środa, 26 czerwca 2013

O prawicy w wypożyczonych ray-banach

Przyznam, że czuję się trochę niezręcznie, po raz kolejny już przychodząc tu jak ta cholerna Kasandra, ale przede wszystkim daję słowo, że nie mam wyjścia, widząc jak wszystko – dokładnie wszystko – wskazuje na to, że szykuje się ciężki, kto wie, czy nie najcięższy z dotychczasowych, przekręt, i to dosłownie w świetle reflektorów. Po drugie, byłoby mi jeszcze bardziej głupio, gdyby miało się okazać, że ja się tu niemal codziennie wymądrzam, a tu niemal z dnia na dzień okazuje się, że o najważniejszym nie powiedziałem; że najważniejsze przegapiłem; że coś, co w pewnym sensie kwestionuje całą naszą walkę, zlekceważyłem. Oczywiście jest możliwe, że nie mam racji; że to, co obserwuję wręcz z przerażeniem, to nie jest znak niczego specjalnie istotnego, a zaledwie dowód na to, że część z tak zwanych „naszych” z jakichś nieznanych nam powodów czuje, że się mogą nie załapać, i dostają histerii, która niekiedy może wyglądać jak szyderstwo. Może i tak jest, ja jednak przede wszystkim obawiam się jednak, że tym razem to się dzieje naprawdę, a poza tym, wolę dmuchać na zimne. To nigdy nie zaszkodziło.
Proszę więc sobie wyobrazić, że w najnowszym numerze tygodnika „Do Rzeczy”, który, co byśmy nie powiedzieli – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – wciąż, jak by nie było, uchodzi za bardzo ważne pismo konserwatywnej prawicy, i który za jakoś tam zaprzyjaźniony uważa sam Jarosław Kaczyński, ukazał się wywiad, jaki z Moniką Jaruzelską – tak, tą samą Jaruzelską, która swego czasu popisywała się w TVN Style piękną skórzaną kurtką, którą „tatuś przywiózł w 1956 z Węgier” i jej, kiedy już była duża, podarował - przeprowadził Rafał Ziemkiewicz, o którym również można by wiele – zwłaszcza ostatnio – ale który wciąż to tu to tam uchodzi za główny autorytet po tej stronie politycznej sceny. Nie będę tu dokładnie omawiał tej niezwykłej rozmowy, natomiast powiem, jak do niej doszło, i bardzo ogólnie, na czym polega jej istota. Otóż z tego, co się zdążyłem zorientować, było tak, że Rafał Ziemkiewicz – od zawsze kumpel Jaruzelskiej – przeczytał książkę, jaką ta niedawno wydała, książka owa go tak zachwyciła, że napisał do niej na Twitterze, czy jakimś innym Facebooku, uściskał ją i poprosił, by do niego zadzwoniła. Jaruzelska się z Ziemkiewiczem skontaktowała, no i w wyniku tego spotkania po latach dostaliśmy ową, pięknie zilustrowaną przez „Do Rzeczy” sesją zdjęciową, rozmowę.
O czym ta rozmowa? Myślę, że więcej na ten temat napisze jutro mój kumpel Coryllus, z którym dziś sobie trochę w tej sprawie pogadaliśmy, ja dziś bardzo krótko i (nomen omen) do rzeczy. Otóż chodzi o to, że Ziemkiewicz i Jaruzelska chodzili najpierw do jednej klasy, później razem studiowali, i mimo różnic politycznych jakoś się tam zawsze szanowali. A więc ona w popularnej opinii oczywiście była komunistyczną księżniczką, on faszystowską świnią, ale oboje wiedzieli, że to tak do końca nie jest; że tak naprawdę w ogóle tak nie jest. Więcej. Oboje bardzo mocno czuli, że tak, Bogiem a prawdą, bycie czy to aniołem, czy zbirem to propagandowa fikcja wrzucana nam przez pilitykę. Weźmy takiego tatę Jaruzelskiej. Tak łatwo jest nam go oceniać, tymczasem, jeśli się dobrze zastanowić, to jest postać bardzo niejednoznaczna. Sam Ziemkiewicz przyznaje, że on kiedyś czytał jakiś stenogram z wystąpienia Jaruzelskiego, kiedy on „miotał gromy, że to zgnilizna, hańba, dno” pod adresem lokalnych komunistów, i był w tym naprawdę szczery. Albo popatrzmy na Urbana, o którym Jaruzelska mówi „Jerzy”. Niektórzy go nie lubią – może i słusznie, nie ma co wnikać – ale Jaruzelska na przykład bardzo się lubi z jego żoną – zupełnie tak samo, jak lubiła Marię Kaczyńską – i często u Urbanów bywa. No a poza tym, po co ta zapiekłość? Ona wie, że na Jerzego mówią „Goebbels stanu wojennego”, ale też wie, że na Ziemkiewicza mówią z kolei „Goebbels IV RP”. Komu to potrzebne?
