Przeleciała
wczoraj przez media informacja, że „447 intelektualistów, artystów,
dziennikarzy i polityków” wystosowało list otwarty wzywający wszystkie
ugrupowania opozycyjne do stworzenia wspólnej listy wyborczej, co daje jedyną
szanse na pokonanie w nadchodzących wyborach Zjednoczonej Prawicy. Wspomniana informacja pojawiła się i niemal
natychmiast rozpłynęła we mgle setek innych mniej lub bardziej istotnych
doniesień, a ja sobie pomyślałem, że jeśli po tamtej stronie dochodzi już do takiej
desperacji, która zmusza tych ludzi by się odwoływać do dawno już wyszydzonej
metody „listu intelektualistów” to znaczy, że cała ta ich gadka o tym, że już
za rok Kaczyński, Morawiecki i Duda zostaną zakuci w kajdany i wrzuceni do lochów,
jest funta kłaków warta... i że oni sami to bardzo dobrze wiedzą.
Czemu tak? Otóż powód jest zawsze ten
sam. Otóż ile razy oni wystosowują ów „list intelektualistów” tyle samo razy
pokazują, jak fatalnie małe mają zasoby. W minionych czasach być może bywało
lepiej, ale dziś mamy 447 osób, które zostały albo namówione, ale zmuszone, do
złożenia swojego podpisu i kogo tam mamy? Cytuję:
„prof.
Leszek Balcerowicz; dziennikarz Seweryn Blumsztajn; b. szef ABW, gen. Krzysztof
Bondaryk; b. szef KRRiT Jan Dworak; satyryk, opozycjonista w czasach PRL Jacek
Fedorowicz; opozycjonista w PRL Władysław Frasyniuk; historyk prof. Andrzej
Friszke, pisarz Józef Hen, reżyserka Agnieszka Holland; opozycjonistka i
więźniarka polityczna PRL Ewa Hołuszko; aktorka Krystyna Janda; aktorka Maja
Komorowska; b. poseł Krzysztof Janik; b. poseł i b. minister Ryszard Kalisz; b.
poseł Krzysztof Król; socjolog, prof. UW Ireneusz Krzemiński; b. minister
Waldemar Kuczyński; aktor Olgierd Łukaszewicz; reżyser Krzysztof Materna”.
20
osób? Chyba nawet nie tyle. Dwadzieścia rozpoznawalnych tu i ódzie osób formułujących publiczny apel by jebać PiS?
Możliwe. A co z resztą? Diabli wiedzą. Jak sądzę, są to przede wszystkim znajomi
znajomych, najczęściej pracownicy naukowi licznych uniwersytetów, plus
ewentualnie Zbigniew Hołdys, którego, o ile się orientuję, w informacjach
medialnych nie uwzględniono, i Lech Wałesa, który aktualnie odkuwa się
finansowo w Stanach Zjednoczonych. I to jest ów ruch, który w sytuacji gdy, jak
słyszymy od rana do wieczora niamal każdego dnia, Jarosław Kaczyński wraz za
swoim politycznym projektem powoli zdycha, zwołuje ostatnie już chyba pospolite
ruszenie.
Czytam informację na temat tego apelu, a
tam, nie uwierzą Państwo, przede wszystkim tytuł „Będzie nas 10 milionów”, a
dalej:
„Polska
pod rządami prawicy została całkowicie zdewastowana zarówno w wymiarze
gospodarczym, systemowym, jak duchowym, a także stała się zakładnikiem czy
wręcz własnością jednej formacji politycznej i ideologicznej. Stąd konieczna
jest wielka zmiana. Do tego, by móc przeprowadzić niezbędne reformy zaczynając
od odbudowy porządku prawnego, po stworzenie silnej, odpartyjnionej gospodarki,
potrzebna jest jedna lista wyborcza. Jest politycznym i moralnym nakazem, by
partie opozycyjne zdołały ową wspólną listę wyborczą powołać i odnieść
zdecydowane zwycięstwo nad PiS. To zwycięstwo jest z pewnością możliwe.
Jednolity blok wymaga jeszcze jednego: ruchu obywatelskiego, wsparcia licznych,
niezależnych środowisk zawodowych, społecznych. Władza musi wrócić do ludzi i
stać się dla nich przejrzysta. Program powstanie i będzie wiarygodny, gdy będą
stać za nimi realne społeczne siły, doświadczenia zawodowe i intelektualne
wielu poważnych grup społecznych oraz opinia publiczna. Tym bardziej
oczekiwane, im bardziej autokratyczna i antyobywatelska władza buduje się na
naszej bezsilności i frustracji" - uważają sygnatariusze. W ten sposób
myśli wiele Polek i Polaków. Wzywamy wszystkich do wzajemnego porozumienia,
wspólnej listy wyborczej partii demokratycznych, do tworzenia ruchu
obywatelskiego tak, jak to było przy tworzeniu Sierpniowej Solidarności”.
To jest oczywiście tylko odpowiednio
skrócony fragment znacznie większej całości, ale on robi takie wrażenie, że nie
znalazłem sposobu, by się nie zastanowić, kto tak naprawdę zainicjował cały ten geszeft, no i być może był też autorem całości. I oto, proszę sobie wyobrazić,
jak się dowiaduję, za tym wygłupem stoi nie kto inny jak największy
intelektualista z nich wszystkich, znany nam skądinąd, Paweł Śpiewak, profesor
oczywiście.
W tej sytuacji zatem, chciałbym tu powrócić
do czegoś, co stanowi dla mnie od lat swego rodzaju obsesję, a mianowicie
kompletnie zlekceważona przez nasz polityczno-medialny świat, wypowiedź tego
samego, wspomnianego przed momentem prof. Pawła Śpiewaka, poczyniona przez
niego w obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych roku 2011 – które, jak
pamiętamy, wygrała jeszcze Platforma Obywatelska, skazując Polskę na kolejne
cztery lata najstraszniejszych cierpień – gdzie ów mędrzec, zwiastując kolejne
zwycięstwo Donalda Tuska i jego ferajny, oświadczył co następuje:
„Jeśli PO
wygra jesienne wybory, to ma wszystko: parlament, rząd, prezydenta, swój
Trybunał Konstytucyjny, rzecznika praw obywatelskich, wkrótce IPN. Ma
telewizje, radia, swoje media. Będą mieli pod kontrolą wszystko, łącznie ze
sportem. [...] Ja się tego nie boję, bo nie bardzo wierzę w
despotyczne skłonności PO. Pocieszam się, że to byłby raczej miękki reżim.
Dziennikarze będą się bali mocniej zaatakować Platformę, niezależni eksperci
nie będą się tak wyrywać do krytykowania rządu, sędziowie będą brali pod uwagę
to co powie prezydent Komorowski. Wszyscy będą wiedzieć, że z nimi trzeba się
liczyć.[…] Ale będzie to wszystko jakieś miękkie, da się to przeżyć”.
Jebać was ruskie kurwy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.