W paru miejscach w Sieci znalazłem informację, niestety w żaden sposób nie potwierdzoną, że wyniki badań Chrisa Cieszewskiego zostały zakwestionowane, jako „ewidentnie błędne” przez nie byle kogo, jak tylko samego Marka Czachora. Wiadomość ta, powtarzana głównie przez obłąkańców w rodzaju znanego nam wszystkim Wywczasa, przenosi nas do jakichś linków, rzekomo zawierających rewelacje prof. Czachora, jednak ponieważ żaden z nich nie jest aktywny, nie jestem w stanie ani ich zweryfikować u źródła, ani tym bardziej zapoznać się z szczegółami. Ponieważ jednak wiele wskazuje na to, że Czachor faktycznie badania Cieszewskiego podważył, a także z tego względu, że – z tego co czytam – Cieszewski myli się w sposób na tyle „oczywisty”, że on sam zapewne dobrze wie, że to co wyprodukował, to humbug, chodzą mi po głowie pewne myśli, którymi chciałem się tu podzielić.
Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego zajmuję się dziś tą sprawą. Otóż tak się składa, że Marek Czachor jest wieloletnim przyjacielem tego bloga i mogę powiedzieć, że się nieco znamy. Wiem przy tym, że jest on wybitnym fizykiem i człowiekiem porządnym, i jest tak, że jeśli przyjąć, że informacje podawane na blogach są prawdziwe, to mamy kłopot, i to zupełnie niezależnie od tego, że to Cieszewski, a nie Czachor jest specjalistą od drzew i opisywania ich na podstawie zdjęć satelitarnych. W końcu, jak słyszę, Czachor twierdzi, że sprawa jest trywialnie prosta.
Ponieważ zawsze uważałem, że przy badaniu spraw wszelakich, najlepiej jest zakładać rozwiązania z naszego punktu widzenia najgorsze, gotów jestem przyjąć, że Cieszewski kłamie i wszyscy, poza nami – niepoprawnymi optymistami – to wiedzą. A w tej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak stwierdzić, że znaleźliśmy się wszyscy w tak zwanej „czarnej dupie”. I to wszyscy w sensie dosłownym, włącznie z Wywczasem i całą tą zgrają. Bo jeśli Polska doszła do tego stanu, to znaczy, że ci, którzy się z tego cieszą, cieszą się wyłącznie dlatego, że są tak zaczadzeni, że nie wiedzą już nic.
Już tłumaczę, o co mi chodzi. Jak słyszałem wielokrotnie z ust najróżniejszych przedstawicieli Zespołu Antoniego Macierewicza, oni są w każdej chwili gotowi na debatę ze stroną reprezentującą reżim. Słyszałem też z ust samego Chrisa Cieszewskiego, że on też bardzo chętnie weźmie udział w dyskusji na temat swoich wyliczeń. Więcej: on wręcz apelował o to, by zjawił się ktoś, kto mu wskaże błąd w jego rozumowaniu, bo dla niego, jako dla naukowca, sprawa własnej wiarygodności jest rzeczą szczególnie istotną. Jak wiemy, nie zgłosił się nikt. No i jeszcze to: ktoś taki jak Czachor ogłasza, że Cieszewski to oszust, i ta wiadomość nie wydostaje się poza blogową niszę? Czyżby komuś ona przeszkadzała?
I oto słyszę od osoby, którą szanuję i której ufam, że Cieszewski się myli, i że się myli w sposób najprostszy na świecie. Ktoś mi powie, że najlepiej bym zrobił, gdybym obejrzał wszystkie te zdjęcia, poczytał wszystkie dostępne analizy, ocenił każdy z dostępnych argumentów i jakoś to wszystko sobie sam uporządkował. Przyznaję ze wstydem, że to jest niemożliwe. Jest to dokładnie tak samo niemożliwe – że pozwolę sobie na pewną trywialność – jak nauczenie się przeze mnie obsługi Facebooka. Rzecz bowiem w tym, że ja intelektualnie nie jestem w stanie się skupić na niczym, czego już kiedyś nie zdołałem poznać, a, jak idzie o wiek, jest jeszcze gorzej. Ja oglądam te wszystkie zdjęcia, czytam te opracowania, wysłuchuje argumentów, z których każdy brzmi dla mnie równie przekonywająco, i widzę wyłącznie jakieś plamy, oraz zdania, które brzmią dla mnie równie obco, jak większość rzeczy, która mnie zupełnie nie dotyczy. Natomiast, przyznaję, że wciąż potrafię korzystać ze zdrowego rozsądku i wiem, że ponieważ tu wszyscy z wszystkimi są wciąż gotów iść na noże, sprawa wcale nie jest taka prosta.