Taka to jest rozmowa. Od początku do końca. Rozmowa dwojga przyjaciół, których los porzucił po obu stronach politycznej barykady, a oni, biedactwa, tam zostali ze swoją uczciwością i sercem, otoczeni przez ludzi tak samo dobrych i uczciwych, jak oni, tyle że zniszczonych przez politykę.
Co mnie w tej rozmowie najbardziej porusza? Oczywiście ani paplanie Jaruzelskiej, ani mądrości Ziemkiewicza. Prawdę powiedziawszy, to, co oni tam mówią nie ma najmniejszego znaczenia. To, co się liczy, to fakt, że do tego spotkania w ogóle doszło i że redakcja „Do Rzeczy” uznała za stosowne ją nam przedstawić z tą jedną sugestią: jeśli tylko zechcemy, możemy się wszyscy pogodzić. Tak jak pogodził się Terlikowski z Hołownią i z Wanat, a teraz Jaruzelska z Ziemkiewiczem. Bo jeśli tylko postaramy się zrozumieć wybory dokonane przez innych, wszystko już pójdzie prostą drogą. To co się liczy – po tym, jak Ziemkiewicz z Monika Jaruzelską ostatecznie się zgodzili co do tego, że nie ma co drzeć kotów nad naszymi wspólnymi grzechami – to fakt, że w tej chwili, jeśli w kolejnym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” ukaże się rozmowa Terlikowskiego z żoną Jerzego Urbana o patriotyzmie i religii – w końcu Monika Jaruzelska im jest w stanie to bez problemu załatwić – będziemy mogli już tylko wzruszyć ramionami.
No i jest jeszcze coś – i tu już zmierzam do sedna. Dotychczasowy przebieg zdarzeń, moim zdaniem, wskazuje przede wszystkim na to, że Prawo i Sprawiedliwość przejmuje w Polsce władzę, niewykluczone, że z konstytucyjną większością. To po pierwsze. Po drugie, owo przejęcie władzy odbędzie się w sposób cywilizowany w tym sensie, że nikt nikogo nie będzie dręczył. Do dwa. Trzecia kwestia natomiast jest taka, że będziemy ciąć po skrzydłach, a do skrzydeł zostaną zaliczeni ci, którzy nie zechcą się pogodzić. A zatem prawdziwi komuniści i prawdziwi faszyści. A ponieważ, co, jak właśnie zostało nam to pięknie pokazane przez Monikę Jaruzelską i Rafała Ziemkiewicza, nawet ktoś taki, jak Wojciech Jaruzelski tak naprawdę komunistą nigdy nie był, pozostają tylko faszyści. A więc my.
Powinienem jakoś zakończyć te refleksje, i daję słowo, że nie wiem jak. Może więc zajrzyjmy do drugiego, bardzo nam bliskiego tygodnika o prawicowo-konserwatywnym obliczu, a tam na samej już okładce anonsowany jest wywiad już ani nie z Monika Jaruzelską, ani z żoną Urbana, ani ze Stanisławem Kanią, ani nawet z Czesławem Kiszczakiem, ale z samym Janem Pietrzakiem. Mamy więc tego Pietrzaka w pełnej okazałości, na tle wielkiego białego orła, w wypasionych ray-banach i z równie wypasioną, super fantazyjnie wymodelowaną, elektryczną gitarą, na której palce jego lewej ręki łapią odpowiedni chwyt, a palce drugiej pokazują znak zwycięstwa, i tytuł: „Polska będzie Polską wbrew Tuskowi”. Jak kto jest zainteresowany, może zajrzeć do samej rozmowy, i tam zobaczy Pietrzaka raz jeszcze, tyle że już bez znaku wiktorii, ale za to w pełnej pozie gitarzysty… i informację: „Podziękowania dla Salonu Muzycznego RIFF (pl. Konstytucji 5 w W-wie) za wypożyczenie gitary marki B.C. Rich Warlock oraz dla salonu Optique (pl. Trzech Krzyży 18 w W-wie) za wypożyczenie okularów marki Ray-Ban Aviator”.
Ci przynajmniej nie ukrywają, że jadą na pożyczonym. I tym optymistycznym akcentem zamknę ten dzień.

