Od dłuższego czasu staram się tu unikać
tematów, które i bez mojego łaskawego udziału dobrze sobie radzą w publicznej
przestrzeni, a już zwłaszcza takich które dotyczą wystąpień osób, o których
istnieniu wolałbym nigdy nawet nie wiedzieć. Stało się jednak ostatnio coś,
czego zingnorować nie mogłem, a co szczęśliwie zainspirowało mnie do rozważań
odpowiednio poważniejszych. By jednak właściwie zacząć dzisiejsze refleksje,
muszę przedstawić ich głównego bohatera.
Nie wiem, czy znają Państwo nazwisko
Filiks. Magdalena Filiks. Jeśli nie, to owa Filiks jest jednym z ponad stu
posłów Platformy Obywatelskiej, o której pies z kulawą nogą nigdy by nie słyszał,
gdyby nie fakt, że to ona właśnie swego czasu oddała swoje dzieci pod opiekę
pewnemu działaczowi Platformy, a przy okazji swojemu znajomemu, który zamiast
się owymi dziećmi opiekować, na zmianę albo je gwałcił, albo faszerował
narkotykami, za co aktualnie odsiaduje jakiś tam wyrok. Jak mówię, gdyby nie
owo niefortunne zdarzenie, w które najpierw została Filiks uwikłana, a
następnie, zgodnie z polityką swojej partii robiła wszystko, by to co się stało
nie ujrzało światła dziennego, o Filiks choćby pies z kulawą nogą by nie
usłyszał, a co dopiero ktoś taki jak ja. No ale usłyszałem i postanowiłem się
ową wybitną, jak się okazuje, działaczką zainteresować. Znalazłem zatem jej profil
na Twitterze, sprawdziłem jej jak najbardziej partyjnie poprawną aktywność,
przy czym nie mogłem nie zauważyć, że jeśli po ujawnieniu nieszczęścia, jakie
spotkało ją i jej rodzinę, on na dobrych kilka dni praktycznie zamilkła, to
tylko po to, by po ogarnięciu sprawy zaktywizować się w sposób wręcz
zaskakujący. Dziś częstotliwość, z jaką Filiks się publicznie udziela, a
jednocześnie agresywność owych wystąpień, są iście porażające.
I oto parę dni temu, zamieściła ona na
wspomnianym Twitterze zdjęcie przyłapanej podczas spaceru Janiny Goss, dobrej
znajomej Jarosława Kaczyńskiego, a jednocześnie świeżo mianowanego członka
zarządu Orlenu, i dodała do tego obrazka wręcz wulgarnie złośliwy komentarz
dotyczący wieku pani Goss, na co ja zasugerowałem Filiks, by może zamiast się
popisywać swoim chamstwem, zajęła się swoimi dziećmi, gdyż te, pozostawione bez
opieki, mogą znów wpaść z łapy jakiegoś zboczeńca. Proszę więc teraz sobie
wyobrazić, że na ową życzliwą radę, posłanka Filiks zareagowała taką złością,
że zapowiedziała skierowanie „sprawy” do obsługującej ją kancelarii, by się
dalej mną już zajęły odpowiednie służby.
I tu, proszę sobie wyobrazić, pojawiło się coś jeszcze ciekawszego. Oto tweet posłanki Filiks polubił wspomniany przez nią prawnik, niejaki Bartek Piotrowski tu z Katowic, przedstawiający się na wspomnianym Twitterze informacją „JEŻECH ZE ŚLŌNSKA” i dopiskiem „#PADisBAD”, plus informacja dodatkowa „Adwokat, Europejczyk, Polak, Ślązak. Członek Naczelnej Rady Adwokackiej”, co, jak rozumiem z jednej strony stanowi wyraźną polityczną deklarację, ale przede wszystkim oczywiste przyłączenie się do gróżb Filiks.
