No więc ostatecznie włączyłem telewizor. Wczoraj. To znaczy, nie do końca włączyłem. On już był włączony, tyle że to starsza Toyahówna, która aktualnie jest w trakcie totalnego zbijania bąków, oglądała jakiś program sportowy, a ja tylko poprosiłem ją, by mi na chwilę przełączyła na TVN24. Pomyślałem sobie, że zobaczę, co w Sejmie gadał Gowin i jak to jego gadanie skomentował System. Tymczasem okazało się, że Gowin ma gadać dopiero później, natomiast akurat pokazywali Marka Migalskiego, który się okropnie oburzał, że jakaś niemiecka komunistka z Europejskiego parlamentu wydała specjalny album poświęcony polskiej biedzie. Migalski mówił i w pewnym momencie powiedział mniej więcej coś takiego:
„Polską biedą zajmować się mają prawo polscy politycy. Gdyby to któryś z nich zorganizował tę wystawę, to ja bym tam i chętnie nawet poszedł, i wspólnie byśmy się zastanowili, jak można skoordynować te działania. A ta komunistka niech się nie wtrąca. Co ona zrobiła dla tych dzieci?”
No i po raz kolejny okazało się, że ten jeden kieliszek, jeden jedyny maleńki kieliszek musi uruchomić lawinę. W moim wypadku lawina ta uzyskała formę telewizora. Zajrzałem bowiem tam raz jeszcze i jeszcze raz, no i dziś muszę przyznać, że w wyniku owego braku wstrzemięźliwości wysłuchałem najpierw fragmentu sejmowego wystąpienia Donalda – cóż to za przedziwne imię! – Tuska, a już dużo później również fragmentu wyznań marszałek Ewy Kopacz. Oczywiście, były to zaledwie dwie krótkie chwile, niemniej jednak obie wystarczyły do tego, bym poczuł autentyczną panikę. Wraz z ową paniką jednak przyszło przekonanie, że gdybym ja tam był – tam z tymi ludźmi w jednej czy drugiej Sali – to nie ma takiej możliwości bym nie zareagował w sposób, który uznaję za jedyny odpowiedni. A moja reakcja byłaby tak znacząca, że jestem przekonany, że to moje wystąpienie pokazanoby nawet w północno-koreańskiej telewizji, jako przykład europejskiego braku politycznej i parlamentarnej kultury. Niestety, wygląda na to, że czasy mamy takie, że wraz z upadkiem czegoś co język angielski określa jako „outrage”, skończyło się prawdziwe chamstwo.
Syn mój przyniósł mi dziś wczorajsze wystąpienie posła PiS-u Andrzeja Dudy, z takim oto komentarzem, ze przy Dudzie taki Tusk zwyczajnie nie istnieje. Wysłuchałem owego, jak najbardziej umieszczonego na internetowej stronie telewizji TVN24 wystąpienia, i myślę sobie, że moje biedne dziecko jest w bardzo ciężkim błędzie. Jak idzie o tak zwaną opinię publiczną, to co powiedział Duda nie ma żadnego znaczenia z tej prostej przyczyny, że tam jest za dużo słów, w dodatku słów, które mają swój sens i znaczenie. Opinii publicznej natomiast ani sens ani znaczenie do szczęścia nie są potrzebne. Opinia publicznej potrzebny jest prosty, jednozdaniowy przekaz: Jest fajnie, a naszym obowiązkiem jest się bronić przed tymi, którzy nie lubią jak jest fajnie. I to jest to co im mówi android. Nie Duda. Android. I dopóki nie pojawi się, kto androida stamtąd wyprowadzi za krawat, w dodatku przy akompaniamencie słów powszechnie uważanych za obelżywe, nie ma o czym mówić.
Wygląda zatem na to, że mój wcześniejszy wybór, by polityką się nie zajmować, ma jak najbardziej swoje podstawy. W końcu, cóż ktoś taki jak ja może szukać w miejscu, gdzie mamy do czynienia wyłącznie z grą prowadzoną na użytek zachowania za wszelka cenę status quo. W dodatku grą, w której wszystkie reguły ustala owa banda androidów zaprojektowana i wyprodukowana w laboratoriach, o charakterze których nie za bardzo nawet mamy pojęcie? Pozostaje nam więc pewna niemiecka komunistka, poseł Migalski i polska bieda. A ja uważam, że to wcale nie tak mało.
Swego czasu pewien nasz kolega, znany powszechnie jako Lemming, opowiedział tu na tym blogu, jak to pewnego dnia zatrzymał się gdzieś w jednym z prowincjonalnych polskich miasteczek, zaszedł do jednego z prowincjonalnych polskich spożywczych sklepów i stał się oniemiałym świadkiem sceny kiedy to dwoje dzieci za dwa złote czterdzieści groszy zakupiło towar w postaci dwóch jajek i jednego kilograma ziemniaków. Oczywiście ja nie jestem na tyle bacznym obserwatorem ani naszych oficjalnych mediów, ani mediów mniej oficjalnych – jakie się starają rozpychać w Internecie – żeby powiedzieć w tej sprawie cokolwiek wiążącego, muszę jednak zakładać, że sprawa tak boleśnie symbolizowana przez przedstawiony nam przez Lemminga obrazek nie została odpowiednio ani tam ani tu omówiona.
