Mój poprzedni wpis poświęciłem popowym intelektualistom nie dlatego, że uważam sprawę za bardzo istotną dla losów naszej Polski (choć, owszem, nie byłoby źle, gdybyśmy zechcieli problemowi poświęcić trochę więcej uwagi), ani też dlatego, że akurat nie miałem innych – bardziej pasjonujących tematów – pod ręką. Nic podobnego. Sprawa, o której pisałem tak bardzo mnie zaabsorbowała i była na tyle bieżąca, że nie miałem po prostu wyjścia. Tak czy inaczej, problem sztuki w ogóle, a sztuki Davisa Thomasa w szczególności, jest obiektywnie tak bardzo bez znaczenia, ze naprawdę nie ma o czym mówić. Chodziło w gruncie rzeczy jedynie o tych nieprzytomnych intelektualistów. Problem jednak został odfajkowany, a zatem można się zająć tym, co zdecydowanie bardziej istotne. Zapraszam.
Kiedy spędzałem czas w Poznaniu w gościnie u ojca Rachmajdy i jego Karmelitanów, ukazał się weekendowy Dziennik, który kupiłem sobie w niedzielę do pociągu, a w którym Marek Migalski udzielił wywiadu Piotrowi Gursztynowi, pracownikowi owej gazety http://www.dziennik.pl/opinie/article413455/Migalski_Kwasniewska_nie_ma_szans.html.
Cała rozmowa była, jaka była. Migalski trzymał zwykły dla siebie poziom, a Gursztyn wymyślał kolejne pytania. Nic więc szczególnie sensacyjnego. Natomiast ja zwróciłem uwagę na sam początek. A początek był taki:
„Piotr Gursztyn: Ma pan już jakieś wrażenia z Brukseli i Strasburga?
Marek Migalski: To moloch, i to stworzony celowo. Tak ogromny i przepastny, by nikomu nie chciało się szukać kanałów informacji i tego, co jest tam prawdziwą władzą. Ponadto nas, eurodeputowanych, obdarowuje się całkowicie legalnie wielkimi profitami. Na przykład po roku sprawowania mandatu przysługuje już emerytura. Po pełnej kadencji emerytura będzie dwa razy wyższa, po dwóch kadencjach jeszcze wyższa. Mam wrażenie, że komuś zależy, by eurodeputowani skupiali się na tym, by dobrze się urządzić, a odczepili się od tych, którzy podejmują decyzje.”
Proszę zwrócić uwagę na to, co Migalski chce nam powiedzieć. On – świeżo upieczony europejski parlamentarzysta – zwraca uwagę na jedno. Cały ten projekt, któremu jakiś spryciarz nadał piękną nazwę Europa, a następnie skutecznie zadbał, żeby tę nazwę w tym kształcie zarejestrować, stanowi jeden system i to system absolutnie wyjątkowy. A wyjątkowy wcale nie dlatego, że nastawiony wyłącznie na korupcję. Tego akurat mieliśmy zawsze pod dostatkiem. Mówimy o systemie, który jest nastawiony na korupcję całkowicie intencjonalnie, oficjalnie i w majestacie prawa. Systemie, który korumpuje, nie dlatego, że takie nastały okoliczności, albo po latach okazało się, że ideały nie potrafiły się zmierzyć z praktyką. Mówimy o czymś, co jest zepsute od samego początku i od samego początku takie własnie miało być. A jeśli nadal istnieje i sobie świetnie radzi, to tylko dlatego, że w międzyczasie stało się częścią świata, a świat się stał oficjalną częścią tego czegoś.
Informacja, czy choćby tylko opinia, przedstawiona przez Migalskiego brzmi naprawdę szokująco. Można by więc sądzić, że – szczególnie kiedy padła na samym początku tej rozmowy – jej następstwem będzie choćby próba refleksji na ten właśnie temat. Nic bardziej mylnego. Piotr Gursztyn, redaktor z krwi i kości, szczególnie wedle najnowszych standardów, jest ponad zwykłe polityczne prowokacje i kontratakuje: „Prawdziwy PiS-owiec powinien dodać, że ten moloch nie tylko korumpuje najbardziej szlachetnych mężów stanów z Polski, ale też i czyha na dobro naszej ojczyzny”.