No ale, przekaz jest jasny. Cieszewski kłamie, Zespół Macierewicza owo kłamstwo ukrywa, natomiast reżim to wszystko doskonale wie, znakomicie jest w stanie to całe oszustwo wywrócić na drugą stronę… tyle że z jakiegoś powodu zrobić tego nie ma ochoty. I to jest właśnie problem, o którym wspomniałem wcześniej. Bo, jeśli jest tak jak piszę, to znaczy, że im podgrzewanie tej atmosfery jest bardzo na rękę. Jeśli oni rzeczywiście wiedzą, że w Smoleńsku doszło do zwykłej katastrofy, spowodowanej tym, że we mgle skrzydło samolotu zahaczyło o drzewo, urwało się, a reszta już była zwykłą, naturalną konsekwencją tego nieszczęścia, tyle że z jakiegoś powodu im bardzo pasuje, żebyśmy wszyscy wciąż gadali o tym zamachu, to znaczy, że powinniśmy się mocno zacząć zastanawiać, co to się dzieje.
No więc ja się zastanawiam, i, przepraszam bardzo, ale mi się to wszystko w żaden sposób dodaje. Próbuję szukać absolutnie najbardziej niekorzystnych z mojego punktu widzenia rozwiązań, i w pewnym momencie, choćbym nie wiem, jak się starał, dochodzę do ściany. I to zupełnie niezależnie od tego, że dla mnie w sposób jak najbardziej oczywisty, ani to skrzydło nie mogło się na tej brzozie złamać, ani też w całej organizacji tego lotu nie było jednego punktu, gdzie mógłbym powiedzieć, że wszystko gra, jak należy. Biorę pod uwagę, że się fatalnie mylę, tyle że w tej sytuacji nic więcej się już nie zgadza. No i nagle mam uznać, że stan, w jakim się znalazłem jest dla władzy bardzo korzystny, i że owa władza bardzo dba o to, by on się jeszcze bardziej pogłębiał? Mam może dojść do przekonania, że tak naprawdę ten Cieszewski to ich człowiek, działający zgodnie z jakąś nieznaną mi instrukcją?
Otóż, przepraszam bardzo, ale nie jestem w żaden sposób gotowy, by uznać, że zwariowałem. Nawet jeśli stanąłem wobec prawdy, tyle że robiącej pod każdym względem wrażenie obłędu, wolę żyć złudzeniami. Wolę wierzyć w to, że Cieszewski ma sprawę znakomicie przeanalizowaną, i że, kiedy zwraca się do nich o debatę, ma naprawdę nadzieję, że oni tę rękawicę podejmą. Wolę też wierzyć, że mój przyjaciel Marek Czachor w dobrej wierze czegoś nie dopatrzył, i że przyjdzie taki czas, że on, podobnie jak jakiś czas temu sam Cieszewski, przyzna, że te wszystkie wątpliwości, jakie on miał na początku, okazały się złudzeniem. Bo to naprawdę jest klasyka – człowiek się budzi któregoś dnia, i zdaje sobie sprawę z tego, że zgubił coś bardzo ważnego, coś absolutnie rozstrzygającego, i od tego momentu już jest zupełnie spokojny.
Bo, powtórzę raz jeszcze, jeśli tu się mylę, to równie dobrze możemy się zapić na śmierć.
Serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Na moje oko, mamy przed sobą jeszcze tylko rok. Dziękuję.
Serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Na moje oko, mamy przed sobą jeszcze tylko rok. Dziękuję.
Jedno jest pewne. Nie mamy ZADNYCH sprawdzonych danych. Wszystkie "dane" podali nam Rosjanie. Moga wiec oni caly czas kontrolowac stopien emocji w temacie.
OdpowiedzUsuńJedyne co wiemy na pewno, ze w tym dniu 96 osob zniknelo by wrocic w trumnach. Nie, nie jestem zwolennikiem teorii kamuflazu. Ja tylko chce podkreslic co wiemy. Bo nawet nie wiemy o ktorej samolot wystartowal....
Naukowacy moga jedynie, bazujac na danych podanych wykluczac "historie" o tym jak sie stalo. Ale System czuwa, by tego nie podkreslac.
@Ponponka1
OdpowiedzUsuńNo nie! Bez przesady. Coś tam jednak wiemy.
