środa, 27 sierpnia 2008

Przepraszam bardzo, ale czy ktoś mi może kazał "wypierdalać"?

Przyznam, że trochę zdopingowany krytycznymi głosami, które znalazły się pod moim poprzednim wpisem, szczególnie ze strony osób, które zawsze uważałem za swoich sojuszników, postanowiłem zajrzeć do wieczornego programu telewizji TVN24 i ewentualnie zweryfikować swoje poglądy na temat bojkotu i utrącania tego bojkotu przez prawicowych polityków, kiedyś w PiS-ie, obecnie już poza. Akurat dziś w studio TVN24 nie pojawił się ani Artur Zawisza, ani Marek Jurek, a tym bardziej Jerzy R. Nowak, ale za to do starcia z Olejniczakiem i Stefanem Niesiołowskim, Mariusz Walter, czy kto tam się tym zajmuje, desygnował Jarosława Sellina.
Wszystko odbywało się dokładnie tak, jak to bywało w ciągu poprzednich wielu, wielu miesięcy, czyli Stefan Niesiołowski jeździł po Prezydencie, tak jak tylko on potrafi, Olejniczak potwierdził wszystko, co wcześniej przedstawił Niesiołowski, tyle, że jeszcze dodał swoje trzy grosze na temat Platformy i Donalda Tuska, a Jarosław Sellin w tej interesującej wymianie poglądów dopełnił tak zwanego parytetu, o którym też już pisałem. Niestety nie mogę nic więcej powiedzieć na temat tego, co tam się między panami działo, bo – szczerze powiem – dalej już nie oglądałem, tylko siadłem do komputera i zacząłem pisać ten oto tekst. Nie sądzę jednak, żebym przegapił jakieś szczególne momenty, które pomogłyby mi przemyśleć na nowo moje dotychczasowe poglądy.
Teraz jednym uchem słyszę z za ściany miękki głos Ujazdowskiego na przemian z szorstkim, męskim tonem Leszka Millera, i też wydaje mi się, że co mam wiedzieć, to już i tak wiem. Czego więc nie przegapiłem? Tego mianowicie, że w studio TVN24 propagandową ofertę stacji pomagali realizować ważny działacz SLD, bardzo ważny polityk rządzącej partii... i pewien pan poseł, reprezentujący w tym wypadku głównie siebie i swojego niezłomnego ducha. Oto układ sił, oraz stojący za tym układ argumentów, z jakim mieliśmy do czynienia akurat dzisiejszego wieczora.
Moi uprzejmi polemiści w Salonie twierdzą, że dobrym prawem Sellina i jego wielce honorowych przyjaciół, jest występować ze swoimi poglądami, gdzie dusza zapragnie, i walczyć o swoje polityczne cele na ile tylko potrafią. I tu nie mam absolutnie argumentów. Tak jest – Jarosław Sellin robi, co chce, a jego sędzią będzie tylko jego sumienie i jego ewentualny polityczny sukces. Ewentualnie porażka. Choć, tak już zupełnie na marginesie sądzę, że Jarosław Sellin akurat nie poniesie porażki. Tacy jak on zawsze wygrywają. Na tej samej jednak zasadzie, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń i pretensji do postępowania właścicieli TVN-u. Robią, co chcą. Mają takie plany, jakie im pasują. I realizują je dokładnie według swoich własnych kalkulacji. Trudno im w tym przeszkadzać. Trudno im się dziwić. I trudno się tu akurat w jakikolwiek sposób mądrzyć. Oni też zresztą zawsze wygrywają.
