czwartek, 21 grudnia 2023

Koalicja Ośmiu Serc na zjeżdżalni

 

      Włączyłem sobie wczoraj na ułamek chwili telewizję TVN24 i tak się złożyło, że zaczynał się właśnie skrót wiadomości. Któryś z pracowników stacji zaczął przekaz w następujący sposób: „Dziś, 20 grudnia 2023 roku skończył się w Polsce hejt. Przed siedzibą TVP pojawili się politycy PiS-u, by bronić tuby propagandowej swojej partii”. Słyszałem to na własne uszy. Tak było. W taki właśnie sposób stacja poinformowała o wydarzeniu dnia. A ja sobie pomyślałem, że tym oto sposobem wspomniane niedawno przez posłankę Leszczynę, z charakterystycznym dla niej wdziękiem, „imparszjaliti” osiągnęło ostateczny triumf.

      Wróciłem do oglądania Polsatu i tam z kolei pokazano mi to co się wydarzyło dokładnie o godzinie 11. TVP Info nadawała swój codzienny program, ludzie w swoich domach siedzieli sobie przed telewizorami i pochłaniali jak co dzień informacje dnia, gdy nagle obraz się najpierw wykrzywił, zamrugał i sygnał zniknął, by w następnym momencie zostać zastąpiony przez program TVP1, i tu znów mogłem podziwiać owo „imparszjaliti” w pełnej krasie.

       Kiedy piszę ten tekst, kończy się ten nieprawdopodobny kompletnie dzień i zachodzę w głowę, co się wydarzy jutro, pojutrze, i w kolejnych dniach, może tygodniach, czy miesiącach. I choć nie przychodzi mi do głowy nic ani szczególnie mądrego, ani choćby oryginalnego, to jedno wiem na pewno. To mianowicie, że coś bardzo podobnego, choć może nie aż o takiej intensywności, miało miejsce już parokrotnie wcześniej. I wbrew pozorom nie chodzi mi o pamiętną noc i poranek 13 grudnia 1981, do czego dziś wszyscy, swoją drogą bardzo słusznie, wracamy, ale o lata znacznie późniejsze. Mam na myśli czerwiec roku 1992 i kolejne miesiące, a później jesień roku 2007, kiedy to po dwóch ciężkich latach koalicyjnych rządów Prawa i Sprawiedliwości, LPR-u i Samoobrony, swoją upiorną twarz pokazała tak zwana „miłość”, by nie dać nam spokoju przez kolejne osiem lat. Od roku 2007, a tym bardziej od niesławnego „Lewego Czerwcowego”, upłynęło wystarczająco dużo czasu, by wielu z nas, zwłaszcza tych, którzy dziś mają 30 czy 40 lat, a niekiedy nawet i więcej, patrząc na to co się właśnie wydarzyło, uznało że oto właśnie skończył się świat jaki znali. A ja piszę ten tekst po tak okropnie długiej przerwie głównie po to, by im powiedzieć – a mam tu również na myśli moje dzieci, które są dziś w autentycznej rozpaczy i takim samym przerażeniu – że nie dzieje się nic aż tak szczególnego, jak im się może wydawać. Oczywiście, tego że w ciągu jednego dnia, bez słowa ostrzeżenia, z minuty na minutę, władza złamała wszelkie możliwe przepisy prawa, włącznie z zapisami Konstytucji, wyłączając ludziom w milionach domów sygnał telewizyjny, wyrokiem reżimowego sądu skazując na wieloletnie więzienie opozycyjnych polityków i wyrzucając z pracy legalnie zatrudnionych ludzi, nie widzieliśmy od czasu Stanu Wojennego, niemniej, jak mówię, ten rodzaj zimnej agresji, przemocy i nienawiści, udekorowanej bezczelnymi frazesami o demokracji, sprawiedliwości, przywracaniu normalności i nowych czasach niepokonanej miłości, mieliśmy okazję obserwować już wcześniej. I choć, jak mówię, intensywność z jaką owa miłość jest egzekwowana robi wrażenie, to jest parę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę i spróbować je docenić.

       Przede wszystkim, póki co nie mamy do czynienia z serią politycznych zabójstw, czego przykłady możemy bez większego wysiłku przywołać z lat 1990. Siła i polityczna pozycja jaką się cieszy dziś Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie wielokrotnie przewyższa to, na co mogliśmy liczyć w latach poprzednich. A samo już to sprawia, że psychiczny i towarzyski terror, jakiemu tylu z nas było poddawanych przez lata, niemal każdego dnia, w domu, w pracy, w szkole i na ulicy, już się nie ma szansy powtórzyć. Mimo ogromnego ciosu, jaki został zadany Polskiej Telewizji, ludzie wciąż mają dostęp do informacji, czy to dzięki mediom społecznym, czy to prasie regionalnej, czy to nawet jakiejś, szczątkowej, bo szczątkowej, ale jednak niezależności Polsatu. No i jeszcze coś. O ile informacyjna siła Telewizji Polskiej w roku 2006 i w latach kolejnych była tak fatalnie słaba, że jej faktyczna utrata po ostatecznej zmianie władzy, nie wywarła na nas większego wrażenia, to dziś miliony Polaków nie pozwolą sobie na to by tak łatwo zapomnieć o tym, czym owa telewizja była dla nich przez osiem minionych lat. I niech źli ludzie się nie łudzą i głupio nie cieszą: to że w protestach, jakie są organizowane w całej Polsce przed lokalnymi siedzibami TVP bierze udział tak mało osób, w żaden sposób nie świadczy o tym, że owe miliony za swoją telewizją nie będą tęsknić tak długo, aż ona do nich prędzej czy później wróci. No i znów, pamiętajmy też, że jest nas osiem, dziesięć, może więcej, a w niedługiej przyszłości kto wie, czy nie jeszcze więcej milionów; ludzi którzy nie zapomną tych lat prawdziwej wolności i dobrego życia i już nigdy nie dadzą się przestraszyć, jak to bywało tyle razy wcześniej.

      I niech się nam też nie wydaje, że na upadek tego zła będziemy musieli czekać choćby ułamek tego czasu, któryśmy już zdążyli parokrotnie przecierpieć. Koalicja ośmiu serduszek zdechnie szybciej niż nam się zdaje.

 


1 komentarz:

  1. Bardzo Ci dziękuję i nie może być inaczej. Jak chodzi o mnie, polecam streaming TV Republika.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...