niedziela, 13 lipca 2014

Czy poseł Szejnfeld je świeczki?

Nie wiem, ilu czytelników tego bloga ma dzieci, które potrafią się samodzielnie i dobrowolnie angażować w sprawy publiczne, ja jednak mam, i oto wczoraj syn mój przyszedł do mnie z informacją, że tuż po zakończeniu meczu Holandia-Brazylia, polityk Platformy Obywatelskiej Adam Szejnfeld na swoim twitterowskim profilu poinformował: „No to mamy finał Niemcy-Holendia”. Dosłownie.
Ja już tu miałem parę razy okazję komentować kwestię owego Twittera i oczywistego obłąkania, z jakim cały szereg publicznych osób potrzebuje od rana do wieczora zapisywać tam każdą swoją myśl, i przyznaję, że rozwiązanie tej akurat zagadki wciąż pozostaje poza moimi możliwościami. Ile razy gdziekolwiek słyszę, lub widzę, jak któryś z nich znów „zaćwierkał”, mam nieustanne wrażenie, że tu mamy do czynienia z oczywistym i jednoznacznym uzależnieniem. A zatem, jeśli jest tak, że każdy z nich, czy to Sikorski, czy Szejnfeld czy nawet ruski minister Ławrow kilkanaście razy dziennie czują przymus, by się na owym Twitterze zaprezentować w sprawie dowolnej, to robią to na dokładnie na takiej samej zasadzie, jak to się dzieje w przypadku człowieka, który musi sobie zapalić, bo inaczej oszaleje. A z kolei media, z jakiegoś niewytłumaczalnego dla mnie powodu, każdy ten wybryk muszą, nawet jeśli nie skomentować, to przynajmniej o nim poinformować – choćby na zasadzie ilustracji. A zatem – nałóg?
I mamy dziś posła Szejnfelda, który właśnie obejrzał mecz o trzecie miejsce między przegraną Brazylią i pokonaną przez Argentynę Holandią, zobaczył, że Holandia wygrała 3-0, uznał, że oto Holandia awansowała do finału, gdzie grać będzie z Niemcami, włączył laptopa, zalogował się na Twitterze i napisał to niezwykłe zdanie: „No to mamy finał Niemcy-Holendia”.
I niech nikt nie myśli, że ja się tu nabijam z Szejnfelda, że on uważa, że ów mały wielki europejski kraj nazywa się „Holendia”. Oczywiście, że nie. Tu Szejnfeldowi po prostu palec się poślizgnął, albo – co oczywiście bardziej prawdopodobne – przy sobocie zapił. Nie chodzi mi też tak naprawdę o to, że on oglądał ten mecz, będąc w przekonaniu, że to jest mecz półfinałowy. W końcu, nie każdy musi się znać na sporcie i nie każdy też musi tak bardzo dokładnie śledzić historię tych akurat mistrzostw. Moja ciocia ze wsi na przykład nie wie, że w ogóle mają miejsce jakieś mistrzostwa, a władze Północnej Korei, jak słyszę, oficjalnie informują swoje społeczeństwo, że ich drużyna narodowa odnosi na wspomnianych mistrzostwach sukcesy. Szejnfeld zatem może być jak moja ciocia, albo koreański reżim. Powiem więcej. Tu nawet nie chodzi o to, że Szejnfeld, wyśmiany przez internautów z powodu swojej omyłki, zachował pokerową twarz i oświadczył, że wszyscy ci co go krytykują nie mają za grosz poczucia humoru, bo on tylko sobie robił takie jaja. Ja do dziś pamiętam, jak przed wielu, wielu laty Marek Gaszyński, występując, jako ekspert w teleturnieju „Wielka Gra”, zadał jednemu z uczestników pytanie, który z gitarzystów zespołu The Beatles, George Harrison, czy John Lennon, był leworęczny, a następnie się tłumaczył, że on chciał tylko zadać