Gdyby ktoś myślał, że to wszystko zaczęło
się w roku 2015 albo choćby nawet w 2010, to ja chętnie przypomnę jedną ze
swoich historii, opowiedzianych tu na tym blogu znacznie, znacznie wcześniej,
gdzie to pewien mój znajomy, dawny solidarnościowiec, zapytany przeze mnie, jaki
rząd byłby jego ulubionym, odpowiedział, że jemu jest doprawdy wszystko jedno,
kto będzie w Polsce rządził, byle on miał to szczęście osobiście kopnąć w
taboret, na którym ze sznurem na szyi będzie stał Jarosław Kaczyński. To było, o
ile pamiętam w roku 2007, czyli pod koniec dwuletnich rządów koalicji PiS-u z
Romanem Giertychem i Andrzejem Lepperem, ale jak wszyscy możemy łatwo zauważyć,
nawet nie to, że dziś jest gorzej, ale że od tamtego czasu praktycznie niewiele się
zmieniło. Tyke tylko może, że owa nienawiść się mocno ugruntowała i dziś
stanowi w gruncie rzeczy potwierdzoną medycznie jednostkę chorobową.
Skąd to wiem, że mamy do czynienia z
faktycznym schorzeniem? Przede wszystkim oczywiście z codziennych obserwacji,
ale też z moich wielokrotnych rozmów ze znajomym, nadzwyczaj doświadczonym,
psychoterapeutą, który, podobnie jak ja, ze swoich obserwacji, ale też rozmów z
pacjentami, ale też z własnych badań, musiał dojść do wniosku, że wszyscy ci
ludzie, którzy dziś wciąż budzą się i zasypiają z życzeniem śmierci na ustach, są
dotknięci ciężką psychiczną chorobą. Rozmawiałem z nim ledwo co kilka dni temu
i zapytałem jak to jest, że oni wszyscy dziś, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zostało
w upokarzający sposób pokonane, a niemal jako wisienkę na torcie dostali
jeszcze cieżki nowotwór Zbigniewa Ziobro, zamiast rozsiąść się wygodnie w
fotelach i sączyć pierwszej klasy whisky, pozostają w dokładnie tej samej
furii, co przez te wszystkie minione lata. No i ów mój znajomy psychoterapeuta
odpowiedział mi, że oni już nigdy nie będą w stanie poczuć pełni szczęścia, bo
też i nie są w stanie funkcjonować bez tej swojej nienawiści, która ich
utrzymuje w postawie wyprostowanej, a jednocześnie w sposób okrutny uzależnia i
stopniowo niszczy.
Wspomniałem o chorym Zbigniewie
Ziobro. Jego choroba oczywiście daje zimną
satysfakcję wielu z nich, ale też proszę zauważyć, że w tym samym czasie
sprawia pewien kłopot. Od czasu gdy pojawiły się pierwsze informacje o tym
nieszczęściu, nie trzeba było długo czekać, by usłyszeć głosy ludzi, którzy
wpadli w autentyczną panikę, widząc że nie dość, że nie będą mieli już powodu
by dalej wbijać te szpilki w uplecione przez siebie laleczki voodoo, ale stracą
bardzo mocne wsparcie dla owej życiodajnej nienawiści. To oni nagle – proszę uprzejmie
zauważyć owo przedziwne zjawisko – zamiast cieszczyć się z tego, że owa upragniona śmierć
jest już za rogiem, zaczęli się wzajemnie przekonywać, że z tym rakiem to bujda
na resorach, a Ziobro ma się bardzo dobrze. Żyje skurwysyn, na pewno żyje i
jest zdrowy, tak jak Kaczyński, Duda i cała reszta tej szarańczy.
Dziś na Twitterze trafiłem na
absolutnie niezwykłą wypowiedź pod zamieszczonym przez wspomnianego Zbigniewa
Ziobrę podziękowaniem dla zmarłej niedawno pani doktor ze szpitala w Lublinie,
która z niezwykłą troską zajmowała się nim w najbardziej ciężkim okresie jego
choroby. Widząc prawdopodobnie, że z tym rakiem to chyba jednak prawda i na tym
dłużej się pojechać nie da, ów dziwny komentator napisał co następuje:
„Dobra
dobra. Jak by Pan kipnął to zaraz by się znalazło że tego czy tamtego nie
przewidziała i się zacznie trzepanie szpitala. Macie w tym doświadczenie.
Proszę z siebie nie robić świętego, wszyscy w Warszawie pamiętamy co Pan
wyprawiał. Wstyd”.
I to jest już jakiś postęp. Parę tygodni
temu, również w internecie, dziennikarka „Newsweeka” red. Eliza Michalik
zamieściła komentarz, w którym wyraziła absolutne przekonanie, że Zbigniew
Ziobro ma się dobrze i nic mu nie jest, a na dodatek zapewniła, że jeśli on „kipnie”,
to ona jest nawet gotowa go przeprosić. Ta wypowiedź przypominała nieco wcześniejszą,
pewnego popularnego twitterowicza, który od chorej na nowotwór dziennikarki telewizji TVP Info zażądał ujawnienia doumenatacji szpitalnej, z podobną deklaracją, że jeśli ona
mu dośle odpowiednie papiery, to ją też przeprosi. No ale tu mieliśmy do
czynienia zaledwie z dziennikarką i internetowym komentatorem. W przypadku tego
człowieka od „kipowania” jest znacznie gorzej. Oto, jak ów sam siebie
przedstawia, jest on „ortopedą chirurgiem” z prywatną praktyką i nazwiskiem dr
Maciej Miszczak, a więc kimś komu nie dość, że nie wypada być osobą
psychicznie chorą, to już na pewno chwalić się nią publicznie. No więc dziś
wydaje się, że z tym, że Zbigniew Ziobro jednak faktycznie jest ciężko chory,
będzie się trzeba pogodzić, no ale ponieważ tak się oczywiście żyć nie da, to
trzeba też będzie wbijać te szpilki w wizerunki zmarłych.
Co nam zatem ta sytuacja przekazuje?
Otóż nic wesołego, niestety. To się nigdy nie skończy. Nawet gdy wszystkie
resorty siłowe, zawiadywane przez ministrów Bodnara, Kosiniaka-Kamysza i
Kierwińskiego wszystkich nas pozabijają, a niedobitki wyślą na zaprzyjaźniony
Sybir, oni zabiorą się za swoich, i to niezależnie od tego, czy będa mieli do
czynienia ze staruszkami, czy małymi dziećmi. Tym na dodatek będą niszczyć
pluszaki i laleczki Barbie.
Nomen omen, no comments
OdpowiedzUsuń