czwartek, 27 września 2012

O potrzebie rozwiązania ostatecznego

Jak już tu z pewną dumą wspominałem, ostatnie tygodnie, czy dziś już może miesiące, upływają mi praktycznie bez telewizora. I nie jest tak, że ja z jakiś bardzo starannie przemyślanych powodów postanowiłem się od niego odłączyć. Zwyczajnie, któregoś dnia zauważyłem, że telewizji nie potrzebuję, że jeśli ona nagle się w moim życiu pojawia, to nie jestem w stanie się na tym przekazie skupić, a dalej już wszystko poszło zupełnie samo.
W związku z tym dwa najważniejsze politycznie wydarzenia, a więc ekonomiczna konferencja zorganizowana przez Jarosława Kaczyńskiego i sprawa ekshumacji ciała świętej pamięci Anny Walentynowicz są mi znane wyłącznie z Internetu, a dokładnie rzecz biorąc, z niektórych komentarzy, jakie znajduję każdego dnia w Salonie24. W związku z tym, nie mam autentycznie pojęcia, jak jedno i drugie jest komentowane na przykład przez kiedyś mi dość bliską telewizję TVN24, więc jak by nie było przez medialną ekspozyturę Systemu w Polsce.
Trochę mnie to oczywiście cieszy, bo zawsze to przyjemnie czuć wokół siebie świeże powietrze, wiedząc jednocześnie, jak to do czego przez tyle lat człowiek był przyzwyczajony, jest stęchłe i zwyczajnie złe. Z drugiej jednak strony, z całą pewnością cierpi przez to i ten blog, któremu brakuje owej stałej porcji inspiracji, no i tak naprawdę ja nie znam za bardzo stanu w jakim znajduje się polska polityka. A to sprawia, że kiedy wreszcie całe to nieszczęście ostatecznie zostanie zdmuchnięte z naszej przestrzeni, to ja w pewnym sensie przyjdę na gotowe. No a to by chyba wyglądało nie najlepiej.
Trzeba jednak przyznać, że w tej mojej ascezie, udało mi się odnotować dwa zdarzenia o bardziej szczegółowym charakterze, i od nich może zacznę tę dzisiejszą refleksję. Otóż komentując konferencję Prawa i Sprawiedliwości, minister Rostowski odezwał się mniej więcej tak, że jego bardzo cieszy fakt, że Jarosław Kaczyński przestał ględzić o Smoleńskiej Katastrofie i zaczął rozmawiać o gospodarce. Oczywiście te niemal już dwa i pół roku, które upłynęły od tamtego morderstwa, pozwoliły się nam, przyzwyczaić do niemal każdej demonstracji ludzkiego zbydlęcenia i to do tego stopnia, że czegoś tak trywialnego jak owa wypowiedź Rostowskiego nawet nie potrafimy oceniać w kategoriach estetycznych, a co dopiero moralnych. No a z mojego punktu widzenia, to jest naprawdę coś. Owa odzywka, jaką nam zaserwował Rostowski – zwróćmy uwagę, że zupełnie niepotrzebna i w każdy możliwy sposób niemerytoryczna – świadczy o tym, że oni wszyscy już dawno przekroczyli granicę, gdzie możnaby się było choćby jeszcze zastanawiać nad możliwością jakiejkolwiek dyskusji. Uważam, iż to że Rostowski wobec prośby o ocenę sensu owej konferencji uznał za stosowne wrzucić ten bon mot na temat Katastrofy, świadczy o tym, że na nich my już mamy tylko jeden sposób, a ja ze względów procesowych pozostawię tę akurat kwestię niedoprecyzowaną.
Wyobraźmy sobie, że umiera mi jedno z moich dzieci, ja postanawiam ten blog poświęcić na takie czy inne wspominanie mojego życia przed, oraz rozprawianie na temat tego, jak ono mogłoby wyglądać, gdyby to się nie wydarzyło, a więc pozostaję w klasycznej, choć chronicznej żałobie. I oto któregoś dnia postanawiam jeden ze swoich wpisów poświęcić sprawie stosunkowo neutralnej. Na to pojawia się jakaś mądrala i ogłasza, że się bardzo cieszy, że Toyah wreszcie przestał marudzić na temat swojego zmarłego dziecka i zajął się sprawami znacznie poważniejszymi. Przecież to by było jakieś horrendum! Przecież każdy – dosłownie każdy – normalny człowiek by tego kogoś potraktował jak najgorszą szmatę. I oczywiście co najmniej bardzo słusznie.