W swojej internetowej karierze, przed wystąpienieniem Filiks i jej prawnika, podobne groźby spotkały mnie dwukrotnie. Pierwszy raz jeszcze w dawnych czasach Salonu24, kiedy to krakowski dziennikarz Jerzy Skoczylas zażądał ode mnie przesłania mu swoich osobistych danych w celu umożliwienia mu złożenia pozwu za nazwanie go „bucem”, co podobno w Krakowie jest przyjmowane bardzo źle, a drugi raz ze strony organizatorów satanistycznego festiwalu Unsound, z tym że ci dodatkowo jeszcze, całkowicie pozaprawnie, zażyczyli sobie bym na konto jakiejś fundacji, jak się okazuje, imienia ks. Józefa Tischnera wpłacił 12 tys. złotych. Filiks z mecenasem Bartkiem to już trzeci tego rodzaju wybryk, a ja się już tylko zastanawiam, co tymi ludźmi kieruje, poza oczywistym obłąkaniem.
I oto, wczoraj właśnie, dzień po
groźbach Filiks, portal i.pl przekazał informację o wpłatach jakich politycy
Platformy Obywatelskiej i ich rodziny dokonywali na fundusz wyborczy swojej
partii. Bardzo proszę najpierw rzucić okiem na fundusz senacki:
„Rekordzistami,
jeśli chodzi o wysokość darowizny na Fundusz Wyborczy, jest Marek
Plura oraz Jolanta Hibner – oboje uiścili na rzecz Funduszu
Wyborczego Platformy Obywatelskiej w 2019 roku po 56 tysięcy 250 złotych.
Drugi pod względem hojności okazał się być Jacek Bury, który na cele
kampanijne podarował 47 tysięcy złotych. Trzecie miejsce na podium
zajmuje Kazimierz Ujazdowski, który we własnym imieniu wpłacił na rzecz
Funduszu 43 tysiące złotych. Wpłatami równymi lub przekraczającymi 30
tysięcy złotych mogą pochwalić się Artur Dunin, Andrzej
Kobiak i Tomasz Grodzki, którzy wpłacili kolejno 35 500, 35 000
i 30 000 złotych”.
A teraz Sejm:
Jagna Marczułajtis-Walczak, 8 wpłat w sumie na 56 250 złotych, okręg 14 (Nowy Sącz); 1 miejsce na liście,
Dariusz Rosati – 1 wpłata na 56 250 złotych; okręg 19 (Warszawa); 3 miejsce na liście;
Krystyna
Skowrońska - 4 wpłaty, w sumie na 56 000 złotych, okręg 23 (Rzeszów), 3
miejsce na liście;
Adam
Cyrański – 1 wpłata na 56 000 złotych, okręg 33 (Kielce); 2 miejsce na
liście;
Bogusław
Sonik – 2 wpłaty w sumie na 55 000 złotych, okręg 8 (Kraków); 8 miejsce na
liście;
Jacek
Protas – 5 wpłat, w sumie na 53 450 złotych, okręg 34 (Elbląg); 1 miejsce
na liście;
Rafał
Grupiński – 3 wpłaty, w sumie na 50 000 złotych, okręg 39 (Poznań); 2
miejsce na liście;
Jan
Grabiec- 2 wpłaty w sumie na 50 000 złotych; okręg 20 (Warszawa II); 1 miejsce
na liście.
Roman
Kosecki - 13 tys. zł
Zbigniew
Niemczycki - 20 tys. zł
Ja zdaję sobie sprawę, że wśród
czytelników tego bloga jest wiele osób, u których suma 20 tys. czy nawet 50
tys. nie wywołuje żadnych emocji, z mojego punktu widzenia jest to jest jednak
coś. Popatrzmy więc na rodziny owych darczyńców. Jak oni sobie poradzili z
nieprzekraczaniem przepisowych 56 250 tys. zł.:
Wśród
darczyńców Funduszu próżno szukać Krzysztofa Brejzy, ale już Dorota
Brejza z Inowrocławia (okręg wyborczy senatora) zasiliła Fundusz Platformy
Obywatelskiej dwiema wpłatami opiewającymi w sumie na 55 tysięcy złotych.