podchwytliwe pytanie. Rzecz polega na czyś kompletnie innym, a mianowicie na owym obłąkanym „ćwierkaniu” i pytaniu bez odpowiedzi: czemu oni to robią? Czemu oni uważają, że muszą tam nieustannie czuwać i zapisywać każdą swoją myśl. Mało tego. Czemu ta dziwna aktywność stała się nagle częścią naszego życia, tak jak galerie handlowe, czy codzienne debatowanie na temat zła, jakie Polsce czyni Jarosław Kaczyński lub Donald Tusk i jest w ten sposób traktowana przez popularną kulturę? Jak element nowej cywilizacji.
Jest sobotni wieczór, poseł Szejnfeld właśnie skończył oglądać mecz i zanim jeszcze poszedł się wysikać, wskoczył na Twittera i wrzucił ten idiotyzm. Bezmyślnie, bezrefleksyjnie, instynktownie, jak zwierzę. I czemu? Po co? Czy on chciał w ten sposób coś zademonstrować, coś potwierdzić, czymś nam zaimponować? A może oni tam mają taką umowę, że kto nie twittuje, to frajer? No ale znowu, skąd taka myśl?
Część z nas pewnie zauważyła, że w Salonie24 udziela się człowiek nazwiskiem Leszek Budrewicz, jak sam się przedstawia „dziennikarz, pisarz, poeta, wykładowca akademicki, działacz struktur podziemnych ‘Solidarności’, w młodości wicemistrz Polski w piłce wodnej. Laureat nagrody miesięcznika ‘Odra’ za reportaż o powodzi we Wrocławiu w 1997 roku”, i przy okazji brazylijskich mistrzostw wstawia kilkanaście notek dziennie o takiej mniej więcej treści: „Mundial; aa razie czas dla ukladu Niemcy – USA. Portugalia strzelia na razei jedna bramke fajnje Ghanie, w meczu drugim obawy: czy sie nie umowili?”, ewentualnie „Algieria do przerwy trzy strzelila – Korei. Trzy bledy w obrnie (jedjen bramkarza) i z wyrwonanego meczzu sie zrobila egzelucja...” i dalej w tym stylu; jak mówię – kilkanaście razy dziennie. Czytamy te notki, drapiemy się po głowie, kombinujemy, co to takiego się na naszych oczach wyprawia i dochodzimy do wspólnego wniosku: pijak, wariat, albo jedno i drugie. No ale w tym momencie pojawia się ktoś, kto nam mówi: „No wiesz? Jak możesz? Przecież to dziennikarz, poeta, były mistrz sportu, no a co najważniejsze, działacz i patriota! Tak się nie godzi!”
To może pamiętamy jeszcze tego doktora uniwersytetu, wybitnego specjalistę od literatury staropolskiej, od którego ludzie, widząc jak on podczas mszy rezurekcyjnej, je tę świeczkę, odsuwają się z obrzydzeniem, bojąc się, że on im poda rękę usmarowaną jakimś świństwem, albo że ich choćby dotknie. Jak mówią mi znajomi, on się przechadza po uniwersyteckich korytarzach, śpiewa operowe arie i obmacuje studentki, a ja się zastanawiam, czy on też „ćwierka”? A jeśli tak, to o czym?
No więc kiwamy ze zrozumieniem głową i wracamy do Szejnfelda, wybitnego polityka, byłego ministra, laureata wielu wyróżnień za zasługi dla Polski, i wchodzimy znów na ten Twitter, a tam: „No to mamy finał Niemcy-Holendia” i triumfalny okrzyk: „Ale was bałwany nabrałem!”
Tak, tak: „Because something is happening here and you don’t know what it is, do you, Mr Jones?

Wszystkich serdecznie proszę o wspieranie nas pod podanym obok numerem konta. Bez tej pomocy nie będzie ani tego bloga, ani nas, ani nic. Dziekuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...