Podczas zwykłego porannego przeglądania
informacji dnia, trafiłem na jedną, która zainteresowała mnie może nieco
bardziej niż inne, tę mianowicie, że rządowa od czasu powołania jej do życia
przez pamiętnego płk. Kwiatkowskiego, grupa badawcza CBOS opublikowała
najnowszy sondaż. Z sondażu owego wynika, że gdyby wybory parlamentarne odbyły
się w minioną niedzielę, udział w nich wzięłoby 82 procent Polaków i wygrałaby
je zdecydowanie Koalicja Obywatelska, uzyskując niezmienne 29 procent głosów.
PiS-owi natomiast od początku roku poparcie spadło o 6 procent i, jak należy
się spodziewać, drzwi prowadzące do ostatecznej likwidacji nazistowskiej
prawicy w Polsce uchylają się stopniowo i nieodwołalnie. Ponieważ już parę razy
wcześniej zastanawiałem się nad losem CBOS-u, sięgnąłem głębiej i znalazłem
wiadomość, że jeszcze w grudniu ubiegłego roku nowa władza na miejsce
wieloletniej dyrektor ośrodka, prof. Mirosławy Grabowskiej powołała naukowczynię,
politolożkę i habilitowaną doktorkę Ewę Marciniak i to ona właśnie będzie teraz
dbała o nasz obywatelski komfort.
W czym rzecz? Czemu mnie to wydarzenie
aż tak zainteresowało. Otóż, wbrew temu co by się mogło wydawać, nie ze względu
na Marciniak, ale Grabowską, no i... Beatę Michniewicz z radiowej Trójki. Jak
pewnie wielu z nas pamięta, kiedy po roku 2015 Prawo i Sprawiedliwości zmieniło
władze radia i telewizji, z paroma niezbędnymi zupełnie wyjątkami, nie usunęło
nikogo. Jeśli tam nastąpił jakikolwiek ruch, to wyłącznie spowodowany
całkowicie dobrowolnym złożeniem wypowiedzeń przez znaczną część popularnych
dziennikarzy, w proteście przeciwko tzw. przejęciu mediów przez PiS. Beata
Michniewicz, a więc osoba, która pracowała w radio ponad 40 lat nie odeszła i
włos jej z głowy nie spadł. Czy ona stała się pracownikiem rządu? Z tego co
wiem, w żaden sposób. Ona wciąż była tą samą Beatą Michniewicz, a dziś wszystko
wskazuje na to, że wyleciała tylko za to, że w 2015 nie przyłączyła się do
bojkotu.
Dziś zwolniono prof. Grabowską, która
pozostawała dyrektorem CBOS-u od roku 2008 i przez te wszystkie lata, w tym
osiem pod władzą PiS-u, nikt marnego słowa jej nie powiedział. A sam pamiętam, jak ówczesna opozycja wręcz błagała Prezesa, by ową „wybitną i całkowicie
niezależną naukowczynię” wywalił z firmy na twarz i zamiast niej umieścił tam
Kurskiego, czy Tomasza Sakiewicza choćby. Tak by się dopełniło...
Nic z tego. Grabowska w pełnym komforcie zawiadywała Ośrodkiem, aż do grudnia zeszłego roku. A ja się domyślam, że to co
ją zgubiło, to brak odpowiedniej czujności w momencie prawdy. Dzieci rewolucji
nie wybaczają. No ale tu oczywiście pojawiła się wspomniana Ewa Marciniak.
Dotychczas traktowałem ją tu jako osobę mniej lub bardziej anonimową, faktem
jest jednak to, że ja ją znam i pamiętam bardzo dobrze jeszcze z lata 2015
roku. Oto któregoś dnia trafiłem na nią w telewizji TVN24, gdzie zaproszona do
skomentowania słabnących notowań Platformy Obywatelskiej najpierw się
autentycznie zatkała, by po chwili nabrać oddechu i z błyskiem w oku ogłosić,
co następuje:
„Jeśli
Platforma pozwoli na to, by być tak zwanym chłopcem do bicia, czyli że
właściwie każdy w sposób niekontrolowany i wulgarny może odnosić się do
rządzącej koalicji i opinia publiczna będzie się koncentrować wyłącznie na
aferach taśmowych, czas jest stracony i niewystarczający”.
Nie wiem siłą rzeczy, jak na
przestrzeni tych lat układały się związki pani politolożki ze stacją TVN24, ale
mam wrażenie, że ona tą wypowiedzią faktycznie tam zadebiutowała, a potem już
tylko była odpowiednio przez nich eksploatowana, aż wreszcie się dochrapała.
Wpływu na rozwój wydarzeń większego niż wówczas mieć nie będzie, ale no ale
zawsze przynajmniej będzie mogła napsuć krwi tym z nas, którzy w niekontrolowany,
a niekiedy nawet wulgarny sposób będą się odnosić do jedynej prawowitej
władzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.