Tymczasem my tu słuchamy tego Rostowskiego, który przez ten swój pozatykany całym tym zgromadzonym przez niego przez lata złem nos, cedzi owe czarne słowa i, zakładając że się nam w ogóle jeszcze chce, co najwyżej wzruszamy na to ramionami. Przecież gdyby tam, w tamtym momencie, siedział obok niego sam Jaroslaw Kaczyński, a on by miał w ogóle odwagę, by powiedzieć to co powiedział, że on gratuluje Kaczyńskiemu powrotu do podstawowej równowagi, to w moim odczuciu powinien w jednej chwili dostać porządną fangę w ryj, i to na tyle porządną, żeby zleciał z tego fotela i został wyniesiony przez ochronę prosto do szpitala.
Jak mówię jednak, nic z tego. Wszyscyśmy – włącznie podejrzewam z Jarosławem Kaczyńskim – zdążyliśmy się nad ten rodzaj zwyrodnienia uodpornić. I obawiam się, że nawet gdyby Prezes tam był, a Rostowski by nie stchórzył, to jedyna nasza satysfakcja byłaby taka, że on – Kaczyński zachowałby to swoje pełne wręcz niezwykłego blasku spojrzenie i ten tak ledwo widoczny, a jednocześnie tak potężny uśmiech, i może nim by Rostowskiego po prostu zabił.
Otóż nie. Rzecz mianowicie w tym, że on by go nie zabił. Ani słowem, ani uśmiechem, ani nawet tym blaskiem. On by go nawet nie zmusił do skromnego mrugnięcia. Rzecz w tym, że zarówno Rostowski, jak i cale to towarzystwo, które przy okazji Smoleńskiej Katastrofy zmuszone zostało do stworzenia owej koalicji strachu, która z każdym kolejnym dniem staje się już tylko coraz bardziej zdeterminowana, by bez opamiętania gryźć i pluć, do ustąpienia można zmusić tylko w jeden sposób. I obawiam się, że nie będą to nawet wygrane wybory.
Przeprowadzono ekshumację zmarłej w Smoleńsku Anny Walentynowicz, no i okazało się, że w tej trumnie pochowano kogoś innego. Z tego co obserwuję w Sieci – bo jak mówię, zdania Systemu w tej sprawie nie znam – tak zwani „nasi” tryumfują, ogłaszając polityczny koniec Platformy Obywatelskiej i wszystkich najbardziej w kłamstwo smoleńskie zaangażowanych urzędników, natomiast wszyscy pozostali zachowują się, jakby tak naprawdę owa straszna wiadomość tylko potwierdzała ich wcześniejsze diagnozy, co do tego, że tych wszystkich pisowców trzeba powystrzelać, bo tylko przeszkadzają w tym naszym bohaterskim marszu przez kryzys. Bardzo charakterystyczny był niedawny wpis pewnego internetowego korwinowca, a następnie sprowokowana przez niego dyskusja, kiedy to ten – nie znając jeszcze wyników ekshumacji – napisał tekst o tym, że ten cały cyrk z trumnami to pisowska obsesja i strata czasu. Od razu pojawiła się cała kupa zaprzyjaźnionych z nim blogerów, która ruszyła do rytualnych szyderstw ze Smoleńska i z ludzkiej żałoby. No i w pewnym momencie pojawiła się informacja o zamianie ciał. Czy tam cokolwiek drgnęło? Owszem drgnęło jak najbardziej. Wściekłość jaka ogarnęła owych komentatorów osiągnęła rozmiary dotychczas niespotykane. A co jak idzie o sedno sprawy? Ależ oni zawsze uważali, że ekshumacje należy przeprowadzać, tyle że w cywilizowanej atmosferze, a nie wykorzystując je do politycznych harców.