Podobnie myślę choć w wielu punktach idę ze swoim myśleniem dużo dalej.
OdpowiedzUsuńCo do materiałów Czachora to nie wiem o co chodzi bo w sieci pojawiło się mnóstwo "wyjaśniaczy błędów Cieszewskiego" ale jakoś wszyscy poukrywani pod nickami i żaden oficjalnie się do Cieszewskiego nie zwrócił. To taki myk jak z tą "teczką Sekielskiego" to się tak kupy nie trzyma, że aż się włosy jeżą. Wszystko jest przedstawiane zupełnie na opak w porównaniu do całej "szkoły PRL-u" jaką znamy, którą to męczono nas przez ostatnie 20 lat. I teraz mamy uwierzyć, że dla Cieszewskiego System zrobił "abarotkę". Co do tego że myślę dalej niż mówią w TV mam na myśli to, że my daliśmy sobie wtłoczyć pewien obraz "Smoleńska" a w związku z tym obrazem, funkcjonuje w naszej głowie cała masa skojarzeń zgodnych z głównym przekazem i nie mamy narzędzi by próbować cokolwiek inaczej tłumaczyć, gdyż zaraz wpadamy w dół bo byle co wypada z głównego obrazu. Ja nie uwierzę że Oni wszyscy wsiedli do jednego samolotu jeśli nie zobaczę materiałów filmowych. Nie uwierzę w to że nikt nic nie nagrał, nie zrobił zdjęć itp. Nie uwierzę w to, że nikt tam nie używał zegarka i czas startu trzeba było obliczać. Cały wylot z Okęcia jest nam przedstawiany jako czarna dziura gdzie mamy jakieś skrawki informacyjne. I nagle z tej czarnej dziury następuje rozbłysk i już jesteśmy na polance przy kupie zgliszczy i spieramy się o ostatnie sekundy. To jest kosmos a nie badanie tego co się stało z ludźmi. Ludzie są najważniejsi a nie ta kupa pieprzonej blachy. Wciśnięto nas w jakieś ramki w których mamy podrygiwać jak chcemy ale broń Boże żeby nie wyjść z tego wszystkiego i nie spojrzeć na to "chłopskim okiem". Gdyby to był "normalna katastrofa" to dalej by wszystko się działo jak w normalnej katastrofie. Krok po kroku wg prawideł a nie sraczka ze wszystkich stron i huki na zasadzie kto kogo i czym ale aby nie wyjść z ramki. Najpierw materiały z Okęcia, pożegnania, fotki z Prezydentem itp. A jeszcze najpierw jak Oni wszyscy po kolei się na tym Okęciu znaleźli. A nie, że jest info, iż Prezydent Kaczyński poleciał na Litwę, czarna dziura, i polanka. Wysokie vipy mają swój prywatny czas rozpisany dzień po dniu, jak idą do kibla to trzeba to odnotować. A tu mamy do czynienia z wielką nieciągłością, nagle nic nie działa, systemy nie reagują, ludzie się kręcą wokół własnej osi jak bąki bez ładu i składu, i tylko jedno jest pewne już po piętnastu minutach, wsie pagibli - choć i to kto zginął ustalano "na żywo" bo listy były różne i jest sporo zdziwień na zasadzie "to ty żyjesz? jak to?"
Już nie mówiąc o tym na jakiej zasadzie Komorowski przejął władzę.
Ja zupełnie nie mam pojęcia co i jak się stało ale jedno co wiem to to, że nikt nam nie mówi całej prawdy. Polityka jest ważniejsza. Ja na razie przymykam na to oko bo wiem, że bez zmiany władzy nic konkretnego nie da się ustalić. Na razie trzeba czekać i obserwować tą informacyjna wojnę i nie dawać się zbyt emocjonalnie w to wciągać. Bo to jest rozgrywka polityczna na poziomie "budowniczych świata" i nas małych żuczków nikt nie będzie o zdanie pytał. A "Smoleńsk" to jest wielkie narzędzie do różnych światowych układanek. Takich "tematów" się z rąk nie wypuszcza ot tak sobie żeby zaspokoić głód społecznej niewiedzy. Nam ma starczyć telewizor. Większości niestety wystarcza i to jest cała nasza obecna słabość. Bo prawda jest taka, że po Smoleńsku w sobotę wieczorem powinno być milion ludzi w Warszawie na polskim majdanie a w niedzielę cała ówczesna władza powinna skakać z okien. Za to że to za ich kadencji w samolot walnął choćby piorun. To z Ojca chrzestnego.
