niedziela, 16 lipca 2023

Gdy wieje wiatr historii


      Był rok 1989, komuniści podjęli kroki na rzecz sprywatyzowania Polski i jednocześnie została podjęta pierwsza próba skolonizowania polityki w taki sposób, by władzę w Kraju na najbliższe sto, a może i więcej, lat objęli jego nowi właściciele. Jacy szatani stali na samym początku tego strasznego planu, ale możemy się domyslać, że nie mówili oni ani po polsku, ani po rosyjsku, ani chyba nawet po niemiecku.  I oto w maju 1990 ową straszną inicjatywę zablokował jeden skromny człowiek, Jarosław Kaczyński.

      Jak mówię, trudno jest bardzo ustalić, kto był głównym autorem owego planu, czy choćby jaką nazwę nosił ów współczesny Grupenfuhrer, ale też nie wiemy jak poważnie był traktowany ów plan zmiany światowego porządku, obserwując jednak to w jaki sposób, z jakim rozmachem i determinacją urochomiono kampanię nienawiści wobec tego jednego wspomnianego wcześniej człowiek. Pamiętam tamten czas bardzo dobrze i pamiętam nadzwyczaj skuteczny profesjonalizm akcji stworzenia z Jarosława Kaczyńskiego potwora na miarę Adolfa Hitlera, Józefa Stalina, czy Kim Ir Sena. To nie były jeszcze czasy gdy firmy pijarowskie rządziły umysłami tłumów, Internet nie istniał, nowe media były zaledwie w budowie, "Gazeta Wyborcza" to było zaledwie kilka smutnych stron, a o TVN-ie czy Onecie jeszcze nawet nikt chyba nie myślał. A mimo to pamiętam, jak marzenie o tym by zobaczyć Jarosława Kaczyńskiego na szubienicy, było marzeniem wielu. Nie Urbana, nie Kiszczaka, nie Jaruzelskiego - jego.

      Pamiętam tamten rok i lata następne, ale również pamiętam jak władzę w Kraju odzyskali starzy komuniści, i to w stylu imponującym, samodzielnie, bez udziału swoich dawnych sojuszników, a Jarosław Kaczyński i jego brat Lech opuścili polityczną scenę, wydawałoby się na dobre. Ale pamiętam też jak przyszło nowe tysiąclecie i wrócił pomysł powrotu do planu stworzenia permanentnych rządów partii już nie o nazwie "Solidarność", ale POPiS, no i ostatecznego "odstrzelenia" zdrajców z dawnego PZPR.

      I tu znów nie mam pojęcia, kto w pierwszej kolejności podjął decyzję o tym że neo-komuna już nigdy nie przekroczy w wyborach poziomu 10 procent, ale nie mam wątpliwości, że tzw. Afera Rywina stanowiła zagranie mistrzowskie. Powołano więc do życia partię o nazwie Platforma Obywatelska, na kolejnego po Aleksandrze Kwaśniewskim prezydentem wyznaczono Donalda Tuska, kolejnym premierem obwołano Jana Marię Rokitę... i tu znów pojawili się Jarosław i Lech Kaczyński i cały plan wziął w łeb. 

      Tym razem, z trzema silnymi ośrodkami antypolskiej propagandy, czyli TVN-em, "Gazetą Wyborczą", Onetem, lokalnymi mediami, oraz popkulturą niszczenie wizerunku osiągnęło apogeum najpierw w postaci najpierw obalenia koalicyjnego rządu, następnie zabójstwa urzędującego prezydenta i zastąpieniu go, dzięki misternej wyborczej prowokacji, rosyjską marionetką.

       Od roku 2015 mija już osiem lat, Polska ma silny i nadzwyczaj sprawny rząd, niemiecko-rosyjska agentura, która przez tyle lat kontrolowała i niszczyła Polskę życie publiczne wydaje się być pozbawiona zębów. Wsciekłość z jaką jest atakowany Jarosław Kaczyński, choć ani trochę mniejsza od tego, czego on, a my solidarnie wraz z nim doświadczamy, wydaje się być już wyłącznie echem dawnych intryg. Wróciliśmy właśnie z tygodniowego pobytu nad polskim morzem. Wśród tłumów jakie przez te wszystkie dni mijałem nie zauważyłem ani jednej koszulki z antyrządowym hasłem, nie usłyszałem ani jednej rozmowy, gdzie ktokolwiek by narzekał na rząd. Ani jednej. 

        Wczoraj jechałem taksówką i proszę sobie wyobrazić, że w pewnym momencie kierowca, około 30-letni człowiek, niczym przez nas niesprowokowany, komentując te nasze upały, powiedział że są ludzie, którzy, gdy im się powie, że leje i jest zimno, założą ciepłe ubrania i rozłożą parasole, a o Jarosławie Kaczyńskim powiedział "Pan Jarosław". 

         Idzie wiatr.



2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...