I tak jest do dziś. Ktoś pisze tekst, w którym ogłasza, że minister Kopacz jest skończona, ktoś inny wzywa premiera Tuska, żeby przeprosił, ktoś inny wreszcie mówi że przeprosiny to za mało – że ich wszystkich trzeba zdymisjonować. A na to przychodzi choćby senator Libicki – do niedawna jak najbardziej wierny członek Prawa i Sprawiedliwości – jeden z niedawnych posmoleńskich żałobników i wzywa do opamiętania.
Właśnie. Do opamiętania. I do rozsądku. I do porzucenia nienawiści. I do spokojnego poczekania aż prokuratorzy zrobią co do nich należy. A wszystko to w pełnym zażenowania bólu, że ten „pissssssss” ma tak mało szacunku dla ofiar tej naszej – wspólnej przecież – narodowej tragedii. A ja proszę byśmy się zastanowili, kto tu tę bitwę wygrywa? My, którzy się niezmiennie od dwóch lat pieklimy na to straszne i niewyobrażalne wręcz zło i niezmiennie wzywamy je do tego by się ukorzyło i przyznało do siebie samego, czy ono – które z tą wystudiowaną do perfekcji troską wzywa nas do wzięcia na siebie współodpowiedzialności za Polskę? Zwłaszcza teraz, gdy musimy rozwiązać ten bolesną dla nas wszystkich kwestię ofiar smoleńskiej katastrofy.
Nie wiem ile czasu minęło od tamtego sobotniego poranka do czasu gdy Małgorzata Kidawa-Bońska w wywiadzie dla Mazurka oświadczyła, że standardowa żałoba nie powinna trwać dużej niż tydzień. Że ona osobiście po śmierci swojej mamy smutna chodziła zaledwie przez kilka dni. Myślę że jednak było to zaledwie parę tygodni później, kiedy temat długości żałoby robił jeszcze na kimkolwiek wrażenie. Nie pamiętam też kiedy to dokładnie było, jak Kazimierz Kutz w TVN-ie opieprzył Elżbietę Jakubiak, że się swoją żałobą popisuje w poważnym telewizyjnym studio. Ale sądzę, że to też się działo w tamtych dniach. Przepraszam bardzo, ale jaka jest jakościowa różnica między tym, kim oni byli i co mówili wtedy, kiedy Anna Walentynowicz była chowana z pełnym szacunkiem, a tym co robią i mówią dziś, kiedy okazuje się, że jednak nie? Jaka jest różnica między tym, co mogliśmy wymagać od nich wtedy, a co możemy oczekiwać po nich dziś? Najwyżej taka, że dziś oni są jeszcze bardziej niż wtedy zimni i nieludzcy. Czy ktoś może liczy na to, że kiedy oni wyobrazili sobie tę trumnę, to w jednej chwili stali się ludźmi. Przepraszam bardzo, ale to jest w ich wypadku absolutnie niemożliwe. Nie jak idzie o nich. Jak się na tym dobrze zastanowić, to tego typu pozytywnej reakcji można by już znacznie szybciej oczekiwać od jakiegoś Leszka Millera, czy innego starego komunisty. Ich upadek był jednak przynajmniej jakoś tam naturalny. Ci tutaj to zwyczajne androidy.
Podobno w tej właśnie chwili, kiedy piszę ten tekst, albo jakoś tak w okolicy, ma swoje wystąpienie w Sejmie Jarosław Gowin. Chodzi o to, by poinformować posłów Hofmana i Błaszczaka o tym jak się sprawy mają na froncie. Kiedyś startowałem w wyborach na posła. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Jednak wiem jedno. Gdybym tam dziś był, nawet bym jednej sekundy nie spędził na tej sali. Już chętniej poszedłbym na wódkę z jakimś śmierdzącym komuchem, niż miał się wsłuchiwać w głos tego kłamcy. Ale obiecuję, że jak przyjdzie czas to będę tam gdzie trzeba być. I wtedy poświęcę mu trochę swojej uwagi. I jemu i innym. Ale nie wcześniej. Póki co, jestem, tu gdzie jestem, i dzielę się tym, co mi szumi w sercu.