Dla mnie prof. Cieszewski to tylko potwierdzenie, jego mogłoby równie dobrze nie być. Tutaj są pewne drogowskazy, które prowadzą-gdy je się razem pozbiera-do pewnego punktu, do tezy. Reszta to tylko dodatek. Problem w tym, że w tym temacie nie każdemu to się zgadza, bo działa ten wentyl bezpieczeństwa i nie ruszy się człowiek dopóki pod nos się nie podsunie dowodu, jak dla kotka, i nie pokaże palcem "o tu, tu masz"
OdpowiedzUsuńToyahu, już się chyba nie wymigam od publicznej wypowiedzi. A więc:
OdpowiedzUsuńAnaliza Cieszewskiego sprowadza się do jednej zasadniczej tezy, z której reszta po prostu wynika. Otóż twierdzi on, że słynna brzoza, a dokładniej kikut pnia sterczący z ziemi do dzisiaj, odpowiada na mapie satelitarnej z 12 kwietnia 2010 punktowi innemu niż dotąd wszyscy (MAK, Miller & Co, prokuratura, eksperci Zespołu Parlamentarnego, naukowcy na I Konferencji Smoleńskiej, blogerzy z obu stron...) przyjmowali. Wg Cieszewskiego ten prawdziwy punkt jest ok. 10 m na zachód od punktu „dotychczasowego”. Przy czym jak spojrzeć na mapę z 5 kwietnia, to w punkcie „dotychczasowym” widać koronę stojącego drzewa, a 11 i 12 kwietnia tej korony tam nie ma, a za to jest jakaś jasna kropka, jak ulał pasująca do czubka złamanego pnia. Jak dotąd nikogo to nie dziwiło. Natomiast Cieszewski wskazał na inny punkt, który wygląda tak samo 5, 11, i 12 kwietnia i stwierdził: To jest ta brzoza! – a więc przelot samolotu nic tu nie zmienił, bo wszystko wygląda tak samo przed i po katastrofie. Podkreślmy jeszcze raz: Problemem nie jest to czy brzoza była ścięta 5 kwietnia 2010, tylko czy jej DZISIEJSZA lokalizacjo odpowiada na zdjęciach z 11 i 12 kwietnia 2010 punktowi dotąd przyjmowanemu za oczywisty.
Tak więc problem redukuje się do czegoś takiego. Trzeba jeszcze raz tam pojechać, z zawodowym geodetą i profesjonalnym sprzętem (mogą to być np. studenci geodezji na obozie naukowym, albo człowiek wynajęty przez wPolityce.pl czy Nasz Dziennik), pójść na działkę Bodina, zmierzyć położenie pnia brzozy (tego, który – wbrew informacji Gazety Polskiej - wciąż tam sterczy z ziemi), zmierzyć jeszcze parę innych punktów (typu narożnik budy, garaże, itp. – byle wyraźnie widocznych na zdjęciach satelitarnych z 11 i 12 kwietnia 2010) – i nanieść to na mapę z 12 kwietnia 2010. Łącznie z przejazdem akcja zajmie z 3 dni. I wtedy sprawa się rozstrzygnie raz na zawsze. Studenci PG wyznaczają takie rzeczy na ćwiczeniach (byłem świadkiem) z dokładnością do pół centymetra. Jeżeli wbijesz w ziemię patyk, to taki student I roku, po mniej więcej godzinie, poda ci jego współrzędne z dokładnością do grubości papierosa. Czyli problem, z naukowego punktu widzenia, jest mniej więcej taki jak kwestia lokalizacji Kolumny Zygmunta. Tak na marginesie, prokuratura wydała oświadczenie, że już dawno to zrobiła i niczego nadzwyczajnego nie odkryła. 10 listopada br. na rebelya.pl swoje pomiary, wykonane na miejscu w Smoleńsku już po II Konferencji Smoleńskiej, opisał jeden z blogerów i też mu wyszło „standardowo” (w promieniu o średnicy 1,5 metra, bo miał sprzęt amatorski). Ja przeanalizowałem zdjęcia z ziemi, satelity i z paralotni, i powtórzyłem analizę Forda Prefecta z S24 (dokładnie, jego drugą analizę). Wyszło jak byk „standardowo”. Nawiasem mówiąc bloger manek vel Wielki55 zarzucił mi plagiat. Na wszelki wypadek więc stwierdzam, że manek rzeczywiście robił coś bardzo podobnego nawet wcześniej od Forda Prefecta. Ja swoją analizę zrobiłem na użytek wewnętrznej dyskusji wśród organizatorów II Konferencji Smoleńskiej, ale wyciekła do internetu wbrew mojej woli i żyje własnym życiem. Niestety, szansa, że się mylę w tej kwestii jest znikomo mała. Czyli dyskusja na temat katastrofy została przekierowana w rejony kompletnie idiotyczne. Na miejscu Przeciwnika (piszę to z pełną świadomością) zacierałbym ręce. Brzmi to wszystko rzeczywiście dosyć pesymistycznie.
