W poprzednim tekście, zakładając dość mało
przecież prawdopodobną opcję, że polska reprezentacja pokona na mistrzostwach w
Katarze Francję, wyraziłem przekonanie, że jeśli się tak stanie, to cały, znany
nam tu tak dobrze, antypolski kompleks eksploduje z podwójną mocą i okaże się, że
nie mamy się z czego cieszyć, bo i tak jesteśmy do dupy i nasze miejsce jest,
jak tej lichej pannie na wydaniu, w kącie. Polska przegrała i wydawało się, że
przez samą tę porażkę, odetchniemy na chwilę od owego zalewu medialnych tytułów,
informujących z ową przedziwną wyższością, jak to cała Francja, Niemcy, Hiszpania
i Brazylia się z nas śmieją. Tymczasem stało się tak, że piłkarze, choć owszem
przegrali, to jednak po ambitnej i miejscami całkiem dobrej grze i w tym
momencie się okazało, że tego i tak jest za dużo.
Jak wiemy, a szczególnie osoby raczej już
starsze, sport zawsze był traktowany przez państwa jako paliwo polityczne.
Widzieliśmy to przez wiele ostatnich lat choćby w Rosji, natomiast w dawnych
czasach PRL-owskich ów standard również obowiązywał jak najbardziej. Każdy
polski sukces, a czym bardziej spektakularny, tym bardziej, był niezmiennie
odtrąbiany jako przede wszystkim sukces władzy. Ale tak nie tylko się działo w
Polsce i w krajach tak zwnej demokracji ludowej. Różnica była tylko taka, że tu
traktowano owe zwycięstwa jako sukces komunistycznej władzy, a tam – w Londynie,
Paryżu, Rzymie czy w Bonn – sukces państwa i narodu. Było jak było i tak jest
tu i ówdzie nadal, a gdy chodzi akurat o Polskę, to choć z satysfakcją widzę,
że polski rząd stara się nasze ewentualne sukcesy sportowe przekładać na sukces
Polski, to wciąż, z naszą pozycją obciążoną tak bardzo złą przeszłością, no i – co nie
mniej ważne – toczącą się straszną agresją przeciwko Polsce ze strony Unii
Europejskiej i kolaborujących z nią osób i oraganizacji tu na miejscu, rząd,
siłą rzeczy, stara się przedstawiać każdy sportowy sukces jako sukces władzy, której
oczywistym celem jest to, by Polska zajęła ostatecznie należne jej miejsce
przynajmniej tu w Europie. I stąd między innymi tak widoczne zaangażowanie w
mistrzostwa w Katarze Premiera, Prezydenta i propaństwowych mediów z publiczną
telewizją na czele.
Ale stąd też, jak możemy dziś wszyscy
zauważyć, ów atak ze strony środowisk antypolskich już nie tylko na polskich
piłkarzy, ale również na trenera, Związek, a nawet Premiera, który bezczelnie
zaangażował się w równie bezczelną propagandę, mającą na celu stworzenia sobie
kolejnego przyczółka przed przyszłorocznymi wyborami do parlamentu. Oto niemal
w ten sam dzień, gdy Polacy przegrali mecz z Francją, dowiedzieliśmy się z
niesławnego portalu sport.pl, że Robert Lewandowski i paru innych piłkarzy „odmówili
powrotu do kraju rządowym samolotem”. Nieważne, że oni i ich rodziny, chcąc
wykorzystać czas przed startem rozgrywek ligowych, postanowili od razu z Dohy
pojechać na wakacje i polski samolot nie był im do tego potrzebny, zwłaszcza
że, jak słyszymy, zwyczajowe powitanie piłkarzy w Warszawie w ogóle nie było
planowane. Mało tego. Niemal w tym samym czasie pojawiła się kolejna informacja,
że premier Morawiecki, jeszcze na spotkaniu przed mistrzostwami, obiecał
piłkarzom 30 milionów złotych za wyjście z grupy. I tu również nieważne, że nie
piłkarzom, tylko specjalnie powołanej fundacji, z przeznaczeniem na rozwój
polskiej piłki nożnej. Ale i tego mało. Już chwilę później pojawiły się
komentarze związane z wypowiedzią Lewandowskiego, że on liczy w przyszłości na
bardziej radosny futbol, gdzie próbowano nam wmówić, że w ten oto sposób
piłkarz wypowiedział posłuszeństwo trenerowi. No i nie trzeba było już dłużej
czekać na doniesienia, wszystkie z
zastrzeżeniami typu „jak się dowiadujemy”, że podczas wspomnianego spotkania z Morawieckim
doszło do awantury między piłkarzami, trenerem, a Premierem, w sprawie podziału
owych 30 milionów. Nie należy przy tym zapomnieć, że to wszystko jak
najbardziej na tle zwyczajowych informacji że niemiecki były piłkarz Lothar
Matthaus w wypowiedzi dla onetowskiego „Przeglądu Sportowego” wyszydził
polskich piłkarzy. Lothar Matthaus, piłkarz, którego Niemcy przegrali na tych
mistrzostwach wszystko co było do przegrania.
I można by było machnąć na to wszystko
ręką, gdyby nie fakt, że gdy dziś zaglądamy do komentarzy w Internecie, ich ogólny
ton jest w całości oparty na wspomnianych kłamstwach i z satysfakcji, że przynajmniej
w ostatnim swoim meczu Polacy się nie zhańbili, nie zostało już nic, a ostatecznym
efektem tego przekrętu jest przekonanie, że ani nie potrafimy grać, ani się zachować,
ani w ogóle funkcjonować we współczesnym świecie, no i jeszcze przy tej swojej
nędzy uważamy, że nam się coś należy. Gówno. Nic się nam nie należy. Jesteśmy jak ta brzydka panna na wydaniu prof. Bartoszewskiego i tak ma zostać. Na zawsze.
Proszę, nie dajmy sobą tak fatalnie
kręcić.
PS. Już po napisaniu tego tekstu media poinformowały, że Robert Lewandowski odmówił spotkania z premierem Morawieckim. Ciekawe dlaczego. Czy poszło o to, że spudłował pierwszego karnego w meczu z Francją i jest mu wstyd? A może o to Morawiecki coś brzydko w związku z tym o nim powiedział i nasz napastnik się obraził? Czy może on miał chrapkę na te pięć baniek premii, by mieć dzięki temu równe pół miliarda, i jest rozżalony. No a może wreszcie – oj, chyba tak – to jest protest Roberta przeciwko gwałceniu w Polsce wolności sądów? Wygląda na to, że poza mną nikogo to nie interesuje.
Parafrazując klasyka:
OdpowiedzUsuńCóż może człowiek zrobić wobec tak bezgranicznej nienawiści.
Ad. Post Scriptum
OdpowiedzUsuńŻeby nie okazało się, że jedyną osobą której zależało na wysławieniu Polski w świecie był Premier i jeszcze odbije się to wszystko na nim.
Sprawa widać jest rozwojowa.