Dwie rzeczy, jak idzie o mój wyjazd na warszawskie targi książki historycznej, miały dla mnie znaczenie na poziomie bardziej perspektywicznym. Przede wszystkim pewien bardzo zaprzyjaźniony czytelnik powiedział mi, że od czasu, jak zacząłem prowadzić dwa – w dużym stopniu osobne – blogi, on akurat odczuł tę zmianę, jako coś znacznie mniej wygodnego. Rzecz w tym mianowicie, że on już nie czuje tego komfortu, że kiedy wpisze adres toyah.pl, znajdzie to, czego szuka, i że się nie okaże, że tam akurat nie ma nic nowego, a on będzie zmuszony wchodzić na Salon24 w nadziei, że może tam znajdzie mój tekst. No i odwrotnie niekiedy też. I to jest dla niego kłopot.
I powiem szczerze, że ja tę skargę zrozumiałem i przyjąłem. W związku z tym podjąłem decyzję, że od dziś blog w Salonie24 będzie funkcjonował, jako miejsce, gdzie umieszczane będą wyłącznie wybrane teksty z toyah.pl. W ten sposób, toyah.pl wraca do swojej oryginalnej funkcji. Mojego wyłącznego bloga. I to jest sprawa pierwsza.
Druga nauka, jaką zdobyłem przez te w sumie dwa dni, jest taka, że już wiem, jaka będzie następna książka. Otóż w pewnym momencie pojawił się na naszym stoisku czytelnik i zadał mi pytanie o kolejny właśnie projekt. Na to ja mu odpowiedziałem, że w następnej kolejności chciałbym wydać ściśle określone tematycznie felietony z okresu po-smoleńskiego, tyle że nie zgadza się na to mój wydawca, czyli Gabriel. No i wtedy to właśnie padła propozycja, bym, w oparciu o własne doświadczenia, napisał książkę o języku angielskim i o jego nauczaniu. I w tym momencie zarówno ja jak i Gabriel najpierw znieruchomieliśmy, a potem, niemal w jednej chwili wymyśliliśmy pewien niezwykły projekt, i ja już go zapowiadam na kolejny rok.
A teraz już o samych targach. Przede wszystkim doskonale wręcz sprawdziła się już jakiś czas temu przedstawiona przez Gabriela teza o tym, że prawdziwy handel prowadzić można tylko w przestrzeni zwanej „długim targiem”. Arkady pod Zamkiem były zorganizowane w ten sposób, że czytelnik wchodził głównym wejściem, następnie kierował się w lewo, lub w prawo, dochodził do końca, przechodził na drugą stronę, dochodził do punktu początkowego i z kupionymi książkami wracał do domu. Podczas targów w Nowej Hucie, ja miałem nieustanne wrażenie, że ludzie, którzy tam się pojawili, po pierwszych dziesięciu minutach nie marzą już o niczym innym, jak tylko o tym, by znaleźć wyjście. Sam pisałem o tym na swoim blogu. Moja pierwsza obserwacja, jak idzie o targi w Krakowie, czy wcześniej na Stadionie Narodowym, czy jeszcze wcześniej w Katowicach, była taka, że ludzie nie zwracali uwagi na nic, poza tym, co i tak już wcześniej sobie zaplanowali obejrzeć. Przedwczoraj przy naszym stoisku w Arkadach zatrzymywali się niemal wszyscy, i to wcale niekoniecznie po to, żeby kupić naszą książkę. Nawet młody Wildstein się zatrzymał i sobie czytał „Elementarz”. Kupił? Oczywiście, że nie. Rzecz natomiast w tym, że znalazł na to, by przystanąć czas, no i miejsce.