Trzymaj się
Marek C.
Mcz, po pierwsze pokazano nam brzoze i co? Tancza wszyscy na tej brzozie jak laska na rurze w rytm jaki nadaje System. I o to mu chodzi. Bysmy sie emocjonowali szczegolami wyssanymi z ruskiego palca. Komisja Maciarewicza pokazuje tylko jakie brednie nam sa przekazywane jako dane z wypadku. Nie majac sprawdzonych danych musza pracowac, z penna tego swiadmoscia jak sie domyslam, na tym co nam dano. miejsce brzozy nie ma znaczenia. Znaczenia ma czy samolot mogl sie rozbic na brzozie.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńW tym całym zgiełku myślę sobie, że "Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko."
Ukłony przesylam!
@MCz
OdpowiedzUsuńCzęści tej argumentacji po prostu nie jestem w stanie przyjąć. Mianowicie:
1) tej spychotechniki: niech se pójdą i pomierzą a wnet na mapę naniesą. Proszę wybaczyć tę improwizacje językową, ale gdy ktoś tak wymaga, to niech sam jedzie, pomierzy i przedstawi na mapie. Dowód obciąża tego, kto twierdzi!
NB.: z dokładnością do 1,5m żaden problem pień dowiązać. Piszę to ja, porucznik rezerwy artylerii naziemnej (ostatni raz na poligonie w 1981r.). Ale też ja nic o lokalizacji geodezyjnej nie twierdzę tak samo jak o takiej lokalizacji nie twierdzi prof. Cieszewski.
2) tego zrozumienia dla oportunizmu śledczego organów państwa: prokuratura wydała oświadczenie, że już dawno to [tzn. lokalizację geodezyjną] zrobiła i niczego nadzwyczajnego nie odkryła.
A co może być nadzwyczajnego w dowolnej lokalizacji czegokolwiek? Gdzie są te prokuratorskie współrzędne pnia i gdzie są naniesione na mapę. Nie trzeba byłoby tam jeździć, nieprawdaż?
Czyżby prokuratorskie współrzędne pnia były tajemnicą śledztwa, albo co najmniej tajemnicą stworzenia ... kłamstwa?
NB.: czy to właśnie wtedy i tym samym urządzeniem mierzyli, co określali wysokość kikuta a sam pień ręcznie przesłuchiwali?
----------------
PS.: Felieton Toyaha jest o publicznym załganiu, a nie o geodezji.
@orjan.
OdpowiedzUsuń"Pień ręcznie przesłuchiwali" albo gadali do obrazu. Podpisuję się pod tym co napisałeś. Przez trzy lata mamy taką obstrukcję w tej sprawie jakby wszędzie było pole minowe i wycelowane snajperki. Ci co nam zapodają stuff z telewizora wiedzą dużo więcej od nas bo znają szczegóły, które były na prawdę - widzieli/brali udział. Znają różne fakty. My mamy tylko cienie na skale. Mamy swoje domysły pozszywane z małych skrawków, mamy też swoje sympatie wg których dobieramy ścieg szycia. Do tej pory są świadkowie, których nikt nie przesłuchał. Sprawę się "bada" politycznie a powinno policyjnie z pomocą prokuratury, wojska i służb. Sęk w tym że to jest pierwsza linia dezinformacji. Nakłamali już tyle że uszy człowiekowi płoną jak ogląda zestawienia na tubie. Niczym ta pani co im bardziej wpatrywała się w sejmową salę tym bardziej nie widziała stojącego tam Jarosława. Ta pani jest wyznacznikiem jak to wszystko wygląda. A Mucha nie jest już ministrą i pięć baniaków za Mandonnę poszło w .... jak z rurki strzelił. Można? Można. Kto by tam się drobiazgami zajmował. I tak mija czas, a z nim emocje, dowody, wspomnienia, zeznania. Mama bł. Jerzego zmarła nie doczekawszy pełnego wyjaśnienia, tata śp. Grzegorza zmarł, nie doczekawszy się pełnego wyjaśnienia. I tak to właśnie mija. Rządzi spychologia i pan Mietek, który spych obsługuje.