Jak już większość z nas wie, po minionych targach książki Gabriel, zamiast zabrać moje ksiązki z powrotem do Grodziska, zostawił je tutaj i pozwolił mi je sprzedawać na własną rękę, a więc proszę bardzo – jeśli ktoś ma ochotę otrzymać „Liścia”, bądź też „Elementarz” z osobistą dedykacją autora, zapraszam. Numer konta jest tuż obok, a cena wynosi 30 złotych za „Elementarz” i 40 złotych za „Liścia”. Jeśli ktoś jednak i sam już ma te książki, a w dodatku problem prezentów pojawi się dopiero w grudniu, proszę o wsparcie tego bloga pod również podanym obok numerem konta. Dziękuję.

23 komentarze:

  1. @toyah

    Najgorsze jest to, że te androidy wdrukowały za pomocą propagandy kalki myślowe w umysły odbiorców medialnej papki.
    Słyszałam dzisiaj w radiu, jak jakiś prosty rolnik martwił się, że w obliczu poważnych problemów gospodarczych znowu wraca się do Smoleńska. I po co w ogóle komu te ekshumacje?!
    Obawiam się, że ten sposób myślenia dominuje. Nagle wszyscy wiedzą, że te ruskie badania patomorfologiczne to był pic na wodę, a polskie władze nie wywiązały się ze swoich obowiązków. Ale przecież było to tak dawno, że nie ma sensu do tego wracać.
    Myślenia tych ludzi już nic nie zmieni, nawet gdyby zostało dowiedzione czarno na białym, że doszło do zamachu.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Marion
    Też sie tego boję. Że nawet kiedy już oficjalnie powiedzą, że to był zamach, wielu z nas się tylko zdenerwuje, że się tworzy niepotrzebne zamieszanie.
    Problemem bowiem jest to, że jest mnóstwo ludzi, którzy w ogóle nie czują tego wymiaru.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Powiem Ci, że jak patrzę wokół siebie, to obawiam się, że ludzi nie czujących tego wymiaru jest większość. Oni nawet nie czują prostej empatii do rodzin tragicznie poległych, pochowanych byle jak i w nie swoich grobach. Nawet nie mają tej zwykłej refleksji, jak sami by się czuli, gdyby byli w sytuacji rodziny Anny Walentynowicz czy innych ofiar Katastrofy.
    Stąd bardzo mi się podobało Twoje porównanie do śmierci własnego dziecka. Bardzo mocne, ale jakże trafne.
    Większość Polaków, niestety, nie podejmuje chociażby próby takiej refleksji. Nie chcą, żeby im zakłócać spokój, jak mniemam - spokój sumienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Marion
    Tak daleko bym nie sięgał. Oni sumienia mają czyste, a nawet jeśli nie, to im to ów brud snu im z powiek nie spędza. Oni zwyczajnie nie chcą słuchać tego ciągłego gadania o Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sądzę, że androidy to dobre określenie. Zachodzi u nas taki proces, jak w Niemczech w latach 1933-1944

    OdpowiedzUsuń
  6. @toyah

    No tak, oni sumienia mają czyste, ale sam fakt, że cały czas reagują z niesamowitą agresją na tych, którzy się do tych sumień odwołują, świadczy, że chyba nie do końca.
    I jeszcze będą ględzić, porozmawiajmy lepiej o gospodarce. Jakby gospodarka kogokolwiek z nich interesowała.

    OdpowiedzUsuń
  7. @SilentiumUniversi
    Kryzys. Po prostu kryzys. Totalny, tak jak tam.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Marion
    Ja bardziej myślałem o tych co pozostają niezaangażowani i chcą tylko, by im dać święty spokój.

    OdpowiedzUsuń
  9. Toyahu,

    w koncu madry i gleboki tekst.Jeden z tych do jakich mnie przyzwyczailes przez ostatnie lata.