Migalski cierpliwie objaśnia, o co chodzi: „To wpisywałoby się idealnie w obraz pełnego fobii i lęku przed światem PiS-owca. Ale ktoś, kto chce naprawdę zrozumieć ten mechanizm, przyzna, że w moim opisie jest dużo racji. Nie chodzi o to, że dybią tam na nas masoni i Żydzi, lecz o to, że w Unii Europejskiej toczy się - najnormalniejsza w świecie - walka o władzę i narodowe interesy. Dziwię się tym, którzy tam są od dawna i mówią wyłącznie o euroentuzjazmie, przedstawiają arkadyjsko-bukoliczną wizję stosunków, gdzie wszyscy nawzajem bezinteresownie obdarowują się prezentami. Jest odwrotnie. Parlament Europejski to miejsce realizacji narodowych interesów. Rozumieją to Niemcy, Francuzi, bo po to ich wybierają wyborcy. Żal, że niektórzy reprezentanci Polski tego nie rozumieją”.
Czy to sprawę wyjaśnia i czy ułatwia Gursztynowi choćby minimalne podniesienie poziomu? Ależ gdzie tam! Dalej jest tak jak na początku. Dziennikarstwo, jakie znamy od lat: „Ta wizja nie jest potwierdzeniem obrazu zakompleksionego PiS-owca?” W efekcie, to co wydawało się na początku swego rodzaju rewelacją, zostało w ciągu paru sekund rozmyte i wysłane w przysłowiowy kosmos. Jednak zjednoczone siły publicznego kłamstwa nie mogły pozostawić sprawy w tym, niewyjaśnionym do końca, stanie. A więc już od niedzieli można było wszędzie słyszeć głosy o tym, jak to w tej Europie, jeśli tylko ktoś pragnie działać i działać uczciwie, może to robić bez większego wysiłku. Oczywiście, jak wszędzie, i tam są kombinatorzy i obiboki, ale jest tyle wspaniałych ludzi i tyle ważnych prac do zrobienia, ze dla każdego starczy miejsca. I tak dalej w tym stylu. Oczywiście, nikt ani przez moment nie wspomniał o tym, że są głosy kwestionujące te teorie. Nie ma mowy o jakimkolwiek odczarowywaniu rzeczywistości. Czysta, uczciwa informacja. I tak to leci jeszcze dziś. Oglądamy więc tego niedomytego komunistę Siwca, jak stoi na tle jakiegoś szklanego budynku i tłumaczy wszystkim, którzy niechcąco mogli się za bardzo pochylić nad czarnymi słowami Marka Migalskiego o tym, że się dzieje, oj dzieje, a najlepsze i tak przed nami.
Po co w ogóle o tym piszę? Czy dlatego, ze stało się własnie coś szokującego? Czy może dlatego, ze oto na polskim rynku medialnym nastąpiło jakieś ciężkie załamanie? Oczywiście że nie. Nie stało się w gruncie rzeczy nic. Wszystko się dzieje na znanym nam wszystkim dobrze poziomie. I albo to wszystko któregoś dnia się zawali, albo będzie trwało jeszcze przez jakiś czas, a nam wszystkim nic do tego. Piszę jednak te słowa z bardzo błahego powodu. Właśnie się dowiedziałem, że poseł PSL-u Łuczak, o którym tu niedawno napisałem cały tekst, żeby uhonorować pojawienie się czegoś, co można nazwać pierwszym głupstwem obecnego parlamentu, zrezygnował uroczyście z prac w tzw. komisji do spraw nacisków, bo już ma dość przebywania wśród pajaców, czy jakoś tak. Jasne, prawda? Ten pajac zaprotestował, bo nie mógł znieść pajacowania. Oczywiście, tym samym, poseł Łuczak w jednym momencie posel Łuczak stał się bohaterem medialnej krucjaty przeciwko debilizmowi naszej polskiej polityki. Ale – jakżeby inaczej! – pierwsza moralną ofiarą tego, co z tą własnie polityką uczynili politycy Prawa i Sprawiedliwości. Właśnie gadają o tym w telewizji. Sprawa Europy została na razie załatwiona. Można wrócić do spraw bieżących. Nawet mamy nowe sondaże. Platformę – jak się okazuje – popiera ponad 50% badanych, czyli tyle samo ile uważa, że rząd Platformy jest do bani. Przynajmniej ci wszyscy, którzy wyszli z poznańskiego koncertu Pere Ububędą mogli odetchnąć od nadmiaru abstrakcji.
No więc ja też pozwolę sobie podreptać do centrum. Sprawy sztuki mamy załatwione. Wracamy na ring.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.