@crimsonking
OdpowiedzUsuńProf. Cieszewski sformułował pewne twierdzenie i udowodnił je określonymi metodami. W ich granicach twierdzenie jest prawdziwe, a w obrębie tych samych metod nikt go dotychczas nie obalił. Anonimowe dywagacje, to za mało.
Prof. Czachor wprawdzie nieanonimowo lokalizuje pień, ale odrębnymi metodami. Nie mamy zatem nic więcej, niż: "metoda przeciw metodzie". Skoro zaś metoda prof. Czachora oparta jest o pomiary geodezyjne in situ, to właśnie jego obciążają te pomiary. Nie można ich przerzucać na stronników twierdzenia prof. Cieszewskiego, iżby dawali odpór.
Te reguły rozumie każdy naukowiec (i nie tylko). Zauważam przy okazji, że właśnie takich reguł żąda prof. Cieszewski.
Nie mam kompetencji weryfikować, czy prof. Cieszewski się profesjonalnie myli. Ale mam kompetencję (jak każdy) zauważyć, że on poszukuje prawdy. Natomiast jego oponenci temu poszukiwaniu po prostu sprzeciwiają się. Czy bowiem cokolwiek sami znaleźli?
Zatem, jak zwykle, mamy prawdę przeciw przemocy. Krzywe lustra to tylko scenografia obsługująca ten konflikt: zajączkami po oczach.
Proponuję wrócić do tej dyskusji, gdy zmieni się aktualna wersja oficjalna („brzoza leżała już przed katastrofą”) tak jak zmieniła się wersja oficjalna ze stycznia br. („brzoza stała jeszcze po katastrofie” ). A że się zmieni, to wam gwarantuję – i o tym był mój komentarz, a nie o geodezji.
OdpowiedzUsuń@MCz
OdpowiedzUsuńObawiam się, iż nie bierze Pan pod uwagę pewnej przesłanki (poszlaki) metanaukowej:
Gdyby to ta brzoza miała fatalny kontakt z samolotem, to razem z najdrobniejszymi korzeniami i liśćmi od dawna leżałaby w sejfie na Łubiance, albo tam, gdzie oni zabezpieczają prawdziwe dowody rzeczowe.
Brzóz u nich dostatek. Pozostawienie jakiejś brzozy (czy kawałka) na działce Bodina, czy gdzie tam, oznacza, iż to, co pozostawiono nie jest zakwalifikowane do materiału dowodowego w prawdziwej sprawie prowadzonej przez właściwe organy Rosji.
W tej sytuacji, choćby on nie chciał i bez względu na ewentualne błędy, najbliższy prawdy jest jednak prof. Cieszewski.
MCz
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, czemu tak powaznie zajmujesz sie gdzie stoi brzoza, ktora Rosjanie wytypowali jako przyczyne katastrofy?
Komisja Macierewicza nie zjamuje sie polozeniem brzozy ale jej mozliwosciami, bo tylko tyle moze zrobic by udowodnic, ze ta brzoza mogalby rownie dobrze stac u mnie w ogrodzie. Informacja o katastrofie nie powinna sie skupiac na tym co nam podaja Rosjanie i polska rzadowa komisja ale na tym czy jest mozliwa taka wersja wydarzen. A ty biegasz i mierzysz i wypinasz piers do orderow za obalanie wyliczen.
@Ponponka1
OdpowiedzUsuńCzachor nie wypina piersi do orderów. Nie musi. On już ma wszystkie, jakie mógł w życiu dostać. Jako ekspert Zespołu Macierewicza, człowiek porządny uczciwy i poważny dyskutuje na temat tez, które przedstawił Chris Cieszewski. Może, a nawet powinien, to robić.
@toyah
OdpowiedzUsuńpiszesz:
[prof. Czachor] Jako ekspert Zespołu Macierewicza, człowiek porządny uczciwy i poważny dyskutuje na temat tez, które przedstawił Chris Cieszewski. Może, a nawet powinien, to robić.
Ależ tak! A ja z ulgą przyjmuję Twoje zapewnienie, że jest porządnym człowiekiem. Do czego doszliśmy, że tytuł nie wystarcza!