I oto nagle okazuje się, że nie dość że zostaliśmy na tym polu wyprzedzeni przez jakąś niemiecką komunistkę, to jeszcze Marek Migalski, nasz poseł do Europarlamentu, z tej okazji się bardzo aktywizuje i ogłasza, że on sobie nie życzy, żeby polskimi sprawami zajmowali się jacyś obcy. Szczególnie że on właśnie już był bardzo blisko, by w związku z tą biedą, o której on akurat zapewne dotychczas nie słyszał, wspólnie z innymi się zastanowili, „jak można skoordynować te działania”. I to jest coś, co mnie autentycznie poraża. Marek Migalski zapowiadający w sprawie polskiej biedy jakąś „koordynację działań”, do której niestety nie doszło, bo jakaś bezczelna komunistka wyjęła mu tę robotę z rąk. Marek Migalski – polski polityk, ani lepszy ani gorszy od całej reszty tych darmozjadów, z lewej i prawej strony polskiej politycznej sceny – oburzający się na to, że, kiedy on się zajmował Białorusią i białoruskimi demokratycznymi aspiracjami, przyleźli jacyś Niemcy i mieszają w nie swoim.
Jestem tym co się stało porażony, bo ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałem i na jaką liczyłem jest to, że to akurat Niemcy, w dodatku Niemcy ruskiego pochodzenia, pociągną wątek, który na tym blogu poruszył mój kolega Lemming. I że oni to zrobią dlatego, że wcześniej ani Markowi Migalskiemu, ani żadnemu z jego wybitnych kolegów nie przyszło do głowy to, że coś się cholera dzieje. I tyle o nim. Tyle zresztą samo, co o pewnej niemieckiej komunistce. Ode mnie on i ona akurat niech sobie mają po równo. Tak będzie sprawiedliwie.
Uprzejmie przypominam, że mam tu wciąż pewną liczbę obu swoich książek, a więc zapraszam szczerze i serdecznie: jeśli ktoś ma ochotę otrzymać „Liścia”, bądź też „Elementarz” z osobistą dedykacją, niech wali jak w dym. Numer konta jest tuż obok, a cena wynosi 30 złotych za „Elementarz” i 40 złotych za „Liścia”. Jeśli ktoś jednak albo ma jedną i drugą i na dodatek kupowaniem prezentów zająć się ma zamiar dopiero w grudniu, proszę o finansowe wspieranie tego bloga pod podanym również obok numerem konta. Dziękuję.
Nie słuchałem tego co tusk mówił (aż tak odporny nie jestem), ale wystarczyło popatrzeć na jego twarz, wykrzywianą jakimiś podskórnymi skurczami, żeby nie mieć wątpliwości: to nie android, lecz człowiek opętany. I za niego można się już tylko modlić, bo żadnego egzorcysty do niego nie dopuszczą.
OdpowiedzUsuń@karakuli
OdpowiedzUsuńJak mu wyłączysz fonię, otrzymasz zaledwie część danych. Ten grymas stanowi bardzo ważny element sukcesu.
Z tą wystawą to było tak.
OdpowiedzUsuńWystawa miała pokazywać biedę w Europie a nie w Polsce ale jakoś przypadkowo (przechodziliśmy przypadkowo z tragarzami) komuniści niemieccy mieli tylko zdjęcia z Polski. Zdjęcia są czarno-białe bo w Polsce taka bieda że na kolorową kliszę już nas nie stać.
Na zdjęciach widzimy jakieś dzieci na schodkach obdrapanej kamienicy albo staruszkę na łóżku szpitalnym.
Ogólnie zdjęcia są fajne, mam kolegę (taki trochę artysta) który lubi takie fotki robić.
Takie zdjęcia można zrobić w dowolnym kraju Europy, trzeba tylko wyjść z centrum dowolnego miasta. No może Skandynawia nie była by tak łatwym obiektem.
Ale Londyn, Paryż, Wiedeń czy inny Berlin mają takie widoki.
Ogólnie ta wystawa to odlot w kosmos jest.
Obejrzałem tego Dudę.
OdpowiedzUsuńMocne.
Każde słowo niczym głaz.
@Remo
OdpowiedzUsuńSłowa faktycznie i mocne i celne. Natomiast uważam, że bez krzyku to wszystko nie ma znaczenia.
No cóż, szkoda, że nie zrobiłem zdjęć biedy w Niemczech. Dzielnice tureckie są bardzo widowiskowe.
OdpowiedzUsuń@SilentiumUniversi
OdpowiedzUsuńJej chyba nie chodziło o Polaków w Niemczech, ale o Polaków w Polsce. Tak że z tymi Turkami to trochę poleciałeś.