Uznawszy najwyraźniej że polska opozycja w swoich
staraniach o powrót do władzy goni w przysłowiową piętkę i wymaga niezwłocznej pomocy,
do akcji przystąpili Niemcy i na łamach swojego „Newsweeka” zamówili tekst
dowodzący rzekomo tego, że kiedy w roku 2015 zostały opublikowane taśmy z
zapisami rozmów w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, to za samym ujawnieniem,
jak i zapewne też za wcześniejszą akcją, stały kremlowskie służby. Dalsze
wnioski z owego sensacyjnego jak najbardziej odkrycia były już oczywiste: to Rosjanie
przygotowali całą tę prowokację, a ich celem było odsunięcie od władzy proeuropejskiej
kolalicji Platformy Obywatelskiej oraz PSL-u i zastąpienie jej faszystowskim
rządem Prawa i Sprawiedliwości. Jak wiemy dziś, rosyjski plan udał się
znakomicie i w ten sposób w roku 2015 władzę w Polsce objął proputinowski rząd Prawa
i Sprawiedliwości.
Tyle
„Newsweek”, ciekawsze natomiast jest to, co nastąpiło później. Otóż wśród typowego
internetowego zgiełku, głos na Twitterze zabrał sam kierownik sali Donald Tusk i
zażądał natychmiastowego powołania specjalnej komisji, która wyjaśni, jak to w
roku 2015 doszło do zainstalowania w Polsce ruskiej agentury, i zapowiedział w
tej sprawie konferencję prasową. Ponieważ swoje wystąpienie zakończył on bon
motem o „scenariuszu napisanym dla Kaczyńskiego obcym alfabetem”, na ów
idiotyzm zareagował minister Maciej Wąsik i zachęcił Tuska, by ten na wspomnianą
konferencję zaprosił Radka Sikorskiego, tak by ten mógł podzielić się z dziennikarzami
swoją wiedzą na temat „obcego alfabetu”.
Pewnie cała sprawa zakończyłaby swoją krótką,
i nie szczególnie ciekawą przecież, egzystencję, gdyby nie fakt, że zupełnie ni
stąd ni z owąd owa uwaga na temat Sikorskiego i owych bukw, w samym Sikorskim
wywołała tak niesłychaną wściekłość, że ów nie potrafił zareagować inaczej, jak
nazwywając Wąsika „knurem”. Właśnie tak. Nie kłamcą, nie faszystą, nie durniem
nawet, ale knurem. Przepraszam bardzo, ale od tego chyba słabsze byłoby
powiedzieć Wąsikowi, że jemu śmierdzi spod pach.
Wygląda
jednak na to, że powinniśmy się postarać Sikorskiego zrozumieć. Wprawdzie głosy
dotyczące ewentualnej współpracy Sikorskiego z niegdyś sowieckimi, a potem już rosyjskimi
służbami pojawiają się z niepokojącą regularnością i w żaden sposób nie chcą się
uciszyć, i mógłby się już on do nich jakoś przyzwyczaić, a co więcej,
przygotować odpowiednio skuteczną reakcję, z drugiej strony jednak – jeśli rzeczywiście
jest winny – jego sytuacja jest niegodna pozazdroszczenia: kiedy bowiem człowiek
każdego wieczora kładzie się spać i nie ma pojęcia, czym go zaskoczy kolejny
dzień, to w końcu musi przyjść moment, gdy wszystko nagle eksploduje i z tego
obłoku nagle wyskakuje taki „knur”.
Dla mnie zatem – choć oczywiście mogę się mylić,
bo nawet gdybym siedział w głowie tego nieszczęśnika, to i tak nie potrafiłbym
się tam odnaleźć – ów „knurowy” wybuch może stanowić dowód na to, że w Sikorskim
wreszcie coś pękło i sprawy w najbliższym czasie mogą bardzo przyspieszyć, zwłaszcza
że jak wiemy, minister Ziobro obiecał ujawnić wszystkie informacje ze śledztwa w
sprawie taśm z „Sowy i Przyjaciół”.
W tej zatem sytuacji może, chciałbym Radkowi
Sikorskiemu – a jeśli on nabierze wody w usta, to odpowiednim służbom – zadać
bardzo podstawowe pytanie: gdzie, kiedy i w jaki sposób Radek Sikorski zdał
maturę. Gdy chodzi o mnie, to odpowiedź na to pytanie w całości mi wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.