy mi żal? Nie wiem. Ja się jednak trzymam blogerów więc Janke górą. Gowin nie jest blogerem, on wkleja gotowce w szablon bloga. Tak to i ja potrafię ale nie mam tyle wstydu by to robić. To Gowin wpieprza te karaluchy, Gowin i cała reszta, i oni się jeszcze przy tym krzywią. To nawet nie jest amatorszczyzna, to sama nędza. Już lepszy ten co płacze w kącie. Płacz oczyszcza. Parafrazując to czego się parafrazować nie powinno "Na początku był płacz, płacz i zgrzytanie zębów" A oni wpieprzają te karaluchy jeszcze żywe i się krzywią. Co za syf.

    OdpowiedzUsuń
  4. @crimsonking
    A czy Ty wiesz, że ten Krosny to też nasz?
    A co tam w ogóle było w tym występie? Mógłbyś to jakoś rozszerzyć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zanim co mam zamiar wyłuszczę, opowiem zdarzenie, któremu osobiście i z bliska świadkowałem.

    Jakoś około 1974r., w pewnym warszawskim klubie studenckim, byłem na koncercie Jana Pietrzaka. Występował (one-man-show) z akustyczną gitarą!
    W finale jednej z jego pieśni (nie pamiętam już, której), w miarę narastania podniosłego nastroju, klubowy (a nie jego!) technik, operator oświetlenia stopniowo je przyciemniał. Zwykły i całkiem pasujący efekt.

    Pietrzak dośpiewał do końca, po czym przez mikrofon oznajmił, iż stanowczo nie życzy sobie podobnych efektów, ani poddawania go innemu efekciarstwu estradowemu. Dalszy występ żadnych efektów już nie zawierał.

    Nie wydaje mi się, aby dzisiejszy Pietrzak miał inny stosunek do efekciarskich gadżetów; byłoby to częściej widać. Tym bardziej, aby Pietrzak przestał dziś stawiać wymagania odnośnie tworzenia i eksploatacji jego wizerunku.

    Wątpię, aby był lalą, którą byle charakteryzator po swojemu ubiera.

    Preferencje Lisickiego niewiele mnie obchodzą i nie sądzę, aby miały cokolwiek do rzeczy z ustawianiem Pietrzaka.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://www.youtube.com/watch?v=YRtNioP_LiQ

    Tam praktycznie prócz tej nędzy nie ma już nic i to mnie tak zasmuciło bo ja lubiłem jego występy. Gość jest unikatowy a mimo to musi się łapać takiej brzytwy. Może już go po prostu nie chcą?
    Cholera drugi koment mi zjadło, na szczęście ten pierwszy się znalazł ale drugi chyba zniknął w czeluściach. Byłem niezalogowany i coś pomyliłem i poszło. Nie odtworzę. A może to i dobrze ba erupcja żółci była na tą naszą coraz bardziej chamską i wulgarną codzienność.

    OdpowiedzUsuń
  7. @orjan
    Chcesz powiedzieć, ze Pietrzak sam to wszystko zaaranżował?

    OdpowiedzUsuń
  8. @crimsonking
    Ja jeszcze wiele lat temu byłem na jego występie w Barlinku za Gorzowem. I też mi się podobał. Był naprawdę dobry, jak idzie o tak zwane zawodowstwo. Wygląda na to, że samo to już nie działa. I tak dobrze, że, jak mówię, on jest nasz, i nie robi sobie jak na przykład z Mszy Świętej.

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah

    Musiał przynajmniej akceptować to upozowanie jako element przekazu. Z jego pozycji, takie połączenie gadżetów mogło być tylko umyślne. Nie wiem, czy umyślne z tzw. przekazem, czy dla jaj, bo i w tej kategorii on potrafi.

    Ciekawe, że upozował się w gadżety, które mają odpowiednie skojarzenia popkulturowe. Ale to już Twoja specjalność, Toyahu, jakie.

    Mi się śmiać chce, bo przy odrobinie wyobraźni, można powiedzieć, że Pietrzak zawczasu przedstawił "SYNERGIĘ" tych popkultur, aby - wg tytułu wywiadu - "Polska byłą Polską wbrew Tuskowi".

    Tak więc: CHorzów Wita Donalda Tuska.

    cbdo

    OdpowiedzUsuń
  10. Pietrzak Jan wysyła jasny komunikat, że to jest "powrót do przyszłości"!

    http://i.ebayimg.com/t/MICHAEL-J-FOX-BACK-TO-THE-FUTURE-24X36-POSTER-SUNGLASSES-GUITAR-DENIM-COOL-/00/s/MzgwWDMwNA==/$%28KGrHqJ,!hoE5%29dv5HYUBOjgoDOOYQ~~60_35.JPG

    Naprawdę tego nie kumacie?!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...