Po co więc piszę ten tekst? Oczywiście powód jest zawsze ten sam. Człowieka coś gryzie, więc pisze z nadzieją, że ktoś inny to przeczyta i być może go wesprze w jego emocjach, czy to radosnych, czy może czasami bardziej refleksyjnych. Ewentualnie go poprawi w błędzie. Ale dziś mam jeszcze jeden powód, a właściwie dwa. Parę dni temu odbył się festiwal w Sopocie, na którym – według doniesień – Szymon Majewski wypatrzył wśród publiczności posła Jacka Kurskiego i wezwał swoich fanów do wyszydzenia polityka PiS. Według tych samych relacji, przynajmniej znaczna część publiczności podjęła wezwanie ważnego tefauenowskiego pajaca i wygwizdała Kurskiego. Domyślam się jednak, że na publiczności musiała siedzieć również pewna część zwolenników Prawa i Sprawiedliwości i oni musieli poczuć pewien dyskomfort. Oni musieli tam być. Nawet jeśli założyć, że z jakiegoś powodu na imprezach typu Sopot Festival znajduje się znaczna nadreprezentacja ludzi, którzy nienawidzą Jacka Kurskiego, to nie ulega wątpliwości, że jakaś polityczna i kulturowa przede wszystkim mniejszość też tam była. Sam Jacek Kurski, na przykład, przyznał, że on bardzo zawsze lubił zespół Modern Talking. Chodzi o to, że tych kilkunastu być może tylko ludzi, dla których Jacek Kurski pozostaje po prostu miłym, inteligentnym i sympatycznym panem z polityki, kupili bilety, przyszli na koncert po to, żeby miło spędzić wieczór, mieli pewnie jakieś tam związane z tym wydarzeniem oczekiwania i nadzieję i w pewnym momencie, na życzenie przedstawiciela telewizji TVN, czyli organizatora festiwalu, zostali wraz z Jackiem Kurskim wybuczeni.
Jakie można mieć w tym momencie refleksje? Różne. Ja mam swoje. Wy, Moi Drodzy, macie pewnie swoje. Ale jest jeszcze jedna historia, na temat podobny. Niedawno, czytałem w Rzeczpospolitej, że artysta popularny Maciej Maleńczuk, podczas jednego ze swoich występów zawołał do zgromadzonej publiczności, domyślam się, głównie ludzi, którzy zapłacili za bilety, bo lubią piosenki Maleńczuka i – podobnie zresztą, jak publiczność sopocka – chcieli spędzić miły wieczór, żeby ci, którzy głosowali na PiS „wypierdalali”.
Nie wiem, ilu z tych, którzy lubią Maleńczuka, jako artystę – ja na przykład bardzo lubię – akurat na sali było i nie wiem też, czy Maleńczuk planował tym osobom, które wyprosił z sali zwrócić za bilety. Myślę jednak, że ani Szymon Majewski, ani Maciej Maleńczuk w ogóle nie patrzą na ten problem, jako na problem. Oni, reprezentując wyłącznie swoje osobiste emocje – bo nawet niekoniecznie emocje cudze – je sobie swobodnie wyrażają, raz dlatego, że im wolno, a dwa, że im wolno szczególnie. Dlaczego im wolno szczególnie? Dlatego mianowicie, że oni tymi swoimi emocjami wyrażają nadzieje i pragnienia tej części społeczeństwa, która wypełnia całą popularną domenę i dla której to wszystko, co w kulturze popularnej się dzieje, dzieje się właśnie dla nich. I tam nie ma miejsca ani dla mnie, ani dla Piotra Strzembosza, ani dla Maryli, ani dla Pawła Milcarka, czy Jana Pospieszalskiego, ani dla wielu, wielu innych osób, którzy po prostu mają zniknąć.
I teraz, proszę mi pozwolić, że określę stan tej rozgrywki, a przy okazji spróbuję przestawić faktycznego - a nie urojonego - wroga. Z jednej strony jest Szymon Majewski, a z drugiej Jacek Kurski. Z jednej Jarosław Sellin, a z drugiej Stefan Niesiołowski. Z jednej Maciej Maleńczuk – z drugiej jestem ja. Niestety mam jeszcze jedną parę. Z jednej strony jest Jarosław Kaczyński, a po przeciwnej stronie Marek Jurek. Dlaczego ta ostatnia potyczka martwi mnie szczególnie? Dlatego, że – i proszę się na mnie nie gniewać – jestem pełen obaw, że doprowadził do niej Marek Jurek w głębokim przekonaniu, że tak mu rozkazał Duch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...