Podobnie rzecz się ma z senatorem Marcinem Bosackim z okręgu
poznańskiego. Chociaż sam znajduje się na liście darczyńców Platformy
Obywatelskiej (zasilił partię trzema wpłatami na kwotę w sumie 18 750 złotych),
figuruje tam również Katarzyna Bosacka, która w celach kampanijnych
przekazała Platformie w sumie 56 250 złotych.
Poseł Sławomir
Piechota, startujący w wyborach parlamentarnych do Sejmu w 2019 roku
z 4 miejsca na liście w okręgu wrocławskim, również nie wpłacił nic na Fundusz
Wyborczy pod własnym imieniem. Natomiast na Fundusz Wyborczy 42 800 złotych w
czterech rzutach wpłaciła Elżbieta Piechota z Wrocławia, która według
danych z KRS związana była z przedsiębiorstwem Impel. Jak czytamy w biogramie
posła Piechoty w portalu mamprawowiedziec.pl, w latach 2002 – 2004 pracował
jako dyrektor departamentu prawnego w przedsiębiorstwie Impel.
Kolejnym
takim przypadkiem jest Michał Krawczyk z Lublina. Chociaż sam nie
wpłacił nic na Fundusz Wyborczy PO, to już Stanisław Krawczyk z
Lublina uiścił w trzech wpłatach w sumie 43 500 złotych na rzecz kampanii
wyborczej. Zgodnie z danymi w BIP, Stanisław Krawczyk jest ojcem posła
Krawczyka.
Jednym z
posłów, którego duże zaangażowanie finansowe nie budzi żadnych wątpliwości,
jest Dariusz Rosati. Fundusz Wyborczy Platformy Obywatelskiej wspomógł
szczodrą darowizną w jednorazowej kwocie 56 250 złotych. W jego ślady poszła
Teresa Rosati, znana projektantka mody, wysupławszy na cele wyborcze
analogiczną kwotę, uiszczoną w dwóch wpłatach. Polityczny front Platformy
Obywatelskiej wsparł również Marcin Rosati, który zasilił budżet wyborczy
kwotą 40 tysięcy złotych.
Jacek
Bury, który we własnym imieniu dokonał hojnej darowizny, nie pozostał bez
wsparcia Urszuli Bury, która Fundusz Wyborczy dotowała kwotą 43 500 złotych. W
sumie ich udział w finansowy w Funduszu wyniósł 90 tysięcy złotych.
Również Jarosław
Wałęsa, syn byłego prezydenta Lecha Wałęsy, mógł liczyć na wsparcie rodziny.
Kandydat do Sejmu w okręgu 25 (Gdańsk), startujący z 2 miejsca na liście,
wpłacił na rzecz Funduszu Wyborczego 40 000 złotych. Danuta Wałęsa dorzuciła
się do zbiórki kwotą 45 000 złotych, a Lech Wałęsa, wpłacił na cele
kampanijne 30 000 złotych.
Poseł Małgorzata
Janyska, „jedynka” w okręgu 38, który obejmował Piłę, na Fundusz Wyborczy nie
wpłaciła nic, ale już Andrzej i Maria Janyscy z położonego nieopodal Piły
Czarnkowa przeznaczyli na kampanię po 20 i 29 tysięcy złotych.
W ten
sposób kilka osób o nazwisku Arłukowicz zasiliło budżet wyborczy w sumie 130
tysiącami złotych. Danuta Arłukowicz, uiściła na ten cel 45 000 złotych. Edyta
– 55 000 złotych. Zygmunt Arłukowicz dofinansował wyborcze przedsięwzięcia
kwotą 30 000 złotych. Sam Bartosz Arłukowicz nie figuruje na liście darczyńców.
Była
premier, a dziś europoseł Ewa Kopacz przeznaczyła na Fundusz Wyborczy
18 000 złotych. Z kolei Katarzyna Kopacz-Petranyuk, była bardziej szczodra: na
cele wyborcze wpłaciła 40 tysięcy złotych.