Jakoś ciągniemy, ale nie ulega wątpliwości, że tylko dzięki Waszemu wsparciu. Bez niego, nie ma nic. Bardzo proszę o nas nie zapominać. Dziekuję

3 komentarze:

  1. Jaruzelska przewala się w tej chwili przez blogi książkowe. Moje wrażenie po przeczytaniu paru recenzji i dyskusji jest takie, że szykuje się ona chyba do uzyskania statusu ofiary systemu, podobno tyle tam kwękania na temat jej ciężkiego życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. toyahu,

    Od pół roku patrzę na wysiłki polegające na notowaniu na liście tych, którzy się dopasowali. Którzy się pogodzić chcą. Którzy zgodę narodową co najmniej (a ugodę międzynarodową w domyśle) propagują. Listy spolegliwych misiów tu i ówdzie się układa - niejedna instytucja taką listę założyła, co wskazuje na istnienie jakiegoś centrum, gdzie będzie się te listy porównywać, gdzie będzie się zatwierdzać ostateczny kształt rządu, finansów, i robiących w kulturze. Można więc się zapisywać, droga wolna. Proste pytanie, prosta odpowiedź:
    P:
    Dążyłeś do pojednania w trudnych latach kryzysu?
    O:
    Awans.

    Przy tym chodzi o pojednanie rozumiane właśnie tak, jak powyżej napisałeś. Jako deklarację współudziału w przykryciu poprzednio popełnionych zbrodni. Rozumiem to, co się dzieje, identycznie jak Ty. Tyle, że nie odważyłem się dotąd o tym napisać. Dzięki.

    Następna refleksja.

    To dlatego odpowiadam każdemu znajomemu napalonemu na szybkie zmiany na lepsze, na wyjście tego zamachu warszawskiego z 10 kwietnia 2010 na światło dzienne, na wykazanie winy sprawcom oraz na skazanie sprawców, że żadne wykrycie sprawców się nie stanie. Zbyt bowiem silnie starają się oba obozy zamataczyć, aby kiedykolwiek realne było poznanie sprawców. Osobliwie i jedni i drudzy, znane USA-afine towarzystwo z PiS, i obecny rząd, czyli EU-afine towarzystwo z PO, są tak pewni siebie, jakby dostali gwarancje niekaralności. Jedni i drudzy.

    Oni zachowują się tak, jakby dostali gwarancje. Gwarancje skierowane przeciwko Narodowi. Przyszły rząd będzie zatem dobrany odpowiednio do ceny tych gwarancji: będzie się składał z samych zapewniaczy spokoju, samych zapewniaczy stabilności, paralizatorów społecznych, pilnujących punktualnych spłat rat kredytów pozaciąganych przez ostatnie 25 lat bankierów, i pilnujących punktualnego zaciągania coraz to nowych, następnych pożyczek finansistów. Okraszony będzie ten nowy rząd orłem w koronie, i znaną retoryką używaną odtąd przeciwko wszystkim pracującym, aby płacili raty kredytów, pozaciąganych przez bandytów, na ich bandyckie potrzeby. Do tego PiS się nadaje w sam raz. Do uwiarygodnienia retoryki zakasywania rękawów, i retoryki patriotycznej. Aby bankom bało lepiej a bankierzy żyli dostatniej. PiS nadaje się wręcz idealnie do zapewnienia porządku. Wybór Glińskiego mówi wszystko.

    Większość konstytucyjna mówisz? - Nie sądzę. Na to się ci trzęsący Polską, widząc bezklasie aspirantów do stanowisk, nie odważą. Ale większość ustawodawcza wyskoczy jak diabeł z pudełka. Tak sądzę że będzie to śliczniutkie 51,6% — or thereabouts. Czyli dwa procent więcej niż potrzeba. Dwa, bo tyle wynosi niepewność statystyczna--każdy fałszerz wyborów ten parametr (dwa procent) zna. Jeśli więc będą to dwa procent, to będzie wiadomo, jak powstał wynik, sprzedawany w telewizorni jako wyborczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Iza
    W tej rozmowie, i on i ona bardzo się skarżą na to, jak są traktowani zarówno przez tak zwanych "swoich" i "nie-swoich". Prawdziwy intelektualny underground.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...