    OdpowiedzUsuń
  10. @tobiasz11
    Z jednej strony, głupio mi, że tak długo musiałeś czekać, z drugiej - mam satysfakcję, że się w końcu doczekałeś.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah
    Z Rostowskim (i z resztą tych łobuzów także)jest tak jak już kiedyś pisałeś- ćmy lgnące do płomienia. Owszem, to najprostsze rozwiązanie wydaje się bardzo kuszące, ale nie masz żadnych wątpliwości?? Co potem? Podano tu przykład Rzeszy, jednak ja przypomnę, że po "Norymberdze" ogromna większość tych bandytów wylądowała bardzo mięciutko w RFN. Do tego kuriozalnie -jak mówią- w reakcji na "starych" przyszła do Niemiec ta zaraza, która toczy nas w "wolnej Polsce".

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeżeli ktoś w tym co obserwujemy, nie dostrzega osobowego zła i jego obecności to jest ślepy nad ślepcami.

    Nam pozostaje trwać i dawać Świadectwo!

    OdpowiedzUsuń
  13. @zawiślak
    Ależ ja wcale nie sądzę, że to jest sposób najprostszy. Powiedziałbym wręcz, że jest trudny jak sto diabłów. Tyle że ja innego nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. @jimminen
    Braun do tego jeszcze dodaje naukę strzelania.

    OdpowiedzUsuń
  15. W kontekście tego, co się w tej chwili dzieje na Wiejskiej, a czego ja ze względu na taką a nie inną strukturę psychiczną nie jestem w stanie oglądać(choć i tak wszystko dociera z innych źródeł) , uważam, że to o czym piszesz, jest jak najbardziej sensowne. Czekać na to ostateczne rozwiązanie. Tylko serce krwawi na samą myśl, że tam, na tej arenie cyrkowej musi- czy chce czy nie- być obecny i musi słuchać tych podłości człowiek, którego ciągle dziobią i kamieniują....

    OdpowiedzUsuń
  16. @Eliza
    A ja, wyobraź sobie, właśnie spędziłem jakieś 10 minut na słuchaniu Donalda Tuska. I po raz pierwszy raz w życiu poczułem, że nawet to jego imię jest dziwne. Pierwszy raz w życiu dziś właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziś oglądałem trochę telewizję i czuję się jak w krainie baśni.
    Przecież tyle było gadania że nie można otwierać trumien a dziś te cyborgi wywracają kota przez ogon i tłumaczą że ŻADNEGO zakazu nie wydawali. Kopacz mówi że ona to przy rodzinach była i nic nie widziała.
    Donald za niektóre "niedoskonałości" bierze "polityczną" odpowiedzialność ale twierdzi że to nie obciąża ludzi pracujących przy tym wtedy. Seremet mówi że, to że ciała były zamienione to wina tych którzy źle rozpoznali swoich bliskich w Moskwie.
    Itepe itede.
    Faktycznie, nic - tylko podejść i w ryj dać.

    OdpowiedzUsuń
  18. @toyah
    To naprawdę dziwne- pierwszy raz?
    Jego tatuś też miał takie imię, wyobraź sobie.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Eliza
    No wyobraź sobie, ze naprawdę. Pierwszy raz w życiu spojrzałem na to imię jak coś zupełnie niezrozumiałego.

    OdpowiedzUsuń
  20. Imię jest może dziwne, dla mnie bardziej zabawne.
    Kojarzy mi się oczywiście z gumą do żucia.
    Nigdy w życiu nie spotkałem nikogo kto by tak miał.
    Chyba w USA popularne jest.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Remo
    No właśnie, ja dotychczas, ile razy słyszałem imię Donald, myślałem albo o gumie, albo po prostu o Tusku. I tyle. Wczoraj zobaczyłem go jak gadał w Sejmie, i po raz pierwszy pomyślałem sobie, że to imię jest jak z kosmosu. Wiesz o co chodzi? Pojawia się gość i mówi: Witam. Mam na imię Donald. Będę waszym premierem. Groza.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Toyah
    O, to przedstawia się tak, jak na terapiach grupowych dla uzależnionych. Reszta nieszczęśników- zdaje się- odpowiada wtedy: "kochamy cię Donald" czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...