Ale, ze względu na zasięg, charakter oraz sposób zarządzania sprawą smoleńską przez państwo (rosyjskie i polskie), także naukowe rozważania muszą być prowadzone publicznie, niczym pokaz na jarmarku, a nie w wieży z kości słoniowej.
Inaczej mówiąc, demonstrator oświadcza jakąś teorię i podstawy jej twierdzenia (dowodu nie musi). Publiczność może przyjąć, albo nie i w obu przypadkach też nie musi nic udowodniać. W tym znaczeniu odbiór teorii następuje poniekąd „na wiarę”. Zelotom „formalnej” konieczności jednoczesnego dowodu można podsunąć przykłady nawet największych z badaczy, których teorie dopiero oczekiwały na dowód, najczęściej przeprowadzony przez innych.
W tym znaczeniu, kto w dobrej wierze zajmuje się teorią prof. Cieszewskiego, powinien poszukiwać dowodu na nią, a nie kierunkowo przeciwko niej. Inaczej powstaje tylko zamieszanie. Dowód przeciwko może powstać nie z założenia badawczego, ale jako ewentualny rezultat niepowodzenia badawczego. Teoria przeciw teorii to magiel, a nie nauka.
Ja nie krytykuję prof. Czachora. W każdej wypowiedzi staram się okazać mu szacunek. Chodzi mi o pewną zagadkowość i nieoznaczoność jego wypowiedzi, którą zresztą w danych okolicznościach (potrzeba osobistego bezpieczeństwa) rozumiem. Żeby wyjaśnić, zwrócę uwagę na jego puentującą wypowiedź (5 grudnia 23:56):
Proponuję wrócić do tej dyskusji, gdy zmieni się aktualna wersja oficjalna („brzoza leżała już przed katastrofą”) tak jak zmieniła się wersja oficjalna ze stycznia br. („brzoza stała jeszcze po katastrofie”). A że się zmieni, to wam gwarantuję
Mowa tu o wersjach (teoriach). Gdy głębiej się zastanowić, prof. Czachor mówi tutaj o odczytywaniu inscenizacji brzozowych. Raz takie, raz inne odczytanie, a będzie jeszcze inne. No pewnie, że będzie! Każde odczytanie inscenizacji jest bowiem jakoś uprawnione. Odczytujący mówi co odczytał, a inni, że odczytują co innego. Zatem wynika tylko rewia teorii. A skoro kłótnia przebiega między teoriami, to wychodzi magiel. W ten sposób, cel „zarządzania” Smoleńskiem jest tymczasem osiągany.
Naukową rewię teorii można akceptować, gdybyśmy (np.) dyskutowali o treści worka pełnego węzełków kipu a nie mieli szansy znalezienia odpowiedniego „węzełka z Rosetty”. Ale tutaj zrozumiałych dowodów rzeczowych powinno być milion. Powinny być nie tylko liczne, ale nawzajem spójne i wiarygodne co do pochodzenia. Gdzie są? Nie ma! Dotychczas zaoferowano nam wyłącznie wielorakie inscenizacje (nie wyłączając FYM-owych i innych filmowych).
O tym, czy brzoza (która!) uderzyła w samolot, albo on w nią, powinny przesądzić dowody wyłącznie rzeczowe a nie jakieś teorie.
Elementarzem postępowania śledczego, a już rosyjskiego na pewno, jest zabezpieczenie sobie monopolu dyspozycji wszystkimi dowodami rzeczowymi. Teoretycy mogą sobie wybić z głowy, że cokolwiek odpowiedzialnego za strącenie samolotu pozostawione jest do ich nieuprawnionego oglądania. Tym samym niezależnego dowodu na żadną z teorii nie będzie (łącznie z teorią Anodiny-Millera), a coraz to nowe teorie będą się pojawiać. W tym względzie popieram prof. Czachora.
Co zaś dotyczy propozycji badań geodezyjnych, to ja tutaj stawiam prywatną teorię, że tam nawet osnowa geodezyjna dzisiaj inaczej wygląda.
Teoria prof. Cieszewskiego ma przynajmniej tę obiektywną wartość, że – choćby materialnie prawdziwa nie była - zmusza do poszukiwania prawdy materialnej zamiast zadowalania się prawdą formalną od Anodiny, czy Millera.
W cywilizacji łacińskiej podstawą poszukiwania prawdy jest pytanie: „co się dzieje i dlaczego?” Upadek świata nauki najbardziej widać po uchylaniu się od tego pytania. Za to też Tusk odpowiada solidarnie ze zhołdowaną częścią „profesury”.