Próżno
szukać na liście darczyńców europoseł Elżbiety Łukacijewskiej. Szukając
pod tym nazwiskiem można jednak znaleźć informację, że Grzegorz Łukacijewski,
zasilił Fundusz Wyborczy kwotą 50 tysięcy złotych, a Gabriela – sumą 20 tysięcy.
Kolejny z
europosłów, Jan Olbrycht, również wykazał się szczodrością. Na rzecz
Funduszu Wyborczego wpłacił 56 000 złotych. Chociaż o życiu prywatnym europosła
trudno znaleźć jakiekolwiek informacje, zastanawia zbieżność nazwisk na liście
darczyńców: Anna Olbrycht wpłaciła na rzecz Funduszu 20 000 złotych, a
Katarzyna Olbrycht – 30 000 złotych.
Radosław
Sikorski również wsparł finansowo starania Platformy Obywatelskiej w
wyborach w 2019 roku. Ze swojej strony uiścił 56 000 złotych na rzecz Funduszu
Wyborczego. Jego syn Alexander zasilił budżet wyborczy 30 000 złotych.
Zastanawia zbieżność nazwisk - na liście obok nich figuruje jeszcze Magdalena
Sikorska, która dorzuciła się do przedsięwzięcia datkiem w postaci 20 000
złotych.
Pozostali
trzej europosłowie – Jerzy Buzek, Andrzej Halicki i Tomasz
Frankowski – dokonywali wpłat we własnym imieniu. Jerzy Buzek w dwóch
wpłatach przeznaczył na cele kampanijne w sumie 56 250 złotych. Tomasz
Frankowski, niegdyś legendarny napastnik i czterokrotny król strzelców polskiej
ekstraklasy, a dziś czynny polityk, na Fundusz Wyborczy wpłacił 50 tysięcy
złotych. Andrzej Halicki ograniczył się do darowizny w postaci 12 000 złotych”.
Zdaję sobie sprawę, że zwłaszcza ten
ostatni zestaw był być może trudny do zniesienia, jestem jednak jednocześnie
przekonany, że on się tu pojawił z pożytkiem dla dobra wspólnego, a poza tym
tworzy mi on znakomity wręcz epilog dla dzisiejszych wynurzeń. Otóż, w moim
osobistym odczuciu, nic tak dobrze jak owa, skromna tak naprawdę na tle tego
wszystkiego co nas dziś dręczy, informacja wyjaśnia nam sens całego nieszczęścia,
które nas tak osobiście dotyka, a tu też mam na myśli rodzinne przypadki
posłanki Filiks, które nagle stają się całkowicie pozbawione znaczenia. Wszystko
bowiem wskazuje na to, że za owym szaleństwem nie stoi nic innego jak tylko pieniądz,
który gdy się kończy, albo gdy pojawiają się pierwsze wskazówki, że koniec już
za progiem, staje się całym sensem życia, a jeśli owego sensu zabraknie, to pozostaje
już tylko owa pamiętna gałąź.
Gdy piszę ten tekst jest piętnaście
minut po północy, a więc mój jak najbardziej naturalny czas. Nie zaglądam oczywiście
na Twittera, a zatem też nie wiem, co słychać u pani poseł Filiks, ani też u mecenasa
Piotrowskiego, którzy jeszcze wczoraj o tej porze byli jak najbardziej na
nogach. Wiem natomiast, że i ona i on mają w głowie wyłącznie jedną myśl: co
zrobić by przeżyć, zwłaszcza w sytuacji gdy, jak wiele na to wskazuje, lepiej
już nie będzie. Zbyt wiele bowiem zostało zainwestowane w projekt, który tak
niefortunnie wydał im się interesujący, by teraz iść spokojnie spać.
Zaciekawiło mnie czy oni mają sztandar i jak on wygląda. Być może nadarzy się sposobność żeby go raz zobaczyć?
OdpowiedzUsuń