sobota, 21 grudnia 2013

O przedświątecznej fryzurze Katarzyny Bratkowskiej

Jak się dowiadujemy, w tych oto dniach telewizja Polsat zaprosiła do siebie gowinowskiego posła Żalka, któremu do towarzystwa dodano córkę Stefana Bratkowskiego, Katarzynę, i poproszono ich, żeby się trochę poawanturowali w sprawie aborcji. Bratkowska nie kazała nikomu długo czekać, wystrzeliła z najcięższego działa i ogłosiła, że ona podczas najbliższej Wigilii zamorduje swoje poczęte dziecko, a gdyby ktoś pytał, dlaczego akurat wtedy, odpowiedziała, że jej zdaniem tak właśnie będzie weselej.
Ponieważ Polsatu nie oglądam, na portal Frondy nie wchodzę, a kiedy widzę nazwisko Terlikowski, skromnie odwracam wzrok, nie wiem, czy sprawa spotkała się z – jak się domyślam – starannie zamierzonym odzewem, jednego natomiast jestem pewien: jeśli on nastąpił, był dokładnie taki, jaki być miał. W końcu, nie po to się wyciąga jakąś Bratkowską, i każe się jej wygłaszać takie teksty, jak wyżej, żeby z tego nie powstało jakieś poważniejsze zło.
W czym rzecz? Pisałem o tym już wiele miesięcy temu, a dziś myślę, że nie zaszkodzi ów tekst przypomnieć. Otóż problem aborcji już praktycznie nie istnieje. I to nie istnieje wcale nie dlatego, że świat uznał życie poczęte za wartość, a ludzie się opamiętali i postanowili to życie konsekwentnie chronić, ale dlatego, że aborcja stała się sprawą niemal całkowicie prywatną. Oczywiście, wciąż ginekolodzy na całym świecie – jak choćby w Wielkiej Brytanii, Chinach, czy Rosji – bardzo chętnie świadczący swoje usługi kobietom, które albo się w odpowiednim momencie zagapiły, albo zbyt późno nabrały przekonania, że jednak dziecko im nie jest do niczego potrzebne, i zabijają dzieci na tyle już duże, że do wczesnego poronienia się zwyczajnie nie nadają, jednak zdecydowana większość tych zabójstw odbywa się, jak mówię, w domu, dyskretnie, bez niepotrzebnego zamieszania.
Mam kuzyna, który jest bardzo doświadczonym lekarzem-ginekologiem, jak również znanym obrońcą życia poczętego. I to on mnie jeszcze w zeszłym roku poinformował, że walka o prawny zakaz aborcji pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu, ponieważ aborcja jako taka, w formie najbardziej rozpowszechnionej, a więc we wczesnej fazie, praktycznie nie jest już więcej stosowana. Jak się okazuje, dziś kobietom, które nie życzą sobie donosić ciąży, ginekolodzy, ale też zwykli interniści, powszechnie przepisują tabletki zwykle stosowane w chorobie wrzodowej. Metoda ta nie wiąże się z jakimkolwiek specjalnym wysiłkiem, koszt jej jest minimalny, a skuteczność niemal stuprocentowa – jeśli dwie tabletki nie wystarczą, należy tylko zażyć kolejne dwie – lekarze i pacjentki bardzo chętnie z niej korzystają. I to właśnie od mojego kuzyna uzyskałem tę informację, że przy stosowaniu tej metody, wywołanie sztucznego poronienia w okresie do trzeciego miesiąca ciąży nie sprawia jakichkolwiek kłopotów, a ponieważ zabiegi po tym terminie należą do rzadkości, aborcja w klasycznym sensie już się nie zdarza. A więc, nie ma o czym gadać.
Jak mówię, pisałem o tym już przed rokiem, a dziś tylko powtórzę coś, co uważam za kwestię tu kluczową:
Problem aborcji umarł śmiercią naturalną, w tym sensie, że świat zwyczajnie go przegonił. Przemysł farmaceutyczny okazał się bardziej sprawny niż cały ów przeklęty System”.
A zatem, jeśli dziś telewizja Polsat sadza naprzeciwko siebie posła Żelka i tę Bratkowską, zachęca ich, żeby dyskutowali na temat legalizacji – czy delegalizacji – aborcji, a Bratkowska zaczyna coś opowiadać o tym, że w Wigilię zażyje tabletkę przeciwko chorobie wrzodowej i w ten sposób zabije swoje dziecko, ta wiadomość jest równie interesująca, jak, dajmy na to, wydanie przez nią oświadczenia, że w Wigilię pójdzie do McDonalda, zeżre hamburgera, a następnie uda się za darmo do toalety i tam zrobi kupę. A to, że ona może publicznie takie rzeczy opowiadać, świadczy tyle o niej, co o telewizji Polsat, czy o samym Żalku, który zgadza się brać w tym udział.
Jak się dowiaduję, Żalek, wysłuchawszy deklaracji Bratkowskiej, zaapelował do niej, by ona jednak odkryła w sobie macierzyński instynkt i oszczędziła to dziecko. Kiedy to słyszę, żałuję, że ci nasi posłowie nie są ludźmi na tyle wybitnymi, by potrafić robić jakieś ekstra sztuczki poza robieniem min i udawaniem głosów. Na przykład rzygać na zawołanie. Weźmy tego Żalka i Bratkowską. Ona opowiada o tej swojej Wigilli, a on – hop! – i rzyga jej prosto na przedświąteczną fryzurkę. To by dopiero był pokaz siły i determinacji. Tymczasem on poszedł się modlić. Obawiam się, że jeszcze chwila, a Dobry Bóg się nami autentycznie zniecierpliwi.

Do końca roku księgarnia Coryllusa, gdzie normalnie można kupować książki jego i moje, będzie zamknięta. W związku z okołoświąteczną gorączką, Gabriel najzwyczajniej w świecie nie dał rady utrzymać tego szaleńczego tempa. Ponieważ u mnie panuje jako taki spokój, jeśli ktoś ma ochotę na którąkolwiek z moich książek z podpisem, plus ewentualnie zapis video całego występu o Szatanie, bardzo proszę się zgłaszać na adres toyah@toyah.pl. Jeśli jednak komuś z jakiegoś powodu na książkach nie zależy, bardzo proszę nas wspierać pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

1 komentarz:

  1. A The Times donosi z fachowym potępieniem pozującym na bezstronność, że rząd hiszpański właśnie zaostrzył prawo do aborcji, cofając ten kraj do "czasów narodowo-katolickiej dyktatury Franco".

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...