Te ordrery to taki przytyk a nie ze naprawde to robi :) mi chodzi tylko i az, ze ta polozenie brzozy nie ma znaczenia. Bo ta brzoza to czyste klamstwo i zarazem test ile osob, o dziwo, nawet z wyksztalceniem technicznym, to przyjmie. A przyjmuja bo strach przed prawda nie da om spac.
OdpowiedzUsuń@orjan
OdpowiedzUsuńJa z nim nie mam ochoty się spierać. Zwłaszcza że jego znam, a Cieszewskiego nie. Zadaję tylko pytania o to, co zrobimy, jeśli się okaże, że Cieszewski plecie ewidentne bzdury, a Systemowi bardzo pasuje, żeby ich nie prostować.
@Ponponka1
OdpowiedzUsuńCieszewski twierdzi, że brzoza była złamana przed 10 kwietnia, podczas gdy Czachor uważa, że Cieszewski plecie, i, że co najgorsze, musi wiedzieć, że plecie. I to jest problem dla nas wszystkich. Już zupełnie niezależnie od całej reszty.
@toyah
OdpowiedzUsuń... co zrobimy, jeśli się okaże, że Cieszewski plecie ewidentne bzdury
To może się bezspornie okazać wtedy i tylko wtedy, gdy prawdziwe dowody rzeczowe zostaną nam wydane do niezależnych badań.
Tak więc z prof. Cieszewskiego jest / będzie pożytek, choćby teraz nie miał racji.
W tym też i nasza racja, aby jego teorii tak sobie nie skreślać. Zwłaszcza za pomocą magla innych teorii.
W obrocie naukowymi teoriami brak dowodów materialnych wcale nie przeszkadza. Popatrz na teorię Darwina.
Nie ma też sprzeczności między tymi "wersjami", które tu zestawił prof. Czachor:
- Wcześniejsza (w upr. Biniendy) mówi: brzoza, obojętnie która z tamtejszych, nie mogła urwać skrzydła.
- Późniejsza (w upr. Cieszewskiego) mówi: ta brzoza, co podobno urwała, wcześniej się złamała.
Gdzie tu sprzeczność?
A dlaczego przez rok jeszcze?
OdpowiedzUsuń@adorin
OdpowiedzUsuńBo za rok, nie będę musiał stać z tą czapką. I śpiewać. Za rok, będę mógł to robić z czystej potrzeby serca.
Thx.
UsuńCzekam na Twoja angielska ksiazke. Bo lubie angielski.
Thx
UsuńA ja czekam na Twoja ksiazke angielska. Bo lubie angielski no i na rzeczywistosc nie ma sie co obrazac.
cyt.
OdpowiedzUsuń...
Jak słyszałem wielokrotnie z ust najróżniejszych przedstawicieli Zespołu Antoniego Macierewicza, oni są w każdej
chwili gotowi na debatę ze stroną reprezentującą reżim. Słyszałem też z ust samego Chrisa Cieszewskiego, że on też
bardzo chętnie weźmie udział w dyskusji na temat swoich wyliczeń. Więcej: on wręcz apelował o to, by zjawił się
ktoś, kto mu wskaże błąd w jego rozumowaniu, bo dla niego, jako dla naukowca, sprawa własnej wiarygodności jest
rzeczą szczególnie istotną. Jak wiemy, nie zgłosił się nikt.
Nareszcie ktoś o tym przypomniał. Dzięki Toyah. Na chwile odzyskałem wiarę w ludzi. Natomiast słowa
...myli się w sposób na tyle „oczywisty”, że on sam zapewne dobrze wie, że to co wyprodukował, to humbug
... kłamie, ...plecie, ...kłamstwo ukrywa, ...oszustwo, ...działający zgodnie z jakąś
nieznaną mi instrukcją... - to dla mnie horror.
Jestem pasjonatem metody prof. Cieszewskiego jego stylu pracy i chociaż chwilami wątpiłem, teraz
uważam że w kwestii brzozy się raczej nie pomylił i mimo to trudno by mi było powiedzieć o jakimś profesorze
czy kimś innym kto inaczej uważa, że kłamie czy plecie. Sprawa bowiem jest bardzo trudna i na pewien sposób
niesamowita, zagadkowa w wielu aspektach i łatwo można zabrnąć gdzieś... coś przeoczyć,
zwłaszcza w takiej atmosferze linczu medialnego, wyśmiewania, kpienia i wzajemnej wrogości.