niedziela, 8 grudnia 2024

O tym co Żydzi z rąk wypuścili

         Był kiedyś taki dowcip. Spotyka rabin księdza i pyta:

         - Panie ksiądz, czy to prawda, że Jezus był Żydem?

         - Tak, - odpowiada ksiądz.

         - A Matka Boska, Maryja, czy ona też była Żydówką.

         - No tak, - mówi ksiądz.

         - No a ten Józef, cieśla, to on też Żyd?

         - No patrz pan, jaki my to interes z rąk wypuściliśmy.

         Ja ten  żart tak dobrze pamiętam, bo raz, że mnie on rozbawił, a dwa, że to w sumie było nie tak dawno temu. A zatem nie upłynęło wiele lat, jak Żydzi postanowili się jednak, niemal rzutem na taśmę, za temat wziąć. Otóż obejrzałem wczoraj na Netflixie film zatytułowany „Mary” i jestem pod wrażeniem podwójnym. Przede wszystkim uważam, że od strony realizatorskiej, aktorskiej i po prostu filmowej, bardzo dobry. Obejrzałem więc go, jak to mówią, na jednym wdechu. Drugie jednak wrażenie, jakie on na mnie zrobił bierze się stąd, że przez cały ten film widać jak na dłoni, że oni chcą do sprawy wrócić i to z jednoznacznie złymi intencjami. Tam jest bardzo dużo elementów, które warto by było opisać i skomentować, ale ja tu może wymienię kilka tych podstawowych, ktore powinny nam wystarczyć.

      Otóż mamy okrutnego Heroda, zdziadziałego psychopatę i sadystę, który jest tak psychopatyczny i okrutny, że chyba aż trzy razy słyszymy opinię, że on nie może być Żyden, ale zwyczajnie Rzymianinem. I to by się zresztą zgadzało. Ta sugestia wprawdzie nie pada, ale ze strojów w jakie jest ubrane jego wojsko wynika bardzo wyraźnie, że ci żołnierze, to ewidentni Rzymianie, a on nimi kręci, jak tylko chce. Wygląda na to, że – to już tak pewnie na wszelki wypadek – gdyby się miało okazać, że Herod to jednak Żyd, on tych dzieci nie każe wymordować, ale zaledwie odebrać matkom i przynieś ich w koszykach do poałacu, a on tam już sprawdzi, który to ten niby Mesjasz. W tym filmie praktycznie nie ma złych Żydów, czy to w świątyni i w jej okolicach, czy to w Betlejem, gdy Maryja z Józefem i Dzieckiem przyjeżdżają i proszą o nocleg. Oczywiście, jest tam tłum ludzi, wszystkie drzwi zamknięte, ale to wyłącznie przez to, że gruchnęła wieś, że ma się narodzić Mesjasz Zbawiciel i wszyscy ci ludzie tłoczą się tam, czuwając i wypatrując zapowiedzianej gwiazdy na niebie. W ogóle jest tak, że kiedy już Jezus się rodzi, to na miejsce nie przychodzi tylko trzech króli plus paru pastuszków, ale cały tłum Żydów, żeby „powitać Pana”. Mamy tę grotę, w środku jednego konia, na którym przyjechała Święta Rodzina, a wokół groty tłum, jakby całe Betlejem przybiegło. No i wreszcie końcówka. Kiedy już jest po wszystkim, Maryja z Józefem i z Dzieckiem wracają triumfalnie do Jerozolimy, tam zostają przyjęci przez kapłanów i wszystko kończy się jak najbardziej szczęśliwie. Zupełnie jak w Ewangeliach. Przynajmniej na tym etapie, bo aneksu autorzy filmu nie dokręcili.

      Ale jest jeszcze coś, co robi naprawdę wrażenie potężne. Otóż jest Lucyfer, który jest tak straszny, niemal jak pamiętny Diabeł z „Pasji” Gibsona. I tego akurat nie potrafię zrozumieć. Ciekawe co Żyd miał na myśli. Bardzo ciekawe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Co mamy z Tomasza Sakiewicza?

         Ponieważ nie było akurat piłki nożnej, włączyłem sobie wczoraj wieczorem telewizję Republika i trafiłem na sam początek ichniejszej...