No i teraz rzecz najważniejsza. Byłem tam całą sobotę i kawałek piątku. I, powiem szczerze, że mimo iż zawsze wiedziałem, że pozycja, jaką Gabriel Maciejewski zajmuje na naszym rynku książki jest mocna i coraz mocniejsza, tego co tam zobaczyłem, się nie spodziewałem. On najzwyczajniej w świecie ukradł te targi. On te targi ukradł, nawet jeśli porównamy to, co się tam działo, do występu Cejrowskiego w Nowej Hucie. Cejrowski bowiem głównie podpisywał książki, zeszyty, pamiętniki i pojedyncze kartki, no i pozował do zdjęć, natomiast Gabriel sprzedawał, sprzedawał i sprzedawał. Nie wiem, przyznam, jak wyglądała sytuacja na stoiskach sąsiednich, pomijając sąsiedztwo najbliższe, jak idzie jednak o Gabriela, on cały czas sprzedawał. No i rozmawiał z czytelnikami. No i znów sprzedawał. Ja w pewnym momencie poczułem się, jakby mnie tam w ogóle równie dobrze mogło nie być.
Gabriel Maciejewski – autor czterech „Baśni”, plus kilku pomniejszych projektów, najwybitniejszy polski autor. Całkowicie niezależny, zbojkotowany przez System i przez media, zdany wyłącznie na siebie i swój talent autor. Z tego, co wiedziałem w minioną sobotę, on te targi po prostu przejął dla siebie. Wśród tych wszystkich wydawnictw głównego nurtu, tych autorów, tych tytułów, on nawet nie znalazł chwili, żeby usiąść i trochę odpocząć.
A na stoisku oznaczonym nazwą Coryllus, były jego książki i moje. I to była niemal cała oferta. I muszę tu dziś przyznać, że czuję się zaszczycony.
W najbliższą sobotę mam swoje spotkanie autorskie w Częstochowie w Księgarni „Latarnik”. W niedzielę z Gabrielem podpisujemy książki we Wrocławiu. Później jeszcze mamy wspólne spotkanie u Franciszkanów w katowickich Panewnikach, i w ten sposób, dla mnie przynajmniej, kończy się ten dobry rok. Zapraszam.
Tradycyjnie, wszystkich, którzy lubią tu przychodzić i czytać te słowa i zdania, proszę o wsparcie na podany obok numer konta. Dziękuję.
Tradycyjnie, wszystkich, którzy lubią tu przychodzić i czytać te słowa i zdania, proszę o wsparcie na podany obok numer konta. Dziękuję.
Szalenie sie ciesze, z sukcesu na targach i zycze ich wiecej i wiecej... Nalezy sie wam, Panowie!
OdpowiedzUsuńUwazam tez, ze projekt o nauce angielskiego jest swietny (prosze podzeikowac panskiemu czytelnikowy - pomyslodacy teamtu). Prosimy tez o wiecej ksiazek z panskim przemysleniami. Dla mnie sa one bardzo inspirujace i nie ukrywam czesto sa wyzwaniem - trzeba sie wciaz doksztalcac. Pewnie zabrzmi to plasko, ale ja naprawde dziekuje za otwieranie nam oczu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńZ tego całego targowego zamieszania zapomniałem poprosić Cię o autograf na Twojej najnowszej książce.
Ale myślę, że jest to do nadrobienia, poproszę Coryllusa o pośrednictwo.
Tymczasem moja skrótowa relacja "targowa":
Sobota, dochodzi godz.: 15.00, wchodzę na Targi Książki Historycznej, nie tracę czasu, kieruję się na stoisko Coryllus'a i Toyaha'a, po drodze mijam jednego z braci Karnowskich, wreszcie jestem u celu, powitanie jak widać sympatyczne, panowie mają krótką chwilę wytchnienia...:
http://youtu.be/DKSKu-UVt1M
PS. Niestety ni mam wiedzy jak wklejać tu film z YT
Zobacz to:
OdpowiedzUsuńhttp://www.gloria.tv/?media=532395
Widać już w tym oznaki Apokalipsy.
Tak będzie i u nas, namiastki już były.